Wznosiliście się powoli w wirującej ochronnej sferze. Huk wiatru uniemożliwiał rozmowy, a atakujące sferę czary i demony wymuszały ciągłą czujność. O czym jednak mielibyście rozmawiać? Wszyscy byliście wykończeni walką i napięciem a teraz, gdy thana już nie było, z trudem przypominaliście sobie powód, jaki zagnał Was z Rangaard do Imil.
Liliel ponurym wzrokiem wpatrywała się w Bohaterów, który z kolei wpatrywali się w nią z wyraźną nienawiścią w oczach. Związani słowem Seleny nie mogli jednak nic zrobić.
Tymczasem sfera wznosiła się coraz wyżej i wyżej, aż dosięgła pułapu bariery i... przeniknęła przez nią, przy wtórze nieprzyjemnego uczucia na karkach przybyszów. Calcifer zakrakał triumfalnie, machając skrzydłami z których sypał się złoty pył. Przypomnieliście sobie chwilę, gdy Mios uleczył jego złamane skrzydło... Najwyraźniej nawet martwi bohaterowie mieli swoje sposoby, by kontrolować sytuację.
Oddzieleni od czarnomagicznego smrodu Imil i wrzasków demonów tęczową ścianą bariery płynęliście w przedpołudniowych promieniach słońca. Nie skażony nekromantyczną magią las szumiał pod waszymi stopami, dołączając się do monotonnego huku sfery. Wreszcie wylądowaliście na trakcie pomiędzy Imil a Miee'sitil, a sfera rozwiała się, uderzając was przez moment ciszą i świeżym powietrzem. Było tu tak spokojnie i pusto... jak gdyby całe zajście w dolinie było tylko koszmarnym snem.
Ale nie było. Świadczyły o tym rany na ciałach obrońców, zmęczenie, pot u brud oblepiające was równie mocno jak smród krwi, dymu i kwasu. I spojrzenia... i te puste, bez celu i nadziei, i chytre, i niespokojne, podejrzliwe, nienawistne... Niechęć Bohaterów do przedziwnej, obcej drużyny była aż nazbyt widoczna. Selena miała puste, nieobecne spojrzenie i wydawała się trzymać na nogach tylko siłą woli. Ku zdumieniu wszystkich jako pierwszy odezwał się Latien, który jakimś cudem odnalazł się w tej sytuacji. Nie było już nekromanty, przerażających go chodzących zwłok czy obcej magii. Było tak jak dawniej, mógł więc wrócić do swojego dawnego "ja".
- Słuchajcie - zwrócił się do Anzelma, Phaere i Liliel - Jesteśmy wam niezmiernie wdzięczni za pomoc w pokonaniu thana. Bez was byłoby to... niezmiernie trudne - najwyraźniej słowo "niemożliwe" nie chciało mu przejść przez usta - i teraz już wierzę, że to Matka sprowadziła Was na naszą wyspę. Ale wasza misja tu dobiegła końca. Than nie żyje a wy... sami rozumiecie, że ze swoją magią jesteście... - wyraźnie szukał mało obraźliwych słów - w pewnym sensie tak samo niebezpieczni jak i on. Phaere jeszcze w karczmie mówiła, że chcecie wrócić do własnych światów, a Selena obiecała waszej towarzyszce pomoc w tym... Czas więc dotrzymać słowa. Przeniosę Was gdzie tylko sobie zażyczycie, choćby zaraz. Nawet... do Otchłani - to ostatnie wymówił z wyraźnym trudem, ale słowo się rzekło, a demonica na swój szalony sposób pomogła w walce i również była objęta umową. |