Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2010, 21:11   #211
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie maszerowała przez wymarłe elfie miasto. Upiorne wizje okrucieństw popełnionych przez poddanych Keliany próbowała wypierać ze swego umysłu szepcząc w kółko modlitwy do Helma - z marnym jednak skutkiem. Po twarzach towarzyszy widziała, że i oni są świadkami dawnych zbrodni. Przeszło jej przez myśl, że bagnisko to stało się wiernym odbiciem czynów swoich dawnych mieszkańców. Dzięki Helmowi jednak wizje skończyły się wraz z przejściem przez ohydne wrota zamku. Wojowniczka nie miała nawet czasu ulitować się nad śmiercią zrozpaczonego ojca, gdyż wypowiedź ducha zajęła całą jej uwagę. W skupieniu słuchała pytań i życzeń towarzyszy. Miała wrażenie, że cała ta zabawa była w jakiś sposób... pułapka? Zajęciem ich cennego czasu? Podstępem? Z jednej strony otrzymywali szczegółowe informacje o sytuacji w mieście - z drugiej jednak miała wrażenie, że wszystkie zostały w jakiś sposób zmarnowane. No, może oprócz schodów. Nie była jednak w nastroju do krytyki - czuła pustkę w głowie i żadne sensowne pytanie czy życzenie nie przychodziło jej na myśl.
- Masz jakiś pomysł? - nachyliła się do Drucilli.
- Niech tu sprowadzi wygódkę. Coś za dużo wypiłam - odparła gnomka. Typowe. Ale irytacja na kapłankę przynajmniej dodała Sabrie energii. Odetchnęła głęboko i rzekła:
- Keliano, czy możesz przetransportować do nas pierścień i statuę, żebyśmy mogli je od zaraz zapieczętować?
- Nie mogę tego uczynić, pierścień i statua są pod jego wpływem.- odparła Keliana z lekkim smutkiem w głosie.- Poproś o coś innego.
- O wygódkę, o wygódkę.
- zamruczała Dru stając za Sabrie, która z kolei miała ochotę ją kopnąć. Ale niefrasobliwość Dru w jakiś sposób koiła zszargane tym miejscem nerwy i, lekko bo lekko, ale rozładowywała napięcie. Złość na kapłankę pozostawała, ale jako doraźne uczucie przykrywała wywoływany zamkiem strach. No i miała kolejną szansę...
- Jakiego więc sposobu użyć by pokonać tego, który próbuje przyzwać demona i żeby zniszczyć kamień by nikt nigdy więcej go nie użył? - spytała.
- Kamienia nie można zniszczyć w żaden sposób. Mój ukochany próbował wiele razy, bez skutku. Można jedynie zapieczętować pierścieniem. Co do tego, który go przyzywa, to dopadnijcie go jak najszybciej. Jest magiem i nie potrafi walczyć wręcz. A strzeżcie się stworów, które przyzwie na pomoc.- rzekła Keliana
- Że mamy go szybko dopaść to wiemy, choć dziękujemy za ostrzeżenie o przyzywanych potworach. Ale pytałam w jaki sposób najlepiej się z nim rozprawić - sprecyzowała Sabrie, biorąc przykład z dokładności Teu.

Elfka spojrzała na wojowniczkę. - Nie chroni go na tyle potężna moc, by miecz jej nie podołał, wojowniczko. Nie powinniście mieć z nim problemów, o ile nie dacie mu czarować. Poza tym, panicznie boi się ślimaków. Możecie ten fakt wykorzystać przeciw niemu.

Ślimaki?! Patrząc na to, co żyło w pobliskich błotach ślimaki były ostatnimi ze stworzeń, które mogły nagle pojawić się na dziedzińcu (a co gorsza: na pierwszym piętrze). Co za noc... Wojowniczka wyciągnęła miecz, poprawiła na ramieniu tarczę i rzekła:
- Panowie magowie: ślimaki w dłoń i ruszamy! - zrobiła kilka kroków w stronę schodów, po czym ostatni raz odwróciła się do Keliany. - Czy zgodnie z życzeniem Lilawandera pomożesz nam w walce, o pani?

- Już pomogłam. - odparła kobieta i, przesunąwszy dłonią nad świecami, dodała - Kolejne odpowiedzi i prośby będą kosztować życie kogoś z was. Jesteście gotowi na takie poświęcenie? Raczej nie.

"Upier...", zaczęła myśleć Sabrie, po czym przypomniała sobie los karczmarza i uznała, że lepiej nie myśleć. Ciało mężczyzny nie zdążyło jeszcze wystygnąć, i - choć Keliana potrzebowała ich do zapieczętowania kamienia - Sabrie uznała, że lepiej nie drażnić ducha. Zapewne tylko Drucilli takie wyskoki uchodziły na sucho - w końcu miała w nich wprawę.
 
Sayane jest offline  
Stary 06-03-2010, 21:35   #212
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gdy „opadł bitewny kurz” można było zająć się sprzątaniem całej „pobojowiska”. Walka choć krótka była na tyle zaciekła i widowiskowa, że przerażeni wieśniacy obserwowali ją z ukrycia i nie podchodzili, nawet po jej zakończeniu. Co mądrzejsi posłali szybko biegającego chłopaka do druida Keldara, lecz ten akurat nie przebywał w świątyni, więc młodzieniaszek pognał dalej. Sołtys był bliżej, ale cóż... niespecjalnie miał ochotę wygarnąć kapłanowi i magini prawdę. Wszak to oni, bez powodu zaatakowali trójkę podróżników. Malcer jednak nie zamierzał iść do karczmy sam, a i wsparcie wideł kilku z najodważniejszych a zarazem najgłupszych wieśniaków w tej wędrówce było małą motywacją do takich czynów. Popisywanie się władzą przed rozwścieczonym babsztylem, nie jest najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, gdy ten babsztyl może mieć jeszcze jedną błyskawicę w rękawie. Nie... sołtys zdecydowanie wolał poczekać na Keldara.

