Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2010, 22:49   #14
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Jan Nowicki:

Zadowolony z załatwionych obiektów do badań myślami wybiegał już w odległe stadia testów aplikatorów i wprowadzeniu ich do masowej produkcji. Był już kilka kroków od drzwi swojej pracowni gdy kieszeń fartucha zawibrowała i wydała typowy dzwonek dla wiadomości tekstowej. Wyciągnął komunikator i kciukiem musnął panel.

WIADOMOŚĆ OD: Biuro Kwaterunkowe PF, <napis przewijał się na wyświetlaczu>
(klik)
Z KONTA ODCIĄGNIĘTO
KWOTĘ: 2200 €$
ZGODNIE Z UMOWĄ
O KWATERUNEK I WY-
ŻYWIENIE W BLOKHAUZIE
POLFARMA. DZIĘKUJEMY.
INFORMACJE DODATKOWE
POD BEZPŁATNYM
NUMEREM #7038

Gdy chował telefon z powrotem do kieszeni i podniósł wzrok zobaczył plecy garniturowca który, ku jego szczeremu zdziwieniu, najwidoczniej właśnie wyszedł z jego laboratorium. Garniak szedł szybko przez pusty korytarz mijając obojętnie ramki na ścianach, kierował się chyba w stronę gabinetu Romanowskiego bo nie oglądając się za siebie skręcił w lewo przy rozwidleniu. Jan przeszedł kilka kroków i otworzył drzwi, w środku przy komputerze siedziała Martyna.
-No jesteś Janek, już miałam wzywać ochronę żeby Cię poszukali. –zażartowała, choć chyba samej jej to nie śmieszyło- Mam te listy o które prosiłeś, -powiedziała z uśmiechem wskazując monitor.
-Ktoś tu był...? Przed chwilą? –zapytał podchodząc do mieszalnika i wyjmując probówki.
-Jakiś ważniak, szukał szefa działu, dlaczego?
-A nie... nic, nie ważne. –chociaż w duchu odetchnął z ulgą- W takim razie bierzmy się za selekcję. Sortuj według kompresyjności substancji...
-Mhm... gotowe.
(...)
Po długich i monotonnych porównaniach wyników z listy z kryteriami stawianymi przez konstruktora z listy ponad stu związków chemicznych wyodrębnili trzy substancje optymalne do wykorzystania w aplikatorach do-nosowych.
-Diandoksylen potasu (III), gaz sezamowy i tlenek mandiadoru-martylenu. Zabójcze trio, potrzebujemy conajmniej po 100 gram każdego w lodówce i drugie tyle w zapasie magazynu.
-Zaraz wyślę papiery do DZ’tu.
-Świetnie, z tym stoimy więc zajmiemy się polfarmożelem.... Jan podjął pracę nad sposobami usunięcia efektów ubocznych, ostatnie eksperymenty na obiektach wskazywały cały szereg efektów ubocznych, którymi należało się zająć. Albo poprzez usunięcie jednego ze składników żelu, albo przez jego zamianę, albo przed dodanie neutralizatora - który jednak sam w sobie mógł wyzwolić inne efekty uboczne... Jak zwykle w firmie podjął się prób zmierzających w każdym kierunku, aby kolejne testy móc przeprowadzić na możliwie wielu modyfikacjach żelu.
