Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2010, 14:36   #81
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
- Tak jest szefie! - Wydarł się Basilk do Golema, słysząc jego rozkaz o zebraniu się razem z nimi i pomocy przy noszeniu owej "zezowatej suki", która w jakiś sposób mogła uratować im dupę. Tak więc Basilk, przerwał strzelanie do nieskończonej fali zielonoskórych wydarł się do dwóch szeregowych obok niego, żeby go kryli, po czym zerwał się biegiem do stanowiska Golema. Przywarł do muru, ciężko dysząc. Na razie nie czuł strachu. Póki walczyli, była nadzieja. W normalnych warunkach Carl nigdy nie uznałby dowództwa Golema, ale w tej chwili, gdy sierżanci leżeli w kałużach krwi tylko On wydawał mu się osobą na tyle silną, by dać radę tym pieprzonym xenos.


Gdy wydano rozkaz odwrotu, Carl wziął ze sobą przeznaczony ekwipunek, po czym ruszył za resztą oddziału. Marną pociechą było, że Chimera była ich jedyną osłoną, zanim zdołali dotrzeć do zabudowań Ebrienne. Carl nie spodziewał się jednak, że i tutaj napotkają tak silny opór. Mknącą rakieta z kaleczącym hukiem uderzyła w bok Chimery 17 plutonu. Carl stał w odpowiedniej odległości od miejsca eksplozji, jednak zapobiegawczo przykucnął na dźwięk eksplozji. - Kurwa!!! - Wydarł się, czując jak o jego kevlarowy pancerz i hełm odbijały się grudki ziemi wyrzuconej w powietrze. Niestety nie był to jeszcze koniec. Gdy zobaczył wyłaniającą się puszkę, która jednym słowem była pokraczna tak bardzo, że aż przewyższała pysk orkowego xeno. Serce podeszło mu do gardła, bo zdał sobie sprawę, że będą potrzebowali czegoś naprawdę ciężkiego... coś tak ciężkiego jak wola Imperatora. - Golem fragi!!! - Wydarł się do kompana, szukając swoich granatów przy pasie. Miał tylko fosforowy. Gdy poczuł w dłoni granaty, przypiął je sobie do pasa, po czym zawiesił na ramieniu swojego lasguna. Stwierdził, że pistolet bolterowy będzie miał większą szansę przebicia, toteż wyciągnął swój zdobyczny pistolet, trzymając w drugiej dłoni fraga.
- Odłamkowy leci!!! - Wydarł się do wszystkich z oddziału, po czym wyciągnął zawleczkę granatu rzucając nim w pokraczną puszkę, tuż pod jej nogami. Może ją unieruchomią. Gdy udało mu się rzucić Carl strzela z boltguna w puszkę, wraz z resztą oddziału.
 
Araks3 jest offline  
Stary 01-02-2010, 21:34   #82
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Zniszczenie Chimery i pojawienie się machiny skutecznie zdezorientowało sierżanta dowodzącego ostatnią grupką Gwardzistów. Inicjatywę przejął jak zwykle skory do działania "Golem". Niewiele myśląc, ruszył na przeciwnika, raz po raz wystrzeliwując ze swojej broni. Ventris tymczasem ładował ostatni pocisk do wyrzutni rakiet. Robił to pospiesznie, chcąc zostawić sobie jak najwięcej czasu na celowanie. Orcza maszyna naturalnie nie pozostała obojętna. Poruszała się zaskakująco szybko na swoich wygiętych odnóżach. Mogła dotrzeć do Gwardzistów za kilkanaście sekund. Żołnierze mogliby się wycofać, ale wtedy zostawiliby na pastwę puszki transporter i przebywających w nim rannych towarzyszy. Uzbrojeni w melty ludzie trafili kilkukrotnie orczy wehikuł, a nawet samego pilota, ale ten, być może dzięki charakterystycznej dla jego gatunku odporności na ból, jedynie rozwścieczył się i pognał biegiem na Gwardzistów. Sprint przerwała mu rakieta wystrzelona przez Irana. Pocisk nie trafił w kokpit, a w lewe ramię machiny, urywając je. Dziwaczna konstrukcja orczego urządzenia sprawiła, że w eksplozji spłonęła także lewa ręka zielonoskórego pilota. Zawył on z wściekłości i bólu, a mimo to nie zaprzestał biegu. Kolejną przeszkodą był rzucony przez Basilka granat odłamkowy. Ładunek wylądował prosto pod nogi szarżującej puszki, po czym wybuchł. Jeden z szrapneli trafił w staw kolanowy jednego z odnóży machiny. Ta postawiła jeszcze kilka pospiesznych kroków, po czym potknęła się. Lecąc do przodu wykonała jeszcze cięcie swoim jedynym ramieniem. Piła zatoczyła szeroki łuk, na którego końcu znajdowała się Delia. Dziewczyna nie zdążyła się uchylić, nie zdołała nawet krzyknąć, gdy wirujące ostrze przecięło ją na pół. Pilot puszki wydał triumfalny okrzyk. Zdawało się że upadek nie robił na nim żadnego wrażenia. Próbował się podnieść, ale zabójcza machina wyraźnie nie była do tego przystosowana. Ostrze piły tarczowej raz po raz przejeżdżało bezradnie po brukowanej drodze, krzesząc skry. Gwardziści nie mieli zamiaru patrzeć na te starania. Jakby na komendę wypalili w pilota. Salwa z dziesięciu broni różnego sortu i kalibru nareszcie zabiła operatora maszyny.

