Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 11:35   #89
Storm Vermin
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Posłany przez Ventrisa pocisk zamieszał nieco w nacierającej bandzie orków, zabijając kilku parszywych Xenos, ale cała grupa, ogarnięta morderczym szałem, nie zwróciła na wybuch większej uwagi. Zbliżała się coraz szybciej do przypartych do gruzowiska Gwardzistów. Jasne stało się, że jedynie szybka decyzja uratuje ich przed całkowitą zagładą. Żołnierze, przerażeni i wykończeni trwającą pół dnia walką byli już gotowi do rzucenia się w labirynt wąskich uliczek Emberiene, gdy "Golem" wydał zupełnie inny rozkaz.

Gwardziści, po chwili konsternacji, rozpoczęli wspinaczkę. Najpierw szła grupa prowadzona przez Kausa, osłaniana przez sierżanta i jego ludzi. Gdy nasi bohaterowie wspięli się na szczyt rumowiska, sytuacja odwróciła się. Wystawieni na ostrzał zielonoskórych, Kaus, Iran, Dekares i Carl próbowali odpędzić laserowym ogniem nacierających orków. Niestety, dysponowali zbyt małą siłą ognia, by choćby spowolnić napastników, przez co ci dostali się tuż pod rumowisko. Na szczęście, już niemal wszyscy żołnierze przedostali się na drugą stronę. Został już tylko jeden Gwardzista. Był w połowie gruzowiska, jego towarzysze podawali mu już ręce, aby pomóc we wspinaczce, gdy jeden z Xenos złapał go za nogę. Żołnierz spojrzał z przerażeniem i błaganiem na swoich kompanów, którzy ciągnęli z całych sił za wyciągnięte ręce kolegi. Jednak wysiłek okazał się daremny - kilku innych zielonoskórych pochwyciło swoimi potężnymi łapskami nieszczęsnego człowieka. Po chwili desperacko walczący o życie towarzysza żołnierze usłyszeli donośne chrupnięcie, a trzymany przez nich człowiek nagle zwiotczał i upadł. To jeden z orków wbił tasak w plecy swojej ofiary.

Niewiele myśląc, nie chcący podzielić losu kompana Gwardziści rzucili się do ucieczki główną ulicą Emberiene. Sama ulica była znacznie szersza niż odcinek przed zawalonym łukiem, co oznaczało, że więcej orków mogło szybciej gonić Gwardzistów Po kilku chwilach szaleńczego biegu w oddali dostrzegli zarys jakichś pojazdów. Po mniej więcej minucie wyraźnie rozpoznali te sylwetki jako imperialne Chimery. Z nowo rozbudzoną nadzieją postarali się na jeszcze jeden wysiłek. Zerwali się do sprintu, w samą porę, gdyż mogli już niemal poczuć oddech orków na plecach. W końcu, po niezwykle długich i bolesnych trzydziestu sekundach, dotarli do ustawionych w poprzek ulicy Chimer. Za maszynami stali nerwowo patrzący na zbliżającą się hordę orków. Widok powracającej ariergardy wyraźnie ich ucieszył. Kilku Gwardzistów zaczęło pytać o trudności powstałe podczas pilnowania tyłów, ale porucznik uciszył ich gestem. Spojrzał tylko na zziajanych, pokaleczonych żołnierzy, po czym przemówił:
- Dobra robota. Dzięki wam te ścierwa nie wzięły nas z kompletnego zaskoczenia. Teraz powinniśmy sobie z nimi poradzić.
Rzeczywiście, uważne przyjrzenie się nadbiegającym zielonoskórym pozwoliło stwierdzić, że nie byli oni całą oryginalną bandą. Najwidoczniej część Xenos nie przekroczyła gruzowiska. Teraz zostało nieco więcej niż trzydziestu zielonoskórych, w tym piętnastu orków. Gwardziści wycelowali już lasguny w nadbiegającą hordę, zaś Chimery - stojące teraz jedna przy drugiej - obróciły swoje wieżyczki w kierunku napastników. Porucznik spojrzał z aprobatą na swoich ludzi, a następnie wydał prosty, klarowny rozkaz:
- Strzelać bez rozkazu!
 
Storm Vermin jest offline