Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2010, 23:54   #14
Strofa
 
Reputacja: 1 Strofa nie jest za bardzo znany
Delikatnie uniosła zaspane powieki. W pokoju panował półmrok. Która może być godzina? Ślamazarnie wygrzebała się spod kołdry i podeszła do biurka, koło którego wisiał zegarek w kształcie kota. Garfield wskazywał godzinę 7:30, chociaż za oknem było wciąż ciemno. Nie wróżyło to nic dobrego. Dziewczyna westchnęła i ociężale ruszyła w kierunku szafy z ubraniami. Ogromne, cieplutkie i miękkie łóżko strasznie ją kusiło, z tęsknotą popatrzyła w jego stronę. Przez chwilę stała w wahaniu, walcząc ze sobą. Zwyciężyła w niej jednak samodyscyplina i posłusznie założyła na siebie czystą, białą koszulkę i ciemne jeansy. Wyprostowała się i zerknęła do lustra. Podkrążone oczy, za duży nos, włosy jak zwykle w nieładzie i usta wykrzywione w grymasie niezadowolenia.
Sposobem Clary na kiepski nastrój była filiżanka dobrej, ciepłej herbaty. Ostrożnie otworzyła drzwi swojego pokoju i wysunęła głowę na korytarz. Wsłuchała się w odgłosy chrapania dochodzące z sypialni rodziców i cichutko, na paluszkach ruszyła w stronę kuchni.

Gapiąc się na czajnik (tak jakby licząc na to, że zareaguje na jej zniecierpliwienie przyspieszeniem gotowania wody) myślała o zbliżającej się imprezie Haloweenowej. Rozentuzjazmowanych działaczy samorządu szkolnego pochłonęło do reszty planowanie i reklamowanie balu szkolnego. Clara podchodziła do pomysłu z rezerwą, chociaż obiecała rozdawać magiczne ciasteczka jako Dzwoneczek w towarzystwie równie sympatycznego, jak nierozgarniętego Piotrusia Pana to znaczy Petera, odpowiedzialnego za dekoracje. W całym tym rozgardiaszu dziewczyna wyznaczyła sobie szczytny cel walki o bezpieczeństwo uczestników imprezy. Chciała mieć pewność, że zajęci szaloną zabawą uczniowie będą zabezpieczeni w razie każdej nieprzyjemnej czy też groźnej sytuacji. Otwarte wyjścia ewakuacyjne, działające gaśnice, w końcu sprawna wentylacja i opieka medyczna, w razie potrzeby. Parząc herbatę przeglądała argumenty, jakie zapisała sobie wczorajszego wieczora w kalendarzu.

***

Usłyszała trzaśnięcie drzwi na górze. Skoro rodzice już wstali mogło to oznaczać tylko jedno… porwała torbę, płaszcz i parasolkę, po czym w biegu opuściła dom. Mam nadzieję, że nie będę spóźniona. Zerknęła na zegarek. 8:50. Puściła się pędem w dół ulicy. Zwykle wychodziła z domu wcześniej i przez całą długość alejki obserwowała liście klonów poruszane z wolna przez wiatr. Teraz nie było na to czasu. Z trudem wyminęła jakiegoś staruszka, prawie wytrącając mu laskę z ręki. Za zakrętem czekała ją kolejna niespodzianka.
- Lain. – sapnęła zdziwiona. Clara nie miała najlepszej kondycji, ponieważ ćwiczeń fizycznych unikała jak ognia. Przez ten krótki odcinek zdążyła złapać zadyszkę. Nie powinnam biegać pomyślała zdenerwowana, próbując złapać oddech. Była tak nabuzowana, że nawet nie usłyszała odpowiedzi koleżanki. Jej oddech powrócił do normy dopiero po chwili marszu w ślamazarnym tempie Lain.
- To... wybierasz się na bal Haloweenowy? – zagadała, by przerwać niezręczną ciszę.
Rudowłosa dziewczyna zmierzyła ją wzrokiem.
- Nie jestem pewna. Zależy od tego, czy nauczyciele będą się kręcili obok. A ty idziesz?
- Przecież nauczyciele nie będą przeszkadzali w zabawie. Będą tylko pilnowali naszego bezpieczeństwa. Nie wiadomo co się może stać. - Zaczęła kopać kamyk napotkany na swojej drodze. Wiedziała, że na buntowniczkę nie podziałają żadne racjonalne argumenty.
- No właśnie - prychnęła cicho, obserwując kamyk w zamyśleniu. - Z takim sztywniactwem nie ma dobrej zabawy - dodała i wsunęła ręce do kieszeni wytartych dżinsów. - Chcesz się dołączyć do nas?
- Lain, co Wy znowu kombinujecie? – zmarszczyła brwi.
- Weźmiemy tylko trochę alkoholu. W pięć osób się nie upijemy taką ilością. Wyluzuj, Clar, to ostatni rok w tej szkole, zabaw się. - Uśmiechnęła się wpatrując w linię horyzontu, gdy znalazły się na wzniesieniu drogi. - Chyba, że już ci ktoś proponował... - zerknęła na koleżankę unosząc lekko brwi. - To nie naciskam.
Clara przystanęła na chwilkę i przygryzła wargę. Zastanawiała się, czy przekonanie Lain, jak bardzo nieodpowiedzialne jest jej postępowanie przyniesie jakikolwiek skutek.
- Ok, nie naciskam w ogóle – dziewczyna zaśmiała się cicho i umilkła.
- Zastanowię się nad tym, Lain – odpowiedziała bez przekonania. - Ale naprawdę nie podobają mi się akcje w takim stylu. – brak reakcji rudowłosej utwierdził ją w przekonaniu, że żadna dyskusja nie ma sensu. Jak grochem o ścianę, pomyślała popychając mocno drzwi wejściowe do szkoły. Na korytarzu przyspieszyła nieco kroku i wyprzedziła koleżankę. Zerknęła na zegarek. 9:02. Czuła, jak krew nabiega jej do twarzy.
 
Strofa jest offline