Dekares w trakcie walki poinformował porucznika o sytuacji. Konwój zatrzymał się zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca zniszczenia puszki. Na szczęście okazało się, że uszkodzenie gąsienicy Chimery nie było poważne. Mechanik zdążył jako tako ją zespawać, mamrocząc coś o nietrwałości takiego rozwiązania. Jednak transporter ruszył i szybko dogonił resztę kolumienki. Tymczasem sierżant dowodzący oficjalnie grupką, która zniszczyła orczą maszynę, zawołał swoich podwładnych, po czym przekazał im zdawkowy komunikat. Porucznik zdecydował, że jako ariergarda będą iść za trzonem konwoju, wypatrując ewentualnego ataku od tyłu. Nikt nie chciał, aby powtórzyło się kompletne zaskoczenie sprzed kilku minut.

Tak więc nasi bohaterowie znaleźli się mniej więcej sto metrów za Chimerami, rozglądając się w poszukiwaniu wroga. Co jakiś czas jeden czy dwóch zielonoskórych zbliżało się do grupki, jednak kilka wystrzałów z lasgunów odpędzało ich lub zabijało. Mimo to członkowie ariergardy zaczęli się nieco denerwować, gdyż te podchody stawały się coraz częstsze, a grupy przeciwników więcej. W pewnym momencie te ataki ustały. Krótki rzut okiem za siebie pozwalał stwierdzić, czemu tak się stało. Zielonoskórzy wszystkich rozmiarów zaczęli się gromadzić wokół szczególnie dużego osobnika. Gwardziści zdołali naliczyć dziesięciu obcych w tym zbiegowisku, po czym ruszyli do sprintu. Oddalające się ryki i wrzaski wskazywały na to, że orkowie zauważyli ucieczkę swoich niedoszłych ofiar. Te odgłosy tylko zdopingowały żołnierzy do większego wysiłku. Już widzieli tył ostatniej Chimery w konwoju, gdy usłyszeli znajomy warkot. Spojrzenie w górę potwierdziło ich obawy.

Wzdłuż ulicy leciał orczy samolot. Pilot najwyraźniej nie zauważył, małych, szarych Gwardzistów na tle szarego bruku, zamiast tego lecąc w kierunku wielkich i kopcących Chimer. Kolumienka wjeżdżała właśnie pod łuk wzniesiony nad przejściem do centrum Emberienne. To ocaliło kolejną Chimerę przed zniszczeniem. Ładunek zrzucony przez bombowiec wbił się w tą konstrukcję, zrzucając ja na drogę wraz z frontami sąsiednich budynków. Na nieszczęście uciekających przed pogonią Gwardzistów, oznaczało to wzniesienie na trasie ich ucieczki nierównej, wysokiej na niemal trzy metry ściany gruzu. Zdyszana ariergarda dopadła właśnie do niej. Mieli wybór - spróbować wspinaczki lub udać się w sieć wąskich, krętych uliczek i kluczyć nimi w nadziei na ponowne spotkanie z towarzyszami. Orkowie byli na tyle blisko, że co bardziej krewcy z nich wypalili kilkakrotnie ze swoich prymitywnych, lecz niebezpiecznych strzelb i pistoletów. Co gorsza, słońce zachodziło właśnie, co zwiastowało nadchodzącą ciemność i deszcz.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 13-02-2010, 22:35   #83
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"Golem" podniósł się z ziemi, ogłuszony i poobijany, tuląc do piersi melta-karabin. Ceramiczna lufa żarzyła się jeszcze wiśniowo po dzikim ostrzale "puszki". Kaus chwiejnym krokiem (eksplozje rakiet i granatów walnęły w niego ścianą sprężonego powietrza) podszedł do postrzelanego żelastwa które jeszcze chwilę wcześniej było orczą maszyną. Jeden z żołnierzy nachylał się już ze zgrozą i chorobliwą fascynacją nad "puszką". Wyszczerzony pysk pozbawiony połowy szczęki i czaszki wpatrywał się martwo w niebo. Debonair strzelił orkowi w szyję, niemal odrywając orkowi boltem łeb, sięgnął do wnętrza, zaparł się stopą o szczękę stwora i złapał za jedyny ocalały kieł (drugi zniknął wraz z częścią głowy), wyrwał go z ohydnym chrzęstem rozrywanych włókien.
- Kto chce?! - krzyknął. Jego głos zabrzmiał słabo nawet w jego własnych uszach. Splunął śliną przetykaną krwią i pyłem i łyknął z manierki. - Który to chce?! - potrząsnął krwawym trofeum. Jeśli nikt się nie zgłasza wciska gigantyczny kieł do kieszeni, by później zawiesić go na szyi wzorem Armageddońskich Łowców.
- A ty, debilu - odwrócił się do "turysty" - jak chcesz sobie popatrzeć to upewnij się najpierw że Xeno naprawdę nie żyje! - wskazał karabin luźno zwisający z dłoni mężczyzny.

