Andre siedział spokojnie obserwując całe to zamieszanie w pubie. "
Nieźle trafiłem, pewnie trzy czwarte będących tutaj to Garou..." Pomyślał, a jego lekko przygnębiony wyraz twarzy przyozdobiło zniesmaczenie. Dopił czarny płyn z bąbelkami zwany przez ludzi piwem po czym zacząć przyglądać się mężczyźnie w okularach. Wiedział o istnieniu innych lykantropów, prócz wilkołaków lecz jakiekolwiek prawdopodobieństwo spotkania takiego osobnika graniczyło z istną niemożliwością. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym wstał, przeszedł parę kroków i usiadł koło niego. Niezbyt konkretnym ruchem ręki przywołał barmana by ten nalał mu jeszcze jedno piwo. Zbadał go wzrokiem jeszcze raz.
-
Ciekawy wieczór się zapowiada... - odrzekł patrząc na krzątaninę w okolicach sceny.
-
Fakt. - Kevin rzucił krótkie spojrzenie na mężczyznę, otoczonego czerwoną mgiełką -
Zdecydowanie bardziej ciekawy, niż się spodziewałem. O wiele więcej ciekawych gości.
-
Nie wyglądasz na kogoś, kto przepada za takim rodzajem muzyki... Z pozoru nie pasujesz do zebranych tutaj dzisiejszego wieczoru... - mówił wciąż patrząc na scenę. Gdy podano mu piwo chwycił je i pociągnął głęboki łyk.
-
To dość klimatyczne miejsce, a lepiej posiedzieć tu, niż w samemu w domu. - pociągnał łyk trunku, uśmiechnął się kącikiem ust i dodał -
A do tego właściel tego pub'u to mój przyjaciel, stąd darmowe drinki i tym podobne. A cóż Ty tutaj robisz, przyjacielu?
-
Domu... czasami dobrze jest pobyć w domu, mieć dom... - odrzekł jakby chwilowo nieobecny -
Ja... cóż... piję, jak widać i zamierzam spędzić przyjemny wieczór - upił kolejny łyk.
-
Czyli to jednorazowa wizyta, czy przyjechałeś na dłużej?
-
Jeszcze nie wiem. - wzruszył ramionami -
Moim życiem targa wiatr, tam gdzie on, tam i ja.
-
Hmm. - Kevin sięgnął za pazuchę do jednej z wielu kieszeni i wyciągnał mały, tekturowy prostokącik -
To mój prywatny numer. Jeżeli postanowisz zostać, a czegoś byś potrzebował - informacji, noclegu, obojętnie - to daj znać. Nazywam się Kevin Doomsday
-
Ja nazywam się... - dawno już nie używał ludzkiego imienia... prawie je zapomniał -
...Andre. - odebrał prostokącik popatrzył na niego z zaciekawieniem, a przedziwne znaczki wydawały się wręcz wirować. Obrócił tekturowy przedmiocik przyglądając mu się z każdej strony po czym włożył do kieszeni dżinsów. -
Dlaczego pomagasz nieznajomym, skąd wiesz że nie przyjdę i nie skręcę Ci karku w nocy? - spytał patrząc tym razem prosto mu w oczy.
-
Skąd mam wiedzieć, że nie przyjdziesz i nie skręcisz mi w nocy karku? - Kevin osłupiał na chwilę, po czym roześmiał się gromko -
Nie śmieje się z Ciebie, spokojnie... Po prostu raz, że chyba nie myślisz, że mieszkam w zwyczajnym hotelu? Dwa, że choćbyś chciał, to nie byłbyś tego w stanie tak łatwo zrobić. - Kevin uśmiechnął się porozumiewawczo.
-
Jeżeli w takim razie tak się poznaliśmy że proponujesz mi pomoc to poprosiłbym o informacje... Gdzie ja trafiłem? - spytał
-
Gdzie?- spojrzał uważniej na swojego rozmówcę, ale nie dostrzegł sarkazmu, czy ironii -
W tej chwili jesteś w „McGovens Irish Pub” w Rosenheim, czyli Górnej Bawarii. Niedaleko stąd jest Monachium. - ponownie rzucił krótkie spojrzenie na Andre, pociagnął łyk szkockiej i dodał -
Generalnie Niemcy, czyli Środkowa Europa.
-
Za kogo mnie masz? - syknął w jego stronę, a raczej prawie że ryknął, lecz ściszonym tonem by nie ściągać na siebie uwagi. Zawarczał w jego stronę cicho. -
Kogo to teren? Które plemię trzyma w garści ten teren.
-
Które? - Kevin zastanowił się co odpowiedzieć dłuższą chwilę, nie zwracając uwagi na wybuch Andre -
Żadne. Pierwszy raz od kiedy tutaj jestem, jest tutaj AŻ TAK ciekawie. Teraz wybacz, ale musze wykonać pilny telefon. - opróżnił szklankę jednym ruchem, podniósł się wolno i nie oglądając się za siebie, przeszedł za ladę wąskim przejsciem i zniknął na zapleczu.
Andre siedział przy ladzie i rozmyślał. Dopił piwo i stwierdził że to ostatnie dzisiejszego wieczoru. Siedział cały czas na swoim miejscu i słuchał muzyki wypatrując innych wilczych braci, którzy na pewno znajdują się w tym pomieszczeniu. Miał pewien niedosyt rozmowy, spytał by o coś jeszcze, może by się czegoś dowiedział, lecz na razie zostało mu czekać aż ten gość wróci, albo gdy nie zapozna się z innym garou...