Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2010, 20:03   #39
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Opuścił biuro Mazurskiego bardziej zadowolony niż mógłby przypuszczać że będzie wchodząc. Co prawda czuł się zobligowany do dopilnowania drugiej żony szefa, ale "zawieszam cię z innymi kursami" brzmiało bardzo wygodnie bo miał już szczerze dość wożenia Vip-ów po nocnych klubach i agencjach. W końcu czuł, że wraca do gry, czas zapomnieć o tym co wydarzyło się we wschodnim Berlinie, czas wziąć się w garść i zacząć od nowa. Istotnie, zlecenie w które się wpisał przez Hasha wydawało się wystarczającym punktem podparcia by wreszcie odbić się od dna i wypłynąć w Old Chicago, ale.. -spojrzał na prywatny telefon- Grady milczał, za to była wiadomość od Alex.

MIKE CO ROBISZ? WPA-
DNIJ DO KLUBU, STAWIAM
DRINKI WSZYSTKIM
PRZYSTOJNIAKOM PRZY
BARZE ;*

Uśmiechnął się do telefonu, nie żeby łapał się na "przystojniaka", ale... coś w tej dziewczynie... Wsiadł do starego sportowego Nissana którego odkupił od syna Mazurskiego w zeszłym miesiącu i przekręcił kluczyk w stacyjce, bez rezultatu. Auto było na chodzie, młody jeździł nim dopóki nie potrzebował pieniędzy na mieszkanie bliżej centrum.

W sumie nie był zdziwiony, Nissan stało tu od zeszłego czwartku, a było dość zimno, przez ten czas jeździł firmowym Lincolnem praktycznie z kursu na kurs. "No maleńki, ogień!" -syknął w stronę deski rozdzielczej patrząc ze skupieniem na diodę informującą o grzaniu świec, przekręcił kluczyk gdy lampka zgasła. Znowu bez oczekiwanego rezultatu. "Świetnie..." -pomyślał schylając się do dinksa otwierającego maskę po czym wyszedł z auta zostawiając na fotelu marynarkę. Podwinął rękawy i ruszył w stronę szafek na przyległej ścianie po chwili tłukąc drzwiczkami kolejnych pojemników, przewalał narzędzia luzem w poszukiwaniach z coraz większą irytacją. "Jest!" -ucieszył się szarpiąc z wnętrza szafki metalową skrzynkę, po rozplątaniu kabli położył sprzęt na krześle ustawionym wcześniej przed maską Nissana i sprawnie podłączył prostownik do akumulatora. Spojrzał na zegarek i z wyraźnie zmartwioną miną podszedł do auta, wyciągnął marynarkę i sięgnął do wewnętrznej kieszeni. Kluczyki do Lincolna były na tyle kuszącą alternatywą dla metra, że nie zastanawiał się długo, "Mazursky przecież troszczy się o żonę... a ja przecież nie będę tu kwitł do naładowania akumulatora." -uspokajał sam siebie pakując się za kierownicę limuzyny i wyjechał z firmowego garażu.

Przemierzając brudne ulice lśniącą limuzyną Michael wystukał numer Silly w komórce.
Biiip... Biiiii..
-Kotku nie mogę rozmawiać, Liza poszła po klucze do magazynku i zostawiła mnie samą na barze.
-Okej, dzwonie tylko żeby powiedzieć że będę za jakieś pół godziny.
-Oo w końcu masz chwilę dla mnie. -usłyszał jeszcze w słuchawce- To czekam. Pa!

