Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 00:03   #11
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Gruby biegł, biegł kurwa ile sił, co, jak co ale Thompson mógł mu zapewnić życie, o którym zawsze marzył. Tutaj na pustkowiu, działająca broń była niezwykle cenna, ale amunicja, to było dopiero czyste złoto. Z takim sprzętem mógłby z łatwością zostać członkiem któregoś z gangu. Życie tłuściocha było serią pieprzonych niepowodzeń i zbiegów okoliczności, przynajmniej tak sam twierdził. Zawsze marzył o czymś lepszym, już w dzieciństwie nie miał łatwo, jako dzieciak robił laski zamożnym gościom, trzymany w klatce powoli wspinał się z rangi szczura, do psa, aż wreszcie spierdolił na wolność. Wymyślił sobie imię - Joe i ciągnąc za sobą brzemię okrutnej przeszłości pędził do przodu. Chciał być normalny, każdej nocy trawiły go sny, w których był kimś, kogo szanowali ludzie wokół. Nigdy nie chciał nikogo krzywdzić, nie był poddany żadnej żądzy zła. Nie chciał nawet zemsty, pokornie służył swoim przekonaniom, w innych czasach zapewne byłby przykładem, może nawet świętym. Obiecywał sobie, że za tą spluwę nie tylko zapewne dobro sobie, ale i uchroni innych. Chłopak nie miał szczęścia, Australia była miejscem dawno zapomnianym przez Boga…

***

Co do Boga, to owszem istniała pewna organizacja ćpunów w Sydney.



Opiekun tego miejsca, pan Miłosierny nieźle się tam urządził. Stworzył gospodarkę o której mało, kto mógł pomarzyć. Utopijne hasła, pod którymi kryła się ta sama chęć wyzysku, jaką stosowano od tysiącleci. Otóż Pan Miłosierny utworzył odpowiednią organizację, a może sektę, która zapewniała nie tylko bezpieczeństwo, ale pozwalała na nowe życie w znacznie lepszych warunkach przez pewien okres. Większość dała się nabrać na rytualne orgie prowadzące ku miłości czy narkotyki, jako drogę do bram niebios. Cóż, za wszystkim stały kontrolujące to gangi pod rządami Miłosiernego. Ludzie po tygodniowym zanurzaniu się w cielesnych przyjemnościach chcąc zbliżyć się do Boga zjeżdżali się na Wielką Orgie do Sydney.



Zresztą nikt się nie przejmował, że po tym wszystkim zostaną przeniesieni do kopalni czy zakładów pracy, większość była już zbyt blisko Boga. Ci, których mózgi wytrzymały to napięcie zostawali rozstrzelani albo poddawaniu brutalnym aktom gwałtu czy innym nieprzyjemnością. Po jakimś czasie w okolicach Sydney zaczęło brakować rąk do pracy, ogromna śmiertelność przyczyniła się do zmniejszenia produkcji i rozpadu gangów oraz licznych wewnętrznych walk. Pan Miłosierny wpadł na genialny pomysł stworzenia mniejszych placówek z możliwością dojazdu do osławionego Sydney. Takie miejsca, pełne narkotyków, używek oraz wszelkich rozkoszy bez problemu pozwalały na odnalezienie nowych członków.

Gatunek ludzi ma to do siebie, że z łatwością się przystosowują wszelkich zmian warunków. Oczywiście nie zawsze są w stanie poradzić sobie z tym psychicznie, jednak możliwość współpracy, umiejętność kreatywnego myślenia i kończyny chwytne umożliwiają przetrwanie w prawie każdych warunkach. Cóż, w przypadku tej placówki zazwyczaj kierowca po prostu się nie zjawiał, pasażerowie nie mieli wyjścia, czekali dzień, drugi, tkwiąc jak kołek w podziemiach. Po tygodniu zazwyczaj popadli w błędne koło aż do czasu, kiedy ogłaszano kolejną podróż Sydney w poszukiwaniu Boga. Wtedy większość z nich znikała już na zawsze.

