Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2010, 15:52   #271
 
Xulux's Avatar
 
Reputacja: 1 Xulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodze
Cadom dostał swoje rozkazy. Miał zjąć się nadzorem nad budową palisady razem z Paulem i Mordimerem, robota bądź co bądź przyjemna. A jednak czas który dostali na założenie osady był, szczerze mówiąc niezbyt długi.

"Zbudować palisadę, w miesiąc? Nie wiem czy nie przekroczy to naszych możliwości, ale cóż, trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty." Pomyslał Kapłan po czym jak pomyślał tak też zrobił.

Paul w raz ze swoimi ludźmi zajął się karczowaniem, terenu pod osadę i pod samą palisadę, więc Cadom postanowił zająć się czym innym. Przy karczowaniu dało się uzyskać sporo drzewa, ale raczej na budowę hat niż palisady. Zdarzały się oczywiście drzewa olbrzymie, mocne i grube, ale nie wystarczająco. Kapłan więz zebrał swoich piętnastu podkomendnych i wraz z nimi zapuszczał się nieznacznie w las gdzie wyszukiwał odpowiednich według niego drzew, które następnie ekipa wyposażona w siekiery i piły ścinała. Potem takie drzewa trzeba było obrobić, to znaczy obciąć wszystkie gałęzie, zedrzec korę z drzew, tak zeby nie dało się po nich wspinać, a następnie, co było fantazją kapłana górę zaostrzyć, dół zresztą też.

Praca była dosyć wyczerpująca i długotrwała, ale zdołali dostarczać surowca na czas. W nocy drwale udawali się na spoczynek całkowicie wyczerpani, tak samo cadom, który nie ograniczał się do rozkazywania, tylko sam machał sikierą dając przykład podopiecznym.

Raz o mały włos nie zginąłby jeden z drwali przygnieciony olbrzymim drzewem, innym razem kapłan musial prosić swe bóstwo o pomoc w leczeniu, kiedy jeden z robotników przez przypadek trafił drugiego siekierą w plecy. Na szczescie nic poważniejszego sie nie stało.

Cadom wciąż był ogromnie zaskoczony i zdziwiony naturą wyspy, drzewami monstrami i zwierzętami o kilka rozmiarów większymi niż normalne.

Jednego dnia na chwilę zrobił sobie wolne, od pracy i udał się do kowala, tego który byl tu z czasów pierwszej wyprawy. Mimo mroźnej pogody, cały był spocony, a z ust wydobywała mu się para. Trochę zmęczony był, w końcu, już 2 tygodnie bez przerwy pracował przy wyrebie, ale pilno mu było do zakończenia pracy i dalszej wyprawy.

-Witaj Gritcie- rzekł kiedy dostrzegł krasnoluda.
-Mam do Ciebie pewną sprawę, w czasie rejsu okretem, a raczej bitwy na nim straciłem prawie cały sprzęt, a jako że jestś kowalem, chciałem się spytać, czy byłys w stanie dla mnie wykonać dużą drewnianą tarczę z metalowymi okuciami i ciężki buzdygan, w całosci wykonany z metalu?

-Co do buzdyganu to hmm, nie mam tutaj swojej profesjonalnej kuxni, a bez tego to cóż niestety się nie uda, co do tarczy, to owszem moge w wolnym czasie spróbować, ale to potrwa przynajmniej 13 dni.- Odpowiedział krasnolud wypluwając w międzyczasie flegmę na ziemię.

-Byłoby cudownie, dziekuje Ci bardzo- Odpowiedział kapłan, po czym napiwszy się trochę wna, wrócił do swoich współpracowników.

"Dobra i tarcza, ale bez buzdyganu,... może być ciężko w dżungli, nie potrafię się przyzwyczaić do tego krótkiego miezyka. Ale co zrobić? Trzeba walczyć tym co się ma." Pomyslał jeszcze zanm całą jego uwagę pochłonęło miarowe uderzanie siekiery.
 
Xulux jest offline  
Stary 14-03-2010, 12:05   #272
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Stojąc tak przy zgromadzeniu, obserwował i nasłuchiwał rozkazy wydawane przez dowódce ekspedycji. Każdy dostał jakiś przydział, nawet nasz zdziwiony pół ork. Nie zdziwiło go to, że dostał jakąś prace. Zdziwiło go to, że miał szkolić ludzi do walki. Na znak, że przyjął do wiadomości co ma zrobić, kiwnął głową, z trudem ukrywając uśmieszek. Różnica miedzy znanym im dobrze wojownikiem, a berserkerem jest ogromna. Wzruszywszy ramionami opuścił towarzystwo kierując się w stronę marynarzy. Ludzie widząc, że idzie z powrotem poderwali się z piasku. Bynajmniej ci, których wcześniej starał się szkolić.

- Dobra panienki. Przyznano mi zaszczyt szkolenia was w boju, co na mój gust jest dosyć ryzykowne. Dnia następnego o poranku rozpoczynamy szkolenie. Dzisiaj pomyślcie o waszych bliskich - obserwując kontem oka miny marynarzy, doszedł do wniosku, że ich morale są białe jak nowe prześcieradło. Albo zbliżają się do tego stopnia. Trzeba działać

-Powiedziano mi, że mieczem machać nie umiecie, albo robicie to słabo. Obrazą by było dla mnie, jak to była by prawda. Może i macie swoje ale, że rozkazywać wam będzie mieszaniec, ale mnie to wisi obojętnym prykiem - uśmiechnął się, widząc zainteresowanie wśród "wojaków"

- Połowa mnie nadal jest jeszcze człowiekiem, wiec nie zjem was... tak nagle.