Zaś w karczmie... Kastus z zatroskanym spojrzeniem przyglądał się Sylphii, sam zresztą też czuł piekący ból w boku po oberwaniu Ostrzem Czaszki, splugawionym magicznym mieczem oznakowanym symbolem Cyrica.
- Najpierw ty...ona dość mocno oberwała. Jeszcze przez jakiś czas nie będzie groźna.- rzekł w końcu i zabrał dwie butelki z jabłecznikiem i postawił obok Sylphii.
Łyknął z butelki po czym podał kobiecie.- Pij i nie marudź... Przyda ci się trochę znieczulenia. Nie czas na zabawę z kielichami.
Magini coś pomarudziła pod nosem, po czym wypiła. Osłabiona z utraty krwi i na wpół ogłuszona pulsującym bólem barku niespecjalnie mogła się kłócić.
Kapłan położył prawą dłoń piersi magini i lekko zacisnął, drugą chwycił za rękojeść. A Sylphia mruknęła.- Wykorzystujesz okazję chutliwy lubieżniku.
- Bez przesady... aż tak zdesperowany nie jestem.-
obruszył się kapłan.-Lepiej się módl do Mystry, by ten sztylet nie miał zadziorów, bo będę musiał ranę poszerzyć.
Wykonawszy kilka wydechów, rzekł.- Uwaga, wyciągam na trzy. Raz, dwa...
Szarpnął... ostrze wysunęło się dość, gładko, ale ból spowodował, że wzrok Sylphii, uległ zamgleniu. I osunęłaby się na podłogę, gdyby nie to że Kapłan ją złapał w ramiona, upuszczając przy tym sztylet na podłogę.
- Sylphio... wszystko w porządku? Odpowiedz! Sylphio?- zaczął mówić nerwowym głosem Kastus. I magini odpowiedziała, a właściwie bluzgnęła mieszanką przekleństw i obelg, zakańczając ją spoliczkowaniem kapłana. Co Kastus przyjął ze stoickim spokojem. Na koniec jednak Syplhia rzekła cicho.- Przepraszam.
- Naprawdę cię lubię, wiesz? Masz wszystkie zalety Alison, żadnej z jej wad.- rzekł pogodnym tonem kapłan.- Teraz posadzę cię na stole, zdezynfekuję ranę alkoholem, trochę zapiecze, ale jesteś dzielną dziew...eee...kobietą, więc wytrzymasz. A potem cię uleczę z pomocą Gonda.
Co też uczynił, posadziwszy maginię, na stoliku, obmył ranę alkoholem, a potem przyłożył dłoń i wyszeptał modły go Gonda. Choć pieczenie po alkoholu było nieprzyjemne, to sam dotyk wielkiego łapska Kastusa zrekompensował te nieprzyjemności. Leczniczy dotyk był całkiem przyjemny.

Potem Kastus uleczył siebie, i przeszukał nieprzytomną diablicę. Wszystkie znalezione przy niej drobiazgi, wyłożył na stół, by czarodziejka mogła się z nimi zapoznać i zidentyfikować.
Następnie nożem wyjął kulę z barku diablicy... podleczył ją nieco i związał liną.
-Szkoda że nie mamy łańcucha Dru... sznur musi wystarczyć.- westchnął patrząc na pokonaną przeciwniczkę.
A Sylphia w tym czasie zbadała jej ekwipunek. Nie był on zbyt kosztowny: ciemny płaszcz był płaszczem odporności +1, do tego oprócz Ostrza czaszki ozdobionego symbolem Ciryca dochodził jeszcze mistrzowski sztylet, oraz trzy eliksiry, których nie zdołała użyć :eliksir przyspieszenia, eliksir lekkich ran, eliksir niewidzialności.
W tym czasie Kastus przyniósł kolejne trupy do obrabowania. Gnom miał magiczny długi miecz +1 , i mistrzowski sztylet. Miał też eliksiry...ale stłukły się gdy lew magini go zabijał.
Najciekawszy ekwipunek miał półelf. Pomijając magiczny sztylet plus jeden i pięknie zdobiony pierścień ochrony +2 , miała eliksir oddychania pod wodą oraz symbol Umberlee z lazurytu.


Nie miał księgi, co znaczyło że był zaklinaczem. Za to miał zwoje.
Popijając "wino z jabłek" magini sprawdziła je. Jeden to był zwój Przyzwania potwora II, natomiast pozostałe trzy zwoje były zwojami Szepczącego wiatru.
Oboje chwilę debatowali nad tym, do czego mu te zwoje były potrzebne. Po czym kapłan się spytał.- Jak czujesz się zmęczona i chcesz spać, to... w karczmie jest jedno czyste łóżko. Małżeńskie łóżko karczmarza. Sprawdziłem. Nie ma tam robactwa, ani innych niespodzianek. Przesłuchanie możemy odłożyć na później.
-Nie... przesłuchamy ją teraz.-
zaprzeczyła magini.- Długo jeszcze będzie spać? - Ona nie śpi tylko jest nieprzytomna.- rzekł w odpowiedzi Kastus i sięgnął po butelkę jabłecznika ochlapując jej twarz. Kobieta otworzyła oczy rozejrzała się, spróbowała rozerwać więzy. Po czym rzekła.- Kim jesteście i jakim prawem mnie zaatakowaliście?
- To my tu przesłuchujemy. Mów kim jesteś i kto was tu przysłał.-
burknęła magini.
- Jestem Serctina Hazer, najemniczka i awanturniczka. A wynajął mnie ten tam.- skinęła głową w kierunku martwego półelfa. Po czym rzekła złośliwie.- Robiłam za jego ochronę... A wy nas podstępnie zaatakowaliście. Sprytne podejście, przyznaję.
Tymczasem w drziwach pojawił się druid i sołtys. Keldar obrzucił maginię i Kastusa ponurym spojrzeniem, nim krzyknął.- Co tu się na Chaunteę dzieje ?! Ponoć bez powodu zaatakowaliście trójkę podróżników?
- Bo tak było, wezwali dzikie bestie, przyzwali gromy z nieba. Dobrze, że nikt nie zginął... znaczy nikt z wioski.-
wtrącił stojący za druidem sołtys.
- Pomocy?!- krzyknęła płaczliwym głosem Serctina.- To sadystyczni mordercy, których ja i moi towarzysze szukaliśmy. Sami zresztą to wiecie, bo zaatakowali nas bez litości i wahania. Ten tutaj fałszywy kapłan chce mnie zgwałcić, a tamta będzie się temu przyglądać, by potem torturować mnie aż do śmierci. Oni zbiegli władzom Waterdeep, a my mieliśmy ich wytropić. Ratuj mnie starcze, zanim oni zabiją mnie, a potem was !

Tymczasem na bagnach sprawy miały się... niewiele lepiej.
Szkielety niecierpliwiły się, a nieumarły paladyn marudził.- Mówiłem wam, że nic tu nie ma. Nic a nic. To zło ty czysty wymysł wieśniaków.
I mówił to mimo, że tuż przed nim leżał trup karczmarza.
Magia na szczęście działała poprawnie. Przynajmniej magia Lilawandera, który bez problemu stworzył sześć iluzoryczne kopii swej osoby. Drużyna usłyszała ostatnią odpowiedź Keliany i ruszyła po schodach na górę. Przy pomrukach gnomki, która marudziła coś o zaniedbywaniu jej osoby. Szkielety szły na czele, drużyna za nimi. W centrum szedł Teu trzymający lampkę, Vraidem obok niego. Jedynie szkielet Bagnika nie był skory do dalszej wędrówki i został przy trupie karczmarza.

Łatwo sobie wyobrazić było piękno tego zamku, w czasach jego świetności. Po schodach wchodziło się na górę, przechodziło kilkoma strzelistymi łukami, prosto na półkolisty górny dziedziniec który de facto był tarasem pozwalającym podziwiać labirynty wewnętrznego ogrodu zamku. Typowe dla elfów umiłowanie piękna łączyło się ze względami praktycznymi.
Tyle że z tego piękna nic nie zostało. Łuki przypomniały popękane żebra umierającego giganta. A z tarasu rozciągał się widok na ogrody...niestety nie było w tymi nic nich pięknego. Ogrody zmieniły się w jeden wielki wijący się kłąb liści, konarów, korzeni, oczu, macek, żył i paszcz. Jeden gigantyczny roślinno- zwierzęcy twór, wijący się pod tarasem. Olbrzymia istota był na szczęście bezrozumna i jedynie co potrafiła to wydawać z siebie piski. Nie stanowiła chyba zagrożenia. O ile ktoś by nie wpadł do ogrodów. Stwór bowiem wyglądał na głodnego.