Cóż, tym razem sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, co ciekawe w tej historii naszych bohaterów nie uratował przebłysk geniuszu, lecz zwykła ludzka głupota, zwykła ludzka chęć zemsty. Starożytni badacze nigdy nie zastanawiali się nad pozytywnym aspektem głupoty, być może głupota była elementem potrzebnym do przetrwania?

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nYpTzGIcJkM[/MEDIA]


Grubas sapał ciężko, czarne plamy pod pachami świadczyły o jego zmęczeniu. Jednak to jeszcze nie koniec, nie podda się, zbyt wiele przeżył. Przewracał krótkimi, tłustymi nóżkami z prędkością godną atlety. Mimo, że do jego sandałów sypały się parzące gródki czerwonego pisaku, które parzyły go boleśnie biegł dalej. Zapatrzony przed siebie, z potem zalewając oczy potem szarżował do swojego wyimaginowanego celu, co gorsza do jego czaski biła narastająca w sile myśl. Dokąd biegnie, co teraz, nie ma wody, te hasła waliły tam do środka z coraz większą mocą. Jednak facet nie dawał za wygraną, gdzieś uśmiechając się naprzemiennie pojawiały mu się obrazy triumfu. Celu, jaki zdołałby osiągnąć, mając, choć szczyptę szczęścia, choć jedną pomocną dłoń. Miał rację podsumowując swoje życie, dupa, dupa, porażka. Marzenia naciskały mu do oczu łzy wprawiając jego kuliste cielsko w ogromny pęd, czuł jakby miał na plecach skrzydła. Jakby leciał po piasku, nogi stały się lekkie w pogoni za swoim szczęściem. W poszukiwaniu siebie…
Po tych upojnych chwilach rozgrywających się w jego głowie, nagle poczuł, jak coś obcina mu skrzydła. Lecące kule kalibru 12 podziurawiły pierś i wyimaginowane pióra. Gdy zrobił kilka dodatkowych kroków chylił się z wolna ku dnu. W końcu po kilkunastu metrach nogi zgięły się pod nim wpół. Grubas padł z hukiem, a kurz uniósł się do góry. Jego ostatnia łza podlała tą splugawioną ziemię… czemu kurwa?...

***

Rozwała widząc pędząca niczym kulę armatnią świnie stwierdził, że lepiej będzie znaleźć jakieś cztery kółka, szczególnie, że kilka kroków za nim stał autobus z pełnym bakiem. Cóż, bardzo cenił swój futerał, ale jeszcze bardziej wolał się nie spocić. Ruszył biegiem do busa, do którego pakowała się właśnie Bonnie z półprzytomnym bratem i jędrna dupcia Sherry. Zawołał Gorzałę i rzucił się na siedzisko kierowcy. Podstawy mechaniki były niezbędne na pustkowiach, to one najczęściej decydowały o przetrwaniu, odpalanie samochodów bez kluczyków należało do jednej z tych podstaw. Rozwała schylił się i rozwalił kopem panel pod kierownicą, zabrał się za pordzewiałe kabelki próbując różnych kombinacji. Po chwili okazał się, że ten przedwojenny gniot ma alarm, który zaczął donośnie „piszczeć”. Nie trzeba było długo czekać, a po drabinie zaczął się wspinać kierowca ze spluwą w ręku o wpół opuszczonych gaciach. Zrobiło się gorąco, a pierwsze kule zaświstały w pobliżu dookoła „Avelbout”, cóż Rozwała miał to w dupie i uruchamiając po chwili brykę skierował ją w stronę biegnącego na horyzoncie grubasa. Gorzała śmiał się donośnie jakby kac natychmiastowo mu minął, szukając pod fotelami jakiejś spluwy. Bus pod naciskiem na pedał gazu powoli zaczął się rozpędzać, a kulkę małego kalibru z pistoletu kierowcy zatrzymywały się na pordzewiałej blaszce. Cóż, Sherry i Bonnie nie były pewne, co się dzieję, ale pociski oznaczały jedno, niebezpieczeństwo, jedyna rzecz, której na pustkowiach było pełno. Gaz, gaz i jeszcze raz gaz, jednak stary autobus wyciskał zaledwie 40 kilometrów, było to jednak wystarczająco dużo by zgubić wściekłego do czerwoności kierowcę i resztę pasażerów.
Grubas zbliżał się równomiernie, a gdy znalazł się kilkanaście metrów przed maska jakoś cholernie przyśpieszył. Rozwała ze zdumieniem zerkał na licznik wskazujący czterdzieści i tłuściocha pędzącego na równi z nami, w końcu Gorzała zdecydował się zakończyć jego maratoński bieg celnym strzałem ze znalezionej strzelby. Grubas padł na glebę, a Gorzała śmiał się przy tym donośnie. Marzenia, życie, pasje grubasa zostały pogrzebane w śmiechu, zresztą jego żywot nie sprowadzał się do niczego innego. Takie coś już dawno przestało być niesprawiedliwe. Głupotą zazwyczaj nazywa się krótkowzroczność, bo niby, jaki był plan teraz? Tymi słowami zwrócił się do reszty Rozwała sięgając po swój futerał. Dwie powiększające się kropki ukazały się na horyzoncie, a wszyscy wiedzieli, co to oznacza.



