Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2010, 20:29   #11
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Naturalnym wyborem był ów "Złoty Sokół", wypływający już jutro. Implitur było dobrym kierunkiem, chociaż potem czekała ich długa podróż konno. Niestety płynął przez tereny piratów, co mogło czynić z niego łatwy łup, podejrzewał bowiem także jego niezbyt wielką prędkość. Ruszył w jego kierunku, zaczepiając jakiegoś majtka.
-Gdzie kapitan tego statku?
Drobny mężczyzna, niosący sporej wielkości paczkę, zatrzymał się, obrzucił spojrzeniem pełnym podziwu rosłą sylwetkę kapłana i wskazał na statek:
-Pewnie dogląda pakowania ostatnich towarów w ładowni. Zawsze wszystkiego pilnuje sam. Jakbyśmy nie wiedzieli jak ustawiać pakunki - Powiedział, ale w jego głosie nie dało się wyczuć niechęci w stosunku do pryncypała.
Wulf skinął mu głową i bez słowa ruszył w tamtym kierunku, szukając kogoś, kto nie pracuje a tylko patrzy i krzyczy, jak to zwykle bywało podczas takiego "nadzoru".
Nie zauważył nikogo stojącego bez ruchu, ale od razu rzucił mu się w oczy postawny mężczyzna w sile wieku, z rozwianą grzywą brązoworudych włosów i spora brodą. Rozpięta do pasa koszula i podwinięte do góry rękawy ukazywały węzły wąskich mięśni, charakterystycznych dla osób wspinających się po smukłych olinowaniach masztów. Człowiek ów bez wyraźnego wysiłku przerzucał spore paczki i wesoło pokrzykiwał w kierunku pozostałych robotników. W pewnym momencie jeden z nich potknął się o leżącą na pokładzie linę i o mało nie upuścił niesionego ostrożnie pakunku
-Ty niezdarny bękarcie. Uważaj na tę porcelanę, jak coś uszkodzisz to cię przywiążę za nogę na maszcie i będziesz robił za mały żagiel do końca podróży.
-Przywiążmy go za ten organ co się na jego gabaryty tak skarżył ostatnio, może mu się dzięki temu powiększy kapitanie -
zawołał inny mężczyzna, a pozostali wybuchnęli śmiechem.

Pracujący kapitan, a to ciekawe. Wulf zwykł być zauważany, więc tylko machnął dłonią.
-Hej, kapitanie! Masz chwilę?
Rudobrody popatrzył w kierunku kapłana i postawiwszy trzymany właśnie w dłoniach pakuł na ziemi ruszył do niego chwiejnym chodem, charakterystycznym dla ludzi morza:
-Czegóż sługa Tempusa życzy sobie od skromnego kupca? - Zapytał ze spokojem uważnie lustrując wielkoluda i jego towarzyszy. Na dłużej zatrzymując spojrzenie na sporym biuście Megary.
-To prosta sprawa. Droga nam na wschód, a słyszałem, że jutro wypływacie. Chciałbym się dowiedzieć najpierw, czy poszukujecie ochrony, a jeśli odpowiedź będzie twierdząca - dopytać o szczegóły.
Kapitan błysnął zębami z wyraźnym trudem odrywając się od kontemplacji ponętnego widoku:
-Jak pewnie wiecie droga nam przez niebezpieczne tereny wypada. Moi ludzie wprawdzie do walki szkoleni, ale dobra para rąk do walki zawsze się przyda. Oczywiście jak na statku dacie radę walczyć - Popatrzył na Wulfa - Są tacy, co całą drogę tylko rzygają i do walki zupełnie przez to nie są zdolni.

-Wymioty nie przeszkadzają w machaniu żelazem, kapitanie. A to tylko poboczny problem. Siódemka ludzi, piątka z nas może walczyć. Co najmniej cztery lub pięć koni. Daje to nam zapłatę za trzy osoby ochrony. Jak długa jest podróż? Przebywaliście ją już tym statkiem, kapitanie? Jestem Wulf Tsatzky.