Odwrócił się i dopiero teraz dojrzał rozerwane ciało Delii.
- Kurwa mać ... - zaczął i przerwał, świadom że nie może sobie teraz pozwolić na emocje, przy kilkunastu Gwardzistach z trudem otrząsających się po ataku oszalałego Xeno.

- Pomóżcie kierowcy! - zapędził chłopaków do roboty, porzucając iluzję że sierżant jest tu od rządzenia - Ty, ty, ty i ty! - wskazał paluchem konkretne osoby. - Pomóżcie kierowcy z gąsienicą! Odczepcie ten fragment i róbcie co koleś powie! I powiedzcie dowódcy żeby obrócił wieżyczkę i osłaniał nas ogniem bo inaczej kolejny zielonoskóry dobierze nam się do dupy!!!

- Iran, Dekares, ładujcie od razu kraka!
- sięgnął do plecaka, wyciągnął ciężki pocisk i podał go chłopakom. Wyciągnął też dwa z pobranych w kwatermistrzostwie ładunków, podszedł do rozciętego ciała Delii i na moment zacisnął szczęki. Jak zginie ganger to jest to normalna sprawa, ale jeśli nie daje rady upilnować swojej kobiety... Wzruszył ramionami i pospiesznie sięgnął po meltę Delii, żeby któryś z Gwardzistów sobie nie pomyślał że hiver robi się sentymentalny albo co.

- Skurwiel - mruknął przyglądając się cięciu po pile które zniszczyło melta-karabin. Sięgnął do szyi dziewczyny, zerwał nieśmiertelnik i wsadził go do kieszeni, zabrał też pełne zasobniki do melty. Podłożył pod ciało dziewczyny ładunek, wyciągnął drut i detonator, obrócił meltę by nie było widać uszkodzenia i uzbroił ładunek tak by przy próbie dźwignięcia ciała czy broni nastąpiła eksplozja. Odwrócił się w stronę kilku przyglądających się Gwardzistów i wykrzywił twarz w grymasie który przy dużej dozie dobrej woli i kompletnym braku znajomości "Golema" można uznać za uśmiech.
- Któryś z tych skurwysynów na pewno połakomi się na "wielką spluwę".

Drugi ładunek założył głęboko wewnątrz "puszki", uzbroił detonator (zwykły, by eksplozję wywołał wstrząs, najpewniej wybuch ładunku pod ciałem Delii).
- Macie granaty? - warknął do Gwardzistów. - Podzielcie się tak żeby każdy miał chociaż jeden czy dwa - dał przykład podając Basilkowi fragi.

Po naprawie gąsienicy Chimery ruszyli dalej. Oczywiście sprawiedliwość na tym świecie nie istnieje i sierżant okazał się dupą orka a nie dowódcą i pododdział zamiast zostać zmieniony przez "świeży" oddział, nie mający właśnie na koncie rozpaczliwej walki z "puszką", nadal pozostał w ogonie. Zbyt szybko dało się słyszeć z tyłu huk, niemalże lokalne trzęsienie ziemi. Oczywiście nie musiały to być ładunki Debonaira, jednak jak na jego gust eksplozja rozbrzmiała niekomfortowo blisko. Pościg za kolumną dopingowany widokiem pomniejszej hordy z tyłu był coraz bardziej nerwowy, ale "Golem" starał się nie poddawać nieuchronnemu przeczuciu czegoś niedobrego, co zbliża się wielkimi krokami ... czy raczej na skrzydłach wiatru!