Na samym górnym dziedzińcu były trzy posągi. Po lewej i po prawej były posągi mężczyzn.
Na wprost zaś stał posąg kobiety, w której brzuchu tkwił wielki jak niziołcza głowa szafir pulsujący nieregularnie niebieskim światłem. A w samym klejnocie można było dostrzec płonące oczy istoty nie należącej do tego świata.


U podnóża posągu leżała nieprzytomna dziewczyna o ciemnych włosach. I o wymalowanych krwią symbolach na twarzy.

Obok niej stał mężczyzna o jasnych włosach nieobecnym wyrazie twarzy mamroczący coś pod nosem. Teoretycznie mógłby być człowiekiem, gdyby nie to że tułów nie kończył mu się nogami, a skupiskiem macek. I dziwnym "cieniem". Zauważył jednak nowych gości...i z leżącej obok sakwy wyjął dwa jaja.


Stuknął jednym o drugie i obie zawartości wylał przed sobą. I ta jajecznica zapłonęła coraz większym płomieniem, z którego w kilka chwil uformował się... teoretycznie duży żywiołak ognia.



Problem jednak był w tym, że stwór tylko żywiołaka ognia przypominał. Czarny pancerz z na wpół zakrzepłej lawy chroniło ogniste wnętrze bestii, która ruszała w kierunku drużyny.
A i sam mag szykował się do rzucenia kolejnego zaklęcia.
Szkielety stojące przed bohaterami zignorowały obecność maga i przyzwanego potwora. Paladyn będący ich przywódcą, rzekł.- Widzicie? Nie ma tu nic... żadnego zagrożenia. Marnujemy czas na tym bagnie.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o jakąkolwiek użyteczność szkieletów. Wygląda na to, że będą biernymi obserwatorami boju. O ile są w stanie coś zaobserwować.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-03-2010 o 12:18.
abishai jest offline  
Stary 07-03-2010, 12:53   #213
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Szybciej Sabrie szybciej" - elf ponaglał w myślach wojowniczkę i co w pewnym stopniu świadczyło, że na dobre oprzytomniał, zdał sobie w końcu sprawę z realności zagrożenia, ba nie czekał już nawet na pytanie lub prośbę wojowniczki, szybko rzucił zaklęcie i ku własnej uldze odkrył, że powiększyła się liczba Lilawandrów. Gdy Sabie zadała pierwsze pytanie elf pogodził się z jego utratą, ku zdziwieniu odkrył, że Keliana nie tylko na nie odpowiedziała, ale też pozwoliła zadać Sabrie kolejne. " Ciekawe czy będzie musiała za to płacić..." - zastanawiał się przez moment, lecz bez wielkiej chęci poznania odpowiedzi, wiedział, że ta sama nadejdzie. Był prawie pewien, że elfia "królowa" wciągnęła na koniec Sabrie w swą własną gierkę życzeń i pytań...

Lilawander przejął od Teu lampę, widząc jak ten rozgląda się za kimś komu by ją mógł wcisnąć. Zaraz też przewiesił ją sobie przez pas i ruszył w kierunku schodów gdy Sabrie kończyła zadawać kolejne pytanie. Wkrótce wszyscy już szli a właściwie niemal biegli z pośpiechu. Lilawander nie spodziewał się że przeciwnikiem będzie ktoś kto niewiele wspólnego ma już z człowiekiem. Brat maga ze wsi zdawał się nie mieć nóg tylko obleśne korzenie. Elf przez chwilę potraktował to jako wyśmienitą okazję do stworzenia macek, które mogłyby smagać czarodzieja. Jednak widok leżącej u jego stóp nieprzytomnej dziewczyny ostudził jego zamiary. W przeciwieństwie do stwora który swym wewnętrznym ogniem od razu podgrzał atmosferę. Elf nie czekał, wiedział, że jako posiadacz lampy musi jak najszybciej objąć jej zasięgiem maga aby Sabrie czy reszta mogła z nim skutecznie walczyć. Obawiał się, że jako jej posiadacz skupi uwagę maga lub stwora, lecz w chwili obecnej nie on jeden trzymał lampę. Identycznie wyglądających sześciu pozostałych Lilawandrów również kierowało się mniej więcej w stronę maga, choć prawdziwy Lilawander, starał się ominąć z lewej strony magmowego stwora.

- Idźcie powoli naprzód, wróg się czai w zakamarkach!


Rzucił grupce truposzy, mając nadzieję że wystawi ich na pierwszy cel maga lub przyzwanego stwora. Co prawda wątpił, aby byli potraktowani jako zagrożenie, ale z drugiej strony gdyby zbliżyli się za bardzo... może i tak właśnie by ich potraktowano. Sam przemieszczał się naprzód, mając zamiar potraktować maga serią magicznych pocisków gdy już mag znajdzie się w zasięgu światła z lampy. Było mu głupio, że tak słabo był przygotowany, kilka czarów ofensywnych które miał, nadawały się bardziej do ranienia armii niż pojedynczych celów, a już na pewno nie celów z zakładnikami. Miał rozterkę pomiędzy rzuceniem prawdziwej energii - która mogła się jeszcze przydać w starciu a rzuceniem podstawowego, przedszkolnego niemal zaklęcia.
Wiedział jednak, że to samo zaklęcie w rękach sprawnego mistrza nabiera silniejszej mocy, wiedział też, że ten czar jest na tyle szybki i skuteczny , że potrafi rozproszyć nie jednego maga - co z kolei czyniło go czasem bardziej wartościowszym niż przydługawe zaklęcia. Elf miał jeszcze w zanadrzu kilka przyzwań, ale obawiał się, że stwory w tym miejscu obrócą się przeciwko nim. Największą nadzieję - zgodnie z podpowiedzią Keliany , pokładał w wojowniczce. Sabrie mogła zakończyć ten koszmar jednym celnym cięciem. Miał nadzieję, że jak każda kobieta potrafił trafić od żołądka po serce...tyle że ostrzem, liczył że dotrze w ten sposób i do maga...
Chciał przez moment wykorzystać macki, miał nadzieję, że jeszcze zdąży je rzucić, nawet krótka obserwacja ich działania, w takich warunkach, mógł okazać się przełomowa w dalszych modyfikacjach czaru. Zakładniczka jeszcze powstrzymywała elfa przed użyciem silniejszych środków, coś w głębi niego zastanawiało się jeszcze jak długo... Na szali stało życie setek tysięcy istnień, być może degradacja całego znanego im świata, a przynajmniej kłopoty o jakich dawno nikt nawet nie śnił. Tymczasem jedno istnienie tak niefortunnie ulokowane przy magu, przeszkadzało sięgać po najcięższy arsenał, wrogi mag zaś jak widać nie ograniczał się zupełnie.