Podał mu dłoń, ściskając mocno.
-Marvin Vermeesz - odpowiedział odwzajemniając uścisk - urodziłem się w Lyrabar i właśnie wracam do domu. Do twojej wiadomości panie pływam tą trasą regularnie od pięciu lat, więc trochę zdołałem ją poznać - mrugnął przy tym okiem - Podróż trwa pięć i pół dekadnia. Mam jeszcze jedna kajutę pasażerską wolną. Może być dla damy - Ukłonił się przy tych słowach tak, że nosem prawie przejechał po odstających częściach anatomii czarodziejki - Mężczyźni mogą spać z załogą. Problem jest z końmi. ładownia wypchana po brzegi. Jednego, dwa może upchamy, ale więcej zwierzaków podusi się w tłoku. Po za tym trzeba dla nich sporo owsa, co też zajmuje miejsce. Na pokładzie zaś niebezpiecznie, jak widzicie ten statek ma niskie burty, a o sztormy na morzu nie trudno.
- Ta dama, jest jedną z tych najbardziej istotnych w naszej grupie. Nie bez powodu nazywana jest czasem wiedźmą, jak sama przyznaje.

Zerknął na kapitana, mierząc go stalowym spojrzeniem. Nie lubił, gdy ktoś zbaczał oczami gdziekolwiek, gdy z nim rozmawiał.
- Dwa konie zmieścić się będą musiały, twoja będzie w tym głowa. Potrafi ta krypa uciec piratom? Nie wierzę, że pływają w kleszczach pomiędzy Tsurlagol a pirackimi wyspami, nie spotkałeś ich nigdy, kapitanie.

- Spotkałem, spotkałem - przytaknął - raz nawet musiałem stoczyć walkę i na szczęście udało się ja wygrać choć było krucho i uszkodzony statek ledwo dopłynął do wybrzeża. Wyszedłem więc z założenia, że lepiej omijać niebezpieczeństwo. Widzisz panie ten kosz na szycie masztu - Wskazał dłonią w odpowiednim kierunku - Cały czas siedzi tam jeden z członków załogi i popatruje na morze. Mam specjalny gnomi wynalazek, dzięki któremu widać szczegóły na daleką odległość. Co do reszty... dwa konie upchniemy, ale za ich transport i wyżywienie będziecie musieli zapłacić po sztuce złota. Muszę sporo obroku dla nich przygotować. Co do pani i jej umiejętności... lepiej się z takimi słowami przy załodze nie wyrywajcie panie Wulf. Ludzie morza są przesądni i jak coś nie tak będzie na morzu mogą ja za to obwiniać - powiedział najwyraźniej bardzo poważnie.
-A myślałem, że magia jest powszechna. Dziękuję kapitanie, o złocie to pogadamy, gdy się zdecydujemy. Wrócę tu jeszcze z odpowiedzią, nawet jeśli wybierzemy inny transport.
Zawsze stawiał sprawy jasno. Skłonił się lekko i ruszył z powrotem, ku drugiemu statkowi, drugiemu i ostatniemu, który im jeszcze pasował.

Kapitan "Korony Północy" był ogorzały od wiatru i jasnowłosy. Przywołany przez jednego z marynarzy po pytaniu Wulfa, zszedł ze statku i przedstawił się bez uśmiechu. Zgodnie z tym co mówił wcześniej przewodnik, Thomas Larsen płynął do Calaunt w Vast. Nie był wyraźnie zainteresowany ochroną, co patrząc na jego załogę, wyglądającą jak banda typów spod ciemnej gwiazdy, wydawało się dość zrozumiałe. Wyglądali raczej na takich co sami częściej łupią niewinnych kupców, niż są napadani przez piratów. Wyznaczył cenę za podróż po jednej sztuce złota od człowieka, dwie od konia, a całą drogę mieli spędzić pod pokładem. Za to podróż do Vast miała nie zająć więcej niż cztery dekadni.

No to wybór teoretycznie mieli prosty. Gdy oddalili się na tyle, by nikt niechciany ich nie podsłuchał, Wulf zatrzymał się i zwrócił do towarzyszących mu "spadkobierców".
-Ten drugi statek to wcale nie taki zły wybór. Omija piratów, jest szybki, a ta banda obroni się przed wszystkim. Przy czym wciąż pozostaje bandą, a problem największy stanowi Calaunt, oddzielone górami od celu naszej podróży. Dlatego proponuję "Złotego Sokoła". Podróż o półtora dekadnia dłuższa, ale potem konno, większość traktem. Wciąż będziemy mieli z dziesięć dni zapasu. Z koni wzięlibyśmy tylko mojego rumaka i wierzchowca Brana. Dwa najsilniejsze, które ciężko byłoby teraz szybko sprzedać a potem kupić nowe. Znalezienie barki w Calaunt może nas opóźnić, a wcale nie będzie bezpieczniej. Jeśli nie macie konkretnych uwag przeciwko, porozmawiam z kapitanem. Przepłyniemy za to za darmo, a może coś uda się utargować za ochronę.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 07-03-2010 o 20:37.
Sekal jest offline