Potworny wybuch łuku wlotowego wzniósł chmurę pyłu niesioną sprężonym powietrzem, wstrząsającym Gwardzistami i owiewającym ich duszącym obłokiem, nie to jednak było najgorsze! Lawina gruzu zasypała ulicę, blokując najkrótszą drogę odwrotu! Kaus rozejrzał się błyskawicznie, oceniając opcje, ale po raz pierwszy zawahał się - instynkt gangera krzyczał by zagłębić się w labirynt uliczek, jednak walczył zażarcie z wspomnieniem kolumny i wątpliwym bezpieczeństwem osłony ognia Chimer!

- Kurwa mać! - wrzasnął za oddalającym się latającą konstrukcją Xenos - Gdybym miał ciężki bolter, to... - przeniósł spojrzenie na wyrzutnię rakiet i nagle agresywność gangera wzięła górę.

- Iran, wal w środek tych sukinsynów, nieważne że to krak! - krzyknął do szeregowca - Dekares, odwróć się, w plecaku masz fraga! Reszta, łapać granaty w dłoń, chociaż ich spowolnimy! - podbiegł do Dekaresa i wyszarpnął z jego plecaka ostatni przeciwpiechotny pocisk do wyrzutni, by od razu po wystrzeleniu kraka załadować fraga!
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 14-02-2010 o 20:31.
Romulus jest offline  
Stary 16-02-2010, 10:09   #84
 
Waylander's Avatar
 
Reputacja: 1 Waylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodze
Dekares nie tracił czasu po rozwaleniu orczego pojazdu, tylko przelotnie spojrzał na ciało martwej dziewczyny. Był to przygnębiający widok ale wiedział że muszą się sprężać jesli nie chce skończyć podobnie. Szybko zabrał się za pomoc kierowcy chimery przy naprawieniu gąsienicy.

Kiedy Golem zaczął wydzierać się do reszty z zapytaniem kto chce kieł orka, chłopak wydarł się do niego w odpowiedzi:

- Zaraz zieloni własnoręcznie wsadzą Ci go w dupę jak się nie przestaniesz się w kolekcjonera bawić! - starał się żeby krzyk był przyjazny ale i dosadny. Nie chciał stracić już nikogo więcej, nawet niskiego operatora melty który co chwile wystawiał się na ogień wroga.

Szybko pożałował swoich słów, bo Hiwer zabrał się za dowodzenie oddziałem i kazał mu ładować wyrzutnie. Bezceremonialnie zignorował polecenie zajęty reperowaniem uszkodzenia, wierząc że Iran sobie poradzi.

Po chwili biegł już w końcu kolumny osłaniającej transportery. Miał już pewne złudzenia co do tego że uda im się wycofać bez większych przygód.
Orczy samolot rozwiał te mrzonki. Przez chwilę po nalocie chłopak był niemal całkowicie ślepy z powodu tumanów pyłu i drobnych odłamków które zalały cały pododdział po zniszczeniu łuku. Pomimo tego instynktownie odczołgał się na za najbliższą osłonę po czym kiedy już mógł cokolwiek zobaczyć starał się rozeznać w sytuacji. Ta nie była zbyt miła, orkowie byli coraz bliżej, a za szarżującą grupą z pewnością pojawią się kolejni i to w znacznie większej grupie, grupie której już z pewnością nie powstrzymają.

Gwardzista przyklęknął za osłoną i otworzył ogień do nacierającego wroga tak jak wcześniej koncentrując ostrzał na pojedynczym osobniku, starając się trafić go w głowę aż ten padnie. Kiedy Golem krzyknął do niego w sprawie pocisku do wyrzutni posłusznie obrócił się plecami do niego ale tylko na tyle aby w nowej pozycji prowadzić dalej ogień do napastników.
Kiedy towarzysz dopadł do niego odezwał się dalej nie przerywając ognia podniesionym i zdenerwowanym głosem:

- Tylko się nie rozkręć za bardzo, musimy szybko się stąd zwijać bo nas otoczą i wybiją, musimy dołączyć do kolumny... Kurwa! - tylko tak mógł skwitować swoją głupotę, jak ostatni imbecyl zajął się ostrzeliwaniem orków zamiast poinformować kolumnę o ich położeniu, Chimery równie dobrze mogły być już daleko sadząc że są już martwi. Szybko schował się za osłoną i sięgnął ręką do komunikatora, aby połączyć się z porucznikiem.
 
