Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2010, 12:43   #47
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie, kaer, poziom górny


-Wyprawy do kaerów zawsze wiążą się z niebezpieczeństwem.- podsumował wypowiedzi obu dziewcząt Ace. A w tym czasie Gherton podał przyniesioną wodę rannemu orkowi.
Był on na wpółprzytomny...jego mętny wzrok obrzucała obojętnym spojrzeniem. Jednak podstawowe odruchy już u niego działały. Łapczywie pił wodę.
- Wygląda na to, że jest bardziej wyczerpany niż ranny.- ocenił sytuację Gherton. Acelon zaś dodał.- Grolmak, poradzisz sobie sam ?
- Tak...rozejrzyjcie się po kaerze. Dam sobie radę zarówno z rannym, jak i z potencjalnymi wrogami.-
rzekł w odpowiedzi ork.
- No to ruszamy. Ace na przedzie, Windeyes w środku, ja i Tavarti z tyłu. Musimy sprawdzić cały kaer. I zlikwidować ewentualne zagrożenia. Dacie radę? –zadecydował Gherton.
- Jasne... ja niczego się nie boję! –buńczucznie odparła wietrzniaczka, a Tavi spojrzała na kostur, którym pokonała trzy młode cieniopłaszczki... z pomocą iluzjonistki, ale...Znów czuła się jak podczas testu t’skrandzkiego złodzieja. Pokonała trzy cieniopłaszczki! I czuła się niesamowicie.

Złoziemie, kaer, poziom środkowy



Na kolejny poziom prowadziły schody, do których dostępu strzegła wielka brama pokryta magicznymi znakami. Wyglądało na to, że każdy poziom kaeru można było odizolować od pozostałych w razie potrzeby. Tavarti, Windeyes oraz Ace i Gherton ostrożnie szli po stopniach schodów, bacznie obserwując otoczenie. Wszak w tych ciemnościach czaiły się jeszcze trzy młode cieniopłaszczki, oraz jedna dorosła, która według słów Windeyes miała żądło długości krótkiego miecza i długość do 2,5 metra, nie wliczając półtora metrowego ogona.

Drugi poziom kaeru był równie ponury i cichy jak pierwszy. Kroki trójki adeptów odbijały sie ponurym echem w tym miejscu. Podobnie jak powyżej i były tu komnaty mieszkalne i wspólny plac. Były też zwłoki leżące w agonalnych pozach. To miejsce kojarzyło się Tavi z cmentarzyskiem...i chyba nie tylko jej. Bo nawet Windeyes ucichła. Na tym poziomie komnaty były nieco większe i obszerniejsze, ale tylko odrobinę. Przemierzając kolejne korytarze mijali małe kuźnie i warsztaty rzemieślnicze. Gherton zaglądał do map, wyraźnie czegoś szukając. Zapytany o to rzekł.- Zbrojmistrz z Travaru jest bardzo skrupulatną osobą, Tavarti. Oznaczył na mapach, miejsca w których znalazł poszczególne skarby. Tak więc wiemy, gdzie znajdował się twój kostur. I tam jest pewnie grota mieszkalna twojego poprzednika.
Grota w której znaleziono jej kostur...grota w której mieszkał poprzedni właściciel jej kostura
.
Kim był? Jaką osobą? ... Wkrótce mieli to odkryć. Gdyby tu był jeszcze Druss, mogłaby się wraz z nim zanurzyć w wizji przeszłości. Ale i tak czuła pewną ekscytację i Serce Namiętności też czuło, lekko się nagrzewając.

Grota wykuta w skale nie różniła się z pozoru od sąsiednich, wejście zasłaniały strzępki koca, w środku było dość pusto. Stare rozlatujące się łóżko, drewniane ramy, na które naciągnięto skórę, stolik, krzesło. Stary drewniany kufer...otwarty, a w nim ubrania. Suknie, sukienki i kobieca bielizna. Wszystko stare i zniszczone. Ale to tłumaczyło wiele. Na przykład czemu ten kostur tak dobrze pasował do dłoni Tavi. Od początku był przeznaczony dla kobiety. Także i przedtem władała nim wróżbitka. Gherton był nieco zawiedziony, liczył na to że w tej komnacie coś jest wartego uwagi. Jak stwierdzi: Pogrom mocno przetrzebił szeregi ich dyscypliny, więc każda wzmianka o przeszłości wróżbitów była na wagę złota.
I wtedy Tavi zauważyła, że jeden kamień w podłodze leżał nierówno. Kamień tuż przy ścianie i nodze łóżka. Po podważeniu go za pomocą noża wraz z Acem wydobyła spod niego mały skarb.
Złota bransoleta zdobiona brylantami miała swoją wartość.