W tej chwili misja z lampa jaką na siebie przyjął, nie pozwalała mu rzucić zaklęcia. Musiał szybko przemieścić się w stronę maga, chcąc rzucić zaklęcie przebyłby niecałe dwa metry - a było to o wiele za mało. Starał się śpieszyć, nie tak jednak aby potłuc lampę, podtrzymywał ją więc jedną ręką śpiesząc w stronę maga.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 07-03-2010 o 13:07.
Eliasz jest offline  
Stary 10-03-2010, 16:41   #214
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sabrie wyminęła rozmnożonych Lilawanderów, plasując się w czołówce pochodu wraz z nieumarłymi. Przyjęte było, że to wojownicy przyjmują na siebie pierwszą salwę chroniąc kapłanów, magów i łuczników. Poza tym - mimo wyprawy na bagna - jej podstawowym zadaniem była ochrona Dru, a nie wiadomo było co gnomce strzeli do łba jak będą już na górze.

Idąc w górę po schodach Teu spoglądał na lampę w jego dłoniach. Była to prawdopodobnie jedyna ochrona grupy przed szaleństwem, jednocześnie się jej bał. Cienie były tak długo jego towarzyszami, światło tylko mu zawadzało. Teraz czuł jakby to on zawadzał światłu.

- Lilawanderze, prosiłbym ciebie, abyś ty niósł od tej pory światło - powiedział wchodząc powoli po schodach w górę - obawiam się, że.... moja magia może być z nim w konflikcie. - Zatrzymał się i podał czarodziejowi latarnię. Lilawander przyjął ją bez słowa po czym zawiesił na pasie, aby i jemu nie przeszkadzała rzucać czarów.
Sabrie zaś wyjęła z torby kupiony u Tausersis zwój i podała harfiarzowi.
- To "Lodowy wybuch", ponoć bardzo użyteczny czar. Tobie bardziej się przyda niż mnie. Jakoś wątpię, czy masz w zanadrzu iluzję ślimaków, co? - rzekła. - Jakby co... to nie krępujcie się z czarami. Może nie jestem magiem, ale mój płaszcz troszkę mnie ochroni... a poza tym może się zdarzyć, że nie będziecie mieć już drugiej szansy.
- Dzięki, może się przydać - Lilawander przyjął zwój zastanawiając się kto jeszcze mu coś powierzy...

- Możesz się tak odrobinę pospieszyć, a nie wlec noga za nogą? - powiedział Roger do Teu. - Podobno mamy mało czasu - dodał. Sięgnął po łuk i wybrał najlepsze strzały. Co prawda Keliana wspominała o mieczu, ale jak na razie Roger nie zamierzał pchać się w pobliże tamtego maga. Oznaczałoby to opuszczenie zbawczego kręgu światła i dobrowolne narażenie się na zabójcze działanie bagien.

Zadowolony z pomocy Lilawandera, zbliżając się do końca schodów, elfi mag dotknął swojego chowańca. Oczy Teu stały się na chwilę całkowicie czarne, bez białek, źrenic, czysta nieprzenikniona czerń. Cienie nie były tak chętne do pomocy jak zwykle, lecz powoli wspinały się na chowańca i maga, częściowo zasłaniając ich ciała, wirując i zmieniając ciągle pozycję. Ta drobna ochrona może okazać się niezwykle ważna.

Na górze widząc maga Lilawander od razu ruszył w jego stronę, nieco po skosie na lewo - starając się nie zajść nikomu drogi, wiedział że musi oświetlić maga aby reszta mogła zadawać mu ciosy. Spieszył się, aby nikt nie czekał na niego w najbliższych sekundach, wiedział, że rezygnuje w tym momencie z czarowania, ale nie łudził się, że zrobił by więcej odpalając magiczne pociski.

Nie można było czekać na cokolwiek. Ledwo Roger zobaczył maga stojącego przy leżącej dziewczynce strzelił do niego, a potem drugi raz. Na więcej nie było czasu... Trzeba było zmienić broń. Wojnę z magiem mogli toczyć magowie i kapłanka, natomiast Sabrie i Roger mieli przed sobą inne zadanie - osłonić 'drugą linię' przed atakami przyodzianego w zbroję stwora podobnego do wielkiego żywiołaka ognia.

- Rzuć w niego ślimakiem! - zawołał. Miał nadzieję, że sama ta nazwa wytrąci nieco przeciwnika z równowagi.

- Lepiej oświetl lampą - poradziła wojowniczka. Skoro światło hamowało moc bagien, to może zaszkodzi i obcemu magowi.

Magowie rozpoczęli przygotowania, Sabrie zaś szybko przekalkulowała siły. Niemożliwym było, by wszyscy utrzymali się i względnie bezpiecznie, i w zasięgu lampy; mag zaś mógł zadać im o wiele więcej szkód niż chwilowe wyjście z zasięgu zbawczego światła. Lilawander umknął w lewo, chcąc najwyraźniej dać im wolne pole, zamiast tego jednak zmusił resztę do dreptania za nim. Roger wyciągał już rapier, szykując się do zwarcia z ognistym golemem, brat wioskowego czarodzieja zaś... znowu czarował! I bez rady Keliany wojowniczka wiedziała, że im więcej zaklęć rzuci mag, tym gorzej dla nich.

- Mam nadzieję, że dobrze radzisz sobie z bronią - rzuciła do Morgana, po czym puściła się biegiem w stronę zmutowanego czaromiota, starając się nie wejść w zasięg łap żywiołaka. Jeśli jej się uda golem nie będzie stanowił problemu; jeśli zaś nie... przynajmniej jest szansa, że nie pojawi się ich więcej. A może uda się odciągnąć czarodzieja od dziecka na tyle daleko, by "ich" magowie nie krępowali się przy czarach obszarowych.

Teu nie był do końca zadowolony z natychmiastowego działania elfa. Nie miał czasu na rzucenie zaklęcia na Vraidema, zamiast tego musiał podążać za elfem, aby nie wyjść poza zasięg ochronnego światła. Mag przed nimi musiał posiadać coś innego co go chroniło... a może był już na tyle spaczony, że nie miało to znaczenia? Jego wygląd podpowiadał elfowi, że tak właśnie było. Podążając za Lilawanderem elfi mag cieni przywołał kolejne moce do ochrony, tym razem nie mógł ich jednak przenieść na Vraidema. Kontury elfiego maga, wraz z cieniami, które go chroniły, zaczęły się zamazywać, rozciągać, wydłużać, falować, ciężko było nadążać za rozmazanymi kształtami Teu. Kiedy w końcu elf niosący latarnię się zatrzymał, Teu ponownie dotknął swojego chowańca, spaczone cienie ruszyły w jego stronę, po drodze przybierając jednak postać dobrze znaną elfowi, cieni, których się nie bał, które w pewien sposób szanował.

Ciemność zdawała się skoncentrować na łapach Vraidema, był teraz gotów do walki, jego ochrona zapewniona, jego pazury zaostrzone.

- Vraidem zaatakuj maga, użyj łap, które wzmocniłem jak zwykle. Cienie będą cię chronić, ale ich moc ma swoje granice, więc uważaj. Postaram się skontrować jego najbliższe zaklęcie, ale nie mogę użyć zbyt wielu moich mocy w tym miejscu, tak samo jak ty zresztą, więc uważaj - mag cieni powiadomił telepatycznie chowańca o swoim planie. Przygotowując się do ewentualnej kontry.

