Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 16:49   #13
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Kenny & Sebastian

Nim skończył rozmawiać z Cassandrą, pub niemal zapełnił się po brzegi – zostało jeszcze kilka wolnych miejsc, ale zapewne i one zostaną odpowiednio wykorzystane, gdy rozpocznie się koncert. Co do samej irlandzkiej wokalistki, Kenny miał mieszane uczucia. Fajnie im się rozmawiało te kilka chwil, była urocza, ale mimo wszystko infantylna i chyba nieco... dziecinna? Zupełnie nie podobna do „ideału” kobiety, który ratownik miał w głowie – kobieta wysoka, wysportowana, pewna siebie, stąpająca twardo po ziemi, mająca coś do powiedzenia, do tego brunetka o ciemnych oczach. Cass co najwyżej miała coś do powiedzenia, a i to można było wziąć z przymrużeniem oka. Miller westchnął i zwilżył usta w kolejnej Coronie, którą zamówił przed chwilą. Póki co, jak na razie wszystko szło w dobrą stronę... kto wie, może nawet ten urlop przyniesie z sobą jakiś przelotny romans? Zwykle się w takie nie angażował, ale co miał innego do roboty w Szwablandii? Zwłaszcza, że na razie znał tutaj tylko dwie kobiety – starszą właścicielkę pensjonatu i Cassandrę. Nie trudno zgadnąć, którą z tych dwóch bardziej się interesował. Poza tym nie mógł zaprzeczyć, że przynajmniej on wyczuwał w powietrzu dziwną chemię między nim a Novą. Pożyjemy, zobaczymy...

Gdy Cassandra zniknęła za kotarą obok sceny, Kenny wyciągnął się na krześle, czekając na występ pierwszego z zespołów. W międzyczasie rozglądnął się nieco po sali – rzeczywiście, pojawiło się sporo osób o charakterystycznych, twardych rysach zdradzających mieszkańców Wysp. Każdy, kto choć raz był w Szkocji bądź Anglii, wiedział, że tak kobiety jak i mężczyźni stamtąd pochodzący charakteryzują się raczej toporną urodą i bardzo łatwo ich rozpoznać. Choć w sumie Niemcy mieli podobnie. Chwilę później z uśmiechem na twarzy przyglądał się, jak Cassie krzątała się po scenie rozstawiając kumpli z zespołu po kątach. Od czasu do czasu łapali kontakt wzrokowy, a dziewczyna machała w jego kierunku, jakby zobaczyła Papieża. Czuł na sobie wzrok niektórych gości, gdy z rozbrajającym uśmiechem również jej machał.

Pół piwa później ściął się wzrokiem z jednym z muzyków – blondynem o sympatycznej gębie. Przez chwilę obaj patrzyli na siebie jakby właśnie kuli wzrokiem gorące żelazo. Wzrok, właśnie... Takie spojrzenie znał nie od dziś. Takie spojrzenie mówiło mu wszystko. Wychodziło na to, że Kenny nie był tutaj jedynym Zmiennokształtnym. Zaciągnął się mocniej powietrzem, udając że wzdycha i próbował wyczuć kolejnych. Niestety, zapach piwa, wina, różnych słodkich potraw skutecznie uniemożliwiał rozpoznanie mu jego „kuzynów”. Rozejrzał się dokładniej po sali, oglądając przez dłuższą chwilę wszystkich wokół... To mógł być każdy i nikt. Robiło się coraz ciekawiej... Czyżby urlop zapewnił mu także inne atrakcje? Przekona się o tym zapewne niebawem.

Jego rozmyślania przerwała efektowna kobieta, przeciskająca się między stolikami. Kenny wsunął nieco krzesło, by mogła przejść i wtedy TO poczuł. Zapach Guinnessa mieszał się z czymś osobliwym... z czymś dobrze znanym. Kolejna zmiennokształtna – był tego pewien. Odprowadził kobietę wzrokiem, niezbyt nachalnie jej się przyglądając i popijając Coronę. Już dawno nie spotkał dwóch ze swoich w jednym miejscu. A pewnie zanosiło się na więcej.

Nie zastanawiając się długo, podszedł do stolika, przy którym zasiadła kobieta rozmawiająca z jakimś mężczyzną. Usiadł jakby nigdy nic, spojrzał na oboje i rzekł.
- Witam siostrę. Kenny Fianna. – przedstawił się po niemiecku. Wiedział, że postronny gość potraktuje drugi człon jako nazwisko, a nie nazwę plemienia. I tak właśnie miało być. Póki co, na faceta obok nie zwracał większej uwagi.


* * *


Kenny już wcześniej wychwycił w tłumie młodego, czarnowłosego chłopaka w białej koszuli. Zresztą, trudno było go nie zauważyć, gdy obnosił się jawnie z glifami… Ratownik miał zamiar zamienić z nim kilka słów – nie sądził, by ktokolwiek w pubie, jeśli nie należał do Rodziny, mógł odgadnąć co oznacza krzykliwy znak na plecach chłopaka. Dla postronnego widza, mógł wyglądać co najwyżej jak jakaś litera z japońskiego alfabetu.