W międzyczasie czekając na reakcję nowych składników żelu zajął się przygotowywaniem aplikatorów i opracowywaniem danych od Martyny.
***
Z laboratorium wyszedł chwilę po szóstej wieczorem, Martyna już o 17 wróciła do domu, on musiał dokończyć tabelę stężeń i progresywności, dla spokojnego snu. Jak zwykle zamknął drzwi przykładając identyfikator do czytnika i wprowadzając 6-znakowy kod plombujący i sprawdziwszy jeszcze raz czy wszystko ma, „To.. too.. jest, ok” –ruszył do windy przez puste korytarze. Z sygnałem dźwiękowym zaokrąglone drzwi otworzyły się, wszedł i wcisnął „0” w menu interfejsu na ściance. Znużony spoglądał na licznik by po kilku sekundach poczuć hamowanie, drzwi znowu zadźwięczały i rozwarły się po pół-okręgu szyn w podłodze, kierował się przez główny hall wejściowy w stronę drzwi. Jakiś hałas, gdzieś za nim, coś zwróciło jego uwagę, nie mógł się oprzeć myśli że musi się obrócić. Zmarszczył czoło, dwóch ochroniarzy obezwładniało na podłodze kogoś z personelu, widział tylko biały fartuch szamoczący się pod kolanami tych kloców z security. Mężczyzna protestował, prosił nielicznych gapiów o pomoc, „Chwila...”, Jan znał ten głos. Podbiegł bliżej i znieruchomiał przerażony gdy dotarło do niego. Ochroniarze szarpali się z Saszą, jego dobrym znajomym pracującym w Dziale Modyfikacji Genetycznych i Hormonalnych w drugim skrzydle budynku. Nowicki chciał protestować, ale słowa grzęzły mu w gardle, chciał bronić kolegi ale nie znalazł w sobie siły by sprzeciwić się ochronie uosabiającej wolę Wielkiego Brata. Sasza nie widział go leżąc twarzą do ziemi, rzucał się wściekle na podłodze wyraźnie denerwując tym karków w garniturach, po chwili dostał w szyję impulsem neutralizującym, teraz leżał jak zwłoki bez życia. Pozostali security rozgonili zainteresowanych, a tamci dwaj wynieśli nieprzytomnego Saszę przez drzwi z plakietką „OCHRONA”. Jan chciał jak najszybciej wyjść na zewnątrz, na wpół-świadomie minął bramkę i ochroniarza w recepcji, szklane drzwi otworzyły się z charakterystycznym syknięciem i znalazł się na dworze. Motor czekał już na podjeździe z włączonym silnikiem i zapalonymi światłami.

