Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2010, 18:52   #502
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
pt. 12.X.2007, Gabinet doktora Robertsona, 14:30

Phil nie miał już więcej pytań, a nawet jak miał, to nie był w stanie ich zadać. Ćmienie głowy, które odczuwał od momentu opuszczenia budynku przy Wilis Avenue nagle przerodziło się w rozsadzający czaszkę ból, który pulsował za oczami usiłując wypchnąć je z oczodołów. Przelotny grymas wykrzywił twarz młodego policjanta.

- Nie potrzebuje pan czegoś? Nie wygląda pan najlepiej. Coś się stało? - doktor Robertson zaniepokoił się nagłym zblednięciem rozmówcy.

- Och nie, tylko bardzo rozbolała mnie głowa. Czy nie ma pan jakiegoś środka przeciwbólowego? - Phil zlekceważył sprawę, mając nadzieję, że to nic poważnego, a cała dolegliwość spowodowana jest wrażeniami z pierwszego dnia pracy. Gdyby nie musiał odprowadzić samochodu na parking, zapewne nie zdecydowałby się nawet na proszki, ale był pewien, że z takim bólem nie byłby w stanie bezpiecznie poprowadzić pojazdu. A już na pewno nie w godzinach szczytu.

Lekarz popatrzył powątpiewająco, ale bardziej zależało mu na powrocie do normalnego porządku swoich zajęć.

- Ależ oczywiście. - sięgnął do szafki z lekami i grzebał w niej chwilkę. - O, proszę! To powinno pomóc. - wycisnął na blat dwie tabletki i nalał wody do jednorazowego kubka z dystrybutora stojącego w rogu. - Proszę popić.

Phil grzecznie wziął obie tabletki, przełknął i popił.

- Niech pan chwilę poczeka, za chwilę powinno zadziałać.

- Dziękuję za środek i rozmowę. Właściwie to już działa. - McNamara uśmiechnął się niepewnie, gdyż wcale jeszcze nie czuł poprawy. - Przepraszam, że przeszkadzałem. Do widzenia.

- Do widzenia. - odpowiedź była skierowana do pleców, które właśnie znikały w drzwiach. Robertson wzruszył ramionami i sięgnął po następną kartę pacjenta ...

Phil wyszedł z gabinetu starając się nie krzywić z bólu, który wcale nie był dużo słabszy niż przy pierwszym ataku. Jednak można było już nad nim zapanować. Widocznie środki zaaplikowane podczas wizyty zaczynały działać. Skinął głową obecnym w poczekalni i wyszedł na zewnątrz. Chłodny powiew jesiennego powietrza otrzeźwił go nieco, ale jednocześnie spowodował nieprzyjemny dreszcz.

Niedobrze. W tym stanie nie odwiedzę rodziny tego ... Marconi.

Z pewnym zdziwieniem stwierdził, że pomyślał o tym z ulgą, jakby znalazł świetną wymówkę od niewdzięcznego zadania. Zerknął na telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Było już trochę po 15, ale zanim dojedzie do biura powinno już być po 16. W sam raz, żeby zmyć się do domu. Nie czuł się na siłach, aby siedzieć dziś po godzinach. Wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk w stacyjce. Ponowny dreszcz wstrząsnął jego ciałem, choć wcale nie było zimno, jak na październik ...

pt. 12.X.2007, ulice NY, 15:10

... wielki, szary stwór pędził w kierunku sparaliżowanego ze strachu młodzieńca, który nie mógł zrobić nic więcej, jak wpatrywać się w pałające rządzą mordu oko. Po drugim pozostał jedynie zarośnięty oczodół otoczony potwornymi bliznami. A jednak to właśnie tam ofiara dostrzegła najpierw małą iskierkę, która szybko przybrała na intensywności i po chwili czerwone światło przykuło uwagę Phila zamazując sylwetkę atakującego go wilkołaka, którego nagle otoczyła oślepiająco biała poświata ...

Rozdzierający dźwięk klaksonu pozwolił powrócić mu do rzeczywistości. Detektyw w ostatnim momencie wrócił na swój pas ruchu i zahamował z piskiem opon tuż przed pasami dla pieszych. Czerwone światło w oczodole wilkołaka okazało się wisieć nad skrzyżowaniem, zaś biała poświata była wywołana przez światła samochodu skręcającego w uliczkę, z której usiłował wyjechać Phil. Kierowca białego samochodu skręcającego popatrzył z wściekłością na niedoszłego samobójcę i z pewnością nie mówił miłych rzeczy.