Pociski Rogera były celne, pierwszy trafił w brzuch, drugi w ramię maga. A grymas bólu na jego obliczu świadczył, że poczuł ten ostrzał.

Po czym Roger postanowił przygotować się do odparcia ataku żywiołaka, a Dru wrzasnęła głośno do Lilawandera. - Teee...elfi sprinter, nie każdy tu ma nogi jak badyle. Niektórzy nie potrafią szybko galopować.
W jej dłoni pojawiła się błyskawicznie wyciągnięta z plecaka dziwna spluwa.


Gnomka wymierzyła i wystrzeliła z pistoletu... a wystrzałowi towarzyszył gwizd, huk oraz kłęby dymu i pary, wydobywające się z licznych otworów w broni. Niestety efektowność nie równa się efektywność. Kula z pistoletu odstrzeliła lewe ucho kamiennej elfki.

- Kurka flaczek... no tak, kalibracja zawiodła - mruknęła kapłanka do siebie wyraźnie niezadowolona z efektu.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-03-2010, 08:53   #215
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Teu przyszykował swojego chowańca, ten jednak nie był skory do opuszczenia dobroczynnego kręgu światła. Natomiast Sabrie była, pognała dalej... Byle dopaść jak najszybciej maga. Jednak nie dopadłaby go w tej chwili, dystans do przebiegnięcia był dość spory. A żywiołak, czymkolwiek było to stworzenie nie ruszyło na grupę. Stanęło w pobliżu maga i z jego „dłoni” wytrysnęły strugi substancji tworzącej okrąg ognia otaczający czarownika i dziewczynkę.

Hasło „ślimaki” nie zrobiło na przeciwniku wrażenia... co innego sztuczka Teu.

Rzucający czar mag poczuł jak jego zaklęcie odpływa pochłaniane przez magię Teu. Elf wiedział jednak, że przyszło mu to z trudem. Wrogi mag był dość silny, a jego magia spaczona.

Tymczasem szkielety rozpełzły się na boki narzekając na marnowanie czasu i brak przeciwników. Ignorowane były zarówno przez maga, jak i żywiołaka. Zapewne wiedzieli, że nie stanowią dla nich żadnego zagrożenia.

Jedno z zaklęć maga umknęło uwadze Teu, żałował tego bardzo. Szczególnie widzą próżne starania Sabrie, które nie mogła przedostać się przez płomienie. Kobieta nie była oczywiście ognioodporna, a zgubny wpływ skażenia tego miejsca zapewne wkrótce równie mocno jej zaszkodzi co płomienie plugawego maga. Brat Tarkwinusa miał jednak w zanadrzu jeszcze parę innych sztuczek, zaczął szykować się do kolejnego zaklęcia i już miał je rzucić, gdy Teu postanowił drogocennej mocy, która nie raz pomogła mu w walce z magami różnego pokroju. Naturą cieni jest zniekształcanie rzeczywistości, naginanie jej praw, zmienianie formy, tak przynajmniej twierdzą "zwyczajni" magowie. Prawda była dużo bardziej mroczna, dużo bardziej niesamowita, zbyt niesamowita aby mogli ją zaakceptować. To nie cienie odbijały obijały to co istnieje na planie materialnym, ale to właśnie cienie nadawały kształt rzeczywistości. Stanowiły jakby fundament na którym zbudowany jest plan materialny. Stanowi esencję, prototyp, to z cieni powstało wszystko co nas otacza, cienie były pierwsze.

Zaklęcia również polegały na swoim "cieniu", mag cieni dobrze o tym wiedział. Zaburzając esencję czaru mógł nie tylko go zanegować, ale również przemienić. Esencja jest bardzo plastyczna, nie posiada formy, którą nabiera na planie materialnym czy jakimkolwiek innym, to coś starszego i bardziej złożonego, choć jednocześnie tak bardzo podatnego na zmiany. Esencja mocy czaru plugawego maga Odległej Dziedziny ulotniła się spomiędzy jego palców. Niby czarny strumyczek podążyła w stronę oczekującego maga cieni, który wystawił ręce w jej kierunku, a którego cień, jakby nawijał nici na kłębek, kiedy zebrał już całość położyć ową nić na dłoń Teu. Tak przygotowaną esencję mag z łatwością przemienił w coś, według niego, użytecznego. Ręce maga zaczęły lśnić czarną łuną, jeśli żywiołak się zbliży to będzie miał jak się bronić.

Sabrie wstrzymała bieg. Ściana płomieni stanowczo nie zachęcała do konfrontacji. Nawet z ten odległości czuła bijący od niej niesamowity żar. Nawet jeśli przeskoczyłaby ścianę licząc, że płonące coś nie przyczepi się jej do ciała, to wróg z łatwością by ją dosięgnął zanim by się pozbierała. Z drugiej strony jednak pozostawienie maga samemu sobie było jeszcze gorsze. Pożałowała, że oddała zwój Lilawanderowi - czarodzieje na razie nie wykazywali wyraźnych ofensywnych działań, a zamiast stać i rozmyślać mogłaby spróbować zaatakować ścianę ognia lodem. Jeśli ogień okazałby się silniejszy to i tak gwałtowny wybuch pary wodnej mógłby pokrzyżować przeciwnikowi szyki. A tak...

- Nie masz czegoś, co by przygasiło te płomyczki? - Roger zwrócił się do Dru. Ognisty krąg, którego płomienie sięgały ponad głowę żywiołaka, nie dość że utrudniał celowanie, to jeszcze wyglądał na taki, który lubi jeść drewno. A jakimś dziwnym trafem żadna ze strzał Rogera nie była z metalu. - Albo jakąś ochronę przed ogniem?
- Ochronę przed ogniem...mam. - mruknęła gnomka, spojrzała na Lilawandera pytając Rogera.- Czy on przypadkiem nie powinien mieć choć jednego rozproszenia magii?
"Już ja cię poczęstuje dobrym alkoholem...poczekaj" -Lilawander skwitował w myślach zaczepkę Dru.
- Rzuć ją na Sabrie - powiedział Roger. Wojowniczka była znacznie bliżej maga, mogła go więc szybciej dopaść. Poza tym - była wojowniczką...
- Jak do niej dojdę, zanim rzuci się w pościg.-rzekła w odpowiedzi Dru.
- Sabrie! - krzyknął Roger, przywołując wojowniczkę energicznym gestem. - Dru rzuci osłonę...
Podczas tej krótkiej wymiany zdań zajął się szpikowaniem żywiołaka strzałami.
Równocześnie zastanawiał się nad poczynaniami towarzyszących mu "czarujących". Widać nie znał się na czarach, bo według niego wypadałoby zarzucić wrogiego maga jakimiś pociskami rażącymi precyzyjnie... Kwasowe strzały, magiczne pociski... Nawet on, nie będący w najmniejszym stopniu magiem, mógłby parę takich czarów wymienić. A jego towarzysze zachowywali się tak, jakby o niczym takim nigdy nie słyszeli...

