Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2010, 22:21   #129
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik czuł jak wycieka zeń życie. Nie pozostało go już niestety zbyt wiele, ale i tak czuł jakąś dziwną, mściwą satysfakcję. Pomimo tego wszystkiego co spotkało chłopaków. Pomimo tego, co spotkało jego samego. Było warto. Było, kurwa warto.





Już sam początek starcia ułożył się zupełnie nie tak, jakby chcieli. Grzeczny całym sobą wołał do Tupika o pomoc widząc celującą weń kuszę a niziołek całym sobą chciał mu pomóc. I wiedział, że musi przy tym obwieścić swą obecność na tyłach ludzi nowego Harapa. Nie podobało mu się to, bo wówczas zaskoczenie diabli by wzięli, ale wyjścia nie było. Świadomość tego przemknęła przez jego mózg w ułamku chwili. Nie było czasu na dobiegnięcie, nie było czasu na czysty celny rzut. Pozostał los. I wiara w jego uśmiech…





Trzasnęły wywarzane drzwi. Trwając.





Nóż z furkotem pomknął na spotkanie pleców nowego Harapa. Tyle dla Grzecznego mógł zrobić Tupik. Gnając dalej dobył kolejnego, ale z nie skrywaną satysfakcją zaobserwował ostrze, które wbiło się pod łopatkę mierzącego w chłopaków nowego Harapa. Tamten rzucił się jak wyrzucona na brzeg ryba. Strzelił. Bełt minął Grzecznego, który już pokonał połowę dzielącej obie grupy odległości, o włos. Jednak nieszczęśliwie nie chybił. Jeremiasz okazał się znacznie większym pechowcem niż Grzeczny. Bełt wbił mu się w oczodół i sięgnął mózgu nim zdążył choćby krzyknąć. Przypadkowy strzał rannego strzelca. Pech. Jeremiasza. Na szczęście.





Levan miał dość czasu na reakcję a pomimo tego, że kislevita na co dzień sprawiał wrażenie flegmatycznego, oszczędnego w ruchach profesjonała, w takich sytuacjach potrafił działać błyskawicznie. Jeszcze nie opadło na ziemię puszczone przez Harapa ciało młodej, gdy on już starł się z Ropuchem. Krótko i brutalnie. Ropuch w końcu też z subtelności znany nie był. Cios był wyprowadzony z całą siłą. Jakby to było najważniejsze. Na spotkanie uzbrojonego ramienia Ropucha Levan uderzył dzierżącą taboret dłonią. Nie mierzył w oręż a w przedramię. Trafił i chrupnęło. Nim tamten zdążył krzyknąć kislevita zwarł się z nim, puściwszy taboret przychwycił, wraził ostrze w nerki i przeciągnął do żeber. Ropuch zawył i z ogromną mocą zwarł się z kozakiem. Puściły zwieracze, gdy kislevita obracał umierającym tak by się nim odgrodzić od reszty walczących. Dwaj Harapowie rzucili się ku sobie. A on poczuł jak żelazne palce umierającego Ropucha zamknęły się na jego dzierżącym nóż nadgarstku. Szarpnął, ale umierający z niezmordowaną siłą trzymał. I naraz rzucił się w tył. Głowę Rpucha zauważył na moment nim wyrżnęła go w nos zalewając twarz krwią i oślepiając. Na chwilę.





Trzasnęły wywarzane drzwi. Ale wytrwały. Jeszcze.





Obaj Harapowie starli się pośrodku rozpoczynając taniec noży, którego niestety nie widziało zbyt wielu. A popatrzeć było na co, bo nawet mistrzowie tesalijscy nie mogli by poszczycić się znacznie wyższymi umiejętnościami w tym orężu. Ostrza z szybkością błyskawic przemykały wiedzione pewną dłonią a za każdym razem pruły pustą przestrzeń lub też napotykały parujące ostrze. Dłonie markujące cios wirowały a walczący powoli krążyli wokół siebie przyskakując we wściekłych atakach. Które niczym były w porównaniu do wściekłości z jaką Grzeczny rzucił się na Kapę.