Byli ścigani. Czym prędzej Rozwała złapał za koło sterowe i ruszyli w panice. W busie panowała niezręczna cisza, składało się na nią wiele czynników. Niektórym doskwierał kac, inni się panicznie bali, jeszcze inni rozumieli powagę sytuacji. Za racji, że w busie było ich pięcioro, głosy padały mniej więcej równomiernie. 40-tka na liczniku nie dawała szans na ucieczkę, a dzikie wrzaski w tle tylko podsycały cała tą szopkę. Pierwszy z wozów uderzył w bok autobusu, a harpun wystrzelony spowodował, że autobus się zachwiał i mimo wszelkich starań Rozwały przeturlał się kilkakrotnie. W ogarniającym wszystkich i wszystko chaosie pasażerowie doznali licznych obrażeń. Bobby znajdujący się pomiędzy siedzeniami jedynie się porządnie poobijał, Sherry obiła się kilkakrotnie o sufit i podłogę nabierając parę siniaków. Bonnie walnęła się w brzuch w jedno z oparć wymiotując żółcią dookoła, nie zabrakło jej też guzów, najgorzej miał Gorzała, który wpadł w okno i utknął z przy miażdżoną ręką. O dziwo, sprawca tego wszystkiego wyszedł prawie bez szwanku, Rozwała miał zaledwie parę otarć. Zanim ktokolwiek zorientował się, o co chodzi, najemnicy z Edenu zabierali ich po kolei przed busa, na klęczki pod broń. W końcu wyciągnęli i Gorzałę, miał chyba złamaną rękę. Przywitał ich kapitan Noah, przynajmniej tak się sam nazwał, obok niego stało sześciu uzbrojonych po zęby punków.



-Haha- zaczął od rubasznego śmiechu popalając papieroska. – Dawno nie widziałem takiej zgrai geniuszy. Muszę przyznać, że poprawiliście mi humor. – zaczął przyjaznym tonem, lekko drwiącym – Ale, cóż… zabraliście naszego busa no i zabiliście człowieka. Nie mogę pozwolić, aby uszło to wam na sucho – poprawił sterczące siwawe włosy, a jego głos nieco poważniał. – Mam dla Was zadanie – tu zatrzymał głos na chwile i po paru sekundach wybuchł gromkim śmiechem – Żartowałem, hehe, tak naprawdę mogę wam odpuścić, dać ostatnią szanse. Ale chce, jednej rzeczy. – oblizał popękane wargi i wymierzył spluwę w klęczącego mężczyznę, którego reszta znała, jako Rozwalę – Zrobisz mi loda, tu i teraz, to mała cena jak za Wasze życia – nie czekając spuścił portki w dół ukazując swoją drugą lufę. – Zrobisz mi dobrze ustami i puszczę Was wolno, nie zrobisz, to i tak się chłopaki z wami pobawią, no i będziecie gryźć ziemię…
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 09-03-2010 o 17:26.
Libertine jest offline