Na głos Rogera Sabrie odwróciła się gwałtowne w stronę towarzyszy, ale Drucilla już z godnością truchtała w jej stronę mrucząc pod nosem jakieś modlitwy i wyciągając ręce. Najwyraźniej miała jakiś plan, a ponieważ wojowniczka nie miała żadnego - drewniane bełty zapewne zmarnowałyby się na magmowym stworze - pozostawało jej jedynie czekanie. Przez kilkanaście sekund - które Sabrie ciągnęły się w nieskończoność - kapłanka mamrotała zaklęcie z dłonią na ciele kobiety. Wreszcie skończyła i klepnęła ją w tyłek. Zważywszy na drobny fakt, że Sabrie była w pełnej zbroi, klepnięcie nie okazało się dobrym pomysłem.
- No to leć - burknęła Dru, masując sobie rękę. - Jak ćma do ognia...
I Sabrie ruszyła z kopyta modląc się do Helma, by modlitwy do Gonda były równie skuteczne jak do niego. Ściana ognia była coraz bliżej... Dziewczyna wzięła głęboki wdech zanim jeszcze gorące powietrze zatkało jej płuca, i z wyciągniętym mieczem skoczyła w miejsce, gdzie według jej obliczeń powinien stać ich główny oponent.

- Masz jeszcze jedno takie coś? - Roger zwrócił się do Dru. Od dawna zasadą było, że magowie zwalczają magów, ale skoro "ich" magowie nic nie robili i Sabrie musiała ich zastąpić, to co szkodziło, by ktoś jej pomógł w tym trudnym zadaniu...
- Nie... ochronne czary to domena Kaktusika. Ja wolę przyłożyć.- odparła kapłanka.
- A możesz jakoś przyłożyć temu ognistemu stworkowi? - spytał Roger.
- Mogę? Ba... oczywiście że mogę! Ale nie wszystko na raz.- obruszyła się gnomka, na takie na insynuacje.

Elf starał się dojść do maga z światłem jak najszybciej, niestety w połowie drogi został stanowczo zatrzymany przez Dru, w efekcie czego ani nie przebył takiej odległości jaką by mógł, ani też nie mógł rzucić czaru z powodu przemieszczenia. Rozważał zwyczajne oddanie lampy gnomce, ale miał świadomość, że dzięki temu lampa niekoniecznie szybciej dotrze w okolice maga. Poza tym obecnie chroniło ją sześć dodatkowych iluzji. Domyślał się , że magmowy stwór może uciekać od światła z lampy a nawet być przezeń zniszczonym.

- Mam rozproszenie i ten zwój z lodem, ale potrzebuję czasu aby go rzucić, będę czarował, ale wówczas niewiele się przemieszczę. - rzucił Lilawander towarzyszom. I szykował już rozproszenie magii starając się zneutralizować stwora, a przy okazji może i inne efekty działań maga " Jeden czort wie ile już nałożył na siebie zaklęć..." Wybrał wersję obszarową, epicentrum ustawiając tuż za magiem. Co prawda była spora szansa że czar obejmie i Sabrie, ale ryzyko rzucania czaru zbyt daleko od maga było niepokojące.

Elfi mag cienia przeklinał w duchu nieroztropność swoich towarzyszy, jak mogą snuć plany na głos, przed swoim wrogiem! Teu nie mógł powiedzieć, że nie może po raz drugi użyć mocy, która prawdopodobnie uchroniła Sabrie przed czymś niezbyt przyjemnym, wolał aby mag miał się na baczności.

-Radzę nie pokazywać wszystkich swoich kart przed przeciwnikiem, to niezbyt rozsądne...-poinformował swoich towarzyszy.

W następnej chwili przed magiem zaczęła formować się kulka z cieni. Cienie malutkimi jakby szpilkami odrywały się od swojej pierwotnej pozycji i zbierały przed Teu. Po chwili nieco większa kulka zaczęła zmieniać kształt. Elfi mag nie musiał nawet poruszyć ręką, gdy kula zmieniła się w coś na kształt strzały, choć może bardziej przypominała dzidę. Chwilę potem strzała wystrzeliła prosto w kierunku plugawego maga.
 
Qumi jest offline  
Stary 11-03-2010, 09:06   #216
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Chroniona przed ogniem wojowniczka pognała na wroga, Roger posłał dwa pociski w żywiołaka, oba celne...Czy żywiołaka zabolało, nie wiedział. Stwór nie wyrażał bólu swym obliczem. Magia cieni nie zawiodła Teu. Jego pocisk pognał w kierunku celu z morderczą precyzją. Trafiony wrogi mag zgiął się w pół, jednak nie przerwało to jego działań. Zaś żywiołak zareagował na napaść na swego pana i wystrzelił z siebie strugę ognia ...Strumień ognistej energii wyrzucony z "klatki piersiowej" żywiołaka uderzył w elfa odrzucając go do tyłu, obolałego od oparzeń. Ten stwór był zdecydowanie czymś więcej niż zwykłym żywiołakiem ognia. Odepchnięty do tyłu Teu znalazł się na granicy światła latarni.

Sabrie przebiegła przez ścianę ognia, nie czując w ogóle jej żaru.
Mimo rosnącego osłabienia wywołanego wyjściem spoza światła latarni, Sabrie była zadowolona. Dopadła maga, był w zasięgu jej miecza. Ochronna magia pyskatej kapłanki nieco pomogła. Także jak i czar Lilawandera...rozproszenie magii, zlikwidowało ognisty krąg. Nie wygnało jednak żywiołaka, ale też nie zlikwidowało osłony przed ogniem rzuconej przez Dru.

Vraidem podbiegł do podnoszącego się z ziemi pana popiskując cicho. Teu wyczuwał strach i niepewność swego chowańca. Walka bowiem szła niezupełnie tak, jak oni to sobie wyobrażali. A wrogi mag rzucił kolejne zaklęcie chroniąc się za pancerzem kamiennej skóry.

Dla odmiany żywiołak, miast bawić się w ogniste kółka, wypuścił z siebie prawdziwą strugę ognia. Ale żeby chociaż z ust... Nie, oczywiście nie mógł zrobić tego w sposób, powiedzmy, naturalny... Ogień z paszczy, płomienie z oczu, strumień ognia z palców... To można zrozumieć... Ale z tułowia i to gdzieś na wysokości żołądka? Dziwadło jakieś. Z drugiej strony dobrze, że nie obrócił się zadkiem...

Struga ognia, która wyleciała z żywiołaka, na szczęście ominęła Rogera. Na jego szczęście, bowiem Teu nieco go zabrakło. Kątem oka Roger zauważył jego upadek, ale nie miał czasu, by się zajmować leżącym magiem. Mimo wszystko ważniejsze było pozbycie się głównego przeciwnika - stojącego tuż przy posągu maga. Zgiętego w pół, z Sabrie na karku, ale nie zamierzającego się poddawać. Pokonanie go było podstawą sukcesu, dlatego też stanowił ważniejszy cel, niż jakikolwiek ognisty stwór. W dodatku taki, na którym strzały widocznego wrażenia nie zrobiły. Być może żywiołak mógłby postawić kolejny krąg ognia wokół swego pana, ale jeszcze tego nie zrobił. Roger postanowił skorzystać z okazji i wysłał w stronę maga kolejne dwie strzały. Miał nadzieję, że i tym razem zdoła powtórzyć poprzedni sukces.

