Cadom dostał swoje rozkazy. Miał zjąć się nadzorem nad budową palisady razem z Paulem i Mordimerem, robota bądź co bądź przyjemna. A jednak czas który dostali na założenie osady był, szczerze mówiąc niezbyt długi. "Zbudować palisadę, w miesiąc? Nie wiem czy nie przekroczy to naszych możliwości, ale cóż, trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty." Pomyslał Kapłan po czym jak pomyślał tak też zrobił.
Paul w raz ze swoimi ludźmi zajął się karczowaniem, terenu pod osadę i pod samą palisadę, więc Cadom postanowił zająć się czym innym. Przy karczowaniu dało się uzyskać sporo drzewa, ale raczej na budowę hat niż palisady. Zdarzały się oczywiście drzewa olbrzymie, mocne i grube, ale nie wystarczająco. Kapłan więz zebrał swoich piętnastu podkomendnych i wraz z nimi zapuszczał się nieznacznie w las gdzie wyszukiwał odpowiednich według niego drzew, które następnie ekipa wyposażona w siekiery i piły ścinała. Potem takie drzewa trzeba było obrobić, to znaczy obciąć wszystkie gałęzie, zedrzec korę z drzew, tak zeby nie dało się po nich wspinać, a następnie, co było fantazją kapłana górę zaostrzyć, dół zresztą też.
Praca była dosyć wyczerpująca i długotrwała, ale zdołali dostarczać surowca na czas. W nocy drwale udawali się na spoczynek całkowicie wyczerpani, tak samo cadom, który nie ograniczał się do rozkazywania, tylko sam machał sikierą dając przykład podopiecznym.
Raz o mały włos nie zginąłby jeden z drwali przygnieciony olbrzymim drzewem, innym razem kapłan musial prosić swe bóstwo o pomoc w leczeniu, kiedy jeden z robotników przez przypadek trafił drugiego siekierą w plecy. Na szczescie nic poważniejszego sie nie stało.
Cadom wciąż był ogromnie zaskoczony i zdziwiony naturą wyspy, drzewami monstrami i zwierzętami o kilka rozmiarów większymi niż normalne.
Jednego dnia na chwilę zrobił sobie wolne, od pracy i udał się do kowala, tego który byl tu z czasów pierwszej wyprawy. Mimo mroźnej pogody, cały był spocony, a z ust wydobywała mu się para. Trochę zmęczony był, w końcu, już 2 tygodnie bez przerwy pracował przy wyrebie, ale pilno mu było do zakończenia pracy i dalszej wyprawy.
-Witaj Gritcie- rzekł kiedy dostrzegł krasnoluda.
-Mam do Ciebie pewną sprawę, w czasie rejsu okretem, a raczej bitwy na nim straciłem prawie cały sprzęt, a jako że jestś kowalem, chciałem się spytać, czy byłys w stanie dla mnie wykonać dużą drewnianą tarczę z metalowymi okuciami i ciężki buzdygan, w całosci wykonany z metalu?
-Co do buzdyganu to hmm, nie mam tutaj swojej profesjonalnej kuxni, a bez tego to cóż niestety się nie uda, co do tarczy, to owszem moge w wolnym czasie spróbować, ale to potrwa przynajmniej 13 dni.- Odpowiedział krasnolud wypluwając w międzyczasie flegmę na ziemię.
-Byłoby cudownie, dziekuje Ci bardzo- Odpowiedział kapłan, po czym napiwszy się trochę wna, wrócił do swoich współpracowników.
"Dobra i tarcza, ale bez buzdyganu,... może być ciężko w dżungli, nie potrafię się przyzwyczaić do tego krótkiego miezyka. Ale co zrobić? Trzeba walczyć tym co się ma." Pomyslał jeszcze zanm całą jego uwagę pochłonęło miarowe uderzanie siekiery. |