Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2010, 18:13   #12
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Jeszcze - Powiedziała Arina i wykorzystując zagapienie mężczyzny szarpnęła go gwałtownie za rękę, jednocześnie podcinając mu stopą nogę. Mark nie spodziewał się chyba takiej reakcji, udało mu się jednak utrzymać równowagę, choć musiał w tym celu przejść dwa kroki. Odwrócił się akurat na czas by odparować zmierzające w jego kierunku ostrze.
- Walka z potworami to pojedynek na śmierć i życie – Powiedziała dziewczyna parując tym razem natarcie mężczyzny – Ten kto pierwszy się zmęczy ginie. Dlatego szkolono nas walczyć do upadłego.
Dźwięk krzyżujących się mieczy rozbrzmiewał w ciszy lasu.
- Półprzytomni z upływu krwi, zamroczeni truciznami, ranni i krwawiący, musimy walczyć.
Alez nie wydawał się zmęczony, chociaż szybkie ciosy sprawiały mu trudności. W końcu nie walczył z byle kim.
- Za to przegrani giniecie, a to najczęściej szybka śmierć. Walcząc z ludźmi często nie można na to liczyć.
Arina zamarkowała uderzenie i w ostatniej chwili zmieniła kierunek natarcia, ale wojownik wyczuł jej zamysł i skontrował. Uśmiechnęła się:
- Tylko ludzie znęcają się nad pokonanym wrogiem. To najgorszy gatunek bestii.
- Dlatego czasem wolałbym potykać się z bazyliszkiem, niż wrogiem tak podobnym do mnie samego. Potwory po zabiciu nie gwałcą i rabują wszystkiego po drodze.

Arina zablokowała kolejny atak mężczyzny:
- Z bazyliszkiem największym problemem jest to, że ukrywa się przed wrogiem, działa z zaskoczenia, atakując nagle i niespodziewanie, a jego jad to silna trucizna. Wystarczy jedno ukąszenie i po tobie. No i nie zraniłbyś go swoim mieczem.
- No widzisz, czyli śmierć byłaby szybka i niespodziewana. Tylko jeden rodzaj śmierci uważam za lepszy od tego - w łożu z piękną kobietą!

Roześmiał się i znów mocno zaatakował. Przez chwilę było słychać tylko szczęk mieczy.
- Zostawiłaś srebrny miecz w tej karczmie? Ten cały Anzelm na łotra bardziej niż gospodarza wygląda.
- Miecze to najcenniejsza rzecz jaką posiadam. Staram się z nimi nie rozstawać
– Dziewczyna mówiła nie przerywając walki. Natarcie, skrzyżowanie broni, odskok i obserwacja. Bardzo ważną sprawą było wyczuwanie wroga, wyszukiwanie jego słabych stron. Zauważyła, że przy ataku z górnej gardy Mark odsłania nieznacznie lewy bok. Wykorzystała tę wiedzę przy kolejnym ataku mężczyzny. Zamiast sparować jego uderzenie, skoczyła nagle w bok i uderzyła płazem miecza w odsłonięte miejsce:
- Musisz się lepiej flankować – skwitowała ten fakt spokojnie.
Uskoczył, ale w ostatniej chwili i płaz miecza wiedźminki zahaczył jego biodro. Jęknął i przestał się na chwilę uśmiechać.
- Miałaś lepszych nauczycieli, niż ja. Ale walczysz czysto. Za czysto nawet.
Znalazł butem jakiś kamyk i kopnął go wysoko. Arina uchyliła się, ale on już natarł, nagle znajdując się zbyt blisko, by wykonać odpowiednie cięcie. Ich miecze szczęknęły, spotykając się tuż przed ich twarzami, a pot ściekał po skroniach obojga.
- Najlepiej i tak uczy życie. Aż do ostatniej swojej lekcji.
Dziewczyna popatrzyła w brązowe oczy mężczyzny. Rozchyliła lekko wargi i zaczęła zbliżać powoli usta w kierunku jego ust. Uśmiechnął się, a oczy zaiskrzyły. Pocałował ją mocno, z taką samą energią jak wcześniej walczył. Arina uniosła kolano w górę, nie zrobiła tego mocno, nic chodziło o to by zrobić mu krzywdę. Gdy oderwał od niej usta powiedziała z przekornym uśmiechem:
- Szybko się uczę, nieuczciwych zagrań też.
- Pojętna uczennica.

