Niespokojnie kręciła się za sceną, raz na jakiś czas wychylając się i machając energicznie do Kenny’ego. Cieszyła się, że mężczyzna nadal siedział i czekał na występ, była też duża szansa, iż nie zniknie i jednak się wybiorą na ten spacer. Minuty płynęły powoli, w końcu Patrick zawołał ją, żeby się już tak nie kręciła, gdyż zaczynały się pierwsze występy. Niepocieszona Cassie dostrzegła swoją kolejną ofiarę – blondyna z jakiegoś innego zespołu.
-
Cassandra Nova – powiedziała, podchodząc z zaskoczenia i podając mu dłoń. –
Skąd jesteście? – zapytała, uśmiechając się szeroko.
Blondyn uśmiechnął się lekko do nieznanej mu kobiety. Uścisnął jej wyciągniętą dłoń.
-
Sean Casey - przedstawił się –
Z Armagh - uważał, że drobna rozmowa przed koncertem nigdy nie zaszkodzi, podczas takich sytuacji można było poznać naprawdę ciekawe osoby –
A ty skąd pochodzisz jasnowłosa? - zapytał uśmiechając się lekko.
-
My jesteśmy „Spirit of Nature” z Irlandii – odpowiedziała. –
Kiedy występujecie? Denerwujesz się? Dla nas to nie pierwszy taki występ, ale się bardzo stresuję, aż mi głowa pęka… - stwierdziła, robiąc zakłopotaną minę. –
Masz może coś przeciwbólowego?
Dziewczyna zasypała go setką pytań, wyglądała na zdenerwowaną, a dla niego to w sumie nie była pierwszyzna. Grał od dawna.
-
Zespół nazywa się "Rebel's Son's", ja w sumie jestem bardziej z doskoku. Lubię grać solo, ale jak mam możliwość to podłączam się pod inne zespoły i tak jakoś się zdarzyło, że w Niemczech gram z nimi - po tych słowach odwrócił się rzucając krótkie spojrzenie na resztę zespołu. –
Może coś przeciwbólowego bym znalazł, bo osobiście nie mam, może gitarzystka coś ma ... ale boje się, że jak teraz podejdę, to zarwę gitarą w gębę - po tym wyznaniu ponownie przypatrzył się dziewczynie. –
Wsadzili nas z początku, bo jak później jakiś Angol się upije, to może się obrazić za zagranie na przykład "Butcher's Apron" - ponownie przerwał na chwilę –
A stres po pewnym czasie robi się do wytrzymania, przyzwyczaisz się.
-
Dlaczego masz zarwać gitarą? – zaciekawiła się.
-
Hmm powiedzmy, że doszło do pewnej różnicy zdań ... zresztą nieważne ... mówisz, że pochodzisz z republiki? - postanowił zmienić raczej niewygodny dla niego temat, poza tym wolał o tym zbyt długo nie rozmyślać, bo ta sprawa i tak była nieźle zakręcona.
-
Owszem. Razem z rodzeństwem – wskazała na zespół –
mieszkamy w niewielkim miasteczku. Cała nasza rodzina zajmuje się muzyką, od małego występowałam i skoro nadal się nie oswoiłam ze stresem i tremą, to chyba już nigdy tego nie zrobię – zasępiła się. –
Hej, to może ja z nią pogadam i się zapytam? Nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytała, od razu się rozpogadzając na twarzy.
-
Jasne, spróbuj szczęścia, ale ostrzegam ... dźwiękowcowi już się dostało odłamkiem, ale życzę szczęścia, może trochę ochłonęła.
-
Spokojnie, jestem weterynarzem i umiem sobie radzić ze wścieklizną – puściła mu oczko i skierowała się w stronę wyraźnie podirytowanej kobiety uzbrojonej w gitarę.
-
Hej! – zawołała do niej i wyciągnęła rękę. –
Jestem Cassie.
Gdy zaskoczona kobieta uścisnęła dłoń Irlandki, ta środkowym palcem dotknęła wewnętrznej strony jej nadgarstka i uśmiechnęła się szeroko.
