Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2010, 18:58   #11
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Obudził go ryk dzwonka. Nienawidził budzic się właśnie przy akompaniamencie szkolnych sygnałów kończących lekcje tudzież harmidru dziesiątek ludzi kierujących się ku wyjściu. Czym prędzej opuścił budynek szkoły, pożegnał się z Kate, odpalił auto i chyżo pognał ku domu. W chacie było pusto, zapracowani rodzice wracali dopiero wieczorem, więc Robert chwycił pilota, włączył mecz futbolu i począł spożywac obiad w postaci odgrzanych kotletów i kajzerki. Położył się wcześniej niż zwykle, kumple również nie mieli się spotykac a pogoda miała się chyba popsuc. Nienawidził poranków, gdy niebo wypełnione było mrocznymi, kłębiastymi chmurami, więc aby dac sobie jakiekolwiek szanse na wstanie o odpowiedniej godzinie, wziął prysznic i wpadł w objęcia Morfeusza.

Tak jak się spodziewał, parunek był paskudny. Ledwo odrzucił kołdrę, ubrał się, postołował się chwilę i ruszył do szkoły. Padał siarczysty deszcz, już był spóźniony i nie zamierzał jechac po Kate. Zapewne i tak podrzucili ją rodzice. Klasycznie, odpalił radio i tym razem spokojnie lawirując między ostrożnymi kierowcami dotarł na parking pod budą.

Po chwili stał już z Johnem Wilsonem i Michaelem Strachanem paląc papierosy i gaworząc o nadchodzącym święcie Halloween. Wtem usłyszał terkot silnika nadjeżdżającego skutera, na którym ku swemu zdziwieniu ujrzał Kate i owego Henry'go Williamsa uczęszczającego z nim do klasy. Zmrużył oczy i wyrzucił fajka, zdeptał go i spojrzał wymownie w stronę dziewczyny. John parsknął śmiechem i podwinął rękawy. Na twarzy Michaela również pojawił się złośliwy uśmieszek. Robert zmarszczył brwi i powolnym krokiem ruszył w stronę skutera. Wciąż jeszcze było wcześnie, lekcje zaczynały się dopiero za kilkanaście minut i miał czas by załatwic nurtującego go sprawy. Ów Henry denerwował go dzień w dzień, zarówno wyglądem jak i stylem bycia. Takich ludzi nienawidził. Podobnie jak jego znajomi. Nie zamierzał marnowac czasu na zbędną gadaninę, dziewczynę uważał za "rzecz" świętą, a wszelkie próby ingerowania w czyjeś życie prywatne nazywał inwazją. A każda inwazja musi zostac odparta. Każdy plan inwazji winien zostac rozbity. Najlepiej w zarodku. Przestąpił z nogi na nogę, przeleciał wzrokiem Henry'ego i zimnym głosem rzekł:
- Ty, pajacyk, złaź z tego rowerka.

Robert często wchodził w ludźmi w zatargi, mimo iż o dziwo był powszechnie lubiany i szanowany. Zawsze powtarzał sobie, że najlepiej budzic i miłośc i strach, ale jak trzeba wybierac to lepiej budzic strach. Na wszelkie kursy walk uczęszczał od dziecka, począwszy od klasycznego bosku kończąc na mieszanych sztukach MMA. Wolny czas spędzał na boisku bądź w siłowni, dlatego choc nierzadko wybuchały waśnie między nim a innymi uczniami, to prawie nigdy nie odważano się stawac z nim w szranki. Kiedy przybył do szkoły, znalazło się kilku kandydatów, acz szybciutko zaprzestali działań mających na celu podbicie jego pozycji, gdy kilku delikwentów na dłuższy okres zajęło łóżka w miejscowym szpitalu.

"Można się było tego spodziewać..."- przemknęło Henremu przez głowę, wiedział , że Robert od dawna już szuka sposobności do zaczepki i wyglądało na to , że obecnie mu ją stworzył. Zszedł ze skutera, podpierając go nóżką, wyciągnął kluczyki i podnosząc szybkę w kasku odpowiedział równie zimno,
- A od kiedy to jesteśmy na Ty mięśniaku? Jakbyś miał nieco więcej we łbie to nie zostawiał byś swojej dziewczyny narażając ją na deszcz.