__________________
Wojownik, który działa z pobudek honoru, nie może przegrać. Jego obowiązek to jego honor. Nawet jego śmierć -jeśli jest godna- jest nagrodą i nie może być porażką, gdyż jest efektem służby.Dlatego pełnijcie swoje powinności z honorem, a nie poznacie, co to strach.Roboute Guiliman Patriarcha Ultramarines

Ostatnio edytowane przez Waylander : 19-03-2010 o 18:53.
Waylander jest offline  
Stary 17-02-2010, 09:57   #85
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Iran był zmęczony. Pot lał mu się po plecach ściekając zimną stróżką tam gdzie słońce z rzadka zagląda. Mięśnie i łydki paliły go żywym ogniem przypominając, co krok o ciężarze wyrzutni którą dźwigał. Każdy oddech rwał w piersi palącym bólem…

Po uporaniu się z orczą machiną wojenną ogarnęła go chwilowa euforia szybko jednak zgaszona widokiem rozczłonkowanego ciał gwardzistki - Ventris ledwo powstrzymał skromny posiłek przed nagłą ucieczką z jego własnych trzewi. Odwrócony plecami do pobojowiska, wraz z Dekaresem załadował kraka zgodnie z rozkazem Golema i pośpiesznie ruszył ślad za załataną na prędce Chimerą.
Nie myślał nawet o tym czemu znów idą z tyłu, co jakiś czas bez większego namysłu wystrzeliwywał kilka salw z laguna do zbliżających się pojedynczo okrów, tak jak większość towarzyszy. Jedyne co kołatało się w jego sercu to gorąca chęć rzucenia się na pryczę i przespania reszty dnia. Łajał się za to w myślach wspominając słowa kapłanów: “Tylko w śmierci, obowiązek znajduje swój koniec”. Prosił imperatora o siłę, przyciskając do piersi swój mały modlitewnik.

Teraz niewielka książeczka pozostawała w kieszeni. Zmuszeni do biegu gwardziści próbowali dotrzeć do oddalonej kolumny transportowców. Iran biegł co sił w nogach, modląc się by nie upuścić ciężkiej i w dodatku załadowanej wyrzutni. Nie oglądał się za siebie, zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, iż wreszcie Xenos wykazali się szczątkowym intelektem i zebrawszy się w jako taką kupę ruszyli w ślad za pierzchnącą ariergardą Gariańskiej Gwardii.
Potworny huk wstrzymał na chwile żołnierzy, tak jakby bomby z orczych samolotów posypały się na głowy uciekającego oddziału. Iran spojrzał na tony gruzu odcinające trasę ich ucieczki
-O nie - jęknął -Na Tron co my teraz zrobimy, jesteśmy zgubieni…. -

Szczęściem Debonair nie tracił zimnej krwi. Na jego rozkaz Ventris opadł na kolano i podrzucił na ramie ciężką orczą wyrzutnie. Zacisnął na spuście śliskie od potu dłonie, przymierzył w największego zielonoskórego i wypalił olbrzymimi przeciw pancerny pocisk prosto w jego pierś. Przynajmniej miał nadzieję że Krak rozerwie potwora na wylot.
Po pierwszym wystrzale zajął się szybko ładowaniem pocisku przeciwpiechotnego wyjąc jednocześnie do Hivera
- Dekares ma rację, uciekajmy stąd bo nas pożrą żywcem, musimy dołączyć do kolumny, sami przecież nie mamy szans…- nie zwracał już nawet uwagi na własny zdławiony, płaczliwy głos. Miał nadzieję, że dowódca pomyśli trzeźwo i nakaże odwrót, lub choćby jakieś okopanie się. Na pustym skrzyżowaniu ulic, gwardziści wydawali się być odsłonięci jak pojedyncze jajo na całkiem sporej patelni
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 18-02-2010, 10:51   #86
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
Carlowi zajęło dłuższą chwilę dojście do siebie oraz poskładanie wszystkich myśli do kupy. W uszach ciągle brzmiał mu jeszcze wybuch granatu, który sam własnoręcznie cisnął. Kolejna piątka za celność od starego gwardzisty, który szkolił ich właśnie do takich akcji. Nigdy nie sądził, że w takich chwilach przypomną mu się rady z obozu szkoleniowego. Traktował je raczej jako zbiór luźnych wskazówek, które i tak kiedyś zanikną w jego pamięci. W końcu Carlowi udało się stanąć na równych nogi i przytomnie spojrzeć na pobojowisko. Nie potrzebny był mu kieł orka, tak więc odwrócił wzrok od Golema. Bardziej interesowało go, kto tym razem nie podołał. Trafiło na Delię. Teoretycznie nawet jej nie znał. Mignęła mu z dwa razy podczas całej ucieczki, co jednak nie zmieniało faktu, że nie zasłużyła sobie na taką śmierć. "A kto niby kurwa zasługiwał na jakąkolwiek?" - pomyślał z rozgoryczeniem, po czym splunął na ziemię. Kolejny widok nieco go zaszokował, gdyż pod ciało "ukochanej" kobiety nie podkładało się ładunków. - Widać bardzo Ci na niej zależało. - Rzekł dwuznacznie, w kontekście podkładania ładunków, a także sentymentalizmu do niej, który jasno kojarzył się z uczuciem. O co mu w tym chodziło? Któż to sprawdzi. Po trochu miał na myśli obie sprawy. - Dobra idziemy. Kolumna jeszcze pomyśli, ze nie chcemy z nimi jechać. - Rzekł pod nosem, przecierając sobie twarz, by pozbyć się pyłu i tak dalej. Fraga od Golema przyjął z wielką radością. Przynajmniej rzucanie granatami dobrze mu wychodziło.


