Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2010, 17:52   #98
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Ściana nagich, podrygujących w ekstazie gości zbliżała się z każdą chwilą. Ciosy zadawane sztyletem i świecznikiem raniły zmutowane ciała, jednak nie były w stanie powstrzymać na dłużej zahipnotyzowanych właścicieli. Nie dość, że ból nie zmuszał ich ich do odwrotu, to jeszcze zdawał się sprawiać im ogromną przyjemność. Za każdym razem gdy oręż ugodził ciało, na sali rozbrzmiewały jęki i westchnienia opętanych gości. Po krótkiej chwili okazało się też, że mimo otumanienia nie są bezbronni. Bezbożna magia dawała im wielką siłę i odporność, dzięki której byli w stanie uchwycić i utrzymać wrażoną w nich broń, ciesząc się szaleńczo z krwi uciekającej z ich rozciętego ciała. Razem z bronią starali się unieruchomić jej właścicieli, krępując ich w stalowym uścisku dziesiątek ramion.

Jakby tego było mało, siła czaru rosła z każdą spędzoną w zamku chwilą. Już nawet rozszalałe od walki serca nie były w stanie oczyścić opętanych umysłów. Na szczęście dla rycerza, jego towarzysze zdecydowali się nie porzucić go w potrzebie. Słowa i cucące razy na chwilę przegnały czar. Resztę załatwiła modlitwa do mitycznej patronki jego ludu. Szepcząc raz za razem modlitwę, wycofał się z resztą poza obręby jadalnej sali.

Ostrzegł ich znajomy błysk zakrzywionych sztyletów. Z pobliskiego ciemnego korytarza wypadły trzy zamaskowane postacie. Kark jednej z nich nadal wygięty był pod dziwnym kątem, głowa dyndała z boku na reszcie zachowanych kręgów. Potężna magia tego miejsca nie pozwalała sługom odejść, nim ostatecznie nie wypełnią woli swojej pani. Wydawało się, że śmierć pozbawiła ich reszty ograniczeń ludzkiego ciała. Byli nieludzko szybcy, w paru ruchach znaleźli się przy drużynie, błyskając srebrzystymi klingami.

W powietrzu dało wyczuć się dziwną, niepokojącą woń. Piękny zapach wiosennych kwiatów połączony z mdlącym, słodkawym odorem śmierci. Stojąca w oddali markiza szeptała jakieś niezrozumiałe słowa, zaś wokół jej ciała zaczynała zbierać się plugawa, mroczna energia, wypaczając pobliską przestrzeń.

Okno za drużyną trzasnęło, wyrzucając w powietrze tysiące szklanych odłamków. Do środka wpadł porywisty, szarpiący wiatr i ściana zimnego jak lód deszczu. Wielka, wyszywana złotą nicią zasłona zafalowała, rozdzielając na chwilę strony toczącej się na korytarzu bitwy.

Na zewnątrz, piętro pod rozbitym oknem dało dostrzec się ciemny zarys drewnianej platformy. Powietrze znów wypełnione zostało ciężkim do zniesienia odorem.

Skoczyli.

Nogi uderzyły ciężko w śliskie od deszczu deski. Rusztowanie zatrzęsło się, trzeszcząc upiornie. Goście uczty najwyraźniej nie chcieli podjąć pościgu. Czarne, rozmazane przez deszcz postaci zamajaczyły przy oknie i zniknęły we wnętrzu zamczyska.

Nie był to jednak koniec problemów. Gdzieś w oddali na murach zadzwonił dzwonek zamkowej straży. W zimnym, nocnym powietrzu rozbrzmiały liczne nawoływania i stukot dziesiątek zbliżających się żołnierskich butów. Na szczęście dla uciekinierów, ciemna, deszczowa noc utrudniała ich wypatrzenie. Pośpiesznie zeszli z rusztowań, zagłębiając się w niewykarczowanym jeszcze kawałku zamkowego lasu.

Gdy dotarli do miasteczka, okazało się, że już ich poszukiwano. Markiza działała szybko i nie miała zamiaru darować im zaprzepaszczonej orgii. Ulice patrolowali zebrani naprędce żołnierze z latarniami. Dzięki instynktowi i umiejętnościom Rudigera, wszystkim udało się przekraść do centrum miasta, do karczmy, w której pozostawili towarzyszy wraz z resztą dobytku. Ułatwiała to niewielka liczba patroli, które dało się zebrać w tak krótkim czasie.

W karczmie trwała już zażarta walka. W głównej sali na dechach leżał strażnik z rozerwanym gardłem, drugi właśnie próbować zrzucić z siebie Burzę, który usilnie starał mu się dobrać do szyi. Ciało psa było już mocno poranione, nie przeszkadzało mu to jednak w dalszej obronie Agnes, która korzystając z sytuacji zachodziła właśnie szarpiącego się strażnika od tyłu z pogrzebaczem w dłoni.

Gdy żołnierz ujrzał kompanię wchodzącą do izby, zamarł na chwilę z przerażeniem w oczach.

Trzask.

Kości czaszki chrupnęły, a ciało osunęło się bezwładnie na ziemię. Za nim Agnes opadła na kolana dysząc ciężko.

Uliczka przed karczmą wydawała się pusta i cicha. Najwyraźniej grube ściany karczmy wytłumiły dźwięki walki. Po chwili zza lady niepewnie wychylił się i drżący z przerażenia, wąsaty karczmarz.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 13-03-2010 o 07:49.
Tadeus jest offline