Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2010, 21:55   #19
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Słysząc pytanie Rafała Króla Antoni podrapał się po nosie. Chciało mu się kichać, chyba od zapachów trawy i drzew. Wodził rozognionym okiem po gałęziach drzew uginających się pod ciężarem owoców. Do ust napłynęła mu ślinka, którą przełknął raz i drugi, lecz to nic nie dawało. Zapach dojrzałych jabłek i gruszek przytłaczał, przyciągał wspomnienia, których Antoni starał się unikać. Dzieciństwo na wsi. Kradzieże owoców z sadu Litwińskiego, tego skąpiradła. Na wspomnienie sąsiada na twarzy Antoniego pojawił się cień uśmiechu. Jeszcze przed epidemią Litwiński śmierdział jak zombi i ruszał się równie niemrawo. Za dużo wódy. Za mało ruchu. Nigdy nie udało mu się złapać Antka. Zawsze była jakaś dziura w płocie. Zawsze jakaś kryjówka. Jak teraz.
Antek porzucił te durne myśli i skoncentrował się na pytaniu Strażaka. Antoni. Który szałas polecasz, żeby otworzyć pierwszy?
Przypomniał sobie o lezącym nieopodal wejścia sklepiku działkowym. Były tam herbaty, zupki chińskie, słodycze, pasztety w puszkach i inne dobra - latarki, środki owadobójcze, baterie a nawet gazetki z gołymi laskami. Także piwko i papierosy, woda mineralna w butelkach i tabletki oraz opatrunki. Narzędzia ogrodnicze i inne duperele potrzebne działkowiczom. To zaledwie 200 kroków dalej i to główną aleją. Sklepik miał słabe zabezpieczania, ponieważ Igor - rusek, który go prowadził - płacił bezdomnym za jago ochronę. A na dodatek nikt nie kradł tak blisko swojej meliny. To był dobry punkt by zacząć.
- Tam był sklepik - wskazał ręką Antoni. - Taki ze wszystkim. Może coś tam będzie i włam nie powinien być trudny
Wtedy właśnie usłyszał stłumione zawodzenie dochodzące z altanki, do której zajrzał Jarek. Tego dźwięku nie dało się pomylić z niczym innym. W świecie żywych umarlaków zastąpił on wszystkie inne odgłosy miasta. Skowyt zdechlaka. Na szczęście ściany budynku i szyby wytłumiły większość zawodzenia i raczej nie było szans, by usłyszały go inne umarlaki.
Ręce Antoniego zadziałały w niekontrolowanym odruchu. Nim pomyślał co robi wyszarpnął z pochwy jedną z maczet. W dwa uderzenia serca gotów do walki lub ucieczki spojrzał po przyjaciołach.
- Wylezą? - zapytał modląc się, by nie. Walka z truposzami była śmiertelnie niebezpieczna. Jeden strzał mógł ściągnąć im na łeb hordę zombie. Walka w zwarciu z kolei stwarzał ryzyko ugryzienia i niewątpliwy koniec.
Przyglądając się twarzom kumpli i udając twardziela Antoni poczuł, jak poci mu się dłoń ściskająca broń, a ślina - mimo zapachu owoców - znów zasycha w ustach.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 08-03-2010 o 22:02.
Armiel jest offline