Lilawander zaś skupił się na żywiołaku , chwilowo dopatrując możliwość przygaszenia jego zapału. Użył podarowanego od Sabrie pergaminu aby przywołać uderzenie lodu - za centrum wybierając miejsce za żywiołakiem i na prawo od niego, aby ani Sabrie ani córka karczmarza, przy której stał mag, nie ucierpieli od tego czaru. W zanadrzu miał jeszcze tylko jeden silny czar obszarowy, ale z nim wolał poczekać na stwory o których wspominała Keliana, póki co zaś mieli tylko jednego przyzwanego pomocnika... "Strach pomyśleć co będzie przy większej ilości..." Powoli - w miarę możliwości na jakie pozwalało rzucanie czaru, przemieszczał się też w stronę maga.

Sabrie z niewysłowioną ulgą przyjęła fakt, że moc wiary kapłanki okazała się wystarczająca. Patrząc na nią ciężko było w to uwierzyć, jednak Gond najwyraźniej uważał inaczej. W tej chwili jednak ważne było to, że brat Tarkwinusa, który zginał się przed nią z bólu uderzony czasem któregoś z magów, był na wyciągnięcie miecza. Niestety zdążył rzucić jakiś czar - po braku natychmiastowych efektów dziewczyna mogła przypuszczać, że rzucił na siebie jakąś ochronę. "Byle tylko nie to odbijanie obrażeń...", przemknęło jej przez myśl. Walczyła kiedyś z osobnikiem chronionym takim typem czaru i było to... bolesne doświadczenie. Nie miała jednak wyboru; spięła mięśnie i wyprowadziła potężny cios mieczem, a potem kolejne, równie mocne. Jeśli udałoby jej się w pierwszym starciu zadać czaromiotowi wystarczająco poważne rany - o zabiciu nawet nie marzyła - to potem walka mogłaby zakończyć się o wiele szybciej. Kto wie... może nawet ból przeszkodziłby mu w czarowaniu?
 
Sayane jest offline  
Stary 12-03-2010, 10:09   #217
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Ognisty podmuch pseudożywiołaka ognia uderzył z całą swoją siłą w Teu. Mimo wszystkich zabezpieczeń i zaklęć ochronnych trafił maga, i to tak mocno że uderzenie niemal wypchało go z zasięgu światła magicznej latarni. Vraidem skoczył do swojego mistrza, zlękniony, przerażony, bezbronny. Bał się, bał się jak nigdy. Elf też nie czuł się najlepiej, kątem oka zobaczył Rogera strzelającego do żywiołaka, Sabrie gotującą się do ataku na maga.

-Źle... taktycznie jesteśmy nieskoordynowani...- pomyślał. Ochrona przed ogniem rzucona na Sabrie była w tej chwili tylko stratą czaru, gdyż Lilawander usunął ognistą zaporę, powinna walczyć z żywiołakiem, a oni, reszta, z magiem. -Nieroztropni... teraz to i tak nie ma już znaczenia, za późno, niech Sabrie walczy z magiem skoro jest blisko, żywiołakiem my się zajmiemy.

-Nie martw się Vraidem, nie jest tak źle jak na to wygląda- odezwał się telepatycznie do chowańca z wysiłkiem się uśmiechając - Mamy przewagę liczebną, uzdolnionych magów i tępawych wojowników, będzie dobrze, jak zawsze.- powoli prostował się, gładząc chowańca po grzbiecie - Jeśli tylko żywiołak lub mag wejdą w zasięg światła to nie wahaj się zaatakować, nie gryź, tylko użyj łap... a teraz czas trochę pożądlić.- dodał spoglądając w stronę żywiołaka.

Ruszył parę kroków na przód, wciąż znajdując się w zasięgu światła, chciał znaleźć dogodną pozycję. Był dość mocno pokaleczony pod zderzeniu z ogniem, a więc nie chciał ryzykować wyjściem poza okręg światła. Rozejrzał się czy nikogo nie zrani, musiał być ostrożny przy używaniu tej tajemnicy, jeśli nie będzie miał dogodnej pozycji to powtórzy atak strzałą zmierzchu, tym razem w żywiołaka. Strzała nie zabija, jedynie wysysa siły życiowe, ale powinno to wystarczyć. Żywiołak najwyżej padnie nieprzytomny i będzie go można dobić.
 
Qumi jest offline  
Stary 12-03-2010, 13:23   #218
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To nie była taka sama walka jak w Waterdeep. Tam napastnicy chcieli zdobyć ładunek, ale własne życia były dla nich cenniejsze. Gdy drużyna stawiła im zacięty opór, odpuścili sobie dalszy bój i rzucili się do ucieczki. Tutaj obie strony były zdeterminowane i nieustępliwe.

Zwyciężyć, albo zginąć...

Roger nie miał wątpliwości co robić, szybko napiął łuk i wystrzelił. Sabrie co prawda znajdowała się blisko celu, ale Morgan był zbyt doświadczonym strzelcem, by ją postrzelić.
Kolejne strzały pognały do celu, ale tylko jedna trafiła. Trafiony nią mag syknął z bólu, i próbował sięgnąć po różdżkę, ale szarża Sabrie i ciosy które mu zadała, sprawiły odepchnięcie maga do tyłu... a różdżka odepchniętego maga wyleciała mu z dłoni i wypadła poza górny dziedziniec, wprost w wijące się kłębowisko pędów będące kiedyś bujnym ogrodem.

- Nie!- ryknął mag, krwawiąc obficie po ciosie wojowniczki i obrzucając ją złowrogim spojrzeniem, po tym jak jego wzrok przestał tęsknie wędrować za upuszczoną różdżką.


Sabrie może by i się cieszyła, gdyby nie rosnące osłabienie jej ciała i coś jeszcze. Zaczęła słyszeć głosy i szepty. Nie rozpoznawała słów, ale rozumiała ich znaczenie... szeptały jej o wolności od zasad, wolności od moralności, o pięknie zatracenia się w obłędzie. O tym jak cudownie uwolnić się od brzemienia ambicji i zasad i sumienia. Że tak niewiele wystarczy... musi tylko skierować swój miecz przeciw przyjaciołom. Zresztą, jakim przyjaciołom?
Czy którąkolwiek z osób, z którymi tu przyszła, mogła nazwać przyjacielem?
To coś wyciągało z jej głowy bolesne wspomnienia, pokazywało jej błędy...Oczy Sabrie zaczęły łzawić.

Nim ostrze wojowniczki dosięgło maga, Dru i Teu przypuścili magiczny atak na żywiołaka. Cienista strzała uderzyła w bestię, jednak reakcja stwora na ten cios, była mało żywiołowa. Zupełnie jakby się nie przejął magicznym atakiem elfa. Natomiast magia Dru...Gnomka wrzeszczała.- O Gondzie, ty który wprawiasz świat w ruch, ty który prowadzisz ścieżką rozwoju. Okaż swój gniew przeze mnie. Niech twój krzyk przeniknie przez wrogów.
Swoje okrzyki zakończyła wyciągnięciem dłoni do przodu.- Poraź ich lancą dźwięku.
Zaklęcie gnomki objawiło się w postaci lekkiego buczenia i drgań powietrza wokół jej dłoni, które wystrzeliły w żywiołaka na moment niszcząc jego strukturę. Na moment tylko. Stwór zespolił swe ciało i odpowiedział w sposób, jaki nikt po nim się nie spodziewał.