Był już prawie na miejscu, Roosevelt Road była dość długa, a Mike zmierzał prawie do końca alei. Klarysa Mazursky-Turch mieszkała w jednym z niskich bloków przy kościele Św. Patryka. Osiedle Polanka było spokojną okolicą, wręcz nudną. Kilka mniej uczęszczanych knajp świeciło szyldami zachęcając do wejścia na "jednego", wspomniany kościół górujący nad świeckimi budynkami i blokami mieszkalnymi po przeciwnej stronie ulicy, zaraz obok świątyni niewielki cmentarz Oak Ridge i stara, opuszczona już chyba od jakiegoś czasu drukarnia, ot Roosevelt Road. Mike zatrzymał auto przed jedną z knajp, "Biały Jeleń- nic dziwnego że okolica jest taka cicha, nawet nie mają się gdzie napić biedacy..." -skomentował szyld widoczny przez przednią szybę. Szybko jednak przypomniał sobie o celu tej przejażdżki i zwrócił uwagę na drugą stronę jezdni, cztery trzypiętrowe płytowce. "34/4, mieszkania 3c"- powtórzył w myślach i wysiadł z auta kierując się do klatki jednego z budynków. Nie bardzo wiedział czego się spodziewać i czego właściwie szukać, dlatego był czujny na wszystkie niuanse rzucające się w oczy. W żadnym z zaparkowanych wzdłuż chodnika aut nie zauważył szpicli, nikt też z ludzi kręcących się po ulicy nie zwracał niezdrowego zainteresowania jego osobą. Szybko znalazł się w windzie, którą wjechał na dach bloku Klarysy. "Stąd powinno być widać wszystko jak na dłoni" -wyszedł z blaszanej skrzyni i obszedł krawędź dachu zaglądając to tu, to tam, zawieszając wzrok na podejrzanym typku po czym ruszając dalej zauważywszy jak diler schyla się do podjeżdżającego auta i wsuwa rękę przez uchyloną szybę. Nic w najbliższym sąsiedztwie nie zwróciło jego uwagi, nic niepokojącego dla żony szefa, wrócił więc do zablokowanych jakąś rurką drzwi windy i klepnął w klawiaturę okrągły guzik (3). Miał zamiar jeszcze tylko sprawdzić czy na piętrze wszystko gra, nie oparł się jednak myśli, że może dobrze byłoby sprawdzić czy w mieszkaniu wszystko ok przed tym jak skończy dzień w barze z Silly. Podszedł do drzwi najdyskretniej jak tylko mógł w garniturze i lakierkach, "Mógłbym w końcu się ubrać w coś mnie oficjalnego"- pomyślał nachylając się nad pozłacanym numerkiem 3c. Zza drzwi rozległ się hałas, piskliwe szczekanie, Mike zaklął w myślach obracając się na pięcie w kierunku windy, zbyt wolno.
-Prze... czy.. czy ja pana skądś znam? -kobieta stojąca w drzwiach trzymała na rękach małego shi-tzu.
Nie tak to sobie wyobrażał pięć minut temu, nie tak. "Nie wiem, jak to załatwisz, ale ma się czuć bezpiecznie i nie wiedzieć o twojej obecności" -w głowie kołatały się słowa Mazurskiego. Teraz już nie było istotne jak to widział wcześniej, sytuacja zmieniła się, a piłka była po jego stronie. "Chyba, że będzie to niezbędne" -echo w głowie nabierało sensu. Zresztą nie miał za bardzo wyjścia, gdyby odszedł to kobieta pewnie przerażona zadzwoniłaby do męża, że znowu ktoś ją śledzi itp. a tego przeciez Mazursky chciał uniknąć włączając w to kierowcę. "Przynajmniej będę wiedział o co dokładnie chodzi... jak mam ją chronić skoro nie wiem w czym rzecz... Na pewno zrozumie..." -ważył wszystkie za i przeciw po czym obrócił się w stronę drzwi.
-Pani Mazursky, myślałem, że nie ma pani w domu. -zaczął niepewnie, "Nawet nie zadzwoniłeś do drzwi idioto". -Michael Voltaire, pracuję z pani mężem, poznaliśmy się kiedyś w jego biurze. -dodał już składniej.
-Ach tak, tak. Kojarzę Pana. Ale co Pana do mnie sprowadza o tej późnej porze?
Mike szybko acz delikatnie naświetlił powody swojej nieoczekiwanej wizyty pod drzwiami kobiety broniący przy tym rozpaczliwie zleceniodawcy-męża, tłumacząc go troską o bezpieczeństwo ukochanej, jego prośbami o pomoc w ochronie i tym podobnymi bzdetami, które kobiecie nie wydawały się tak durne jak jemu kiedy je wymyślał z wredną gębą Mazurskiego proszącą go o pomoc w głowie. "No cóż, może szef w domu jest innym człowiekiem" -przemknęło mu przez myśl, ale szybko stłumił te domniemania.

***



Siedział na hookerze przy ladzie za którą uwijała się Alex to rozlewając alko po szklankach, to kasując klientów za napitki, to puszczając mu kokieteryjne spojrzenia i dolewając zawartość szejkera do jego szkła. Ruch był jak nigdy toteż postanowił dać jej pracować, obkręcił się na siedzisku taksując salę. Ochroniarze przy wejściu wyraźnie mieli mu za złe to co zrobił ich koledze w zeszłym tygodniu gdy ten podwalał się do Alex, "Niech wiedzą..." -pomyślał olewając dryblasów, "...tamten już raczej nie stanie na bramce" -popił drinka. Ta myśl przyniosła gorzkie pytanie, "Jak będzie wyglądać moja sytuacja za tydzień?", cała ta akcja z Oxide to jeszcze rozumiał, ale fakt, że sprawa w jakimś stopniu jest związana z Żelazną Ann? Do tego pan Akira aka. Snajper i jego robótka u detektywa? I co to za ekipa? O ile Grady i Hash zrobili dobre wrażenie to tym bardziej nie ufał im z powodu tego zrozumienia. I w końcu cała ta sprawa szefa, a właściwie szefowej... "Pomyślmy..." -starał się zebrać najistotniejsze informacje odnośnie tego czego dowiedział się od żony Mazurskiego.
 
majk jest offline