Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2010, 22:31   #31
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Johny - a właściwie Jan Nowicki, nie mógł jeszcze przyzwyczaić się do poranków w Chicago. Nigdy by nie przypuszczał , że na swój sposób będzie mu brakowało porannego budzika o szóstej rano. Jednakże prawda była taka, że wcale za nim nie tęsknił, po prostu przyzwyczajenie, utrwalone przez lata wciąż jeszcze dawało o sobie znać. "Podobnie jak i inne sprawy" - pomyślał z niepokojem zerkając na komórkę i podnosząc się z łóżka. Brak nowych wiadomości nie dziwił, podobnie jak odgłosy palonych gum gdzieś z okolic garażu.

Wciąż jeszcze pamiętał, jak w oszalałym biegu wskakiwał pod prysznic, a później w galopie pędził do pracy na swym motorku. Wciąż pamiętał Martynę... którą musiał zostawić z jej własnymi problemami. " Tak bardzo się popieprzyło... " - pomyślał jeszcze ponuro, ale nie żałował. Nie żałował odkąd dotarł bezpiecznie do tego miasta z dala od Polfarmy, chorej korporacji , która każdego dnia wysysała z niego resztki życia i sił. Wiedział, że współuczestniczył w tworzeniu monstrum, które pożerało wszystko i wszystkich. Omal nie pożarło i Jana - obecnie Johna.
Nigdzie się nie śpieszył, od niedawna nie musiał, prywatna klinika o której wiedzieli nieliczni, prywatny warsztat - z podobnie wielką liczbą klijentów, nie generowały zysków, a przynajmniej nie takich jakich John by chciał, jakich John by potrzebował...

John znalazł ciekawy stary budynek, potężne masywne cegły, wielkie okiennice, budynek wyglądał jak nie z tej epoki... podobnie jak jego mieszkańcy - całkiem pokaźna grupka nomadów, która zajęła cały budynek. O dziwo płacili za niego, jednakże John zdołał się z nimi porozumieć, w zamian za darmową pomoc medyczną - z wyjątkiem zużytego sprzętu, i drobny miesięczny czynsz, miał do dyspozycji sześciopokojowe mieszkanko z łazienką, na parterze, wychodzące na wielki garaż - stanowiący zazwyczaj skład nomadzkich pojazdów. W jednym z pokoi urządził salę operacyjną, kolejny - składał się z wygodnego łóżka i stanowił nocleg dla pacjentów lub gości... W kolejnym mieścił się podręczny warsztat, w którym John przetwarzał wszelkie mechanizmy i próbował odwzorować tworzone niegdyś projekty. Dopiero ostatnie dwa przeznaczył na własne potrzeby. Sypialnia i salon z kuchnią. Całe mieszkanie - w przeciwieństwie do okolicznych mieszkańców, miał niemal wysterylizowane, choć bez przesady. John dbał o porządek, wyniósł to z pracy, wszystko musiał mieć na swoim miejscu... i gdyby tylko nie te nocne hałasy bandy... Czasami pakowali mu się do sali operacyjnej całą gromadą, gdy wracali z rozróby... właściwie to nie pamiętał kiedy ostatnim razem przyjmował pojedynczo pacjenta - nomada. Inną sprawą byli klienci... mało kto miał odwagę zapuszczać się na ten adres, ale jeśli ktoś wiedział do kogo idzie i po co , nie musiał się obawiać. Przynajmniej dopóki sam nie był kimś kto miał zadrę z nomadami...

Poranna kawa z ekspresu... nigdy by nie przypuszczał że tak może smakować. I nie chodziło tylko o to, że 10 % większego zagęszczenia oryginalnej kawy w niby kawie robiło różnicę smakową... nigdy by nie przypuszczał z jaką różnicą pije się ją na spokojnie. Bez przymusu gnania do pracy i dawania z siebie wszystkiego w zamian...w zamian..."No właśnie co ja z tego kurwa miałem? Bat na plecach, kajdany i brak emerytalnych perspektyw. Kurwa, gdyby mi obiecali chociaż jeden procent , chociaż jeden kurewski procent od wynalazku, nie musiałbym kombinować ucieczki..." - w zdenerwowaniu zaciskał kciuki aż zbladły z odpływu krwi.

Jan uciekł, nim było na to za późno, nim dopadła go konkurencja od dawna ostrząca sobie na niego zęby, nim strażnicy Polfarmy zemścili się na Janie za kolegę, który przez Jana wyleciał z roboty, nim wreszcie Polfarma postanowiła dla bezpieczeństwa własnych interesów skierować Jana na oddział zamknięty, by do końca życia robił dla nich badania... Jan czuł że koszmar jest bliski realizacji, sam jednak nie dał by rady wyrwać się ze szpon korporacji, pomógł mu Śruba, choć od tamtej pory nie miał żadnego kontaktu z przyjacielem... i na żaden nie liczył. Sam musiał poodcinać wszystkie korzenie - telefony, adresy , znajomych, aby Polfarma juz nigdy go nie dopadła, aby nawet nie była w stanie z daleka go szantażować losem przyjaciół. Dla ich bezpieczeństwa wolał już nigdy nie próbować ich odszukać.

I tak Jan Nowicki stał się Johnym Nowickim przy wydatnej pomocy przyjaciela fixera zdołał opuścić własny kraj - choć o jakiejkolwiek państwowości już nie było mowy. Nie udało by mu się to bez środków, ale Jan był wybitnym naukowcem, z nie małymi uprawnieniami, poza tym to on był mózgiem wynalazków które tworzył, a przynajmniej większości. Znał wzory, wyniki, efekty wieloletniej pracy i badań, przy pomocy fixera sprzedał gotowy projekt... nadal gotów był powtórzyć ów wybieg. Wiedza ta nadal była sporo warta...ale czy warto było wspierać kolejną korporację? John zastanawiał się nad tym od momentu przyjazdu do miasta, wierzył że nie miałby problemu ze znalezieniem pracy w korporacji, ale czyż nie od tego się właśnie wyrwał? Czyż nie powtarzał sobie latami, że jest mu nie najgorzej w Polfarmie, bo ją chociaż zna, a inne korporacje są jeszcze gorsze? Tylko to powstrzymywało go przed popełnieniem kolejnego błędu, ale wiedział, że tym razem raczej by się nie wyrwał, nie po pierwszej inwigilacji wyjawiającej że już raz uciekł i oszukał korporację, sprzedając patenty wynalazków. Co prawda żadna firma nie mogła wrzucić wynalazków na rynek - przynajmniej nie tych ukończonych i opatentowanych...zawsze jednak mogła wyposażyć swoich pracowników w podrobione sprzęty... a nie dokończone projekty ukończyć szybciej niż firma która nad nimi pracowała...
John nie zamierzał powielać błędów Jana, żyło mu się po raz pierwszy dość szczęśliwie - bo spokojnie, bez presji, nie miał wiele pieniędzy, ale też i ich nie potrzebował na bieżąco. Poważną zmiana było jedynie jedzenie, chcąc jako tako odłożyć na dokończenie wynalazków musiał oszczędzać i tak niewielkie przychody. Nie stać go było już na naturalne jedzenie, musiał zadowalać się tym syntetycznym, ale niesmak w podniebieniu , nie był gorszy od dni, miesięcy, lat strachu i upodlania za psie pieniądze... Wiedział że jeszcze przyjdzie i jego pora, a że wolność cenił ponad jakiekolwiek pieniądze, nie mógł żałować zmian.

Tym razem spokojnie, niemal leniwie skierował się do łazienki, chcąc zażyć powolnego prysznica. Dopiero wewnątrz gdy ciepła woda obmywała jego ciało odzyskiwał pełną sprawność umysłu i jak niegdyś jego myśli kierowały się ku rozwiązaniom problemów technicznych...
 
Eliasz jest offline