Zaczynam majaczyć. Co się ze mną dzieje? ...

pt. 12.X.2007, Wydział XIII, 15:40

Niebieski Chevrolet wyjątkowo powoli i ostrożnie wjechał do wydziałowego garażu. Dotoczył się bardziej niż dojechał do miejsca oznaczonego odpowiednimi numerami i skręcił, aby zaparkować. Zbyt późno ... kierowca musiał wycofać, aby nie uszkodzić innych pojazdów już stojących na swoich miejscach ... Dopiero za trzecim udało się prowadzącemu wykonać poprawnie manewr. Zgasł silnik i światła, ale przez dłuższą chwilę nikt nie wysiadał. W końcu rozległo się kliknięcie zamka i drzwi powoli uchyliły się. Z wnętrza wysiadł młodzieniec, trzasnął drzwiami i udał się do windy. Czekając na przyjazd dźwigu, oparł się o ścianę, a krótki i urywany oddech sprawiał wrażenie jakby mężczyzna był bardzo zmęczony. W końcu drzwi otworzyły się z charakterystycznym dzwonkiem i policjant wtoczył się do środka. Krótki odpoczynek przy windzie i w czasie drogi na górę pozwoliły uspokoić trochę oddech i wziąć się w garść Philowi, który wyglądał prawie normalnie, gdy wychodził na korytarze wydziału. skierował się od razu do swojego stanowiska.

No to tylko wiadomość i zmywam się, bo inaczej zemdleję.

A nie chciałby, aby to się stało już pierwszego dnia pracy. Uruchomił komputer i czekając na jego gotowość oparł głowę o dłonie. W tej pozycji ból nie był tak dokuczliwy i mniej odczuwał zawroty głowy. Zalogował się jak najszybciej do systemu i odnalazłszy odpowiedni moduł przygotował wiadomość, która miała trafić do pani Marconi. Nie była zbyt wymyślna ani delikatna jak na sprawę, której dotyczyła.

"Wezwanie.

Niniejszym wzywam Mrs. Marconi do stawienia się osobiście w dniu 15.X.2007 w siedzibie wydziału XIII NYPD, Briggs Avenue ... w celu identyfikacji ciała, przy którym znaleziono dokumenty na nazwisko Marconi."

Nacisnął klawisz Wyślij. Nie miał inwencji na nic więcej. Czuł się, jakby znajdował się na jakiejś gigantycznej karuzeli i tylko wysiłkiem woli nie pozwolił sobie na okazanie tego na zewnątrz. Spojrzał na zegar - 16:15.

W samą porę ...

Wyłączył komputer i po chwili już go nie było w budynku.

pt. 12.X.2007, dom McNamary, 17:00

Phil jak przez mgłę pamiętał drogę do domu. Ktoś w metrze rzucił na jego temat niezbyt pochlebną uwagę. Coś o narkomanach i braku wstydu. Na szczęście proszki, które dostał u Robertsona miały również działanie dodatkowe, gdyż puścił to mimo uszu, choć właściwiej byłoby powiedzieć, że zupełnie nie zwrócił uwagi. Wychodząc ze stacji dał się ponieść fali ludzkiej, która się wylewała stąd, jak zwykle w godzinach szczytu. Powoli doszedł do domu i wszedł do środka.

- Cześć, kochanie. - usłyszał głos matki z pokoju. - Nie spodziewałam się, że przyjdziesz tak wcześnie?

- Cześć mamo. - starał się, żeby zabrzmiało to normalnie i być może dla kogoś, kto nie znał go tak dobrze nawet by tak zabrzmiało. - Dziś nie musiałem siedzieć po godzinach. Wiesz, pierwszy dzień. - zdjął kurtkę i odwiesił ją do szafy. Spróbował się schylić, żeby zdjąć buty, ale poczuł, że karuzela w jego głowie gwałtownie nabiera rozpędu i musiał się oprzeć o ścianę, żeby nie przewrócić się.

- Coś się stało? - usłyszał, jak podnosi się i po chwili już stała w drzwiach do salonu, przyglądając się mu podejrzliwie. - Nie wyglądasz za dobrze. Jesteś taki blady. - podeszła do niego i położyła rękę na czole. - Masz gorączkę!

- Eeee, pewnie jestem zgrzany po drodze z metra. - starał się uspokoić ją, jak tylko mógł. Takie zainteresowanie mogło się skończyć tylko jednym.

- Jasne. - zmarszczyła się w charakterystyczny dla siebie sposób, który oznaczał, że podjęła decyzję i nic nie jest w stanie jej zmienić. - Marsz do łóżka. Zaraz przyniosę ci termometr.

