Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 21:01   #209
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sayane i Kerm

Yon nie bardzo wiedział, czy chce tu zostać dłużej by przekonać się, jak zareaguje bagienko.
- Proponowałbym posiedzieć pięć minut i zastanowić się, czy szukamy śladów tej pary, czy też zaczynamy wracać i szukać Morgan, zmieniając przy okazji metodę poszukiwań.
Popatrzył na koszyk, unoszący się na powierzchni wody.
- Jeśli będziesz kiedyś miała wnuczkę, to lepiej ostrzeż ją przed chodzeniem na bagna. Nawet z bratem - stwierdził.
- Jakoś wątpię czy doczekam rozmnożenia - westchnęła Tiara, opierając się o jakieś rachityczne drzewko i masując obolałą rękę. - Możemy poczekać jak chcesz zwłaszcza, że chyba sama straciłam już poczucie czasu i kierunku. A żeby szukać Morgan musielibyśmy wrócić się po własnych śladach - stwierdziła ze smutkiem. - Choć kto wie, którędy ona poszła.
- Czy, jak to obrazowo określiłaś, doczekasz rozmnożenia się - Yon uśmiechnął się lekko - to się jeszcze okaże. I tak powinniśmy nieco odpocząć, a tu jest w miarę sucho. Jeśli znajdziemy ślady tej dwójki, to zaczniemy się zastanawiać, co robić dalej. Jeśli nie znajdziemy - wracamy po własnych śladach, zmieniając technikę poszukiwań... Trzeba będzie zacząć chodzić zygzakiem, by móc przejrzeć większy teren.
Co prawa sądził, że mogliby chodzić po tych bagnach do końca życia, a i tak mogliby nie znaleźć nawet ślady Morgan, ale nie zamierzał jej tego mówić.
- Może powinniśmy jakoś oznaczać te wysepki, koło których przechodzimy - zaproponował.
- O, dobry pomysł! - ucieszyła się Tiara - Tylko czym? Nacięć na tych drzewkach pewnie nie będzie nawet widać... Ale można spróbować. Albo ściąć po kilka gałązek i wbić je w ziemię. Może Morgan je znajdzie - zaczęła zastanawiać się jaki znak mogłaby rozpoznać jej przyjaciółka. W końcu znały się zaledwie dwie doby, nie było czasu poznać swoich przyzwyczajeń.
- Ściąć kilka gałązek i utworzyć literę M - zaproponował Yon. - Do tego dorobić strzałkę, żeby wiedziała, w którą stronę idziemy. Ze stojącą literą T mógłby być większy kłopot... Za to możemy ją ułożyć obok strzałki.
- Posiedź chwilkę - dodał - a ja się rozejrzę, czy można znaleźć jakieś ślady tamtej pary...

Śladów nie było.
Widocznie tamta para ominęła malutki skrawek suchego terenu, na którym aktualnie przycupnęła Tiara, zaś pozostały teren... Trzeba być chyba jasnowidzem by stwierdzić, skąd przyszła młodsza wersja Tiary ze swym rudowłosym braciszkiem. Bagniste dno natychmiast likwidowało nawet cień odcisku stopy, ślady na wodzie zachować się nie chciały, zaś rodzeństwo chyba szerokim łukiem omijało rosnące tu czy tam trzciny, bo żadna roślinka nie nosiła nawet śladu złamania.
Po kilkunastu minutach bezskutecznych poszukiwań Yon wrócił do Tiary.
- Nic nie znalazłem - powiedział. - Chyba powinniśmy ruszyć.
- No to hop... - Tiara oderwała się od "swojego" drzewka. W czasie nieobecności Yona zdążyła naciąć trochę patyków i właśnie skończyła układać znaki dla Morgan. Szansa, że przyjaciółka je znajdzie była nikła... ale lepsze to niż nic. - Wracamy?
- Wracamy, - Yon skinął głową.

Ruszyli w drogę powrotną, zostawiając na napotkanych, nader nielicznych, wysepkach wskazówki dla Morgan. Z każdym krokiem Tiara traciła nadzieję na znalezienie żywej przyjaciółki (w końcu ten worek leków musiał jej się kiedyś skończyć), a i ją siły opuszczały coraz szybciej. Jednak dzielnie sekundowała mężczyźnie w zostawianiu znaków - im też się przydadzą, jeśli zaczną krążyć w kółko. Krajobraz nie nadawał się jednak do podziwiania, a wędrówka była tak monotonna, że dziewczynie różne myśli same przychodziły do głowy. Jak nie o Morgan, to o uciętej ręce... jak nie o ręce, to o Morgan... i o tym wrednym potworze... i wampirzycy... może gdyby jej nie przegnali.... Lepiej jednak nie mieć ręki czy być wampirem i robić taką masakrę jak ta w pałacu melvaunckiego szlachciury? Chyba jednak ręki... Ciekawe czy jako wampirowi by jej odrosła? Może i tak - ale na pewno bez miecza.

Od czasu do czasu Yon chwytał czubek bardziej okazałej kępki trzcin i zawiązywał na nim widoczny z daleka supeł.
- Może na kokardkę? - zaproponowała nieco zgryźliwie Tiara.
Przeniesienie do innego świata, strata ręki, zgubienie Morgan, bagna, chlupocąca w butach woda... To wszystko z pewnością nie wpływało zbyt dobrze na humor Tiary, zatem Yon zlekceważył złośliwy docinek.
W porównaniu z Rosą Tiara i tak była ideałem...
- Chyba nieco pobłądziliśmy - powiedział zatrzymując się.
To, co rozciągało się przed nimi wyglądało jak piaszczysta grobla, którą ktoś z wielkim nakładem pracy usypał wśród bagien. Grobla na tyle szeroka, że prawdę mówiąc przypominała nieco gościniec. Nie sądził, aby zdołał zapomnieć coś takiego...
- Chwila na odpoczynek. - Usiadł i wylał z butów dobry litr wody. Zastanawiał się, jak długo obuwie wytrzyma takie traktowanie. W końcu nawet magia mogła mieć dosyć tej ciągłej wilgoci. - Zdałby się nam latający dywan... Albo chociaż wierzchowiec...
- Może smok od razu - burknęła Tiara, klapiąc obok. Wygrzebała z torby kawałek suszonego mięsa i zaczęła go rzuć.
- To co robimy? - spytał Yon, dołączając się do posiłku. - Idziemy wzdłuż drogi, czy też wracamy i kontynuujemy poszukiwania?
Tiara wzruszyła ramionami.
- Chyba gościniec będzie lepszym pomysłem. Gdzieś nim pewnie dotrzemy - a wypoczęci, z wodą i jedzeniem możemy zacząć szukać od nowa. Jak padniemy tu trupem z wycieńczenia to Morgan na pewno nie pomoże.
 
Kerm jest offline