Spojrzał milcząc po wszystkich, który byli w jego otoczeniu. Duży, mali, pulchni, chudzi. Wszelakiej budowy i maści.

-Na ostatek, który będzie początkiem naszej pracy. Nie myślcie sobie, że w nocy będę się wylegiwał w domu, razem z wielce wielmożnymi panami - wskazał na osadę - Będę sypiał, jadł, trenował razem z wami, dopóki z garści miecz nam nie wypadnie.

***

Dzień ten imał się już ku końcowi. Słońce ustępowało pola księżycowi, który swym srebrzystym blaskiem rozjaśniał noc. Siadł przy ognisku, rozpalonym przez marynarzy. Siedzieli tak w kilku, rozmawiając coś o jedzeniu. Nie bawiąc się w "Czy mogę się dosiąść" siadł miedzy nimi. Ci, najwidoczniej zaskoczeni, ustąpili mu miejsca przy ogniu, nie wiedząc co powiedzieć. Po kilku chwilach milczenia, pozostali wznowili rozmowę

-Ernes, ja ci mówię, cienko może być z naszymi zapasami jedzenia. Jak czegoś nie wykombinujemy, to zjem kogoś z naszych - uśmiechnął się kwaśno. Ten, z którym rozmawiał uśmiechnął się łapiąc kawał

-Wiem, wiem... Coś się wymyśli. Ciekawi mnie, co siedzi w tym lesie. Może jest tam coś do upolowania, albo coś co nas upoluje... nie wiem co mnie targneło na tą podróż, ale lepsze to, niż siedzenie w domu z bachorami.

-Ta, raczej tak. Jak tam twoja baba się trzyma przebolała twoją decyzje?

-Musiała przeboleć - powiedział przygnębiony -Nie miałem wyboru. Pieniądz, to pieniądz. Musze wyżywić dzieci.

Pół ork czując odpowiedni momeny, postanowił wejść do rozmowy.

-Ile masz dzieci, przyjacielu?


Mężczyzna spojrzał się zdziwiony, w stronę mieszańca. Przez chwile myślał, czy warto odpowiadać, lecz zignorowanie kogoś takiego może przyczynić się do czegoś złego w niedalekiej przyszłości.

-Dwoje synów i córkę - odpowiedział w końcu. Barbarzyńca przytaknął głową, rozumiejąc jego sytuację

-Nie martw się, jeszcze zobaczysz swą rodzinę. Wszyscy wdepnęliśmy w jedno gówno, z którego trzeba wyjść godnie i jak najlepiej, czyż nie?

-Tak... - powiedziała zgodnie część z siedzących przy ogniu

-Wiec sprawa, by tak się stało jest prosta. Musimy być dwa razy czujniejsi i dwa razy lepsi, niż to, co może czekać nas w tym buszu. Dam wam pierwszą rade, jaką kiedyś dostałem od czcigodnego szamana. Szanuj swego towarzysz, który kiedyś w niedoli będzie stał przy tobie ramie w ramie, albowiem on skróci twoje męki, albo zostawi cie samego. Wierz w niego, albowiem bóg nie pomoże ci tak szybko, jak silne ramie wspierane odwagą kamrata. Co dwa miecze, to obalony przeciwnik, to wy żyjecie - zamilkł zdziwiony, jak wszyscy słuchali słów starego szamana. Co dziwne, przyszło jeszcze kilku od innych ognisk. Uśmiechnął się dumnie, po czym dodał

-Pierwszą warte biorę ja. Wyznaczcie od siebie jeszcze kilku, by wypełnić straże. Najlepiej 3. Miłych snów, panienki - kończąc odszedł od obozowiska czujnie wpatrując się w las. Siadł na piasku, zakładając nogę na nogę, i kładąc miecz na udach. Zamknął oczy, wsłuchując się w naturę...

***

Ranek, był taki, jakiego spodziewać się nie mogli. Pół ork ustawił ich w szeregu. Na ramieniu miał długie na 2m skrawki liny. Nieopodal niego, leżały patyki, długości miecza jednoręcznego. Bitie stanął przed nimi, bacznie obserwując ich twarze.

-Zobaczmy, jak potraficie machać kozikiem - wypowiedź przerwał mu stłumiony śmiech z szeregu. Machnął ręką w stronę ludzi, rechocząc krótkim śmiechem- Tym zbereźniku możesz powojować z babą, albo mężem, chyba że o czymś nie wiemy ? Dobra. Dobrać się w pary!

Chwile potem, ludzie jak na komendę dobrali się dwójkami. Pół ork rzucił po jednej linie na każdą parę, po czym odrzekł

-Macie związać sobie swoją noge, z nogą towarzysza. Nie obchodzi mnie jak, ale ma to być.

Zdezorientowani ludzie wiązali liny chaotycznie, co wzburzało w nim gniew. Po kilku chwilach, kiedy wszystko było już zawiązane, przeszedł się miedzy mini, rozdając każdemu po jednym z drągów. Odszedł na pewną odległość gdzie przysiadł jak ostatniej nocy i wydał chwilowo jedno z ostatnich poleceń.

-Walczyć kurwa miedzy sobą ! Każdy jest wrogiem, tylko ten z którym jesteście związani jest przyjacielem! Nie zabijać ! Ogłuszać !

