Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2010, 09:06   #216
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Chroniona przed ogniem wojowniczka pognała na wroga, Roger posłał dwa pociski w żywiołaka, oba celne...Czy żywiołaka zabolało, nie wiedział. Stwór nie wyrażał bólu swym obliczem. Magia cieni nie zawiodła Teu. Jego pocisk pognał w kierunku celu z morderczą precyzją. Trafiony wrogi mag zgiął się w pół, jednak nie przerwało to jego działań. Zaś żywiołak zareagował na napaść na swego pana i wystrzelił z siebie strugę ognia ...Strumień ognistej energii wyrzucony z "klatki piersiowej" żywiołaka uderzył w elfa odrzucając go do tyłu, obolałego od oparzeń. Ten stwór był zdecydowanie czymś więcej niż zwykłym żywiołakiem ognia. Odepchnięty do tyłu Teu znalazł się na granicy światła latarni.

Sabrie przebiegła przez ścianę ognia, nie czując w ogóle jej żaru.
Mimo rosnącego osłabienia wywołanego wyjściem spoza światła latarni, Sabrie była zadowolona. Dopadła maga, był w zasięgu jej miecza. Ochronna magia pyskatej kapłanki nieco pomogła. Także jak i czar Lilawandera...rozproszenie magii, zlikwidowało ognisty krąg. Nie wygnało jednak żywiołaka, ale też nie zlikwidowało osłony przed ogniem rzuconej przez Dru.

Vraidem podbiegł do podnoszącego się z ziemi pana popiskując cicho. Teu wyczuwał strach i niepewność swego chowańca. Walka bowiem szła niezupełnie tak, jak oni to sobie wyobrażali. A wrogi mag rzucił kolejne zaklęcie chroniąc się za pancerzem kamiennej skóry.

Dla odmiany żywiołak, miast bawić się w ogniste kółka, wypuścił z siebie prawdziwą strugę ognia. Ale żeby chociaż z ust... Nie, oczywiście nie mógł zrobić tego w sposób, powiedzmy, naturalny... Ogień z paszczy, płomienie z oczu, strumień ognia z palców... To można zrozumieć... Ale z tułowia i to gdzieś na wysokości żołądka? Dziwadło jakieś. Z drugiej strony dobrze, że nie obrócił się zadkiem...

Struga ognia, która wyleciała z żywiołaka, na szczęście ominęła Rogera. Na jego szczęście, bowiem Teu nieco go zabrakło. Kątem oka Roger zauważył jego upadek, ale nie miał czasu, by się zajmować leżącym magiem. Mimo wszystko ważniejsze było pozbycie się głównego przeciwnika - stojącego tuż przy posągu maga. Zgiętego w pół, z Sabrie na karku, ale nie zamierzającego się poddawać. Pokonanie go było podstawą sukcesu, dlatego też stanowił ważniejszy cel, niż jakikolwiek ognisty stwór. W dodatku taki, na którym strzały widocznego wrażenia nie zrobiły. Być może żywiołak mógłby postawić kolejny krąg ognia wokół swego pana, ale jeszcze tego nie zrobił. Roger postanowił skorzystać z okazji i wysłał w stronę maga kolejne dwie strzały. Miał nadzieję, że i tym razem zdoła powtórzyć poprzedni sukces.

Lilawander zaś skupił się na żywiołaku , chwilowo dopatrując możliwość przygaszenia jego zapału. Użył podarowanego od Sabrie pergaminu aby przywołać uderzenie lodu - za centrum wybierając miejsce za żywiołakiem i na prawo od niego, aby ani Sabrie ani córka karczmarza, przy której stał mag, nie ucierpieli od tego czaru. W zanadrzu miał jeszcze tylko jeden silny czar obszarowy, ale z nim wolał poczekać na stwory o których wspominała Keliana, póki co zaś mieli tylko jednego przyzwanego pomocnika... "Strach pomyśleć co będzie przy większej ilości..." Powoli - w miarę możliwości na jakie pozwalało rzucanie czaru, przemieszczał się też w stronę maga.

Sabrie z niewysłowioną ulgą przyjęła fakt, że moc wiary kapłanki okazała się wystarczająca. Patrząc na nią ciężko było w to uwierzyć, jednak Gond najwyraźniej uważał inaczej. W tej chwili jednak ważne było to, że brat Tarkwinusa, który zginał się przed nią z bólu uderzony czasem któregoś z magów, był na wyciągnięcie miecza. Niestety zdążył rzucić jakiś czar - po braku natychmiastowych efektów dziewczyna mogła przypuszczać, że rzucił na siebie jakąś ochronę. "Byle tylko nie to odbijanie obrażeń...", przemknęło jej przez myśl. Walczyła kiedyś z osobnikiem chronionym takim typem czaru i było to... bolesne doświadczenie. Nie miała jednak wyboru; spięła mięśnie i wyprowadziła potężny cios mieczem, a potem kolejne, równie mocne. Jeśli udałoby jej się w pierwszym starciu zadać czaromiotowi wystarczająco poważne rany - o zabiciu nawet nie marzyła - to potem walka mogłaby zakończyć się o wiele szybciej. Kto wie... może nawet ból przeszkodziłby mu w czarowaniu?
 
Sayane jest offline