Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2010, 16:45   #225
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Około północy Theodor przeprosił Hasvida, mówiąc, że ma spotkanie, ale powinien wrócić nad ranem, i życząc dobrej nocy udał się na spotkanie z kapitanem. Mieli się spotkać pod zamtuzem, a dokładniej w części z piwem. Droga, była pusta, w końcu północ, jednak przez cała rasę, Hess miał wrażenie, że nie jest sam. Cóż, uznał że pewnie robi się zbyt ostrożny, jednak kiedy zobaczył kapitana czekającego przed zamtuzem, przestępującego nerwowo, i rozglądającego się, pomyślał, że może jednak jest coś w tym niepokoju.
- Witam, wejdziemy, czy porozmawiamy w trakcie spacerze? - zapytał kiedy był już blisko.


- wejdźmy, paniczu... wieczorem jest tu niebezpiecznie a ja jestem po służbie i nie chce mi się narażać tyłka. A poza tym płacą mi za... - urwał. Najwidoczniej wypił nieco przed spotkaniem i rozwiązał mu się ździebko język. - Dobrze - szybko zmienił temat próbując odwrócić uwagę czarodzieja - O co chodzi?

- W takim razie wejdźmy, prowadź - wskazał gestem drzwi, tak jakby był właścicielem.


Kapitan postukał palcami o głownie miecza kołyszącego mu się u pasa. Przeleciał wzrokiem po czarodzieju i przytaknął na pytanie o gotowość do spaceru mrocznymi uliczkami Grodu. Stanowczo odmówił gawędy w karczmie, zdecydowanie nacisnął na rozmowę w bardziej ustronnym miejscu, którym nazwał miejscowy burdel. Rozejrzał się wkoło, a gdy upewnił się, że nikt z ludzi mu znajomych nie podażą za nimi ruszył ku krętym uliczkom miedzy drewnianymi chałupami. Nie gaworzył zbyt wiele podczas marszu, wydawał się być nieco zdenerwowany i zadumany.


Theodor, próbował na początku drogi dowiedzieć się do kogo zmierzają, ale kapitan odburkiwał tylko, że wszystkiego dowie się na miejscu. Było to niezwykle drażniące, ale i trochę go zaniepokoiło, toteż w trakcie drogi, skupił się i przygotował sobie w głowie formułę tarczy, aby być gotowym do jej natychmiastowego postawienia.

Wreszcie znaleźli się w okolicach zamtuza. Okalały go drewniane chałupy miedzy którymi przedziwne typki się kręciły. Większość wyglądała na wspaniałych rębajłów i rzezimieszków zwady szukających. Malo tego, na próżno szukać tu można było choćby jednego trzeźwego męża. Sam zamtuz chroniony był przez dwóch przysadzistych mężczyzn odzianych w skórznie i dzierżących drewniane palki obite żelazem. Nim wpuścili magika i strażnika, na którym większość oczu była skupiona, obrzucili ich mroźnymi spojrzeniami i szyderczymi uśmieszkami. Tak, strażnik w zbroi rzadkim był tu widokiem. Rzadkim i miast grozy i niepewności budzącym złośliwe uśmieszki na twarzach grodzkiego marginesu.
Zamtuz okazał się być dość przestronnym budynkiem. W izbie głównej wymiocinami, alkoholem, potem nieziemsko cuchnęło, acz powietrze z tanimi perfumami tudzież zapachem fajkowego ziela się mieszało. Jednym słowem, odór odurzającym nazwać można było.
Kapitan niewątpliwie bywał już w tym miejscu, ponieważ skinął do Hessa głowa i skierował się ku lekko uchylonym drzwiom. Położył monetę na blacie stolo przy którym rezydowała rezolutna, tłusta kobieta o aparycji mężczyzny. Ta również wykonała delikatny ruch głowa i mężczyźni opuścili izbę. Kapitan kaszlnął i zabrał ze sobą ociekająca woskiem świece. Popchnął drzwi, które ze skrzypem schody ku swego rodzaju piwnicy ukazały. Wewnątrz panował mrok i Hess zrozumiał czemu strażnik zabrał ze sobą choć nikle źródło światła.
Mężczyzna schodził ostrożnie, jakby rozważając każdy jeden krok. Zdecydowanie nie należał do tych nazbyt odważnych.

Wreszcie znaleźli się w dolnej izbie, dosyć przestronnej jak na piwnice zamtuza. Na środku znajdował się stół przy którym siedzieli czterej panowie grający w karty zapewne o stertę monet leząca na środku. Dwóch było zakapturzonych, twarz jednego szpeciła paskudna blizna, a ostatni trzymając buciory na stole ćmił fajkę.
-
Czego kapitanie? Dostałeś swój udział. – odezwał się ochrypłym głosem.
Strażnik natychmiast poczerwieniał rzucając Hessowi, krótkie acz wymowne spojrzenie. Nerwowo zakręcił się w miejscu i spuścił głowę. Jeden z zakapturzonych parsknął śmiechem i dopijając gin, cisnął pusta butelka w kat.
-
Żałosne. Kto to jest? – warknął ten z fajka wypuszczając z ust kłęby zielonkawego dymu.
-
Klient. Ma mamonę – odezwał się strażnik – dobrze płaci za informacje – opuszkami palców stuknął o głownie.
Z mroku wyłoniło się dwóch barczystych mężczyzn. U pasów nosili sztylety. U góry ktoś zamknął drzwi, możliwe nawet iż przekręcił klucz.

Hess zastanawiał się, czy nie zaatakować od razu, wszak to dawało mu największe szanse, że jest w stanie dostatecznie szybko postawić tarczę.
-
Informacje… powiadasz. - powiedział jak już Theodor zdołał się domyślić przywódca.
-
Nie inaczej. - odpowiedział kapitan.

