Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2010, 10:54   #57
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zniszczony pergamin. Wszędzie wokół. Jak stare poplamione kartki książek nikomu już nie wypożyczanych w bibliotece uniwersyteckiej, raziła Konrada skóra obracających się w ich stronę twarzy starców i staruszek obsiadujących całą poczekalnię. Zwykle budzili tylko jego irytację. Teraz również obawę. Nie odwracał się jednak od żadnego. Mierzył wzrokiem każdego czekając aż się odwróci. Krzyż był cały czas prawdziwy i odczuwalny. Rzeczywisty. Śmierć, która się na nim odbyła nie miała znaczenia religijnego. Była po prostu śmiercią. Budziła grozę,, która czaiła się teraz w oczach tych, którzy znajdowali się u zmierzchu swojego życia. Cholerne próchna... Niech sobie siedzą i robią co chcą, ale niech się nie gapią...

***

Szedł pierwszy. Z tyłu dochodził go przytłumiony dźwięk piosenki ze słuchawek Ewki.
Jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy.
Cholernie brudno...
Obejrzał się parę razy za siebie patrząc czy dziewczyna jeszcze idzie. Wzrok miała rozbiegany. Miał wrażenie, że lada moment ucieknie.
Władysław wręcz przeciwnie. Jakby chciał już zobaczyć księdza. Mokre oczy starszego mężczyzny przywodziły na myśl jakiś ból świata. Jakby utożsamiał się z każdym kto tu cierpiał. A może był to po prostu efekt urojonej konfrontacji z bestią. No właśnie. Urojonej, czy prawdziwej. Tylko ten typ spotkany przy wejściu wydawał się spokojny i rozluźniony. Stefan. To było zbyt wiele nowych twarzy jak na gust Konrada. Zbyt wiele ludzi do poznania. Gubił się w tym wszystkim, choć nie dawał po sobie tego znać. Szedł pewnie przez to niekończące się pasmo cierpienia i rychłej śmierci. Odgradzał się od niego. Nawykł do tego więc przyzwyczajenie jeszcze radziło sobie z przeżyciami. Pozwalało mu to skupić się na rozwiązaniu jakiego mógł im udzielić ksiądz. A może jakim był właśnie sam ksiądz.
213, 215, tylko dla personelu, 217...
Drzwi ukazały małą klitkę na 6 łóżek o stalowych obręczach pamiętających pewnie jeszcze powstanie warszawskie. Wszystkie zajęte, a jedno z nich przez samego księdza. Wyglądał tak jak wtedy. Tak jak we śnie. Te same rysy twarzy i te same włosy. Tylko, że tym razem mina świadczyła o ukojeniu. Środki przeciwbólowe, lub antydepresanty z powodzeniem mogły jako przyczyna tej błogości konkurować z anielskim katharsis duszy księdza. Władysław dotknął ramienia księdza i poruszył nim. Gałki oczne pod powiekami wzmogły swój nieskoordynowany ruch. Zupełnie tak samo jak w tym mieście ze snu. Ksiądz mimo iż pogrążony we śnie zdawał się widzieć przez zamknięte oczy. Gdzie właściwie do cholery teraz był? Tu, czy w tych ruinach? Czy może gdzieś pomiędzy?
Ewka również nie wytrzymała. Też chciała wiedzieć. Konrad przez chwilę przypatrywał się reakcji księdza, a potem wyciągnął z plecaka, bez którego się nie ruszał, a w którym zawsze miał parę książek i własnych notatek, długopis i kartkę, na której napisał jedno słowo. Obejrzawszy się, czy nikt nie zwraca na nich większej uwagi podstawił kartkę przed niewidzące oczy księdza i odczytał z niej napis:
- Tardemah.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline