Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2010, 23:28   #499
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Środa, 17 X 2007, Wydział 13, godz. 10:00


Wyglądało na to, że jej kryjówka została rozpracowana, więc przy najbliższej okazji trzeba będzie poświęcić część dniówki na opracowanie nowego schowanka. Oczywiście zamierzała spędzać czas z Mike'iem, ale do ukrywania się będzie potrzebowała czegoś... mniej oczywistego. Pozbierała więc swoje graciki i udała się do "pokoju kar".

Oprócz szefowej znajdował się tam młody mężczyzna, który podniósł się z krzesła w momencie, kiedy pojawiła się w drzwiach. Był szczupły, niezbyt wysoki, na ogolonej, owalnej twarzy widać było wąskie usta, wąski, prosty nos oraz oczy koloru niebieskiego z delikatnymi, zielonymi refleksami. Ubrany w ciemno-zielone jeansy regular-fit i wyprasowaną koszulę w kolorze khaki.

Gdy tylko porucznik Logan odkryła przed nią powód tajemniczego i zupełnie niestosownego znajdowania jej w schowanku ukłoniła się z lekka nowemu towarzyszowi niedoli stroniąc jednak od jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. W sumie z ulgą przyjęła fakt, że Esme nic nie jest i to "tylko" choroba dziecka. Przynajmniej nie powiążą tego z młoda detektyw tak od razu. Samej pani porucznik też była wdzięczna. Nie tylko za nie wspominanie o uszkodzonych permanentnie partnerach, ale i o innych pracownikach wydziału. W końcu wśród mających z nią dłuższą styczność uczestników akcji w terenie tylko jeden nie wymagał choćby podstawowej opieki medycznej, choć i tak skończyło się pewnie na porządnym odpoczynku. W końcu to, czy ktoś oficjalnie był jej partnerem przez półtora dnia, czy też został z nią sparowany na kilkugodzinną akcję nie miało większego znaczenia. Liczył się efekt końcowy.

Phil kiwnął głową w odpowiedzi i wyciągnął w jej kierunku rękę, która zawisła na dłuższą chwilę w powietrzu. Właściciel wyraźnie oczekiwał jakiejś reakcji swojej nowej partnerki. Nie wyglądał na zbyt zachwyconego, ale któż byłby wiedząc, że jego sprawa została już przekazana innej parze pomimo krótkiej i usprawiedliwionej nieobecności. Cień zdumienia przemknął przez jego twarz w momencie, gdy usłyszał o wzorowej akcji i pochwale z wpisem do akt. Czyżby jednak pewien rodzaj upomnienia, że przydzielają go do kogoś, kto "wzorowo" przeprowadza akcje? Był pewien, że nikt go nie zaprosi na owe "kameralne" i "bardzo uroczyste" wręczenie dyplomu.

- Mam nadzieję na owocną współpracę Detektywie McNamara i chętnie skorzystam z Pańskiej wiedzy i doświadczenia. -

Powstrzymała się od dopytywania przełożonej o którą właściwie prowadzoną sprawę chodzi. Nie było szczegółowych wytycznych co pozostawiało miejsce na interpretację. Nowy partner nie przypominał też starszej afroamerykanki skorej do ubijania targów z podejrzanymi.

- W sumie, mogę Pana obarczyć już czymś z rana. -

Przegrzebawszy trzymany w łapkach dobytek wydobyła tłuściutki raport autorstwa Willhellminy i wręczyła Phill'owi.

- Prosiła bym o Pańską ekspertyzę, detektywie, w tym temacie. Opinie, przemyślenia, wnioski. Wszelkie efekty świeżego spojrzenia będą mile widziane.W razie pytań czy wątpliwości co do raportu najlepiej dopaść samą autorkę. Ostatnio codziennie bywa na wydziale. Ona najlepiej wyjaśni co miała na myśli. Pytania? -

Amy zupełnie nie zwróciła uwagi na intencje swojego nowego partnera i zamiast przywitać się, wcisnęła mu w wyciągniętą dłoń całkiem grubą teczkę.

- Err .. - odchrząknął lekko skonfundowany, przyjmując podane mu materiały. - To może nie będziemy przeszkadzać. Czy jesteśmy jeszcze potrzebni? - zwrócił się do porucznik, która wzięła już nową teczkę ze sterty dokumentów czekających na przejrzenie.

- Nie... Myślę, że dalej poradzicie sobie sami.-
rzekła Daria przeglądając z wisielczą miną kolejną teczkę. Biurokratyczny zamęt wokół McNamary nie był jedynym bajzlem, jaki zrzucono na jej głowę... O tak, super być drugą po Rooku.


Ton głosu wyraźnie wskazywał, że najlepiej będzie, gdy znajdą się możliwie szybko za drzwiami jej gabinetu i przybiją na nich wielki napis "NIE PRZESZKADZAĆ". Phil uśmiechnął się lekko do Amy i wskazał wyjście swojej nowej partnerce.

- Mmm... jak bardzo kameralne? - zaatakowała z zaskoczenia Amanda nim dała się wyprosić z gabineciku. Oczywiście można było tylko domniemywać kogo zaskoczenie dotyczyło bardziej. Pytaną czy pytającą.
- Ty, ja i Rook.- odparła zniecierpliwionym głosem kobieta.- Nie ma czasu na nic więcej.
I z ust te słowa Amandzie wyjęła. Całość była całkowitą stratą czasu.