- Ty, wysoki, podejdź tutaj. Czego szukasz w takiej dzielnicy w tak wykwintnym stroju? Przeto wiedzieć powinieneś iż łatwo tu po głowie oberwać tudzież sakiewkę zgubić? O tak, przywiodła Cie tu żądza informacji. Chcesz wiedzieć więcej niźli możesz się dowiedzieć postępując zgodnie z litera prawa? Taki burżuj jak ty, prosi o pomoc margines społeczny. Dowcipne! Istna komedia. Ale cóż – mężczyzna nie wypowiadał się jak prosty człek, niewątpliwie w swym życiu miał do czynienia z nauka i okrzesanym wychowaniem jednakże nie to było teraz najważniejsze. W tajemniczym, pełnym pogardy tonie jego głosu ciężko było wyczuć jakiekolwiek intencje. – O co wiec pytasz? -


Theodor podszedł przed stolik, spojrzał na krzesła rozważając czy by nie usiąść, ale stwierdził, że większe szanse w ewentualnej potyczce ma stojąc.
- Szukam informacji o Lidze Kolekcjonerów, o jej historii, kontaktach, czym się teraz zajmuje, gdzie można ją znaleźć jak dołączyć i tym podobne, ewentualne informacje o ludziach identyfikujących się Błękitną różą, też będą dla mnie w cenie. - sięgną do sakwy, i wyjął jeden z sygnetów, i mieszak ze złotem, w którym było około 15 złotych monet i kilkanaście srebrnych. Zważył mieszek na dłoni, i rzucił na stół, gdzie przyjemnie zadźwięczał, sygnet zaś prostym czarem lewitacji przeniósł przed szefa tutejszego podziemia.
- Ach, o Ligę Kolekcjonerów. A cóż ja biedny mam wiedzieć o sprawach tak wielkiej wagi. Ale skoro, rozsypujesz mieszek złota. Dobrze… - mężczyzna odebrał od Theodora pieniądze i podał je służącemu, który natychmiast schował sakiewkę do kufra. Przyjrzał się sygnetowi, a potem skinął głową, Hess natychmiast przywołał do siebie sygnet i umieścił go w sakiewce.
Liga Kolekcjonerów to organizacja zrzeszająca, właściwie nie wiem. Ale wiem sporo o jej istnieniu gdyż członkowie takowej często ze mną gaworzyć okazje mieli. Jak zostać członkiem takowej? Trzeba spotkać innych członków, zdobyć zaufanie, powoli zostanie się wcielonym w jej sekrety. To długa droga…Cele i założenia, powiadasz? Dbanie o interesy członków, Liga prowadzi handel na wysokim poziomie, interesy o jakich wielu się nie śniło. Na wielka skale. Interesy międzypaństwowe. Zrzesza bowiem ludzi rożnych kultur i narodowości. Historia? Nie znam, nie zwykłem pytać o takowa moich rozmówców i nie zwykłem swojej nikomu zdradzać. I powiem szczerze, ze nie wiem jak masz dowiedzieć się czegoś o swym ojcu. Pytaj ludzi, pytaj ludzi z sygnetami Ligi. Czegoś się dowiesz, obecnie kilku najemników jest wmieszanych w interesy tejże organizacji, jeżeli nie zginęli w bojach z elfami są zapewne w Wilczym Grodzie lub w obozie najemników. Błękitna róża? Nie spotkałem się z czymś takim w swym krótkim życiu. Zyskowne zlecenia za rzeka? Nie interesuje mnie to, ja rządzę po tej stronie Silei. Ale popytaj w Wilczym Grodzie, w tamtej mieścinie zawsze maja roboty dla odważnych i mało ciekawskich ochotników. Koniec pytań? Wyśmienicie. A teraz, spieprzaj stad. I nie próbuj żadnych sztuczek, bo obudzisz się najeżony sztyletami w miejskim rynsztoku. Fred? -
- Nie powiem, że poznałem jakieś nowości, choć z każdej wiadomości da się coś wyciągnąć. -
Potężnie zbudowany mąż schwycił Theodora za płaszcz, zacisnął dłoń, i natychmiast kiedy Theodor podniósł tarczę odleciał do tyłu.

- Nie potrzebuję pomocy, za ty będziesz potrzebował jeśli jeszcze raz mnie tkniesz – powiedział groźnie – Można grzeczniej, wszak nie zamierzałem tu zostawać, bo warunki klimatyczne mi nie pasują. - Odwrócił się do tego, który próbował go wyprowadzić. - Prowadź do wyjścia i ucz się kultury, bo następny mag może cie zmiażdżyć, to jest łatwiejsze niż utrzymywanie tarczy. - Mężczyzna podniósł się i patrząc spode łba na Theodora odwrócił się i ruszył do wyjścia, nie poprowadził go jednak przez zamtuz, ale przez kuchnię i wyprowadził go w zaułku za zamtuzem. Kapitan został na dole.




Theodor wrócił go gospody, zamówił u karczmarza misę z ciepła wodą do pokoju na rano i udał się do pokoju. Bez słowa zdjął ubranie i przed zaśnięciem, przygotował sobie pod poduszkę sztylet.
Rano wstał wcześniej, Skoncentrował się i zaczerpnął mocy z powietrza, następnie odrobiną magii ogrzał wodę w misie, umył się, ogolił i zszedł na dół do karczmy, zamówił śniadanie. Dostał dość dobrą jajecznicę, świeży chleb i mleko.
 
deMaus jest offline