Roześmiał się, pokazując drugą swoją dłoń trzymającą sztylet.
- Ciężko o zaufanie, prawda?
Rozluźnił się, gdy już wycofał krok do tyłu. Opuścił też miecz.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam dość. Przynajmniej jeśli chodzi o walkę.
Orla skinęła głową i wsunęła miecz do pochwy, zamocowanej na koniu.
- Dziękuję za naukę – powiedziała, a potem dodała patrząc na nowego znajomego uważnie:
Skoro zostało nam jeszcze trochę energii może warto by ją wykorzystać na coś odprężającego?
Mężczyzna schował miecz, przywiązując go na powrót do łęku siodła. Również wierzchowca teraz już przywiązał za uzdę do małego drzewka. Potem odwrócił się, wpatrzony w jej oczy.
- Nie można odmówić, gdy proponuje to piękna kobieta, która dodatkowo może rozpłatać rozmówcę na dwoje swoim wielkim mieczem.
Skłonił się nisko i podszedł bliżej. Maniery miał czasem bardziej rycerskie niż najemnicze.
- Zazwyczaj po treningu chodziłem na piwo. Proponujesz coś innego?
Zbliżył się już na tyle, by móc objąć ją w talii. Zrobiła krok do przodu i ich ciała otarły się o siebie:
- Obiecuję, że tym razem będę grzeczna.
- Szkoda, grzeczne kobiety są strasznie nudne.

Wpił się w jej usta, przyciskając mocno.
- Tylko najczęściej mają do sobie znacznie łatwiejsze do zdejmowania szmatki.
Błysnął zębami i niepozornym ruchem przewrócił ich delikatnie na miękką trawę, amortyzując ręką upadek. Arina odwzajemniła pocałunek, już wiele czasu minęło od kiedy robiła to po raz ostatni. Miło było znowu poczuć na sobie ciało mężczyzny. Podobał jej się zapach Marka. Pchnęła go lekko, ustąpił i obrócił się na plecy, a dziewczyna usiadła mu na biodrach. Rozpięła pas i odrzuciła go na bok. Potem rozpięła skórzany kaftan i posłała w druga stronę. Rozsupłała sznurowanie koszuli i w tym momencie zawahała się. Popatrzyła na przyglądającego się jej z uwagą mężczyznę:
- Mam blizny - powiedziała
- Jak każdy z nas, Arino.
Już bez zwłoki zdjęła przez głowę płócienne okrycie i oczom Aleza ukazało się jej nagie do pasa ciało. Płaski brzuch, niewielkie piersi o pięknie sterczących sutkach i węzły mięśni pod mokrą od potu skórą. Przede wszystkim jednak ramiona, a właściwie blizny na nich. Długie, głębokie, brzydko pomarszczone na krawędziach, jakby zostawione przez szpony wielkiego ptaka.
- To dlatego Orla – powiedziała widząc gdzie zatrzymało się spojrzenie mężczyzny – Kiedy miałam cztery lata orzeł złapał mnie za ramiona i uniósł w powietrze. Gdyby nie starszy brat, który uczepił się moich nóg, pewnie nie byłoby mnie tu dzisiaj. To jedyna rzecz jaką pamiętam z życia przed Kaer Morhen.
Mark patrzył na nią długo, ale nie było w tym wzroku nic z niechęci, a tylko ciekawość. I podniecenie, co bardziej czuła niż widziała jak na razie.
- Ładne. Niektórzy uważają, że blizny szpecą. Ja uważam, że każdy żyjący z miecza musi je mieć. Pewnie dlatego, że sam mam trochę.
Uniósł się, zdejmując swoją koszulę. Nie miał na sobie zbroi, dlatego poszło mu łatwo. Przez pierś przebiegała mu podłużna, stara blizna od dość czystego cięcia, kończąc się trochę nad pępkiem.
- Pamiątka po niefrasobliwości. Na udach mam gorsze, cholerna wiewiórka miała jakąś paskudną broń... - oparł się na łokciach i wpatrywał w jej odsłonięte ciało - Niech mnie, jeszcze nigdy nie byłem z taką kobietą. Z tak ładnie... uformowaną.
Mrugnął do niej, przesuwając dłonią po umięśnionym brzuchu. Dziewczyna wciągnęła powietrze, westchnęła i wygięła się do tyłu podsuwając mu pod nos swoje krągłości, które on zaczął całować i lekko gryźć, wywołując syki z lekkiego bólu i przyjemności. Chwycił ją mocniej i przeturlali się po miękkiej trawie.
- Tam na dole też masz jakieś blizny?
Zjechał tam dłońmi.
- Tylko niewielkie draśnięcia na nogach – Wyszeptała i jęknęła gdy jego dłoń dotknęła wrażliwego wzgórka. Przesunęła swoją do jego pasa, a potem niżej na mocno już odstające zgrubienie. Pomasowała koliście i lekko ścisnęła.
- Zdejmijmy resztę – Nie miała ochoty na długie wstępy. Chciała go zaraz, mocno, głęboko.
Zdjęli. Mark, zgodnie z tym co powiedział, na obu udach miał głębokie ślady, jak od pazurów, ale takich z zadziorami. Faktycznie, to musiała być paskudna broń. Uchwycił jej wzrok i jednym ruchem zsunął spodnie również z niej.
- Tamtego dnia czuwali nade mną bogowie, nie trafił w tętnice. Ale dziś mam większe szczęście.
Zbliżył się do niej, wpijając w usta i wnikając między jej rozchylone uda. Żadne nie miało ochoty na długą grę wstępną, spragnione towarzystwa i jedności. Odgłosy gwałtownej miłości i równie gwałtownego spełnienia słychać było w całej bezludnej okolicy.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 13-03-2010 o 22:57.
Eleanor jest offline