Gnomka pchnięta w plecy niewidzialną siłą przetoczyła się po ziemi wprost w kierunku Sabrie. I tym samym wypadając poza dobroczynny blask światła lampy.
- Zapiszcie imię tego muła który mnie kopnął, policzę się z nim później.- marudziła gnomka powoli podnosząc się z ziemi.
Lilawander zaś zaczął rzucać zaklęcie mimo paladyna marudzącego mu koło ucha, na temat marnowania tutaj czasu i potrzeby omówienia pewnych spraw tylko we dwójkę.

Elf przeszedł nieco do przodu i wyczarował w wybranym przez siebie miejscu wybuch lodowych odłamków. Część z nich trafiła w "ogrodowego stwora". Ale większość w żywiołaka, wywołując u niego ryk wściekłości. To musiało go zaboleć.

Krwawiący zaś obficie wrogi mag spojrzał na swą nemezis i z trudem wymamrotał kolejny czar. Z jego lewej dłoni w ciało Sabrie uderzył błyskawica utworzona z ciemności. Ciało wojowniczki przeniknęło przerażające i nienaturalne zimno, paraliżujące niemal...Niemal. Z trudem co prawda, ale jednak dziewczynie udało się oprzeć paraliżującemu wpływowi zaklęcia.
Lilawander patrzył jak litery ze zwoju znikają, a sam zwój rozsypuje się w proch. Uwolniony od magii w nim zawartej, zwój rozsypał się...szkoda że tego nie można było powiedzieć, o żywiołaku, który raczej nie był zadowolony z tego co mu zrobił elf.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-03-2010 o 13:51. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 12-03-2010, 16:21   #219
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Walka wyraźnie przybrała na sile. Ogniowy stwór okazał się o wiele silniejszy i wytrzymalszy niż początkowo sądził mag, podobnie jak wrogi czarodziej, który mimo razów nie przestawał czarować. Elf pomyślał, że może to już być krytyczny moment - szczególnie jak zobaczył upadających najpierw Teu a później Dru. Co gorsza podejrzewał, że Dru wywołała sama swój stan rzucając czar bezpośrednio na stwora...
Lilawander nie mógł lub raczej nie chciał już dłużej czekać na kolejne stwory, ten jeden okazał się wystarczająco ciężki, poza tym po lodowym wybuchu mag odniósł wrażenie, że stwór doskonale wiedział kto go ugodził...
Nie on był jednak pierwszym celem ataku, lecz Mag, to w niego miała uderzyć główna siła błyskawicy, następnie przeskakująca dalej na wrogów - a konkretnie na magmowego stwora i ... o ile przybędą kolejni wrodzy osobnicy przed czarem - to oni, jeśli nie to "ogrodowy stwór" - lub może liczne ogrodowe mini-stwory - miały dostać całą resztą mocy przeskakujących piorunów - o ile mogły stanowić cel sam w sobie. Elf zwyczajnie nie lubił marnowania mocy. Elf sięgnął po składniki, zamierzał okazać pełnię swojej mocy...a właściwie jej część, ale tę potężniejszą. Na ten czar miał już przygotowaną garść składników. Aż dziw brał, że z kłębka sierści, kawałka bursztynu i szkła oraz dwunastu srebrnych szpil można wykreować tak niesamowite efekty...

- Aep kaleh mahmaren deus ex mahina!


Z rąk elfa wystrzelił piorun będący efektem wyładowania łańcuchowego - najsilniejszego ofensywnego czaru jaki posiadał elfi mag - przynajmniej z tych przygotowanych i nie licząc całej masy bezużytecznych obecnie przyzwań. Przez moment iskierki powołane do życia wyładowaniami elektrycznymi spokojnie błądziły po koniuszkach palca maga. Łaskocząc go delikatnie, lecz nie krzywdząc. Chwilę później niemal paliły, choć jedynie przez chwilę, przez ułamek sekundy jaki dzielił je od maga do ofiary.

Ponownie zdołał się jedynie przemieścić o taką odległość na jaką pozwalał mu rzut czaru.

Gdyby tylko mieli więcej czasu i nie tak ograniczone możliwości działania... Walka w samym centrum terytorium wroga była przerażająco trudna, choć elf nawet wolał sobie nie wyobrażać , jak przebiegałaby ona bez zbawiennego światła lampy...

"Czy ktokolwiek mógłby teraz zaprzeczyć trafności przepowiedni? Czyż nie wypełniała się ona co do słowa?" - zastanawiał się i pocieszał w duchu, wedle niej mieli przecież zabić zło... to dawało nadzieję...

- Helmie dopomóż nam - elf po raz pierwszy od rozpoczęcia wyprawy skierował swe prośby do mocy wyższej.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 12-03-2010 o 16:38.
Eliasz jest offline  
Stary 12-03-2010, 16:22   #220
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sytuacja była, jak to powiadano w niektórych opowieściach, dobra, ale nie beznadziejna.
Strzała Rogera, aż dziw, że tylko jedna, trafiła jak należy. Wrogi mag oberwał, zapewne mocniej, i od Sabrie, ale i niektórzy członkowie drużyny nie uniknęli skutków kontrataków.
Teu z pewnym trudem podniósł się z ziemi, Dru poleciała do przodu jak wystrzelona z procy i zapewne upadła na głowę, bo bredziła coś o mule, który ją kopnął, zaś Sabrie... Wojowniczka nie nosiła żadnych widocznych śladów starcia, ale coś w wyrazie jej twarzy sugerowało, że nie wszystko jest z nią w porządku.

Roger zmierzył wzrokiem odległość dzielącą go od wrogiego maga... Było troszkę za daleko, by móc zaraz dobiec do niego i wsadzić kilka stóp dobrej stali pod żebro, a Sabrie, jak się zdawało, przydałaby się natychmiastowa pomoc. Musiał pozostać przy tej samej broni...
- Lilawader! - krzyknął do Harfiarza. - Biegiem do przodu...
Na poparcie swoich słów zrobił dwa kroki do przodu.
Wiedział co prawda, że magowie, jakimś dziwnym trafem, nie mogą równocześnie biegać i czarować, i że minie dużo czasu, zanim Lilawander zdąży rzucić kolejny czar, zanim zdoła ponownie zaatakować żywiołaka lub maga. Istniały jednak chwile, gdy obrona była ważniejsza od ataku. I taka właśnie chwila nadeszła. Osłonięcie Sabrie i Dru przed zgubnym wpływem otoczenia było czymś, co należało zrobić w pierwszej kolejności.
- Pospiesz się - dodał, wypuszczając w stronę maga kolejne dwie strzały. - Osłoń je...

Zdecydowanie się spóźnił.
Lilawander, miast zająć się obroną, zaatakował.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-03-2010 o 16:24.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172