I siedział tak oglądając chaos
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 17-03-2010, 16:46   #273
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tLq9DnkZHfU[/MEDIA]
Dni mijały szybko. W końcu czas zdaje się płynąć nieubłaganie, kiedy ma się pełne ręce roboty. Przez kilka pierwszych nocy wszyscy byli nieco spłoszeni. Wyjące nocą w kniei wiatry, dzikie zwierzęta, oraz widok bezkresnego oceanu za swoimi plecami nie dawały poczucia bezpieczeństwa.
W ciągu dnia większość przybyłych na wyspę ludzi pracowała przy karczowaniu lasu, budowie palisady jak i stawianiu nowych domostw. Reszta trenowała pod okiem bitnego i rygorystycznego Geraxa.
Dzień po dniu, kolejne połacie puszczy znikały , a na ich miejscu pojawiały się domostwa, magazyny, bądź przygotowane pod budowę stosy pali.

***

Minęło trzydzieści dni. Czas , który Arin wyznaczył na odbudowanie Osady. Dzień należał do cieplejszych. Blask słońca zdawał się podnosić wszystkich na duchu, a i również widok palisady - bariery oddzielającej mieszkańców od dzikiej puszczy - sprawiał , że wszyscy czuli się bezpieczniej. Pomijając poczucie spełnienia.
Arin wyszedł ze swojej niedawno zajętej chaty. Nie wyróżniała się spośród innych. W każdej miało mieszkać minimalnie dziesięć osób - tak było bezpieczniej i oszczędniej. Swoją Arin dzielił z pozostałymi rekrutami z Galeonu. Nie był człowiekiem rozmownym. Nie często również można było usłyszeć od niego jakieś przychylne słowa, mimo to mogło się wydawać , że polubił tą grupkę osób. Być może dlatego, iż jako jedyni zdawali się mieć tutaj głowy na karku.
Mijając próg przystanął by podpalić tytoń w drewnianej fajce. Pyknął kilka razy, a nad jego głową uniosło się kilka kłębków siwego dymu. Spod zielo nego , zabrudzonego kaptura przyglądał się "ulicy". Miejsce to, nie przypominało niemal bezludnej okolicy sprzed kilkunastu dni. Wszędzie kręcili się marynarze, wojownicy, myśliwi, rzemieślnicy.
- Pewnie wszyscy myślą, że teraz już pójdzie z górki... - mruknął pod nosem, ruszając grząską nawierzchnią w kierunku palisady. - Chłopcze ! Te łachudry , z którymi mieszkam gdzieś się rozlazły... Poszukaj no ich i powiedz, że czekam na palisadzie , przy bramie. - młodzik siedzący w cieniu, pod ścianą frontową jednego z budynków obok, poderwał się na nogi. - Zacznij od karczmy. Chociaż wątpię , aby moczyli mordę od samego rana... Przynajmniej większość.- mężczyzna wcisnął mu w dłoń srebrną monetę. - Idź, idź.

Kilka chwil później stał już na wysokiej palisadzie. Uderzył kilka razy fajką o drewniany pal, opróżniając ją z popiołu. Jednocześnie , jego oczy dokładnie przyglądały się tańczącej na wietrze zieleni. Choć wycieli wiele drzew, wybudowali Osadę, knieja dalej zdawała się nieposkromiona. Ich faktoria zdawała się małą przystanią na skraju tego bezkresnego oceanu. Gdzieś , daleko na horyzoncie dało się dostrzec masywne i wysokie góry, o ośnieżonych szczytach.
Słysząc kroki z swoimi plecami, oderwał spojrzenie od drzew.
- Jesteście... To świetnie. Nie rozmawialiśmy o tym zbyt wiele, ale nadszedł czas na podjęcie kolejnych kroków. Wiem, że mieliście wiele pracy... Ale nie ma czasu na odpoczynek. Przynajmniej, jeśli nie chcecie skończyć tak jak nasi poprzednicy. Harvel pewnie znowu da nura w toń, jak tylko pojawią się problemy, więc w najlepszym wypadku czeka was tutaj wegetacja aż do usranej śmierci.- zaśmiał się lekko, najwidoczniej rozbawiony własną wylewnością. Odwrócił się na pięcie, po czym przywołał kogoś gestem. Do grupki zbliżył się elf. Jeden z przyjacił Fearotha. - Tariesa już poznaliście. Przez ostatnie kilka dni, przebywał poza Osadą. Wybaczcie mi , iż was o tym nie powiadomiłem, ale nie chciałem odciągać waszej uwagi od prac nad osadą.
Blondyn skinął głową na powitanie. Szata , która zakrywała większość jego ciała , do złudzenia przypominała tą , którą miał na sobie Arin... Tyle, że była o wiele czystsza.
- Witajcie przyjaciele.
- Tak więc... Tearies zaszedł prawie pod same góry -
Arin wyciągnął ramię w kierunku widocznych szczytów.- I powiedz... Cóż tam odkryłeś ?
- Ślady. Stare, lecz jestem pewien , że to nasi towarzysze .
- Zatem nadzieja istnieje. Teraz należy się zapytać , jak mają wyglądać poszukiwania ? Czy podzielimy się na kilka grup i ruszymy w różnych kierunkach, czy wyruszymy jedną acz mniejsza gromadą ?
- westchnął lekko.- Nie ukrywam , że mam mieszane uczucia co do tej sprawy...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 17-03-2010, 18:45   #274
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dość trudno byłoby powiedzieć, że Paul się nudził z braku zajęć.
Wprost przeciwnie. Zajęć miał co niemiara. Tyle tylko, że w większości przypadków były to zajęcia z gatunku monotonnych, nie dostarczających żadnych pozytywnych emocji poza satysfakcją z wykonanej pracy.
Gdyby marzył o czymś takim, zostałby rolnikiem. Albo nadzorcą przy wyrębie lasu...

