Wt, 16 X 2007, Peryferia NY, 11:40
Yue powoli wycofała się do tyłu, cały czas trzymając broń w pogotowiu. Potem stanęła koło samochodu, pistolet wylądował w kaburze, w ustach listek różowej gumy Orbit.
- Jest van. - rzuciła lakonicznie, nie patrząc na partnera, tylko na dom na przeciwko. -
Coś kombinują. Wzywamy posiłki. - znów z jej ust padło pytanie w formie twierdzącej. -
Czekamy na nie? - rzuciła i ponownie skierowała się w krzaki.
- Rzucę jeszcze okiem na aury.
- Wzywamy, nie czekamy. Nie ma czasu. - odparł detektyw, który szybko wyjął komórkę i poinformował posterunek o zaistniałej sytuacji. Nie czekając nawet na odpowiedź wyjął swój pistolet.
-
Dobra, najwyżej będzie o czym pisać. Obstawiamy drzwi i wchodzimy. -
Yue zakradła się ponownie w okolice "palisady". Wzięła głębszy oddech i spojrzała na otoczenie jeszcze raz. Inaczej. Głębiej. Powiedźmy. Potem kucnęła i położyła się płaskiem z twarzą tuż przy ziemi, żeby widzieć ogródek między sztachetkami. Cały czas wykorzystywała umiejętność ofiarowaną jej przez krew matki. Potem odsunęła się cichaczem i skierowała się w stronę drzwi, przy których już czekał jej partner.
- Nic ciekawego. - rzuciła cicho stają po drugiej stronie drzwi, regulaminowo przygotowując się do robienia za obstawę partnerowi.
- Jest ich trzech lub więcej.
Oprócz zmęczenia, z którego musiała się natychmiast otrząsnąć, uzyskała jedynie informację, że jest trzech ludzi o czarnej aurze. Coś zdawało się ich przygniatać, rodzaj czaru czy klątwy może. Sam diabeł pewnie.
Na znak,
De Luka wrzasnął.
- Otwierać! Policja! -
Zanim którekolwiek z policjantów zdążyło zareagować, z wewnątrz padły strzały. W międzyczasie jeden z podejrzanych uruchomił vana, przebił się przez ogrodzenie i zaczął uciekać. Zarówno
Yue i Chris, choć pod ostrzałem z wewnątrz za wszelką cenę postanowili zatrzymać vana. Oddzieleni od napastników ścianą domu, zaczęli strzelać do odjeżdżającego samochodu. Oboje celowali w opony.