Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 16:29   #181
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wznosiliście się powoli w wirującej ochronnej sferze. Huk wiatru uniemożliwiał rozmowy, a atakujące sferę czary i demony wymuszały ciągłą czujność. O czym jednak mielibyście rozmawiać? Wszyscy byliście wykończeni walką i napięciem a teraz, gdy thana już nie było, z trudem przypominaliście sobie powód, jaki zagnał Was z Rangaard do Imil.

Liliel ponurym wzrokiem wpatrywała się w Bohaterów, który z kolei wpatrywali się w nią z wyraźną nienawiścią w oczach. Związani słowem Seleny nie mogli jednak nic zrobić.

Tymczasem sfera wznosiła się coraz wyżej i wyżej, aż dosięgła pułapu bariery i... przeniknęła przez nią, przy wtórze nieprzyjemnego uczucia na karkach przybyszów. Calcifer zakrakał triumfalnie, machając skrzydłami z których sypał się złoty pył. Przypomnieliście sobie chwilę, gdy Mios uleczył jego złamane skrzydło... Najwyraźniej nawet martwi bohaterowie mieli swoje sposoby, by kontrolować sytuację.

Oddzieleni od czarnomagicznego smrodu Imil i wrzasków demonów tęczową ścianą bariery płynęliście w przedpołudniowych promieniach słońca. Nie skażony nekromantyczną magią las szumiał pod waszymi stopami, dołączając się do monotonnego huku sfery. Wreszcie wylądowaliście na trakcie pomiędzy Imil a Miee'sitil, a sfera rozwiała się, uderzając was przez moment ciszą i świeżym powietrzem. Było tu tak spokojnie i pusto... jak gdyby całe zajście w dolinie było tylko koszmarnym snem.

Ale nie było. Świadczyły o tym rany na ciałach obrońców, zmęczenie, pot u brud oblepiające was równie mocno jak smród krwi, dymu i kwasu. I spojrzenia... i te puste, bez celu i nadziei, i chytre, i niespokojne, podejrzliwe, nienawistne... Niechęć Bohaterów do przedziwnej, obcej drużyny była aż nazbyt widoczna. Selena miała puste, nieobecne spojrzenie i wydawała się trzymać na nogach tylko siłą woli. Ku zdumieniu wszystkich jako pierwszy odezwał się Latien, który jakimś cudem odnalazł się w tej sytuacji. Nie było już nekromanty, przerażających go chodzących zwłok czy obcej magii. Było tak jak dawniej, mógł więc wrócić do swojego dawnego "ja".

- Słuchajcie - zwrócił się do Anzelma, Phaere i Liliel - Jesteśmy wam niezmiernie wdzięczni za pomoc w pokonaniu thana. Bez was byłoby to... niezmiernie trudne - najwyraźniej słowo "niemożliwe" nie chciało mu przejść przez usta - i teraz już wierzę, że to Matka sprowadziła Was na naszą wyspę. Ale wasza misja tu dobiegła końca. Than nie żyje a wy... sami rozumiecie, że ze swoją magią jesteście... - wyraźnie szukał mało obraźliwych słów - w pewnym sensie tak samo niebezpieczni jak i on. Phaere jeszcze w karczmie mówiła, że chcecie wrócić do własnych światów, a Selena obiecała waszej towarzyszce pomoc w tym... Czas więc dotrzymać słowa. Przeniosę Was gdzie tylko sobie zażyczycie, choćby zaraz. Nawet... do Otchłani - to ostatnie wymówił z wyraźnym trudem, ale słowo się rzekło, a demonica na swój szalony sposób pomogła w walce i również była objęta umową.
 
Sayane jest offline