Wezwanie Arina zastało go na palisadzie.
Teoretycznie znalazł się tam po to, by sprawdzić solidność wykonanej pracy. W praktyce jednak zamierzał również, po raz któryś już z kolei, rzucić okiem na tak zwane przedpole i zastanowić się, jakie niespodzianki mogą im zgotować ewentualni napastnicy.
I jak zabezpieczyć się przed tymi niespodziankami.

Słowa Arina nie były aż tak wielka niespodzianką. Prace budowlane różnego typu dobiegały końca i jeśli ktoś miał choćby trochę oleju w głowie to musiał sobie zdawać sprawę z tego, że pora wkrótce ruszyć na poszukiwanie pozostałych. Tych, co ruszyli w góry by nie wrócić.
Co prawda nieżyczliwi ludzie powiadali, że aby zostać poszukiwaczem przygód trzeba było nie mieć w głowie oleju, bo co mądrzejsi siedzieli w domu, przy żonie, ale nawet gdyby to była prawda, to i tak od takiej zasady istniałyby wyjątki. Potwierdzające rzecz jasna regułę.

- Uważam - powiedział, gdy tylko Arin skończył mówić - że bardziej słuszna jest ta druga opcja. Mała grupka składająca się z samych doświadczonych ludzi będzie miała większe szanse na w miarę ciche załatwienie sprawy.
- Kilka grup snujących się tu czy tam to proszenie się o kłopoty. W dodatku - tu spojrzał na Teariesa - wiemy mniej więcej, gdzie zacząć poszukiwania.

Oczywiście można by wysłać kilka osób dla ewentualnego odwrócenia czyjejś uwagi, ale to mogłoby się skończyć źle - stratą tych 'odwracających uwagę' i zwiększeniem czujności 'tamtych'.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-03-2010, 21:26   #275
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień za dniem leciał nieubłaganie. Trenowanie ludzi co prawda nie było jego marzeniem, ani celem w jego życiu, ale nie wiedząc czemu sprawiało mu to ogrom satysfakcji, kiedy z dnia na dzień obserwował postępy uczniów.

"Są gotowi" pomyślał, stojąc miedzy czterema ludźmi. Sprawa była prosta, mieli go obezwładnić. Każdy z nich stał z pałką długości sześćdziesięciu centymetrów. Otoczyli go. Pół ork stał tak, z rękoma luźno opuszczonymi, obserwując i nasłuchując reakcje. Pierwszy krok zrobił jeden zza pleców bezbronnego barbarzyńcy. Słysząc to, obrócił się uginając na nogach, by szybko rozeznać się w sytuacji. Tą chwile wykorzystali wszyscy. Co do jednego, pozostali ruszyli w jego stronę.
"Dobrze..."mruknął pod nosem, po czym ruszył na pierwszego lepszego. Liczył na prostą sytuacje. Miał nadzieję, że kiedy obezwładni jednego z nich, pozostali stracą na duchu. Nic bardziej mylnego. Kiedy ten zrywał się do szarży, któryś z ludzi których miał na plecach rzucił się mu pod nogi, wytrącając go z równowagi. Kiedy jego twarz spotkała się z suchym piaskiem, na plecach poczuł dobre dwa buty, przygniatające go do gleby. Dwóch rzuciło się na jego ręce, skutecznie ograniczając jego ruchy. Jedyne uczucie jakie nawiedziło jego osobę, to gniew. Wpadając w szał, wyrwał się z pod obezwładnienie rąk, po czym poderwał się do gwałtownego wstania. Na plecach nie czół już butów, tylko jednego dobrego mężczyznę, który ciężarem chciał wykupić trochę czasu. Chwile potem cała gromada, którą nie wstrząsnął nawet krwiożerczy okrzyk barbarzyńcy, dociskała wszystkimi sposobami jego osobę do piachu. Jego starania poległy na niczym. Chwile potem poczuł jak słabnie, a następnie powiedział słowa, które w normalnych okolicznościach nie przeszły by mu przez gardło.

-Wygraliście - wyjęczał z piachem w ustach. Ucisk na plecach i całym ciele ustał, a on sam poderwał się by wstać.

-Brawo, widać że czegoś się nauczyliście - wyskrzeczał, plując piaskiem. Spojrzał się po ich twarzach, po czym ryknął śmiechem. Reszta przyglądających się temu wiwatowała i skandowała z radości imiona wygranych. Pół ork przeszedł się miedzy mini, klepiąc każdego w ramie.

-Dobra robota - powiedział każdemu, a oni odpowiedzieli mu szczerym uśmiechem. Co jak co, ale jeszcze nie zżył się jeszcze tak dobrze z żadnym człowiekiem, jak z tą grupą ludzi !

Kiedy miał już iść na posiłek, podbiegł do niego chłopak, informując go, że jest wzywany na palisadę w celu narady.

-Nareszcie coś się może będzie działo - odrzekł sam do siebie - możesz już uciekać. Zaraz ich odwiedzę.

Nie wiedząc co zrobić, poszedł po swoje klamoty, i przywdział je. Dawno już nie miał przy sobie swego kata, jak i na sobie kolczugi.

***

Na miejscu umówionym przedtem zastał Arina wraz z znanym mu już z widzenia elfem. Na miejscu zastał już wojownika, z którym przyszło mu już walczyć. Kiedy obaj odczekali już kilka dobrych chwil, i pozostali kompani, z którymi przez ten okres czasu widywał się bez mała wcale zebrali się, Arin zaczął mówić, co miał do powiedzenia. Elf, jak wynikło z rozmowy, nazywał się Tearies, i prawdopodobnie był tropicielem. Na ostatek, po tym jak elf powiedział o śladach, arin zapytał co dalej, dając pozostałym przykład wyboru.