Mężczyzna wstał od stołu, przy którym siedział z Ingrid, po czym podszedł do ściany, stając z czarnowłosym twarzą w twarz i wbijając w niego, niby gniewnie, wzrok.
- Czego się gapisz na moją kobietę, szczylu? – zagadał, udając wstawionego. Obok znajdowali się jacyś tubylcy, więc wolał nie ryzykować otwartej rozmowy. – Ty i ja – na zewnątrz. Chyba muszę cię nauczyć dobrych manier. – chwycił chłopaka za koszulę. Spojrzeniem dawał mu dyskretne znaki, by wyszedł po dobroci na dwór, gdyż nie miał złych zamiarów. Zresztą, obaj dobrze wiedzieli, kim naprawdę są…

Sebastian uśmiechnął się drwiąco. Pokazał otwartą dłoń ochroniarzowi i odwrócił się w kierunku wyjścia. Boczne wyjście prowadziło na werandę dość pełną o tej porze. Gdy Kenny wychodził szybki cios w szczękę z obrotu posłał go na futrynę drzwi. I gdyby nie to, ze był wilkołakiem - zszedłby do parteru.
- To jesteśmy kwita. - powiedział Sebastian odwracając się i idąc dalej przez werandę. Wszystko odbyło się tak szybko, ze chyba nikt się nie zorientował...

Miller splunął śliną zmieszaną z krwią i uśmiechnął się krzywo. Przez chwilę miał przed oczami mroczki, w końcu jednak dojrzał uśmiechniętą twarz nieznajomego. Młody zaczynał mu się podobać – reprezentował sobą więcej, niż się początkowo wydawało. Odeszli kawałek, by zostać sam na sam, po czym mężczyzna patrząc mu hardo w oczy powiedział.
- Wybacz za tę szopkę w środku, ale inaczej bym cię nie wyciągnął na zewnątrz. Jak widzisz Wojownicy Celtów przybyli do Niemiec i wypadało powiedzieć „cześć”. – ratownik przedstawił enigmatycznie swoje plemię. Nawet gdyby ktoś słyszał ich rozmowę, nie miałby szans się czegokolwiek domyślić. Zwłaszcza, że byli na wieczorku celtyckim. – Jestem Kenny. Stało się coś, że tak się publicznie obnosisz ze swoim pochodzeniem? – zapytał, a na koniec dodał. – A tak przy okazji… bijesz jak baba. – uśmiechnął się rozbrajająco.

- Zaczynając od końca - głupio zabić przyjezdnego pierwszym ciosem. - uśmiechnął się – Problem z publicznością glifu na koszuli jest taki, że tylko inny z nas go rozpozna, dla reszty... mamy modę na różne chińskie i japońskie znaczki... więc równie dobrze mógłbym tam mieć wyhaftowane kanji oznaczające "smacznego" albo "sajgonki"... Celtowie - płynnie przeszedł na gaelijski – Ja, Sebastian Lautner, kroczący po szkle, witam cię na tej ziemi... aczkolwiek nie do końca jest to moje terytorium. Powiedzmy, że jestem samotnikiem.

Uścisnął mu mocno dłoń i skinął głową, patrząc mu głęboko w oczy i uśmiechając się serdecznie.
- Kenny Miller, miło mi cię poznać, Sebastianie. – odpowiedział, starając się nie kaleczyć języka. – Poza kobietą, z którą siedziałem, jest tutaj przynajmniej jeszcze jeden z naszych braci wśród muzyków. To jakieś tutejsze święto, że się zbieracie na wieczorze celtyckim? – zapytał, uśmiechając się krzywo. Powoli czuł, jak jego rozcięta i popuchnięta warga się goi.

- Jestem zaskoczony ilością kochanej rodzinki tutaj. - przeskoczył ponownie z językiem na niemiecki – większość z obecnych widzę po raz pierwszy. Choć, moja samotnicza natura może jest tego przyczyną... Nie, nie święto. Raczej bardzo duży zbieg okoliczności - zaśmiał się.

- Nie tylko ty, Sebastianie. Dawno już tyle kuzynostwa nie widziałem w jednym miejscu, normalnie jak na stypie. – zaciągnął się świeżym, leśnym powietrzem. – Może wrócimy do środka? Moja znajoma niedługo będzie śpiewać i pewnie zrobi się jej przykro, jeśli nie zastanie mnie pod sceną. – westchnął ciężko. – Miałbyś ochotę na Coronę, bracie? Może się do mnie przysiądziesz? – zaproponował.

- Dzięki za propozycję, ale jestem z tych samotnych wilków. Podejrzewam, że - jeżeli to wszystko przyjezdni - to ściągnęły ich tutaj te "walki z fabryką" czy inne papierki z Towarzystwa Rozrzucania Ulotek. Zresztą, chcę odciąć resztę kuponów od mojego wielkiego wejścia z wieżowcem na plecach. Może nie ty jeden dostaniesz dzisiaj w kły? Używasz telefonów?
- zapytał podając wizytówkę - mój numer i mail. Zresztą będę tu cały wieczór...


Szkot wyjął z kieszeni Sony Ericssona c702i, po czym wstukał numer Sebastiana i nacisnął zieloną słuchawkę. Po chwili dało się słyszeć cichy dzwonek dochodzący z kieszeni młodego mężczyzny. Ten wyciągnął Nokię N95 i spojrzał na wyświetlacz, zapisując numer. Kenny uśmiechnął się, po czym schował wizytówkę do portfela.
- No to teraz masz już i mój numer telefonu. – rzucił, chowając zarówno komórkę jak i portfel do kieszeni. – Gdybyś chciał się napić, to zapraszam do mojego stolika, bracie. Jakby coś się działo, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Będę w mieście jeszcze przez trzy tygodnie.
Po tych słowach uścisnął raz jeszcze dłoń Sebastiana, po czym wrócił wraz z nim do środka, by nie przegapić występu Cassandry i nie zrobić jej przykrości. Wewnątrz odprowadził wzrokiem swojego „brata”, który wrócił na to samo miejsce, co wcześniej, a potem Kenny zapatrzył się na występ pierwszego z zespołów. Wieczór już się miło rozpoczął, a zapowiadało się, że będzie jeszcze ciekawiej…
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 09-03-2010 o 16:55. Powód: literówki
Serge jest offline