Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 20:47   #13
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Rozglądał się pilnie spod kaptura nasuniętego na oczy. Szedł za wielkim kapłanem, wypatrując mężczyzny, którego widział wcześniej. Może jednak amatorka, może nie zmienili ogona. Marne szanse ale świat jest przecież pełen frajerów. Dałby wiele za to by wiedzieć, jego, czy ich wszystkich. Różne myśli znów zaczęły się kłębić po głowie. Nie znał tego miasta, ale w podobnych chodził, wychowywał się. Może udałoby się gdzieś cichcem tego gnoja osaczyć…
Nikogo. Wskoczył zwinnie na rufę niewielkiej łódki i usiadł zaraz na ławce. Wyciągnął wygodniej nogi robiąc miejsce koło siebie rycerzowi i przyglądał się mijanym mostkom, kanałom i wszelakiej drobnicy pływającej rzeką. Zwyczajny dzień, pieniądz krążył z rąk do rąk, kupcy zachwalali swoje towary. Kilka razy podpływały do nich dłubanki, zręcznie lawirujące z prądem rzeki, a siedzące w nich obdartusy proponowały wszystko, od egzotycznie pachnącego jedzenia pieczonego na niewielkich rusztach, do „prawdziwych, antycznych na bogów się klnę” wisiorków i naszyjników z kości słoniowej. Alto udawał zainteresowanie niektórym szmelcem, korzystając z okazji aby się pilniej porozglądać. Nikogo.

Przysłuchiwał się tej rozmowie kapłana z kobietą, która opowiadała się być czarodziejką żywiołu ziemi. Nawet nie udawał, że nie podsłuchuje.
Wulf po rozmowie z Megarą, odwrócił się do tyłu, zagadując do człowieka, którego w myślach ochrzcił już "szczurem". Pasował do Myszy.
-Alto, tak? W jaki sposób ty otrzymałeś list?
Przesłuchanie panie Wulf, tak? Alto spojrzał po raz kolejny na wielkiego wojownika, ale zaraz się uspokoił. Nie lubił przesłuchań, jednak to co mimo woli podsłuchał wcześniej gdy wielkolud wypytywał płynącą z nimi kobietę, nie wyglądało na coś zdrożnego. Facet albo był ciekawy, albo wczuwał się już w rolę dowódcy. Dobrze, niech i tak będzie.
- Dała mi go pewna kobieta, co chyba z tego co słyszałem staje się dziwną prawidłowością. Jeśli można wiedzieć, to gdzie i kiedy dostałeś swój list? - zaciekawiła go pewna kwestia - I jak twoja ofiara bandytów wyglądała?
- Dwadzieścia dni temu, na trakcie w Cormyrze. Niemłoda, z blizną na prawym policzku. Krótkie płowe włosy, oczy chyba niebieskie. Dociekliwy jesteś. To twój zawód? Bycie dociekliwym?

- Hmm, to by się zgadzało. A raczej nie zgadzało, bo dwadzieścia dni temu ja byłem... kilka dni od Athkatli i rozmawiałem z łudząco podobną kobietą na temat mojego listu. Wystarczająco dociekliwie?
Kapłan skinął głową, zupełnie nie zaskoczony.
- Zdaje się, że ktoś po prostu manipulował nami i całym tym spadkiem. Dlatego musimy znać nasze możliwości, bowiem zagrożenia będą bez wątpienia. Podejrzewam, że przeznaczeniem stuletniego testamentu był ktoś zupełnie inny, nasze nazwiska zastąpiły jego. Nieważne zresztą. Ja jestem wojennym kapłanem i mówię o tym wprost. A ty? Mam zgadywać po twoim wyglądzie? Uniósł pytająco brwi.
Alto uśmiechnął się lekko. Manipulował - dobrze powiedziane. Spojrzał znów na mężczyznę i rzekł:
- A tu i zgadywać nie ma co, jestem jak rzekłeś, dociekliwy. Potrafię to i owo, aby tą dociekliwość sobie ułatwić. O sakiewkę swoją się nie martw, nie obrzynam kiesek wśród gawiedzi. Zdaje się że będziemy współpracować, więc mówię jak jest. Nie chwalę się jak ty swoim kapłaństwem, bo i nie ma czym. Odpowiadając na pytanie, na statku na niewiele się zdam.
~ Pewnie i tak będę przez pół drogi wisiał przez burtę karmiąc rybki -
dodał tylko w myślach.
- Strzelać umiesz? Ostrzem jakimś władasz? Muszę wiedzieć jak liczyć nas przy negocjacjach z kapitanami. Oszukać go nie oszukam, bo się wyda podczas długiej podróży, a i kłamstwo to zawsze ostateczność.
Alto rozsunął trochę płaszcz pokazując głownię krótkiego miecza i lewaka:
- Żelazem umiem robić, nożem umiem rzucić, ale w linii nie ustoję. Nie jestem wojownikiem, lecz chyba za balast robić nie muszę. - uśmiechnął się lekko, ta kwestia o ostateczności kłamstwa rozczuliła go niemalże.
-W linii podczas abordażu? Ha! A to dobre!
Kapłan roześmiał się znowu. Całkiem ciekawe towarzystwo mu przywiało, chociaż ten mały to jawnie łotr był i zbój. Z takimi też dawało się dogadywać, jak trochę honoru w nich pozostawało.
-Negocjacje pozostaw mi, chyba, że masz jakieś sugestie. Zresztą trzymaj się z dość daleka kapitanów póki co, bo ciężko będzie wytłumaczyć, że bojowy z ciebie chłopak o stalowych muskułach.
Wyszczerzył się i poklepał po ramieniu.
- A to i dobrze, negocjuj do woli. Konia nie mam, ani bagażu wielkiego nie przewiduję. Chyba żebyście chcieli jakiś geszefcik po drodze uprawiać.