- Dobrze. - Phil nie miał zamiaru się sprzeczać. Tym bardziej, że nie marzył o niczym innym, jak o położeniu się na chwilę. Poszedł do swojego pokoju i położył się w ubraniu na swoim łóżku.

Co to za proszki?

Ostatnia, świadoma myśl szybko zniknęła. Po chwili osunął się w ciemną otchłań snu.

Niegdyś, niebądź, 12:25

Ciało Phila było mokre od potu, który ściekał kropelkami po jego twarzy pomimo szerokiego ronda kapelusza, mającego chronić przed żarem. Ostre słońce prażyło nad stepem, który wyglądał teraz jak szarobura pustynia, zaś gorące powietrze tworzyło drgającą poduszkę, która zamazywała widok horyzontu i kontury wznoszących się w kierunku nieba skał. Siedział na koźle pędzącego dyliżansu z lejcami w rękach i ostro popędzał cwałujący szaleńczo zaprzęg czterech koni.

Co ja tu robię?

Przemknęło mu przez głowę, ale huk rozlegający się zza niego i bliski świst kuli natychmiast spowodowały odsunięcie tego problemu na dalszy plan. Ktoś ścigał jego i ... kolegę?, który właśnie strzelił do kogoś znajdującego się za nimi. Chłopak zaryzykował się spojrzenie za siebie i widok, który ujrzał, nie spodobał mu się. Byli ścigani przez grupkę 5 ... już 4 bandytów. Wyglądali zupełnie, jak w niskobudżetowych westernach, które z upodobaniem oglądał. Kowbojki, ostrogi, skórzane płaszcze, kowbojskie kapelusze, twarze zasłonięte chustami (choć bliżej im było do szmat), bezwzględne oczy i rewolwery w rękach. To w zupełności wystarczyło, aby przestać się zastanawiać, a skupić się na ucieczce. Tym bardziej, że jedna z gęsto latających kul trafiła sąsiada w ramię, który wrzasnął z bólu i dość widowiskowo spadł w pył drogi. Phil skulił się na koźle, aby mieć lepszą ochronę i ... pogonił jeszcze bardziej konie. Jednak jego wysiłki z góry były skazane na niepowodzenie. W końcu tamci jechali wierzchem.

- Stój! - odruchowo spojrzał w kierunku, skąd usłyszał okrzyk i zobaczył wycelowany w siebie rewolwer. Był to tak stary model, że nie był w stanie go rozpoznać, ale z tej odległości był na pewno wystarczająco skuteczny, żeby pozbawić go życia. Nie zwlekając wyprostował się i zaczął wyhamowywać bieg zaprzęgu. W końcu zatrzymali się. Z drugiej strony podjechał bandyta, którego lewy rękaw płaszcza był ciemniejszy, zaś ręka wyraźnie bezwładna. Chęć zemsty miał wyraźnie widoczną w oczach. - Zapłacisz mi za to. - wycedził przez zęby i podniósł swoją broń. Czarny otwór lufy znalazł się na wprost przerażonych oczu jego ofiary.

Huk strzału ... a zaraz potem trzy następne, oddane tak szybko, ze nad pustkowiem przetoczył się jeden przeciągły grzmot. Phil ze zdumieniem stwierdził, że jeszcze żyje. Szeroko otwarte oczy niedoszłego zabójcy mówiły wszystko. Za nim spadał z konia drugi z bandytów. Rozejrzał się i dopiero teraz dostrzegł wyłaniająca się zza powozu sylwetkę ... dziwnie znajomą sylwetkę. To był ... jego ojciec. Ich oczy spotkały się i nieme zrozumienie rozbłysło w spojrzeniu ... rewolwerowca.

- Co tu robisz, dzieciaku? - głos był niemal taki, jak Phil zapamiętał z dzieciństwa. W międzyczasie otworzył bębenek i wyrzucił na dłoń łuski z wystrzelonych naboi. Odblask słońca w jednej z nich przyciągnął uwagę Phila, który nie był w stanie odpowiedzieć, gdyż wzruszenie ścisnęło mu krtań. Zostało to zauważone przez bystre oczy jego wybawcy. - Łap! - jedna z łusek poleciała w kierunku młodzieńca, który mimo oślepienia jednym z refleksów odbitego słońca, próbował ją złapać. - I pamiętaj: Istnieją jeszcze inne światy!

Phil próbował skupić wzrok, ale olśnienie nie chciało ustąpić ...

nd. 14.X.2007, dom McNamary, 8:00

- Budzi się. Będzie dobrze, pani McNamara. - usłyszał obcy głos, który najwyraźniej uspokajał jego matkę. - Phil, słyszysz mnie.