"Jak już miec powód do bójki to konkretny" - przeleciało mu jeszcze przez głowę, nim przybrał postawę wyćwiczoną na latach chodzenia na aikido. Stał bokiem do przeciwnika - gdyż odkąd wypowiedział swe słowa wiedział, że inaczej się to nie potoczy, jedynie gotowość do walki mogła jako tako spłoszyć tamtego, a Henry nie chciał psuć sobie dnia. Nie zamierzał też ulegać, co by nie było wiedział że stać go na trochę po latach bólu wycierpianych po sześć godzin w każdy tydzień. Nie był zbity mięśniami jak Robert, w jego sztuce walki liczyła się płynność , uniki, i wykorzystanie siły i słabości przeciwnika. Odsunął się od motoru, na lekko zgięty kolanach ręce podnosząc przed siebie, osłaniając się a jednoczęsnie skracając dystans jaki potrzebowały do przechwytu czy zadania ciosu. Kask ubezpieczał głowę, ale był też bronią uwzględnianą przez henrego. W pozycji bojowej czekał na ruch, na jakikolwiek agresywny ruch Roberta...

Robert ruszył w stronę przeciwnika, na miękkich nogach, z wysoką gardą. Kiedy ten odsłonił się, by napluc mu w twarz, Hedfield silnym kopniakiem spróbował zwalic przeciwnika z nóg, niestety atak okazał się za słaby. Korzyści wynikły z tego takie, że Henry osłabił defensywę co pozwoliło Robertowi na kolejne mocne uderzenie, tym razem w brzuch. Klnął w myślach, że pozwolił oponentowi na walkę w tym pieprzonym kasku osłaniającym mu twarz.

"Kurwa" - przeleciało w myślach Henremu, skupiając się na Atemi - czyli na odwróceniu uwagi przeciwnika, zapomniał się, zrobił to zbyt późno, kiedy przeciwnik schylił się i szarżował do ataku. Ślina poleciała za plecami Roberta , Henry nie miał jednak czasu na rozmyślanie o błędach, zaparł się widząc, że nie uniknie już ataku. Pomogło, na tyle że nie dał się wywrócić, jednak chwilę później na brzuchu poczół ciosk, który podniósł wypitą rankiem kawę niemal go gardła. Ręka przy ciele była szansą, podobnie jak kask i pochylona jeszcze przed nim postac Roberta. Musiał przystąpić do kontrataku i nie wachał się uderzyć z "główki"
"Uff" przemknęło mu przez łeb, gdy kask uderzył w bark Roberta.
Robert spróbował uderzyc raz jeszcze, atakował z prawdziwą furią, jednakże najwidoczniej Henry nie pierwszy raz stawał w szranki z wymagającym przeciwnikiem, gdyż natcyhmiast pozbierał się i skontrował trafiając go w bark ciosem z dyńki. Robert odsunął się od Henryego i spróbował raz jeszcze załatwic sprawę kopniakiem.

Henry nie stał bezczynnie ruszył również na przeciwnika, pamiętając aby zejść z linii jego ciosu, niespecjalnie mu sie to udało, gdyż poczuł ból poniżej kolan - skuteczne uderzenie Roberta, choć nie na tyle aby przewrócić. Sam był już z jego boku, podłożył mu obolałą nogę i uderzył w bok, próbując przewrócić. Nieskutecznie, chwilę później Henry próbował schwycić strzelającą ku niemu rękę Roberta, ale i to mu się nie udało. Robert zacisnął na nim dźwignię, jednak dźwignie nie były czymś obcym Henremu, praktycznie je ćwiczył cały czas na treningach, gładko więc wyszedł z uścisku samemu chwytając Roberta, przeliczył się jednak, a może nie zdążył zabezpieczyć dźwigni, gdyż ten po chwili górował nad Henrym i rozpoczął podduszanie, których mimo usilnych prób Henrego nie zdołał przerwać. Powoli mrok ogarniał jego umysł a ciało zwiotczało dużo szybciej niż by się tego spodziewał.

Natychmiast nad nieprzytomnym Henrym znaleźli się John i chichrający się Michael. Robert zaklął siarczyście i wycofał się trzymając się za głowę. Nigdy wcześniej nie doprowadził nikogo do takiego stanu. Zabiłem go?! Kurwa mac! - przez głowę przenikały mu najczarniejsze myśli i choc próbował się ogarnąc, widok biegających w panice uczniów jedynie potęgował lęk. Blady jak trup kucnął i oparł się głową o skuter Williamsa.
 
Kirholm jest offline