Kapłan tematu nie podjął, a Alto nie naciskał. Sam zamierzał jedynie niewielkie zakupy poczynić, na okazji skorzystać. Jak ojciec powtarzali, lepsze deko handlu, niż kilo roboty. Wrócił do obserwacji otoczenia i swoich rozmyślań. Ta sama niebieskooka w tym samym czasie w różnych miejscach listy rozdawała? To może jednak Cieniści nie maczali w tym paluchów? Rozumiał z tego wszystkiego coraz mniej. Jak zwykle, za mało informacji za dużo domysłów.

Na pierwsze słowa rycerza, poruszył się niespokojnie w łódce. Nie ma co ogona w tajemnicy trzymać, przecież i inni mogli też zauważyć. Popatrzył na niego szybko, ale widząc wzrok wbity w siebie zaraz odwrócił oczy:
- Ktoś za nami łazi, jeszcze od kancelarii. Teraz zniknął, a na tym kanale ciężko wyczuć, czy kto inny nas nie przejął. – mówił cicho i spokojnie, co na jego stan nerwów było dużym osiągnięciem
– Nie wiem kto, możliwe że konkurencja do spadku, możliwe że po prostu lokalni. – Pominął opcję dla niego najgorszą.
Druga część wypowiedzi Brana, spowodowała że znów spojrzał na niego, a lampki ostrzegawcze zapaliły się jasną czerwienią, jak lampiony w oknach w dzielnicy burdeli. Rycerz od początku zajmował wysokie miejsce na liście podejrzanych, teraz już królował na jej szczycie niepodzielnie. Alto bębniąc palcami o burtę łódki powiedział wolno:
- Mhm, niech tak będzie. Zawsze to dobrze, jak kto uważa na twoje plecy. Co do ogona, jak to lokalni to na statek za nami nie wlezą, będą chcieli skubnąć po drodze albo odpuszczą. Jak to… ci inni – Alto znów zerknął na Brana - to trzeba będzie się dobrze pilnować.

Po przybyciu na miejsce wyskoczył z chybotki, wysłuchał chłopaka i przyglądnął się dokładnie pokazywanej jako pierwszej kodze. Wyładowana pewnie od stępki po dek towarem, mocno zanurzona, płaskie dno. Bogowie, ale będzie kiwać… Statek jednak wydawał się najlepszym wyborem, głównie dlatego dla Alta, że wypływał szybko. Miasto Przypraw, fajna rzecz, ale czuł się tu jak na widelcu, z tarczą strzelniczą przyklejoną do zadka.
Wielkolud, mimo tego że kapłan poradził sobie nieźle. Alto zgodnie z umową w oczy kapitanom nie lazł, ale nie byłby sobą gdyby negocjacji nie słyszał. Tłok i gwar związany z załadunkiem ułatwiały tylko sprawę. Gdy Wulf skończył wywiad, kiwnął głową i mruknął, że się zgadza na „Złotego Sokoła”. Zastanowił się chwilę, ale uznał że po klamoty zostawione w swojej tawernie zdąży jeszcze wrócić. Teraz nie chciał sam po mieście łazić, w kupie bezpieczniej. Może ten w kapturze, albo jego koledzy się gdzie jeszcze pojawi.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 09-03-2010 o 20:50.
Harard jest offline