- Co to kurwa jest? To coś nad nami? -
Zapytał sam siebie, lecz jego słowa zniknęły w ogłuszającym huku eksplozji, który powalił go błyskawicznie na ziemię. Pierwszą zasadą było, że jak słyszysz huk to "NA GLEBĘ"!", choćbyś miał nawet paść twarzą w gówno orków. Wszystko było takie... nierealne. Dzwoniło mu w uszach, nie miał pojęcia gdzie się w ogóle znajduje, a zielonoskórzy w oddali przestali być problemem. Carl był dość blisko eksplozji, tak więc przez spory okres czasu pozostawał w przyjemnym otępieniu. Z szoku, wyrwał go stanowczy głos Golema oraz jego rozkazy co do ratowania się i walki z nadciągającymi zieleńcami. Tylko gdzie znowu był sierżant? Pieprzyć to i tak by im gówno pomógł. Z niemałym trudem, Basilk dźwignął się z ziemi, po czym szybko rozejrzał się po okolicy. Gruz, wąskie uliczki i horda orków przed nimi. Widok, który bezsprzecznie zwiastował rychłą śmierć. A Basilk nie chciał umierać. - Umrzemy tu, umrzemy tu, umrzemy tu.... - Powtarzał pod nosem, niczym jakąś litanię. Po prostu pękł... miał już dosyć walki, lał na tą całą obronę Ebrienne, ale w końcu zdał sobie sprawę, że gdy nie powstrzymają ich tutaj, fala orków rozleje się po całej planecie, aż w końcu dotrą do jego skromnego domku oraz do kobiety, która czekała na niego. Na to pozwolić nie mógł.

- Spierdalajmy stąd! Jak pozwolimy tym zielonym kutasom podejść zbyt blisko, to powyrzynają nas w bezpośredniej walce! Wsparcia nie dostaniemy! - Wydarł się rozpaczliwie, zmieniając magazynek w swoim zdobycznym boltgunie. Przynajmniej jest bardziej szybkostrzelny. Musieli chociaż przez chwilę zatrzymać zieleńców, albo spowolnić nieco ich marsz, by reszta mogła się w porę wycofać. Miał już taki jakby plan. - Ty z tym dziwnym nadrukiem na hełmie, leć w te uliczki i sprawdź czy jest czysto! Musimy zatrzymywać tych zieleńców przez jakiś czas, byśmy mogli się w miarę bezpiecznie wycofać! - Zawołał do żołnierza z dziwnym nadrukiem na hełmie oraz do reszty oddziału. Nie wątpił, że będzie jeszcze sporo okazji do heroicznego oddania życia, ale nie sadził, że to ten właściwy moment. Basilk odruchowo schował się za jakąś dobrą osłoną, po czym zaczął ostrzeliwać zielone pokraki, które zanadto się zbliżały. Gdyby jednak wytrzymały ostrzał i zaczęły przedzierać się do nich, Basilk wyjmuje fraga i rzuca nim w orków, którzy zaczęli się zanadto zbliżać.
 