Wojownik powiedział, że lepiej iść doświadczoną ekipą. Gerax był innego zdania.

-Moim zdaniem - wszedł do rozmowy, co mogło być dość dziwne, gdyż głos zabierał ostatnio dość rzadko- By iść dwoma grupami. Ludzi mamy dosyć, a szanse są zawsze większe na znalezienie celu. Z drugiej strony natomiast - spojrzał w stronę Paula - myśl wybrania się jedną i małą też jest dość dobra.

Mówił ciężko i akcentował wiele prostych słów. Przyzwyczajony do gardłowego języka orków, nie mógł płynnie wyrażać się w wspólnym.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 22-03-2010, 18:09   #276
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Krasnolud cały czas pracował prężnie nie dając sobie zbyt wiele czasu na przyjemności, ani nawet na odpoczynek. Nie liczył na miłe słowa, przychylne spojrzenia pracodawcy, czy większą zapłatę. Zwyczajnie w świecie nudził się i to tak, że aż go skręcało. Co dzień przywoływał z innego planu dwa orły, które obserwowały z powietrza okolicę i pobliskie tereny. Nie czekał na nie z założonymi rękami. Jeśli nie pomagał kompanowi w zakładaniu pułapek, lub nasycaniu ich esencją jego czarów, to brał ryj, kilof lub siekierę i pomagał zwykłym marynarzom w pracach nad odbudową osady. Najczęściej pracował przy palisadzie, gdyż uważał ją za najważniejszy element całej osady, dający wszystkim komfort psychiczny. Nie obawiał się dziwacznej aury całej wyspy, ani pogłosek o gigantycznych bestiach czających się gdzieś w puszczy. Wszystko było spowodowane magią, a magię dało się opanować. Wystarczyło tylko chcieć i mocniej się postarać. Czasami też przyglądał się jak jego zielonoskóry towarzysz szkoli marynarzy w walce bronią białą. Sam też znał się na walce toporem, jednak rzadko kiedy go używał. Był też jeden wieczór, gdy chwilowo wszyscy mieli przerwę, a wtedy krasnolud postawił na jednej z beczek gruby kawał gliny, po czym próbował ustrzelić go z kuszy. Kilka razy mu się udało, ale sam osobiście nie był zadowolony z swojej celności.

"Dzień dwudziesty dziewiąty.

Jutro kończy się czas, jaki został nam dany na odbudowę osady. Ciekaw jestem, co dalej nakażą nam robić. Mam nadzieję, że zarządzą wymarsz wgłąb wyspy, bo zdecydowanie bardziej interesują mnie losy zaginionych, od kolejnych pali wbitych w ziemię.
"

Trzydziestego dnia ich pobytu na wyspie wszyscy zostali wezwani pod palisadę, na której stał już Arin. Jego jakże płomienna przemowa wzruszyła Stormakiem, oraz z pewnością całą tą bandą, zebraną w jednym miejscu. Jak się w końcu okazało Arin chciał skonsultować się z resztą, w jaki sposób podzielą się podczas wyprawy wgłąb wyspy.
-Zdecydowanie jedna grupa!- rzekł chłodno na tyle głośno, że wszyscy zebrani mogli go usłyszeć. Z pewnością nabił sobie sporego plusa u zwykłych marynarzy, którym nie było spieszno do śmierci.
-W kilka osób, może i dłużej będziemy szukać, ale za to mniejsze szanse, że zauważy nas ktoś kto nie powinien. W dodatku ci, którzy nie są doświadczeni w eksploeracji dziczy...- wejrzał się dookoła na otaczających go marynarzy -Mogą tylko przysporzyć nam wszystkim kłopotów. Niech zostaną, pilnują palisady i rozbudowują ją nieustannie.- rzekł.
-Bardziej przydadzą nam się żywi, a tam w puszczy może ich spotkać śmierć. Z pewnością szybciej niż nas.- kontynuował. Nie czuł potrzeby tłumaczenia, co miał na myśli mówiąc "nas", wszak każdy domyślał się, że chodziło mu o siebie i innych zatrudnionych towarzyszy, którzy zrobili rozróbę w porcie i przyczynili się znacznie do zatopienia okrętu straży miejskiej.
-Wolę maszerować w kilka osób żeby nikt mi się niepowołany nie pałętał pod nogami!- dodał zakładając ręce na piersi.
 
Nefarius jest offline  
Stary 22-03-2010, 19:47   #277
 
Xulux's Avatar
 
Reputacja: 1 Xulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodze
Chłopak posłany przez Arina znalazł go całkiem niedaleko. KApłan stał niedaleko otwartej bramy przyglądając się palisadzie.
"Dosyć solidna, jeśli wziąść pod uwagę czas w którym powstała, wiadomo że machin oblężniczych nie przetrzyma, ale tego to chyba nikt od niej nie będzie wymagał." Pomyślał zadowolony z siebie i towarzyszy, oraz efektu jaki dała ich praca. Jedyne czego mu tu brakowało to duża fosa otoczona ostrokołem i naostrzonymi balami, ale to też dało się z czasem wykonać.

Kiedy chłopak przekazał mu wiadomość, Cadom bezzwłocznie udał się we wskazaną stronę. Od dawna czekał na ten moment, a po przemowie Arina jego spostrzeżenia okazały się słuszne.
"Wyruszamy!!! Nareszcie", pomyślał po czym kilku z jego towarzyszy wypowiedziało swoje zdanie.

Cadom cieszył się że Arin trochę zmienił podejście w stosunku do nich. Z początku całkowicie skryty srogi i władczy, teraz pytał się nich o zdanie. Sam postanowił swoje wypowiedzieć chociaż tak naprawdę było mu to obojętne.

