- Mamy jakiÅ› plan czy improwizujemy?
- Plany zawsze mogą ulec zmianie, a ja zaś nie zawsze potrafię się ich trzymać. Wybieram opcję "Improwizuj". Jedyna, uniwersalna opcja. - usłyszał Jakub oto taką odpowiedź od złotookiej kruszyny na pytanie odnośnie "imprezowania" (tj. improwizowania).
- O, to jacyś wasi kuzyni? - a Ryoku usłyszała pytanie kamiennego stworzenia.
Nie zerkała na owych potencjalnych "kuzynów" z jakąś szczególną uwagą. Od dnia, kiedy rzekomo weszła do świata dorosłych i miał być to początek nowego życia, niby to lepszego, bo rezerwującego większą ilość swobód, i przy okazji też odpowiedzialności, granatowowłosa utwierdziła się jeszcze bardziej w przekonaniu, że rodziny tak naprawdę nigdy nie miała. Już nie mogło również uwadze ujść to, iż na tle towarzystwa, odliczając "goliata" najbardziej rzucała się w oczy. Nie tylko miała z tych ludzi najciemniejszą karnację, ale też...
Nie, Ryoku ujrzała bowiem osóbkę, która nie posiadała już pary całych rąk. Jedna z dłoni najwyraźniej "uciekła" niegdyś rudowłosej właścicielce, tak więc osierocona kończyna musiała pozostać przy swojej nieszczęśliwej pani. Ashino może dziwnie wyglądała, jeśli w rachubę wchodził między innymi niecodzienny kolor włosów, ale cóż - przynajmniej mogła w zupełności cieszyć się pełną sprawnością ciała.
Już nieistotne, że bolały stopy, aż pęcherze mogły tylko wyłazić jak świstaki na wiosnę. Albo gadające krety, rzucające w twarz jak człowiek człowiekowi wilkiem jakąś opryskliwą uwagę.
- Ja nie mam rodziny - oznajmiła do pana Kamienia. - Więc nie muszę sobie zadawać trudu, żeby sobie przypominać o miłej familii.
- Witam. Sądząc po waszym odzieniu spotkało was to samo, co i nas. Nazywam się Kuba. - ośmielił się natomiast nowy, znany od kilkunastu minut (jeśli w tym miejscu można było chociaż używać pojęcia czasu ze świata posiadającego tylko jedno słońce i pospolite, niebiesko-szarawe niebo) towarzysz zagadać do owych pań. Taa, odzieniu.
Sarknęła sobie w myślach. Nawet jegomość począł pojmować potęgę ironii. Dopiero teraz - ale powiadają ponoć, że lepiej później niż "za późno". Choć "wcześniej" również nie urągałby tu nikomu. Tylko szkoda, że na siebie nie spojrzałeś...
- Jeżeli mowa tu w ogóle o odzieniu... - gałąź już rozleciała się na kawałki, zatem atrybut cenzorów do niczego się nie przydawał. - To nasze nadaje się jedynie na rozpałkę... - zerknęła, czy towarzysz Jakub się zakrywa jej "podarkiem". - ...ale jeżeli udałoby się dodatkowo coś dobrego do jedzenia zdobyć, to można gdzieś rozpalić ognisko. Trochę chrustu, iskry i dobrej zabawy, companya.
Za późno natomiast ona się powstrzymała, żeby się nie rozgadywać. Symboliczna gleba na małym kamyczku się sprawdziła jak samospełniające się proroctwo. Obawiała się, a zarazem spodziewała krzywych spojrzeń, choć możliwie, iż niepotrzebnie.
Zakaszlała ostentacyjnie, maskując swoją drobną wpadkę.
- Wybaczyć - dodała głośniej. - Gdzież to moje wychowanie? - a to ostatnie pytanie przeznaczyła na mruczenie do siebie pod nosem. - Ryoku jestem.
To powiedziawszy, a raczej by wtrąciwszy swoje trzy niewypolerowane grosze, skierowała swój wzrok na kamienną bestię.
- A tak apropos, jeśli nie zaszkodzę spytać: co to za wioska? A może inaczej.. - pozbierała się, wzięła głęboki oddech i spytała poważniejszym tonem. - Co to za kraina? - pokreśliła powagę w swoim głosie. Chciała znać odpowiedź na to pytanie i nie pozwoli na to, by ktoś ją zbywał łatwizną.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania.
Ostatnio edytowane przez Ryo : 10-03-2010 o 18:39.
|