Ale większy skarb stanowił notatnik oprawiony w skórę. Szkoda że czas i wilgoć nie obeszły się z nim zbyt dobrze. W ciemnościach mieszkalnej groty, rozświetlanej jedynie pochodniami i kryształami świetlnymi, Tavi i Gherton ostrożnie przekartkowali ów notatnik.

Cytat:
3 dzień od zamknięcia wrót kaeru.
Wszyscy się cieszą. A ja nie mam serca im powiedzieć, że (nieczytelne) wiele długich lat.
Hersur się gniewa na mnie. Nie przyszłam na spotkanie wieczorem. Nie mogłam (nieczytelne). Czuję że jestem teraz potrzebna całej społeczności, bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogę skupiać swej uwagi tylko na Hersurze. Mam nadzieję, że to zrozumie (nieczytelne).
Proszę Garlen o cierpliwość dla niego. I siłę dla mnie. Znowu mi się śnił. Jakżebym chciała by powróciły dni, kiedy oboje (dalszy zapis nieczytelny).

20 dzień od zamknięcia kaeru.

Od wrót dochodzą nieludzkie wrzaski i słychać odgłosy drapania pazurów. Nie potrafię wyobrazić sobie CO kryje się (nieczytelne) i nie chcę. Doradziłam zmieniać strażników (nieczytelne), by owe odgłosy nie obniżały morale. Nie powinny wszak, magiczne osłony trzymają, jesteśmy (nieczytelne).
Wygląda na to, że therańskie ochrony i rytuały były warte wydanej ceny. Wiem, że sama doradzałam ich zakup, widząc w tym szansę dla naszej społeczności. Ale prześladuje mnie brzemię ceny jaką wioska zapłaci po Długiej Nocy. Jestem człowiekiem, więc tego nie dożyję, ale (nieczytelne) błąd, to (nieczytelne). Nie powinnam się jednak poddawać zwątpieniu. Hersur jest przy mnie i czuję że (nieczytelne) krok. Jutro ogłosimy nasze zaręczyny.

44 dzień od zamknięcia kaeru.

Coś jest nie tak. Czuję to. I nie chodzi tylko o Hersura i tego co mi zrobił. Już przebolałam jego (nieczytelne). A może to był błąd. Obwiniałam siebie o nieufność do Hersura po tym, jak mnie zranił. Ale może myliłam się ? Może on rzeczywiście się zmienił? Może coś wtedy się stało? Coś co (nieczytelne)
Próbowałam wizji, lecz te są (nieczytelne). Pociechy szukam w modlitwach do Garlen.
Nie wiem co robić, ale wiem, że coś zrobić trzeba. Jakieś zło zagnieździło się wśród nas. Tu już nie chodzi o (nieczytelne), także mój ojciec jest jakiś dziwny. Moi przyjaciele, moi sąsiedzi są inni. Czy oni nie dostrzegają w sobie (nieczytelne)? I nikt mi nie wmówi, że tam przy studni to był wypadek. Jestem wróżbitką. Czy oni myślą że uda im się (nieczytelne) ?.
Przeprowadzę własne śledztwo, odkryję prawdę. Oby nie było za późno
.
-Resztę przeczytamy przy dziennym świetle. Mamy jeszcze wiele do zrobienia.- zadecydował Gherton zamykając dziennik. Uśmiechnął się i pogłaskała wróżbitkę po czuprynie.- Dobra robota Tavarti.