Ich starcie pozbawione zostało wszelkiej finezji, lecz takie być musiało. Obaj należeli do osiłków i obaj przedkładali brutalność nad technikę. Tak przynajmniej mógłby sądzić każdy obserwujący ich potyczkę, bo chłopaki wiedzieli, że Grzeczny w tych sprawach ma umiejętności przednie. Poparte siłą i jakąś niestrudzoną, pierwotną mocą. Którą teraz na własnej skórze poczuł Kapa. Bowiem Grzeczny, który jeszcze chwilkę temu lazł jak mucha w smole, rzucił się ku niemu błyskawicznie. Nóż skryty pod przedramieniem miał mu wbić się w brzuch i wypruć flaki na zewnątrz. Miał. Napotkał jednak potężny cios kantem dłoni. Chrupnęło a Kapa się skrzywił. Cofnął się na moment. I wówczas spadła nań lawina ciosów, której nie sposób było powstrzymać.





Tupik był już o krok od Mary, gdy ten skończył się odwracać. Niziołek był nieziemsko szybki i zręczny. I tylko temu zawdzięczał to, że cios długiego noża nie rozpłatał mu piersi a jedynie niegroźnie przemknął po barku. Tupik wykorzystał swój mikry wzrost i rzucił się pod nogi przybocznego nowego Harapa obracając się w pół skoku i mierząc ostrzem w krocze. To było podłe, ale nóż przeciął materiał i tętnicę udową. Mara ryknął i runął w dół. Grzebiąc pod sobą Niziołka, który nie miał już sił i czasu na ucieczkę. Nóż Mary przyszpilił go do ziemi, ale osiłek puścił go już i osiadł na ciele Tupika zalewając go krwią. Unieruchomiony Niziołek widział jednak jeszcze jak nowy Harap słabnąc otrzymał dwa kolejne ciosy od ich szefa. I jak znalazł się pomiędzy kislevitą a Harapem. Nie trzeba było mu mówić dwa razy. Taboret wylądował na jego karku, ale tamten zdawał się mieć zwierzęcy wprost instynkt, bo nie trafił czysto. Jednak wystarczająco. Nowy Harap zachwiał się, poleciał wprost na szefa i zamarł, gdy ostrze przeszyło mu krtań. Zabulgotał w proteście pozbawionym już zupełnie artykulacji. Harap uśmiechnął się szeroko. I uśmiech ten zamarł mu na twarzy.





Ormet stał za kontuarem trzymając w dłoniach kuszę. Jej leżysko było już puste i Tupik nie od razu pojął co się stało. Dopiero kiedy zobaczył, że Harap się zachwiał, zrozumiał iż karczmarz musiał działać z nowym w porozumieniu. Teraz zaś, oddzielony od reszty chłopaków kontuarem, czuł się bezpieczny. Zwłaszcza, że zdolni do walki pozostali Levan i grzeczny, choć ten ostatni nie do końca. Harap osunął się na ziemię a z jego brzucha starczał bełt.





- Skurwysyn… - zaklął szpetnie a Tupik nie potrzebował dodatkowych wskazań, by domyślić się o kogo mu może chodzić. Jednak nim dane im było uczynić cokolwiek więcej drzwi karczmy trzasnęły ulegle.





A do środka wlała się wrzeszcząca tłuszcza, którą poprzedziło kilka wystrzelonych bełtów. Wycelowanych we wszystkich z orężem w dłoni. Grzeczny i Levan osunęli się na klepisko na środku biesiadnej. Ormet zniknął za kontuarem. Tupik zaś przestał walczyć z ogarniającą jego ciało słabością. Spojrzał po raz ostatni na obu Harapów i resztą świadomości pomyślał.





„Było warto i prawie się udało. Prawie…”





Życie.




=================================================

[ Tym miłym akcentem kończę niniejszą sesję. Króciutką. Mam nadzieję, że Wam się podobała. Przewiduję jej kontynuacje. Graczy proszę o kontakt na PW z podsumowaniem dokonań sesyjnych swoich postaci. Do usłyszenia. ]
 
Bielon jest offline