Araks3 jest offline  
Stary 20-02-2010, 22:09   #87
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Ostrzał Gwardzistów powstrzymał na chwilę napierających zielonoskórych. Jednak wiązki energii z nielicznych lasgunów nie mogły zatrzymać bandy krwiożerczych bestii. Nawet wystrzelona w środek ich grupy rakiety nie wywarła na nich dużego wrażenia. Jako że pocisk nie był odłamkowy, rezultatem jego eksplozji była jedynie fala uderzeniowa, która co prawda zmiotła kilka zielonych pokurczy kręcących się pod nogami orków, a nawet powaliło dwóch ich większych pobratymców, którzy jednak natychmiast podnieśli się i dołączyli do biegu na odsłoniętych żołnierzy. Ci mieli jeszcze jednego asa w rękawie. Gdy napastnicy zbliżyli się na kilkanaście metrów, wszyscy, jak na komendę, rzucili granaty odłamkowe. Efekt ich eksplozji był satysfakcjonujący - prawie wszyscy orkowie zostali trafieni co najmniej jednym szrapnelem. Ranni obcy zostali szybko dobici. Ta banda została na chwilę odparta, ale to w żadnym wypadku nie oznaczało zwycięstwa Gwardzistów. Z kierunku przełamanej linii obrony nadciągali już kolejni zielonoskórzy, tym razem w jeszcze większej liczbie.

Korzystając z chwili względnego spokoju, Dekares skontaktował się z kolumną transporterów. Szybko wytłumaczył sytuację oddziału porucznikowi, który odparł krótkim rozkazem - oddzieleni Gwardziści mieli jak najszybciej połączyć się z resztą oddziału. Barabos przekazał ten komunikat sierżantowi. Ten spojrzał jeszcze na zbliżających się orków, kiwnął głową, po czym wykrzyknął:
- Dobra panowie, wycofujemy się wgłąb miasta!

Rozkaz padł w samą porę. Ludzie znajdowali się już w zasięgu ostrzału Xenos, a co żwawsi osobnicy mogli za chwilę zaangażować Gwardzistów w walkę wręcz. Pozostawała jeszcze kwestia tego, w jaki sposób żołnierze dokonają odwrotu. Było pewne, że przynajmniej część orków, zachęconych perspektywą łatwego łupu rzuci się za nimi w pogoń. Nikt jednak nie wiedział, czy rozsądniej będzie najzwyczajniej w świecie biec przed siebie, licząc na zgubienie prześladowców, czy też może lepszym rozwiązaniem będzie próba stawienia zielonoskórym oporu w ciasnych uliczkach.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 09-03-2010, 20:48   #88
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Kaus z napięciem wpatrywał się w nadbiegających zielonoskórych. Podobnie jak inni Gwardziści przycupnął za jakąkolwiek osłoną którą udało się znaleźć obok Irana, i czekał na wynik ostrzału. Nawet wrażliwy na podobieństwo tokarki hiver czuł że ludzie naokoło zbliżają się do punktu krytycznego, że strach zżera ich i zabija.
- Nie pękać, Gwardia!!! - wydarł się po tym jak Iran wcisnął spust i pocisk pomknął ze zgrzytem, podnosząc kolejną chmurę pyłu i ognia. Od razu odwrócił się do wlotu wyrzutni, wkładając fraga, by Iran mógł wystrzelić bez zwłoki.
- Granaty w dłoń, na moją komendę rzucamy i biegniemy w tą stronę! - wrzasnął i wskazał mniejszą uliczkę która "spodobała" się gangerowi - a raczej jego instynktowi szczura z hivu.
- Dekares, wyrzuć z plecaka kraka, zostawiamy wyrzutnię! - sam również sięgnął do plecaka by pozbyć się ostatniego pocisku. Zawahał się, spojrzał na zwężkę wylotową wyrzutni, przygotowywanej właśnie do strzału przez Irana i wyciągnął również granat, uśmiechając się złośliwie... Najważniejszy jednak był efekt wybuchów obu pocisków rakietowych...


Klęcząc z wyrzutnią na ramieniu Ventris, czekał aż towarzysze załadują kolejny pocisk. Jednocześnie śledził poczynania wrogów, wypatrując szczególnego zagęszczenia Xenos - miał nadzieję ostatniego fraga wpakować w jak największą ilość zielonoskórych.
Rozkazy podawane przez Dekaresa i Debonaira docierały do niego jakby zza grubej tafli szkła. Wszystko zdawało się spowalniać swój bieg, a najgłośniejszy w tym wszystkim był jego własny oddech i łomot krwi w skroniach.
Gdy poczuł klepnięcie w ramię, od razu przesunął lufę w stronę największego skupiska wroga i nacisnął spust
- Leć w imię Imperatora... - mruknął sam do siebie po czym zrzucił z ramienia ciężką broń i poderwał się do pozycji stojącej.
Z tego co kojarzył Barabos mówił coś o udaniu się w głąb miasta, dlatego też, łapiąc przewieszonego przez plecy lasguna; ruszył w stronę gwardzisty i gdy znalazł się obok niego spytał prędko:
- a mamy tak biec na ślepo czy dali nam jakieś konkretne wytyczne, mamy w ogóle jakąś mapę albo coś ? I czy będziemy tak biec aż padniemy, czy może gdzieś się okopiemy ?


