Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2010, 21:17   #503
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wt, 16 X 2007, Peryferia NY, 11:45

Spokojne przedmieście NY w kilka minut zmieniło się w strefę wojny. Dwóch mężczyzn kryjących się w domku ostrzeliwało detektywów. Trzeci starał się odpalić białą furgonetkę.
Przyciśnięci przez ostrzał z dwóch Ak 47 Yue i Chris robili co mogli próbując unieruchomić wóz. Kule świstały im nad głowami, lecz mimo to odpowiadali ze swej broni.
Van ruszył jednak mimo postrzałów i to celnych w opony. Staranował płotek i ruszył wprost na de Lucę. Ten błyskawicznie odtoczył się na bok, unikając rozjechania... Kul jednak uniknąć już nie zdołał. Trafiony serią w brzuch, zdołał jeszcze postrzelić w głowę wychylającego się terrorystę. A potem upadł na ziemię i stracił przytomność.
Rajd na dziurawych oponach zakończył się szybko. Kierowca szybko stracił panowanie nad kierownicą, przekoziołkował parę razy i rozbił się kilkanaście metrów dalej.


Yue pod ostrzałem pozostałego przy życiu terrorysty, zbliżyła się do detektywa de Luci. Chris mocno krwawił i stracił przytomność, ale nadal oddychał.
Na szczęście taka strzelanina musiała zwrócić uwagę ludzi, mających telefony. I wkrótce w pobliże całego wydarzenia zajechały dwa wozy policyjne.


I karetka.
Dwóch policjantów podbiegło do Yue i pomogli wynieść rannego Chrisa z pola walki. Podczas gdy pozostali dwaj oficerowie osłaniali ich ostrzeliwując ostatniego żywego podejrzanego.
Lekarz badający Chrisa w karetce rzekł do jego partnerki.- Stracił wiele krwi, ale jego stan jest stabilny. Miał dużo szczęścia, że kule tylko nieznacznie uszkodziły witalne narządy. Wyjdzie z tego... i to pewnie szybko.
Drzwi się zamknęły i karetka na sygnale pognała do szpitala.


Tymczasem ostrzał ze środka domu całkiem umilkł. Policjanci zaczęli się powoli zbliżać do siedziby terrorystów. Było cicho, podejrzanie cicho... prawdziwa cisza przed burzą. Coś było nie tak...Coś... Yue przypomniała sobie sytuację z portu i krzyknęła.- Do tyłu! Wycofać na bezpieczną odległość!Jej przeczucie suę nie myliło, po chwili dom wyleciał w powietrze w wyniku eksplozji.


Olbrzymi kula ognia rozerwała dom na strzępy...nikt tego nie mógł przeżyć.
Ci terroryści mają dość radykalne podejście do zacierania śladów.
Wkrótce pojawił się i wóz straży pożarnej i kolejne karetki oraz wozy policyjne. Ale było już za późno.

Wtorek, 16.X.2007, Wydział Filozofii Uniwersytetu Nowojorskiego, gabinet dr Willhelminy Hollward, godz. 14:35.


Tylko jedna osoba przybyła na umówione spotkanie. Detektyw Yue Shen-Men. Willhelmina przyjrzała się jej. W sumie niska Chinka mogłaby być jedną z jej studentek.Miała jednak w oczach coś...coś obcego. Jakby drugie spojrzenie. Starcze spojrzenie.
Nieco przybrudzone ubranie świadczyło, że coś musiało się wydarzyć. To, że przybyła tu sama, było wręcz niepokojące...

Śr, 17 X 2007, jeden ze szpitali w NY, 10:10


Chris powoli otworzył oczy i rozejrzał się. Spojrzenie miał nieco zamglone i trudno mu było skupić myśli.


Łóżka...sterylna czystość. Łatwo się było domyślać, że trafił do szpitala. Nic go nie bolało w tej chwili. Ale pewnie to zasługa jakiejś pochodnej morfiny i innych środków przeciwbólowych, którymi go nafaszerowano. Potwierdzał to fakt, lekkiego zamglenia umysłu i problemy z koncentracją. Ostatnie co pamiętał to uskoczenie sprzed kół pędzącej furgonetki, a potem ból w klatce piersiowej. Ale dorwał tego skurczybyka, który go postrzelił. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Cóż...rana postrzałowa to dolegliwość która trafia się prawie każdemu policjantowi. Nie można wiecznie szczęścia. De Luca spojrzał na zegar ścienny z datownikiem. Trochę tu więc poleżał będąc nieprzytomnym.

Środa, 17 X 2007, wydział XIII, biurko det. McNamarry 11:40


Teczki dotyczące Molinera i McMurry’ego nie były imponująco grube. Według nich, na XIII-sce McMurry prowadził wraz z detektyw Pihn jedną sprawę. U detektyw Pihn wykryto raka i zrezygnowała ze służby. Kolejnym partnerem do tej sprawy była detektyw Walter właśnie. Sprawa dotyczyła EMOwampirów i została zamknięta przez inną parę detektywów. A Amy oddelegowano do zbadania przyczyny śpiączki partnera. Jeszcze mniej było u Molinera.
Andreas Moliner był przez niecały dzień detektywem pracującym nad sprawą McMurry’ego u boku Amy. I zakończył tą krótką śpiączką. Przedtem McMurry prowadził kilkanaście spraw na poprzednim wydziale w którym pracował. Zaś Moliner nie był policjantem.
W zasadzie obie ofiary miały tylko jeden wspólny mianownik...detektyw Amandę Walter.