- Panie przodem.- poczekał, aż opuści pokój i wyszedł za nią starannie zamykając drzwi. - Właściwie to miałbym jedno. Czy możemy przestać sobie panować? Phil jestem. - ponownie wyciągnął do niej rękę.

- Jak pan chce detektywie McNamara. Ostrzegam tylko, że mam kiepską pamięć do imion i może mi chwilę zająć przyzwyczajenie się do pańskiego. No chyba, że zainwestuje pan w jakiś identyfikatorek czy cuś... -

Nie odpowiedziała na wyciągniętą dłoń choć wynikało to raczej z pragmatyzmu i zamyślenia. W końcu z tymi wszystkimi przyciskanymi do siebie dobrami próba wyswobodzenia ręki skończyła by się niechybnie rozsypaną po podłodze katastrofę w ruchu lądowym. Poza tym nie podejrzewała wracającego na stare, wydziałowe śmieci detektywa o zdolność zgubienia się pośród korytarzyków zakładu pracy, toteż nie odwracała się by kontrolować jego obecność za sobą po tym jak pierwsze opuściła kanciapkę porucznik Logan.

Znów "pan". Zdecydowanie upomnienie. Gdyby było inaczej, nie trzymałaby aż takiego dystansu.Myśli młodzieńca nie były zbyt wesołe, gdy podążał za dziarsko maszerującą przed nim detektyw, która zapewne zauważyłaby jego chwilowo markotną minę ... gdyby tylko się odwróciła. Westchnął cicho pod nosem i przyspieszył nieco kroku, aby nadążyć za ... partnerką?

Środa, 17 X 2007, Wydział 13, biura, godz. 10:20

- Częstuj się. -
Wskazała tymczasowemu współpracownikowi swoje biurko wychodząc z założenia, iż jego dotychczasowe miejsce pracy zostało już zagospodarowane do innych celów. Sama wysypała swój bagaż na blacik Esme i usadziwszy się na krzesełku zabrała za poszukiwanie w tym wszystkim konsensusu. W końcu akta w jej posiadaniu miały podejrzaną zdolność do chaotycznych przetasowań jak i gubienia ogólnie przyjętej choreografii góra - dół.
Do tego trzeba było wyłuskać zapomniany papierek po batoniku, doszorować kubek po herbatce. Cóż począć, los detektywa pełen był żmudnej pracy.

- Dziękuję za zaproszenie, pani detektyw. - machnął ręką gdzieś w kierunku sali. - Gdybym był potrzebny, będę przy swoim biurku. Myślę, że zapoznanie się za sprawą zajmie mi około trzech godzin - podniósł do góry teczkę z dokumentacją - i wtedy będę mógł sformułować jakieś wnioski. Czy coś jeszcze, ma'am? - spoglądał przez chwilę wyczekująco.

Zaproszenie? Nigdy nie patrzyła na to z tej strony. Faceci byli skłonni wszystko zrozumieć na opak, nawet udostępnienie kawałka oślej ławki. Cóż zapewne miało to coś wspólnego z genami, mlekiem w proszku i kablówką. Widać detektyw McNamara wolał pracę w samotności, a ewentualne pytania zachowywał dla ekspertów. Dla Amandy bomba.
- Nie. Nie. Nie chcę ograniczać Pańskich metod. Autorka tego poczytnego dzieła bywa u Mike'a albo można o kontakt z nią tarmosić Elwirę. Ta zawsze jest u siebie. -
Może to był właśnie sposób na panią psycholog? Podsyłać jej zamienniki by nie miała czasu myśleć o biednej pannie Walter.


Phil kiwnął jedynie głową dając do zrozumienia, że przyjął do wiadomości informacje o lokalizacji pomocnych osób podane przez jego "kurator", po czym oddalił się w kierunku, który przed chwilą wskazał. Chciał przemyśleć całą sprawę i w końcu dowiedzieć się, co też mu się dostało. Usiadł przy swoim biurku, uruchomił komputer i czekając na jego gotowość, otworzył teczkę ze sprawą, którą dostał od Amy i przeczytał tytuł:

Raport diagnostyczny
Sprawa nr KR 94/10/07
Funkcjonariusz prowadzący sprawę: detektyw Amanda Walter

Odwrócił kartkę i zagłębił się w treść raportu ...

W tym samym czasie Amanda zbijała bąki. Oczywiście z zaangażowaniem i sumiennością kiepsko opłacanego pracownika państwowego. W końcu Phil porwał jedyną sztukę raportu pani Hollward, telefon Esme milczał. Swoją drogą partnerka mogłą by postawić potomstwo do pionu i wróci wreszcie do pracy. A wobec Mike'a Amanda stosowała jednodniowego focha w ramach kary za uleganie wpływom "pewnych kręgów cywilnych". Poza tym życie detektywa nie zawsze było niezdrowo emocjonujące, prawda? Ot były takie dni gdy można było spokojnie popijać herbatkę, podgryzać kanapeczki, tudzież inne źródła węglowodanów i rozmyślać nad zainteresowaniem samej siebie wynikami jakiejś konkretnej dyscypliny sportowej by mieć jeszcze więcej tematów do myślenia.

<postek grupowy>
 
carn jest offline