„Spokojnie” – pomyślała, wpatrując się głęboko w oczy nieznajomej. Trochę to zbiło z tropu kobietę, która poruszyła się niespokojnie i uśmiechnęła niepewnie. –
Miałabyś może coś na ból głowy? – zapytała Cassandra. –
Ta trema mnie kiedyś wpakuje do grobu…
- Eee… Jasne, chwilka – gitarzystka bąknęła niepewnie, po czym pogrzebała w plecaku stojącym pod głośnikiem i wyjęła opakowanie jakichś tabletek. –
Częstuj się.
- Dzięki! Życie mi ratujesz, jesteś wielka!
Po tych słowach wróciła do Seana, uśmiechając się szeroko.
-
Sukces – powiedziała, wyraźnie dumna z siebie. –
My, czarownice, mamy swoje sposoby. Wierzysz w czary?
Sean przypatrzył jej się uważnie, to naprawdę była imponująca rzecz.
-Wierzę, że są rzeczy na niebie i ziemi, które nie śniły się naszym filozofom - odpowiedział spokojnie –
Święty Patryk miał przepędzić wszystkie węże z krainy, ale w sumie część została, tylko nauczyli się chodzić na dwóch nogach - odpowiadając jej zerknął w stronę dziewczyny, spodziewał się raczej ataku, niż takiej współpracy –
Nova ... ciekawe nazwisko.
- Pseudonim – wyjaśniła. –
Naprawdę nazywam się O’Connor, a moja matka… no cóż, też jest piosenkarką i nie chciałam, żebyśmy były kojarzone. To raczej kłopotliwe, gdy wszyscy uważają, iż się leci na czyjejś sławie – skrzywiła się lekko. –
Jak będziesz miał później trochę czasu, to mogę ci zrobić jakiś amulet czy talizman, gwarantuję, że będzie działał.
- O'Connor dość sławne nazwisko, można powiedzieć, że pochodzące od jednego z Ard-Ri. Przynajmniej kilku dowódców wojskowych ... jakieś pokrewieństwo? - zapytał zaciekawiony, na razie nie odpowiadając na pytania o talizmany, nie to, żeby nie był w stanie uwierzyć w ich skuteczność ... po prostu, wolał tego nie roztrząsać w tym momencie.
Blondynka westchnęła ciężko. Połknęła tabletkę, popijając sporą ilością wody, po czym na powrót przyozdobiła twarz w miły i ciepły uśmiech.
-
Nazwisko dość pospolite, bym powiedziała, typowo irlandzkie. Musiałabym się zapytać ojca, ale w tematy drzewa genealogicznego – ostatnie słowo wymówiła powoli i ostrożnie –
wolę się nie zagłębiać. Powiesz coś o…
- CASSIE!!!! – ryknął rudowłosy chłopak. –
Może byś się przebrała w końcu, zamiast flirtować z kolegą, hm? Patrick – podał dłoń Seanowi. –
Słyszałem, że pracujesz solo i czasami grasz z innymi. Jakbyś chciał, to możemy kiedyś coś razem spłodzić na scenie bądź w studiu. Cass, dałaś mu już swojego maila? – Irlandka pokręciła przecząco głową. –
No to na co czekasz?
Wyjęła z torebki płytę w ładnym opakowaniu i wręczyła mężczyźnie.
-
To nasza płyta, w środku masz adres mailowy. Mam nadzieję, że się odezwiesz – uśmiechnęła się do niego uroczo.
-
Jasne, czemu nie, zawsze jestem otwarty na nowe projekty - powiedział zadowolony, ściskając dłoń Patricka. –
Na pewno się odezwę – rzucił do Cassie, która odpowiedziała mu ciepłym uśmiechem.
Złapała wiszącą na wieszaku sukienkę i zniknęła za kotarą, żeby się przebrać. Ból głowy powoli ustępował, jednak nadal był odczuwalny i dość uciążliwy. W końcu pojawiła się, zwarta i gotowa do występu…