-Zdaję się całkowicie na wasz osąd, bo według mnie nie ma znaczenia czy pójdziemy mało grupką czy kilkoma gromadami. Jeśli pójdzie więcej osób to w razie ataku na osadę możemy nie mieć gdzie wrócić, a z drugiej strony istoty które żyją w tej dżungli i tak nie będą miały najmniejszego problemu żeby znaleźć w niej nawet małą grupkę skradającą się chyłkiem między drzewami. Myślę że będziemy śledzeni od samego wyścia z osady.- Wypowiedział swoje zdanie po czym czekał na to co powiedzą inni.
 
Xulux jest offline  
Stary 23-03-2010, 08:53   #278
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Minęły dwa dekadni. Sorin miał mnóstwo roboty. Zapewnić dostawę desek tutaj. Przerzucić ludzi tam. Przez ten czas doszedł do wniosku, że ma dość zarządzania ludźmi. Wolał, kiedy coś się dzieje. Z drugiej jednak strony cieszył się, że nic się nie działo. Żadnych wypadków lub innych przygód.Niestety sprawy nie miały się zbyt dobrze. Zapasy żywności kończyły się i to dość szybko. Zostało ich na mniej więcej dwa dekadnie. A wiedział doskonale czym grozi głód. Na całe szczęście napatoczył mu się Ilian
-Ilian, dobrze że jesteś. Mamy mały problem - Sorin podszedł do tropiciela - chodź za mną.
Marynarz zaprowadził Iliana do magazynu.
-Zobacz, żywności zostało nam na mniej więcej dwa dekadni. Trzeba szybko coś wykombinować, bo inaczej ludzie nam się będą pożerać nawzajem. Może urządziłbyś jakieś polowanie, połowy lub cokolwiek w tym guście?
Tropiciel przyjrzał się resztkom pożywienia.
- Rzeczywiście, nie jest najlepiej. Cóż... Jakby zebrać paru chłopa i wyruszyć powojować z jakimś zwierzem, to pewno by się uzupełniło braki. Gorzej, że w tej dziczy zwierzęta są... Inne, większe, a zatem bardziej pewne siebie.
-Jeśli są większe to znaczy, że będzie więcej mięsa. Zasadźcie wnyki. Zagońcie w wilcze doły. Potrzebujemy żywności i to dość szybko, bo mięso trzeba jeszcze kiedyś ususzyć. A jeżeli nie w lesie to może w morzu? Nie da rady odłowić czegoś dużego?
- Odłowić? Z tym nie do mnie - zasmiał się - a sam nawet nie mam ochoty znów stawać na belki pokładu tego... - przypomniawszy sobie z kim rozmawia, zatrzymał się. - Jeżeli chodzi o polowanie w lesie, oczywiście, mogę poprowadzić małą grupkę łowców, z tym popytam jeszcze Geraxa, on ma pod sobą paru rekrutów, więc może będzie chciał użyczyć ich ostrzy jak i swojego do tej małej wyprawy.
Sorin złapał o co chodziło Ilianowi.
-Hmm, nie tylko ty masz już dość tej łajby - powiedział trochę ciszej
-Co do Geraxa to doskonały pomysł. Silny jak tur jest. Przyda się przy większej zwierzynie, jeśli tylko będzie miał ochotę rozprostować kości. A i chłopaki pod jego komendą nieźle sobie poczynają. W każdym razie bierz kogo potrzebujesz i co potrzebujesz. W tej chwili jest to nasz priorytet. Czasu nam nie brakuje. Wody i rumu tez. Ale jak ludzie nie będą mieli co jeść rozpęta się tutaj piekło...
- Rozumiem - spojrzał na widnokrąg - zbiorę ekipę i wyruszymy jutrzejszego rana. Mam nadzieję, że zwierzyna będzie duża i uległa.
-A więc powodzenia. Teraz przetrwanie osady zależy od ciebie i twoich ludzi - Sorin pożegnał tropiciela uściskiem dłoni i nieznacznym uśmiechem. Minę miał zatroskaną, jakby nie wiedział co robić.
Gdy Ilian odchodził Sorin zatrzymał go jeszcze na chwilę
-I mam jeszcze jedną prośbę. Wróćcie wszyscy...
Elf spojrzał na poważnego kompana.
- Się rozumie - odrzekł uspokajająco.
Cieszył się,że rozumiał się z tropicielem. Jego zmartwienia nie tyle dotyczyły ludzi i zapotrzebowania na różne rzeczy, ile jednego mężczyzny w tej osadzie, który jako jedyny nie opuścił jeszcze okrętu. Nie mógł pozbyć się tych myśli z głowy co czasami skutecznie utrudniało mu pracę.
-A więc sprawę uznaję za załatwioną. Jeżeli potrzeba weź więcej chłopaków dla bezpieczeństwa. To my mamy jeść ich, a nie na odwrót. A teraz wybacz, muszę wracać do pracy - chwycił plik papierów i zaczął przeglądać tygodniowe raport z osady.
-Psia mać. Jack! Co znaczy, że wypiliście pięć beczek rumu?! miały być maksymalnie trzy! Ty kulawa kuśko, w następnym tygodniu będzie tylko jedna! - Sorin pobiegł w stronę marynarza wykrzykując różne bluzgi na jego temat, nie oszczędzając także jego matki i babki.

