Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 18:18   #14
Vampire
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Vampire & Howgh

Andre siedział spokojnie obserwując całe to zamieszanie w pubie. "Nieźle trafiłem, pewnie trzy czwarte będących tutaj to Garou..." Pomyślał, a jego lekko przygnębiony wyraz twarzy przyozdobiło zniesmaczenie. Dopił czarny płyn z bąbelkami zwany przez ludzi piwem po czym zacząć przyglądać się mężczyźnie w okularach. Wiedział o istnieniu innych lykantropów, prócz wilkołaków lecz jakiekolwiek prawdopodobieństwo spotkania takiego osobnika graniczyło z istną niemożliwością. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym wstał, przeszedł parę kroków i usiadł koło niego. Niezbyt konkretnym ruchem ręki przywołał barmana by ten nalał mu jeszcze jedno piwo. Zbadał go wzrokiem jeszcze raz.

- Ciekawy wieczór się zapowiada... - odrzekł patrząc na krzątaninę w okolicach sceny.

- Fakt. - Kevin rzucił krótkie spojrzenie na mężczyznę, otoczonego czerwoną mgiełką - Zdecydowanie bardziej ciekawy, niż się spodziewałem. O wiele więcej ciekawych gości.

- Nie wyglądasz na kogoś, kto przepada za takim rodzajem muzyki... Z pozoru nie pasujesz do zebranych tutaj dzisiejszego wieczoru... - mówił wciąż patrząc na scenę. Gdy podano mu piwo chwycił je i pociągnął głęboki łyk.

- To dość klimatyczne miejsce, a lepiej posiedzieć tu, niż w samemu w domu. - pociągnał łyk trunku, uśmiechnął się kącikiem ust i dodał - A do tego właściel tego pub'u to mój przyjaciel, stąd darmowe drinki i tym podobne. A cóż Ty tutaj robisz, przyjacielu?

-Domu... czasami dobrze jest pobyć w domu, mieć dom... - odrzekł jakby chwilowo nieobecny -Ja... cóż... piję, jak widać i zamierzam spędzić przyjemny wieczór - upił kolejny łyk.

- Czyli to jednorazowa wizyta, czy przyjechałeś na dłużej?

-Jeszcze nie wiem. - wzruszył ramionami -Moim życiem targa wiatr, tam gdzie on, tam i ja.

- Hmm. - Kevin sięgnął za pazuchę do jednej z wielu kieszeni i wyciągnał mały, tekturowy prostokącik - To mój prywatny numer. Jeżeli postanowisz zostać, a czegoś byś potrzebował - informacji, noclegu, obojętnie - to daj znać. Nazywam się Kevin Doomsday




-Ja nazywam się... - dawno już nie używał ludzkiego imienia... prawie je zapomniał -...Andre. - odebrał prostokącik popatrzył na niego z zaciekawieniem, a przedziwne znaczki wydawały się wręcz wirować. Obrócił tekturowy przedmiocik przyglądając mu się z każdej strony po czym włożył do kieszeni dżinsów. -Dlaczego pomagasz nieznajomym, skąd wiesz że nie przyjdę i nie skręcę Ci karku w nocy? - spytał patrząc tym razem prosto mu w oczy.

-Skąd mam wiedzieć, że nie przyjdziesz i nie skręcisz mi w nocy karku? - Kevin osłupiał na chwilę, po czym roześmiał się gromko - Nie śmieje się z Ciebie, spokojnie... Po prostu raz, że chyba nie myślisz, że mieszkam w zwyczajnym hotelu? Dwa, że choćbyś chciał, to nie byłbyś tego w stanie tak łatwo zrobić. - Kevin uśmiechnął się porozumiewawczo.

-Jeżeli w takim razie tak się poznaliśmy że proponujesz mi pomoc to poprosiłbym o informacje... Gdzie ja trafiłem? - spytał

-Gdzie?- spojrzał uważniej na swojego rozmówcę, ale nie dostrzegł sarkazmu, czy ironii - W tej chwili jesteś w „McGovens Irish Pub” w Rosenheim, czyli Górnej Bawarii. Niedaleko stąd jest Monachium. - ponownie rzucił krótkie spojrzenie na Andre, pociagnął łyk szkockiej i dodał - Generalnie Niemcy, czyli Środkowa Europa.

-Za kogo mnie masz? - syknął w jego stronę, a raczej prawie że ryknął, lecz ściszonym tonem by nie ściągać na siebie uwagi. Zawarczał w jego stronę cicho. -Kogo to teren? Które plemię trzyma w garści ten teren.

-Które? - Kevin zastanowił się co odpowiedzieć dłuższą chwilę, nie zwracając uwagi na wybuch Andre - Żadne. Pierwszy raz od kiedy tutaj jestem, jest tutaj AŻ TAK ciekawie. Teraz wybacz, ale musze wykonać pilny telefon. - opróżnił szklankę jednym ruchem, podniósł się wolno i nie oglądając się za siebie, przeszedł za ladę wąskim przejsciem i zniknął na zapleczu.

Andre siedział przy ladzie i rozmyślał. Dopił piwo i stwierdził że to ostatnie dzisiejszego wieczoru. Siedział cały czas na swoim miejscu i słuchał muzyki wypatrując innych wilczych braci, którzy na pewno znajdują się w tym pomieszczeniu. Miał pewien niedosyt rozmowy, spytał by o coś jeszcze, może by się czegoś dowiedział, lecz na razie zostało mu czekać aż ten gość wróci, albo gdy nie zapozna się z innym garou...
 
Vampire jest offline