Skinął tylko głową, gdyż nie mógł jeszcze wydobyć głosu ze ściśniętego gardła. Leżał u siebie w łóżku, a nad nim pochylał się lekarz, świecąc podręczną latarką w oczy.

Cóż za sen. Poczuł w ręku pod kołdrą jakąś metaliczną rzecz. Czy aby na pewno sen?

Dostał zwolnienie na dodatkowe 3 dni i rzeczywiście po weekendzie był tak osłabiony, że po prostu nie był w stanie pójść do pracy. Zadzwonił do dyżurnego z informacją, że nie będzie go do środy z powodu choroby a wszelkie dokumenty przyniesie, jak wyzdrowieje.

śr. 17.X.2007, Wydział XIII, 8:05

W środę Phil zabrał ze sobą swoją broń. Sprawa, którą się zajmował wymagała posiadania broni ... i to możliwie skutecznej. Na wydziale pojawił się punktualnie o 8:05. Nie zwrócił uwagi na dziwne spojrzenie dyspozytora. W końcu każdemu mogła się przytrafić choroba. Jednak wyraz zdziwienia na twarzy Rooka, który przyuważył go gdy zajmował miejsce przy swoim biurku, nie zwiastował nic dobrego.

- McNamara? Co ty tu robisz? A zresztą nieważne. Zgłoś się natychmiast do porucznik Logan. - ton nie zachęcał do zadawania pytań.

- Tak jest, sir. - odparł tylko służbiście, zdjął prochowiec, szelki z rewolwerem, który włożył do szuflady biurka i zamknął na klucz, po czym skierował się do gabinetu przełożonej ...

śr. 17.X.2007, Wydział XIII, 10:25

Wykresy, opis uszkodzeń aury, pieczęć Seta i co to jest ta skala? Phil czytał, ale nie rozumiał co ... Jakieś pomiary aury ... Westchnął cicho, po czym zalogował się do systemu i wyszukał przydzieloną mu sprawę w nadziei znalezienia większej ilości informacji. Niestety, zdołał jedynie ustalić, że istnieją raporty z wizji lokalnej na miejscach znalezienia obu detektywów i ... właściwie nic poza tym. Raportów nie było w teczce, więc chcąc się z nimi zapoznać musiał zejść do królestwa dr Pavlicek, która była szefową działu zajmującego się zabezpieczaniem śladów. Szczęśliwie nie trafił na grację, a na jednego z jej pomocników, na szczęście zorientowanym w sprawie, więc oba protokoły udało się wydobyć bez większych kłopotów. Phil wrócił na miejsce. Przelotnie zwrócił uwagę, że wzorowa funkcjonariuszka, do której dostał przydział, siedzi z mocno znudzoną miną za biurkiem i ... nic nie robi? Widocznie taki miała styl. Pochwały za nic nie robienie się nie dostaje. Ponownie zagłębił się w dokumentację. Brak śladów pobicia, ciągnięcia, nic nie zginęło. Wyglądało, jakby McMurry rzeczywiście nagle usnął w tym zaułku, gdyby nie te uszkodzenia aury. I to dość daleko od domu ... Moliner został znaleziony w mieszkaniu, z którego nic nie zginęło, żadnych śladów włamania, znów nic z normalnych, namacalnych śladów. Czym się zajmowali, że obu dotknęło to samo? Z analizy dr Hollward wynikało, że objawy są bardzo podobne u obu. Znów sięgnął do komputera i sprawdził, co mógł wyciągnąć na temat obu "śpiących". Żadnych ciekawych informacji. Tylko tyle, co na temat zwykłego obywatela.

Czym się zajmowali i kto im partnerował w ich sprawach?

Niestety, nie miał dostępu do tych informacji. A znał tylko jedną osobę, która mogła mu przydzielić taki dostęp. Porucznik Logan. Po chwili już pukał do drzwi jej gabinetu.

- Przepraszam, pani porucznik, czy można. - wszedł, widząc przyzwalające kiwnięcie głową znad dokumentów, które przykrywały całe biurko i zamknął za sobą drzwi - Chciałbym prosić o większe uprawnienia do przejrzenia kartotek McMurrego i Molinera. - od razu przeszedł do rzeczy. - Chciałbym zweryfikować, czy nie mieli znanych wrogów, jakie sprawy ostatnio prowadzili i z kim? Myślę, że śpiączka, która ich obu dotknęła może być powiązana z którąś ze spraw, którymi się zajmowali. To musiało być coś dużego, bo inaczej nikt nie robiłby sobie tyle zachodu.

Zamilkł, czekając na decyzję zastępcy Rooka ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 14-03-2010 o 17:49.
Smoqu jest offline