***

Miesiąc po wylądowaniu na wyspie osada kwitła. Palisada otaczała wszystkie zabudowania a tropiciel z kilkoma chłopakami skutecznie zaopatrywali osadę w mięso, skóry i wszystko co dało się z dziczyzny wyciągnąć. Teraz Sorin miał już mniej roboty. Nie musiał mówić wszystkim co i gdzie zanieść. Każdy wiedział co ma robić. Sam zabierał potrzebną ilość materiału, notował ile zabrał i szedł gdzie miał iść. Wszystko działało tak jak powinno.

Pewnego dnia do Sorina przybiegł chłopak - majtek na jednym z okrętów. Przyniósł on wezwanie od Arina, który zarządził zebranie przy bramie. Sorin wydał ostatnie dyspozycje i poszedł w wyznaczone miejsce. Palisada była solidna. A nawet bardzo solidna biorąc pod uwagę krótki termin i umiejętności budowniczych. Na miejscu czekał już Arin wraz z towarzyszami.
- Witajcie przyjaciele.
- Tak więc... Tearies zaszedł prawie pod same góry -Arin wyciągnął ramię w kierunku widocznych szczytów.- I powiedz... Cóż tam odkryłeś ?
- Ślady. Stare, lecz jestem pewien , że to nasi towarzysze .
- Zatem nadzieja istnieje. Teraz należy się zapytać , jak mają wyglądać poszukiwania ? Czy podzielimy się na kilka grup i ruszymy w różnych kierunkach, czy wyruszymy jedną acz mniejsza gromadą ? - westchnął lekko.- Nie ukrywam , że mam mieszane uczucia co do tej sprawy...

Po wysłuchaniu uwag kompanów Sorin też zabrał głos.
-Według mnie grupa nie powinna być ani za duża, ani za mała. Gdy będzie za duża, będzie trudniej ogarnąć ludzi i będziemy łatwiejszym celem. Jednak gdy grupa będzie za mała w razie kłopotów nie da sobie rady. Podział na dwie grupy uważam za zły. Nie będzie możliwości porozumienia się między sobą i może dojść do sytuacji, gdy jednak będzie szukać drugiej. A nie chodzi nam o to, żeby gubić kolejnych ludzi. Uważam, że wyruszyć powinno nie więcej niż dziesięć osób.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 23-03-2010, 15:49   #279
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Dzień podobny był do dnia, niestety. Co prawda zleceń zabójstw czy kradzieży nigdy nie brakowało, skurwysyny były, są i będą tak długo jak Faerun istniał będzie, ale takiej harówki jeszcze nigdy nie doświadczył. Nie wiedział dlaczego aż tak się stara, jedną z możliwości był strach jaki odczuwał kiedy dobili do brzegu wyspy. Miał oczy dookoła głowy, a złe przeczucia go nie opuszczały, to było jak cisza przed burzą…

***

Podczas jednego z wieczorów kiedy większość była w chacie zagadnął Iliana:
- Jak Ci idzie? Do czego Cię przydzielili?
Ten zwróciwszy uwagę na złodzieja odpowiedział.
- Nieźle, jest troche roboty, ale czego mialbym się spodziewać po takiej wyprawie - zaśmiał się rozluźniając klimat. - W moim obowiązku leży pilnowanie czy nikt nie wychodzi za granice osady, co jakiś czas też ucze rekrutów Geraxa, czego mogą spodziewać się w dziczy. Ach, no i polowania... Może lepiej nie rozgadywać, ale tobie powiem. Kończy się jadło, Sorin poprosił mnie bym zebral jakąś ekipę i ruszył w las upolować jakiegoś zwierza, wlaśnie, może się piszesz?
- Ja mam tylko jedno zadanie, które jednak daje mi się we znaki-uśmiechnął się pod nosem-. Muszę zabezpieczyć okolice pułapkami, zadanie to wyczerpujące, wymagające myślenia no i schodzi się... dobrze, że mam Stormaka do pomocy. Dzięki jego magii asortyment sideł znacznie się urozmaicił. -na wzmiankę o jedzeniu uniósł dłoń w obronnym geście- Na mnie nie patrz przyjacielu, nie uszczuplam po kryjomu naszej obozowej spiżarni. Chętnie się przejdę, cokolwiek byle wyrwać się z tej monotonii dnia.
- Świetnie, dzisiejszego dnia jest jeszcze czas na przygotowania, zaś jutro z rana zamierzam wyruszyć z tyloma ludźmi ilu uda mi się zebrać.

Z pewnością będzie to owocne polowanie, tylko ciekawe kto będzie zwierzyną, a kto łowcą.

***

Pocieszający był z pewnością widok rosnącej jak na drożdżach palisady, która z pewnością dawała nieco poczucia bezpieczeństwa. Ludzie szkolili się pod przewodnictwem Geraxa, a pułapki również powinny spełnić swoje zdanie. Kiedy znajdował odrobinę wolnego czasu po prostu leżał brzuchem do góry tak by nikt nie widział i nie mógł wytknąć mu bezczynności. To co nie udało się żadnemu z najemników czy jego towarzyszy zrobił byle majtek pod pretekstem przekazania wiadomości. Słowa te ucieszyły łotrzyka, monotonia powoli go dobijała, nie przywykło takiego życia i miał nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał tego doświadczyć.

Kiedy dotarł na palisadę czekało tam na niego już większość kompanów.

