Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2010, 11:07   #118
michau
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel przysłuchiwał się pomysłowi Agromannara w milczeniu. Dodał kilka słów od siebie, ale skupił się na tym, by mówić jak najmniej i przeanalizować raz jeszcze sytuację. Celestia, czyli postawienie całego miasta na nogi i jawne wykrycie zamiarów Zakonu z pewnością nie wchodziło w grę. Co prawda nie ufał nieco Gelidusowi, ale nie to spowodowało, że nie zaakceptował jego pomysłu. Jeśli zamknięto by bramy miasta, portale, wezwano straż i specjalne oddziały, to ślad na dobre by nam się urwał. Prawda jest taka, że Zakon wiedziałby o akcji zanim by się ona rozpoczęła. Wspominałem im zresztą, że Zakon to potęga. Mają swoich Nieskończonych wszędzie. Teoretycznie Celestia była dopracowana pod każdym szczegółem, właśnie tak, by była jak najbardziej tajną akcją i by nikt się o niej nie dowiedział, zanim się ona zacznie, ale, tak jak wspomniałem, Zakon stoi wyżej niż wszelkie przemyślne sposoby Minas'drillu.
Arnthaniel usiadł na krześle, oparł prawą rękę o stół i ułożył na niej głowę. Jego palce przesunęły się po zamkniętych powiekach. Na chwilę w pomieszczeniu zrobiło się cicho- tylko dla uszu Nieskończonego, bo rozmowy w pokoju wciąż trwały.
- Jesteś tam?- Nieskończony starał się krzyknąć w myślach, ale przed jego zamkniętymi oczami przelatywały tylko niewielkie drzewa, których gałęzie targał silny wiatr.- Deebs, wyłaź ! Sprawa jest, dosyć poważna- jeszcze raz próbował odnaleźć zwierzę pomiędzy pniami drzew. Przeszedł kilka kroków przechodząc i lawirując między niskimi sosnami, a zapach kory i żywicy go uspokajał. Deebs siedział na niewielkiej polance, tuż za małym zagajnikiem sosen, których igły świeciły zielenią, a niektóre z nich były wpół przezroczyste. Umysł Arnthaniela kreował ten obraz. To był wewnętrzny świat, w którym się teraz znajdował. Jego myśli znajdowały się właśnie tu, podczas, gdy ciało wciąż przebywało w pokoju, w którym toczyła się dyskusja na temat Zakonu. Ręka Arnthaniela drgnęła, bo odnalazł zwierzę w wykreowanym obrazie.
Nieduży pies, który w niektórych wymiarach mógłby być uznany za dziwną mieszankę Labradora i Owczarka Niemieckiego, czyścił właśnie swoje rudo-szare futro.
-Tu jesteś. Wołałem cię.- odezwał się Nieskończony.-Słyszałeś co się dzieje?
Deebs zmrużył oczy, machnął lekko ogonem i przerwał na moment czyszczenie swojego futra. - Słyszałem.- odpowiedział i jego język znów zaczął ślizgać się po sierści, a kły uderzały raz po raz o siebie, by zabić pojedyncze pchły.
- Może przestałbyś się... - Arnthaniel na moment się zawahał. To w końcu... pies. -...myć i pomógł mi na coś wpaść, bo sam, jak wiesz, czasami mam problemy, by wpaść na coś błyskotliwego-dokończył. Tylko on potrafił właściwie rozmawiać ze zwierzęciem. Było ono w końcu częścią jego umysłu i jego samego. Odzwierciedlało czasami nawet jego nastrój.

Zwierzę spojrzało na niego swoimi niebieskimi ślepiami. Miały kolor podobny do chalkantytu.
Pies wstał. Jego ogon poruszał się teraz wesoło. Zwierzę było ukontentowane tym, że pyta się je o radę.
- Zakon powiadasz...- powiedział Deebs, oblizał jeszcze łapę i klapnął szczęką przy ogonie, gdy jakaś pchła starała się pozbawić go kilku mililitrów krwi.- Przecież wiesz, jaki jest Zakon. Pomysł tego pół-wampira jest niezły. Myślę, że magowie Zakonu nie wykryją niczego. Słuchaj, Arnth, mógłbyś mnie podrapać za uchem? Nie mogę dosięgnąć.
Nieskończony podszedł bliżej zwierzęcia i wyciągnął rękę w jego kierunku. - Wiesz, że to wymaga ode mnie wiele wysiłku, by móc wykreować taki obraz.-powiedział Arnthaniel.- Dlatego, chciałbym poznać twoje zdanie, bo według mnie nie powinniśmy iść w mury Zakonu taką grupą. To bez sensu. Najchętniej poszedłbym ja z tym wampirem. W ogóle średnio podoba mi się pomysł z zamrażaniem tego Gelidusa....
- Pewnie, że bez sensu iść tam całą grupą. Straż Zakonu nawet w swojej placówce, w Minas'Drill ma doskonałe zabezpieczenia. Idź zatem...- pies urwał niespodziewanie. Jego oczy rozbłysły nagle, a źrenice rozszerzyły się momentalnie. Kolor oczu zwierzęcia przybrał natychmiast barwę czerwieni. Szereg innych kolorów skakał w oczach psa. - Uciekaj stąd.- warknął Deebs. Arnthaniel wstał i cofnął się od zwierzęcia. Odwrócił się i zaczął biec. Igły sosnowe smagały go po twarzy, a jedna z gałęzi rozdarła mu nieco policzek. Obraz zniknął.
Znów był w pokoju, do którego właśnie wpadł Sataner. Arnthaniel przeciągnął palec po policzku. Krew. Coś jest nie w porządku...Nieskończony zamrugał oczami. Jego aura... coś jakby....
Obłoki zmaterializowały się bardzo szybko. Ciemne plamy zamieniły się w bestie. Nieskończony, wciąż zamglony nieco przywołaniem obrazu, wstał natychmiast z krzesła i chwycił za rękojeść miecza. Nie wiedział, w jaki sposób dostały się tu te bestie, ale trzeba było się ich pozbyć. Ich "nosiciel" leżał na podłodze.
- Chwytać za miecze!-krzyknął Nieskończony i podbiegł do pierwszej bestii, która dopiero co zdążyła się zmaterializować. Nie miała czasu odeprzeć ataku. Miecz Nieskończonego przeszył jej gardło, a czarna smuga rozmyła się uderzając w ścianę i okno. Szyba roztrzaskała się natychmiast, a przedmioty wiszące na ścianie zamieniły się w pył. Magia? Przywołanie? Bardzo silne... Nieskończony po raz pierwszy zetknął się z czymś takim. Kolejne bestie zaczęły pojawiać się w pomieszczeniu...
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline