Służący nie przypadli Barglinowi do gustu, ich oblicza zakryte dziwnymi maskami nie wróżyły nic dobrego. Niestety krasnolud nie miał żadnego wpływu na tę sytuację, wzruszył więc tylko ramionami i mrucząc pod nosem o zwariowanych ludzkich obyczajach ruszył z towarzyszami na ucztę. Wędrując prowadzony wraz z innymi przez korytarze zamku, zauważył zupełny brak strażników, a przecież jeszcze nie dawno pełno ich było na każdym kroku. Wątpliwości Barglina rozwiała jednak muzyka, która pojawiła się ni stąd ni zowąd i jak narkotyk stłumiła wszelkie przejawy rozsądku. Górnik poczuł się dziwnie przyjemnie, na przemian albo ospały albo podekscytowany.
Z tego stanu wyrwało go ostrzeżenie i silne pchnięcie Gustawa. Cios jednego ze służących, którego wizerunek maski pałał żądzą mordu, o mały włos nie pozbawił go życia. Krasnolud odwrócił się i odruchowo złapał uzbrojoną w sztylet rękę napastnika. Drugą dłoń zwinął w pięść i hakiem od dołu przywalił służącemu w krocze. Kultysta jęknął z bólu i przyklęknął. Barglin obrócił go, podniósł lekko i pchnął na kolumnę. Człowiek padł jak rażony gromem, a jego głowa przypominała teraz krwawą miazgę. Po raz kolejny udało się mu przeżyć. Krasnolud spojrzał na kompanów, którzy zdołali jakoś odeprzeć napastników i zanim zdążył podziękować Gustawowi jadowita muzyka znów zabrzmiała, jakby wprost w jego umyśle. Prowadzony w pół-hipnotycznym transie krasnolud ledwie pojął grozę jaką ukazywały poszczególne komnaty. Śmierć i szaleństwo to były jedyne stosowne słowa w tej sytuacji.
W końcu mamiące dźwięki doprowadziły ich do sali tronowej. Markiza falowała w ekstatycznej pozie na czymś co tylko troszkę przypominało ciało hrabiego. Barglin poczuł jak rośnie w nim nienaturalne podniecenie. Nienaturalne gdyż normalnie taki widok wywołałby u niego tylko falę obrzydzenia. Kobieta zauważyła kompanię, zeszła z ciała swego nieżyjącego już męża i perwersyjnie się uśmiechając zaczęła przywoływać Blaisa. Otumaniony rycerz ruszył w jej kierunku i tylko gwałtowna reakcja Gustlika powstrzymała go przed tym szalonym czynem. Leżący wokół kultyści podnieśli się i zaczęli zmierzać w ich kierunku. Sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Barglin czy to przy pomocy naramienników Starego Króla, czy dzięki wrodzonej odporności jego rasy na magię, a może dzięki desperackiemu ponagleniu Rudigiera, opanował się i ruszył do działania. Nie znalazł pod ręką ławy, ale ciężki prawie dwumetrowy metalowy świecznik, doskonale nadawał się w tej sytuacji na broń. Krasnolud zamachnął się i rozkwasił gęby najbliższym sługom chaosu. W ferworze walki oddziaływanie szalonej muzyki słabło i ataki Barglina były coraz bardziej skoordynowane i skuteczne. |