Złoziemie, kaer, poziom dolny

Cała grupka minąwszy ogród środkowego poziomu doszła do przejścia na niższy poziom. Nie były to jednak schody, okrągła dziura w skale. Zapewne wydrążona za pomocą kilofów i magii.
- Poświeć na dole Windeyes.- zarządził Gherton. A wietrzniaczka nasyciła światłem jakiś kamień ( tak to uczyniła przy studni) i wrzuciła do środka. Kamień upadł na popękaną gładką kamienną płytę w kształcie okręgu.
- Na dolnym poziomie muszą być spichlerze i magazyny, oraz skarbiec ze wszystkim, co było potrzebne tej społeczności. Dlatego nie ma schodów. Kiedyś ta kamienna platforma była nasączona esencją powietrza i za pomocą magii żywiołów unosiła się i opadała na życzenie. Dzięki temu można było podróżować między poziomami.- zaczął tłumaczyć Acelon.- zapewnie owa winda była wyposażona w magiczne zabezpieczenie, które po usunięciu powodowało utratę magicznych właściwości. Wiesz...takie zabezpieczenie odcinające najważniejszy poziom w razie zagrożenia.
Gdy Ace tłumaczył, Gherton przywiązał linę to kamiennego słupa i zrzucił w dół.- Windy zleć na dół i osłaniaj resztę. Tavarti idziesz z Acelonem, ja przypilnuję liny. Rozejrzyjcie się tylko ostrożnie...nikt tam nie był, więc założone przez twórców kaeru pułapki mogą jeszcze działać.

Zejście na dół trochę trwało, szyb magicznej windy miał głębokość 5 metrów i żadnego oparcia dla ślizgających się nóg. Ale Acelonowi i Tavi udało się jakoś zejść. Choć Tavi zaraz po dotknięciu stopami kamiennej płyty osunęła się na nią łapczywie łapiąc oddech.
Dobrze, że przeprawa przez Złoziemie ją nieco zahartowała, bo inaczej towarzysze musieliby ją wciągać na górę.
Przed sobą mieli wielkie wrota, problem w tym ze wyważone i rozbite...a komnatę za wrotami zaścielały trupy Dawców Imion i nieludzkie. Powykrzywiane humanoidy o przypominających rogi i kolce naroślach na kościach, starły się z Dawcami Imion. I to mieszkańcy kaeru byli agresorami, wnioskując po układzie trupów.
Zanim Tavarti spytała Ace rzekł. – Nie rozpoznaję tych drugich szkieletów, ale jednego jestem pewien. To nie byli Dawcy Imion.
Tym czasem wietrzniaczka schowała się pod płaszcz Tavarti mamrocząc.- Wcale się nie boję, ani trochę. Będę naszym asem w rękawie. Wiesz, zaatakuję z zaskoczenia.
Acelon tylko lekko się uśmiechnął słysząc te słowa. Tylko odrobinę , gdybyż skupiony i czujny. Jego dłoń oparła się na rękojeści miecza.
Ruszyli dalej, a gdy tylko przekroczyli wrota... weszli do dużej komnaty, pełnej trupów i śladów agonii. Komnaty pięknie zdobionej i całkiem sporej. Komnaty z której cztery korytarze prowadziły do kolejnych pomieszczeń.

Na środku zaś komnaty, pojawiła się mglista sylwetka...


Sylwetka ta wyginała się w szybkim energicznym tańcu, pełnym ekstazy. Tańcząca, do nie słyszanej przez trójkę adeptów, muzyki istota z każdym krokiem robiła się coraz wyraźniejsza. Rysy stawały się coraz bardziej ostre, mgliste widmowe ciało wzbogacało się w szczegóły. Po chwili tańczyła przed nimi widmowa mglista elfka o pięknych regularnych rysach i twarzy wykrzywionej na przemian smutkiem i bezgranicznym cierpieniem. Był jeszcze jeden szczegół, który zauważyła Tavi. Widmowa elfka miała na nadgarstku taką samą bransoletkę, jak ta, którą Tavi znalazła w domu wróżbitki.
- Upiorna tancerka...słyszałam o takich, straszne historie.- szepnęła cicho Windeyes wprost do ucha Tavarti. – One są niebezpieczne Tavi. Horrory tworzą je w straszliwych rytuałach, w których pozbawiają je możliwości kontaktu z żywymi. I tęsknota za towarzystwem doprowadza je do obłędu.
Tymczasem tancerka zawirowała i spojrzała w kierunku adeptów. Po czym wykonała prosty gest dłonią. Jakby zapraszając ich do wspólnego tańca.
- Czy to dobry moment by wspomnieć, że mam dwie lewe nogi...eee...lewe skrzydełka?- pisnęła cicho Windeyes.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-03-2010 o 12:54.
abishai jest offline