Wnętrze salki zostało uważnie obejrzane, ale nic niezwykłego nie udało się dostrzec.
Ewa sięgnęła po Biblię. Czarna skóra okładki była ciepła i sucha. Otworzyła w miejscu, które było zaznaczone obrazkiem przedstawiającym wjazd Jezusa na osiołku do Jerozolimy. Założonym miejscem okazała się nie apokalipsa, jak sądziła dziewczyna, ale Mądrość Syracha. Szczególnie jeden fragment utkwił przez moment w oczach dziewczyny:
Cytat:
"Nie wprowadzaj do domy swego każdego człowieka,
różnorodne są bowiem podstępy oszusta.
Jak złowiona kuropatwa w klatce,
tak serce pysznego:
jak szpieg wypatruje on słabe strony,
podając dobre rzeczy za złe, przygotowuje zasadzkę
i najlepszym twym zaletom przygania." |
Resztę tekstu przeleciała wzrokiem nie łudząc się, że znajdzie coś interesującego. Spojrzała jeszcze na obrazek. Gorzkie myśli o wierze i religii oraz o udziale człowieka w tym wszystkim zalały głowę dziewczyny jak gwałtowna, letnia ulewa. Na odwrocie obrazka ktoś dopisał długopisem "M.52182237". Wyraźne cyfry świadczyły o tym, że nie stawiano ich w pośpiechu. Tylko że nic kompletnie nie znaczyły dla dziewczyny. Muzyka w uszach napominała - "Mieszkam w Polsce. Mieszkam tu tu tu tu tu".
W tym czasie
Władysław bezskutecznie próbował porozumieć się z leżącym księdzem. Śpiąca twarz mężczyzny pozostała niewzruszona. Jedynie
oczy świadczyły o tym, że pod tą maską drzemie jeszcze życie.
Konrad też próbował dotykiem sprawdzić czy ksiądz reaguje na jakiekolwiek bodźce zewnętrzne. Niestety to także się nie powiodło.
Strzelił balon i przez moment usta Ewy zalepiła zielonkawa błona pachnąca chemią i dekstrynami. Wszyscy spojrzeli się na Ewę. Wzruszyła tylko ramionami. Nie zamierza się przejmować a tylko tak ma szansę zapanować nad tym, by nie wybiec stąd i uciec jak najdalej stąd.
-
...to ja, Władysław! Ojcze! - padło z władkowych ust, ale usta księdza nadal milczały. Starszy mężczyzna zwiesił głowę i wpatrywał się w szare, plastikowe płytki na podłodze pod łóżkiem leżącego.
-
...Obudź się wreszcie. Obudź się! - Ewa szarpała za rękaw szpitalnej koszuli. Głowa leżącego zakiwała się bezwładnie, ale to była jedyna reakcja na działania dziewczyny.
-
Tardemah - spróbował swoich sił Konrad. Nic z tego. Ksiądz, gdziekolwiek teraz był, nie zamierzał wracać. Systemy monitorujące stan serca i płuc pacjenta cicho szemrały a poszarpane amplitudy wykresów dawały nadzieję na to, że życie trzyma się jeszcze księdza Antoniego mocno.