Środa, 17 X 2007, wydział XIII, biurko det. Walter 12:00


Przyjemne nic nie robienie, nie trwało długo. Wkrótce na horyzoncie pojawił się Bullit. Mimo, że Amy starała się być możliwie jak najmniejsza, grubas zdołał ją wypatrzeć i ruszył w jej kierunku. Uśmiechnął się i rzekł.- Tu cię mam. Idziesz ze mną panienko. Musisz złożyć obfite zeznania na temat znalezienia zwłok, rozmowy z tamtym trogsem i znalezienia miejsca zbrodni.
Wielka łapa Bullita zacisnęła zadziwająco delikatnie się łapce Amy i wizja słodkiego lenistwa odpłynęła w dal...

Środa, 17 X 2007, wydział XIII, 16:00

Zakończenie pracy przez Phila zbiegło się z zadzwonieniem telefonu.
- Synu? Dobrze się czujesz?- głos w słuchawce mógł należeć tylko do jednej osoby. A siedząca w pobliżu Amanda, mogłaby sobie pomyśleć różne rzeczy gdyby wiedziała, kto dzwoni.
- Dobrze.- odparł więc zdawkowo Phil. A matka kontynuowała.- Umówiłam ci wizytę u lekarki. Ponoć jest dobra. Moje koleżanki się u niej leczą. I ją sobie chwalą.
No tak... ze też nie przewidział takiej reakcji u swej matki. Kolejne pytanie było zaś decydujące.- Pójdziesz do niej? Podyktować ci jej adres?
Jak mógł jej odmówić? Serio. W jaki sposób mógł się wydostać z pułapki tego pytania?

Środa, 17 X 2007, ulice NY 16:17


Amy powoli zmierzała do swego mieszkanka by przygotować się na party z kolegami z E.S.U. Cała bibka miała się odbyć w barze... czy też nocnym klubie o dźwięcznej nazwie "Fat Black Pussycat"


Oznaczało to darmowe drinki, darmowe żarcie, starych dobrym znajomych...kupę zabawy. No i chłopaka... Biedną ofiarę wkręconą na imprezkę przez mroczne intrygi Amy. O ile się zjawi. Ale czy Amy się martwiła...ewentualnym jego brakiem? Waże było to że się zjawią jej kumple, że będzie darmowe żarcie picie i imprezka w stylu E.S.U.

Śr, 17 X 2007, restauracja Sea Cliff 16:35


Richard czekał na nią. Bycie punktualnym można było zaliczyć mu na plus. Bycie szarmanckim też. Wysiadł otworzył przed nią drzwi. I ruszyli... Podczas tej jazdy Richard zabawiał ją anegdotkami z swej pracy i komplementami. Vi znowu miała wrażenie, że traktuje ją jak księżniczkę. A spojrzenie jego oczu przypominało jej, że nie zawsze jest taki grzeczny.

Restauracja do której ją zabrał należała do tych z górnej półki. Była szykowna, ale bez przesady. Nie wymagała wyszukanych strojów. I głównie jej klientela składała się korporacyjnych garniturków, z których wielu Richard znał i przedstawiał im Vi jako swą przyjaciółkę. Witali ją bardzo wylewnie, ale żadnego z Ray’ów, Jay’ów i Jake’ów jakoś nie zdołała zapamiętać.Samo menu składało się głównie z owoców morza i białych raz czerwonych win.


-Taka sobie knajpka...- rzekł Richard uśmiechając się, po czym rzekł.- Ale ostrygi mają świetne.
Po czym dodał z uśmiechem – Naprawdę mi zaimponowałaś podczas przesłuchania. Takiej cię nie znałem. Cóż...- spojrzał Vi prosto w oczy dodając.- ...lecz zamierzam poznać z każdej strony.
Potem rozmowa przeszła na luźne tematy związane z miastem i nieco rozkręciła przy winie.
A podczas tej rozmowy, Richard delikatnie położył swą dłoń na dłoni Vivianne, jakby bał się że zniknie mu przy pierwszej okazji. Było też coś jeszcze. Vi była pewna, że chce o czymś powiedzieć. O czymś krępującym... W końcu się przemógł.- Wiesz... myślałem co, by... To trochę dziecinny pomysł. Ale może być zabawnie. Chodzi o to...- Richardowi jakoś brakowało słów. Ale w końcu wydusił z siebie.- Masz ochotę zabawić się...w...parku rozrywki na Coney Island. Wiem, oboje jesteśmy trochę za duzi na takie rzeczy. No i ty jesteś twardą detektyw, a ja poważnym adwokatem, ale... może być zabawnie. Co prawda planowałem ustrzelić dla ciebie jakiegoś pluszaka, na strzelnicy. Ale chyba raczej byłoby na odwrót.

Czw, 18 X 2007, biuro porucznik Logan 9:00


Daria spojrzała do teczki, którą miał przed oczami. Potem na siedzącą przed nią detektyw Henderson oraz towarzyszącego jej Dawkinsa. Westchnęła i dodała.- Gratuluję zamknięcia pierwszej sprawy na wydziale. Kolejna nie będzie taka...cóż... Wczoraj, w okolicy 18:30 ktoś próbował przeprowadzić jakiś rytuał. Skutki tego są dość... opłakane. Mamy trzy ofiary śmiertelne i potencjalnie dwie osoby żywe. Potencjalnie, gdyż są to wstępne domysły Pavlicek. Pełna analiza z miejsca zbrodni ma być gotowa na 13-stą.
Podała Vi teczkę.- W środku jest adres miejsca zbrodni. Ekipa Pavlicek sprawdziła je...prawie. Laura zostawiła dwóch laborantów do dokładnego przeszukania mieszkania. Jakieś pytania?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-03-2010 o 13:39.
abishai jest offline