Andriej Borodin:

-Jak to „po 3000”? Kto ustalił taką cenę? Przecież to komedia!
-W dupie mu się przewraca, bełkotał coś, że mu się to nie opłaca, że to za dużo..
-Chyba nie wie co mówi, taki biznesik dla niego to jak karnet na braindance, cholerny kraker. Dawno nie był w zamrażarce. –Andriej uśmiechnął się pod nosem na tylnym siedzeniu BMW.

Auto wjechało na obwodnicę, z drugiej strony korek frustrował kierowców, podczas gdy oni sprawnie sunęli przez miasto, w Młynie czekał Łuka. Dziś, jak co miesiąc w kasynie Andriej miał odebrać „swoje” od kuzyna pilnującego interesu na miejscu i przekazać mu towar dla ekskluzywnych klientów właściwego „klubu”, tego pod przykrywką kasyna. Kierowca BMW prowadził pewnie i spokojnie zmieniając pas i skręcając na zjazd 67 prowadzący na dół, na zwykłe ulice, byli już niedaleko. Nagle w wąskim kanale zjazdu stuningowane niebieskie AUDI w hatchbacku zaczęło ich wyprzedzać błyskawicznie zrównując się z BMW. Zza przyciemnianej uchylonej szyby samochodu na sąsiednim pasie padły dwa strzały, już pierwszy roztrzaskał kolejno szybę, głowę kierowcy beemy i zagłówek w czerwoną miazgę, drugi tylko pogorszył sytuację. Dwa strzały znienacka. Tyle zajęło Vanji wyciągnięcie ArmaLite 44 zza pazuchy i oddanie kontr-strzału. Strzelał prawie na oślep, sam raniony w twarz wyładował cztery naboje w tamtych, auto napastnika znikło tak niespodziewanie jak się pojawiło, Andriej z tylnego siedzenia widział tylko jak przemknęło do tyłu, jakby kierowca zahamował w pełnym pędzie. Vanji jednak nie cieszyło to wcale, nie zdążył opanować ich auta w tej niespodziewanej wymianie ognia, widział tylko jeszcze jak kierownica z biało-niebieskim logo pod ciałem Wasyla obkręciła się krótko w jedną i do końca w drugą stronę stawiając auto dosłownie bokiem do toru jazdy. Bawara prześlizgnęła się z prędkością 80/h jakieś dziesięć metrów po czym tylny zderzak zaczął iskrzyć trąc o metalowe ogrodzenie zjazdu ściągając tył, ciężar siadał na prawej stronie zawieszenia a lewa oderwała się od podłoża wykręcając autem poziomy piruet w powietrzu, niesymetryczny i z wyjątkowo nieudanym lądowaniem na kołach jednak jakimś cudem nie wylatując poza zjazd.
***
-Już... poczekaj... mam cię..
Czuł oplatające go pod ramionami ręce, głowa bezwładnie opierała się na ramieniu, po chwili nogi uderzyły równie obojętnie o niższe podłoże, leżąc na plecach czuł zimno ciągnące od podłoża. Ostry ból szarpnął nim wzdłuż kręgosłupa, nie otworzywszy oczu obrócił się na bok i zwymiotował po czym znowu zemdlał.
-Już dobrze, połóż się... Kurwa...
(...)
Słyszał głos Vanji gdzieś ponad nim. „Przeżyliśmy...”- ból pleców gdy się poruszył nie był już tak ostry jak wcześnie ale na tyle by Andriej jęknął wykrzywiając twarz w krzywym grymasie.
-Andriej.. jak się czujesz? –otworzył oczy, twarz Vanji była cała we krwi, na lewym policzku śrut poszarpał skórę do kości.
-Fatalnie.., moje plecy...
-Poczekaj –chwycił go pod ramię i pomógł wstać.
-Mów do mnie, co się stało? –rozejrzał się dookoła kołysząc się niepewnie na nogach i przecierając twarz.
To co zostało z Vespro nadawało się w najlepszym wypadku na szrot, „To cud że w ogóle żyję...”, leżało na boku wspierając się o pokrzywioną barierkę wisząc na bagażniku, szkło na asfalcie wyglądało jakby przynajmniej cztery auta brały udział w wypadku, porozsypywane w promieniu kilkudziesięciu metrów mieniło się w świetle latarni nad sąsiednią ulicą. Wnętrze całe we krwi, Wasyl udekorował swoim mózgiem kremową skórę tapicerki i podsufitki która teraz przypominała zużyty, pogięty papier śniadaniowy.
-Wzięli nas z zaskoczenia, nie mogłem nic zrobić, przecież widziałeś...
-Widziałem, co było później mi powiedz!
-Straciłem przytomność po tym jak grzmotnęliśmy o ziemię. Ale zobacz! Ja też zastrzeliłem im kierowcę, leży tam po drugiej stronie –wskazał trupa kilkadziesiąt metrów wcześniej na skraju pustego zjazdu- ale przesiedli się. By to szlag, jacyś szmaciarze... amatorzy kurwa... A potem podjechali do nas wyobraź to sobie i nie dość że zabrali walizkę z towarem i aktówkę od Borysa to jeszcze oskubali nas z zegarków, komórek i gotówki. No co za hieny..., kuuurwa dasz wiarę?..., bo zakładam że mieli nas za martwych skoro nas nie dobili. Mamy przejebane jeśli się nie odnajdą, 10 kilo to miesięczny obrót, a Borys też Ci nie popuści. Co dokładnie było w tej jego aktówce?
Andriej wyciągnął z tylnej kieszeni spodni komunikator, „Tego nie zajebali.” Myślał w bezruchu, nie tylko nad odpowiedzią na pytanie Vanji.
 
majk jest offline