- Popieram Stormaka, sam raczej pracuję samotnie lub w niewielkich grupach, więc zdecydowanie będę się lepiej czuł w mniejszym gronie wypróbowanych osób.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 24-03-2010, 21:27   #280
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Dzień… Ach, już nawet sam nie wiem. Codzienność karcąca moje serce ogłupia mnie. Wszystko zaczyna się powtarzać. Każdego dnia gdy wychodzę z naszej wieloosobowej sypialni widzę ten sam widok. Siadam na tym samym kamieniu i poleruje miecze w nadziei, że wkrótce będą potrzebne. Witający mnie zawsze o tej samej godzinie Bronthion, który zerkając na słoneczne niebo przywdziewa zniesmaczoną minę. Następnie, także o regularnej porze, podchodzi Arin. Pyta się czy pilnuje osadników opuszczających nasz przyczółek. Nawet ma wilczyca każdego dnia spogląda na mnie z tym samym wyrazem, oczekując w końcu jakiś wydarzeń. Pobyt na wyspie splótł się w długi, niekończący się łańcuch codzienności i niezmienności. Sądzę, że jeżeli tak dalej pójdzie to nie zorientuję się, gdy nagle ręce utracą siły by unieść ostrza, nogi nie będą mogły poruszać się z taką żwawością, a mnie przyjdzie narzekać na każda niedogodność, która mnie otacza doprowadzając kompanów do irytacji.

Dobrze, że elfy jednak tak prędko się nie starzej
ą…

Sporządziwszy kolejną kartkę dziennika wplótł ją w plik spisanych relacji z wyspy. Tak utworzoną książeczkę schował do wewnętrznej kieszeni. Stanąwszy wypiął biodra do przodu i zdrowo wyciągnął ciało. Otaczali go, noszący materiał wykańczanej palisady, robotnicy. Sam nie ruszał takiej roboty, głównie dlatego, że obce mu były wszelkie fortyfikacje, gdy do obrony zazwyczaj używał sprytu i kamuflażu, jak na prawdziwego łowcę przystało. Tymczasem do stóp elfa podreptała sporej wielkości wilczyca, dość młoda, bo jednak nie dorównywała olbrzymom spotkanym w leśnej kniei, za wioską. Zwierzę było w zupełności ignorowane przez osadników, często towarzyszyło Ilianowi i każdy mieszkaniec przytułku doskonale wiedział, że nie ma się czego obawiać. Trąciwszy nogę tropiciela, zwróciła jego uwagę. Ten ukląkł i pieszczotliwie ugłaskał przyjaciółkę po głowie, co bardzo jej się spodobało, gdyż nie powstrzymała ogona przed radosnym machaniem.
- Wiem, że się nudzisz… Ja też, ale musimy być cierpliwi, ta wyspa ma do zaoferowania na pewno wiele wyzwań – łowca zwrócił się do zwierzęcia znużonym głosem i westchnął.

* * *

Gdy Sorin odszedł pozostawił elfa z wieloma myślami. Szykuje się w końcu coś ciekawszego, to był pocieszający fakt. Niestety, elf dawno nie miał okazji wykazać się w walce. Powinien nieco poćwiczyć, zanim uda się do lasu. Nieszczęście także niepokój elfa wzbudził poważny ton Sorina. Mimo uspokojenia marynarza, Ilian sam nie pozostał radosny, nie mógł być pewien czy jego przygoda nie zakończy się na tym niepozornym polowaniu.
Aj! Przecież nie będę cały czas siedział w osadzie! Nie!” – dodawał sobie otuchy.

* * *

Po rozmowie z Bronthionem, elf niezwłocznie udał się do drużynowego berserka, największej sile uderzeniowej w grupie. Nieinaczej – do Geraxa.

Ilian podszedł do zielonoskórego kompana by rozpocząć rozmowę. Stanąwszy przed olbrzymem zaczął mówić.

- Witaj towarzyszu! Kieruje się do ciebie z pewną istotną sprawą. Otóż nasze spichlerze wkrótce zaczną świecić pustkami. Organizuje wyprawę łowiecką do okolicznych lasów i tak sobie pomyślałem... Dobrze byłoby mieć takiego wojownika do pomocy, w końcu tutejsze zwierzęta to już nie gratka dla jednego łowcy, a jednak warto byłoby ułowić sporą ilość, by ostało się na długi czas. Czy ty i twoi uczniowie nie bylibyście chętni wspomóc mnie i Bronthiona? Twoje ostrze będzie nieocenione, a i rekruci będą mogli sprawdzić się w dziczy. Co ty na to?
Pół ork, zdziwiony wszczętą konwersacją przez elfiego kompana, stał chwile nie wiedząc co powiedzieć, lecz po chwili się ocknął
- Więc można przejść się, i rozprostować kości. Jedynie trzech z gromady moich podopiecznych prezentuje się obiecująco, łowco. Nie szkoliłem ich po to, by mogli zabijać, lecz po to, by nie zostać zabitym. Zdatni będą, by pomóc nam nosić zwierzynę, lecz wątpię by coś więcej - odparł krzyżując ręce na piersi.

Lekko zmartwiony elf odpowiedział.
- Cóż... Powinno pójść bez większych problemów. Planuje wymarsz jutrzejszego rana, dziś pozostaje się przygotować, sprawdzić ekwipunek - westchnął na wspomnienie o mieczach, których tak dawno nie używał. - Świetnie będzie mieć takiego wojownika jak ty w drużynie.
Elf pozdrowił półorka i zaczął się oddalać.

* * *

A było ich sześciu. Trzech ledwo oręż trzymający, jeden skryty w cieniu wypatrujący okazji do skrytobójczego ataku, jeden z mieczem ogromnym naprzeciw, gotów do ataku, ostatni z duetem ostrzy, wykonawszy taniec śmierci pomiędzy przeciwnikami.
Tak zacne rozmyślania poruszonego łowami elfa przerwał nieprzyjemny upadek na piaszczystą ziemię.
- O czym ja w ogóle myślę… - powiedział do siebie elf wypluwszy piasek z ust.
 
Elthian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172