Gdy Iran wystrzelił ostatniego fraga Kaus dopadł porzuconej wyrzutni. Wyciągnął zawleczkę z granatu i kawałkiem taśmy tak przykleił łyżkę by niezbyt mocny wstrząs poluzował ją i spowodował detonację, zaklinował granat w złączce wylotowej, ostrożnie załadował ostatni pocisk przeciwpancerny (gorąco, nadzwyczaj gorąco modląc się do Omnisjasza by ten miał go w swej pieczy - w takich sytuacjach ateistów nie ma...) i położył wyrzutnię na gruzie tak by wyglądała na porzuconą w ucieczce. Próba wystrzelenia rakiety (czy wręcz gwałtownego podniesienia wyrzutni) powinna zdetonować granat i samą rakietę. Zawahał się obserwując sytuację naokoło i zastanawiając się nad kierunkiem ucieczki. Nie spodziewał się że uda się wykończyć całą ścigającą Gwardzistów grupę i nagle plan zagłębienia się w uliczki przestał wyglądać na najlepsze rozwiązanie. Wahanie się nie trwało to jednak długo.
- Chłopaki, gonimy kolumnę! Muszą w końcu zająć jakieś pozycje!


Zamieszanie, które powstało po pokonaniu orków nie służyło Carlowi. Huk granatów oraz całego sprzętu gwardzistów, wywoływał u niego coraz to gorsze reakcje. Za dużo huku, za dużo dymu i za dużo zapachu palonych ciał. Basilk wiedział, że jeśli nie wycofają się w tej chwili czeka ich powtórka z rozgrywki, a przy kolejnej fali zieleńców będzie tak samo. Problem był tylko w tym kiedy skończy się im amunicja oraz granaty. Co zrobią wtedy? Zważywszy na to, że kolejna fala orków znajdowała się w miarę bezpiecznej odległości, Carl postanowił zmienić swoją broń na poczciwego lasguna. Przynajmniej będzie trochę celniejszy od tego rozgruchotanego boltpistola. Słysząc rozkazy Golema, Carl wystartował z kolejnym pytaniem. - Golem, jak się wycofujemy? Spierdalamy ile sił w nogach, czy robimy za sobą jakieś punktu oporu jeśli będą do nas zbyt szybko docierać? - Zawołał do ich tymczasowego dowódcy, wychylając łeb zza osłony. Dopóki nie podjęli jeszcze decyzji, Carl postanowił zatrzymywać nadciągających zieleńców w czym bardzo pomagał mu lasgun. Po prostu ładował do zbytni zbliżających się orków. Problem był w tym, że powoli zaczynało mu brakować amunicji. Miał jeszcze połowę baterii w lasgunie, a w rezerwie jedną albo dwie dodatkowe. Cholera, musi to sprawdzić przy następnym postoju.


Rozkojarzony Debonair patrzył przez chwilę na Carla (a raczej przez niego) jakby kompletnie go nie dostrzegając, tak gorączkowo myślał nad dalszymi posunięciami. Instynkt hivera krzyczał by skryć się w labiryncie ulic podobnemu Podziemiu w głębi Hive Primus, ale "Golem" wahał się - nie wiedział jak daleko orkowie wdarli się w głąb miasta - inne odcinki padły dużo szybciej niż Siedemnastego Plutonu i zielonoskórzy mogli być już w znacznej liczbie głęboko w zabudowaniach, a chłopaki nie wyglądali na takich którzy by podskakiwali na myśl o walce wręcz z wojowniczymi Xenos (a i Kaus miał trudności z wpadnięciem w euforię). Zadowolony z decyzji czy też nie, nie wahał się długo.
- Przełazić przez gruzowisko! Wszyscy, wynocha stąd! Za zawałem wycofujemy się na przemian sekcjami, ci z przodu osłaniają odwrót sekcji z tyłu i sprawdzają czy droga wolna! Iran, Carl i Dekares ze mną, reszta z sierżantem! Podzielić się granatami i amunicją, kto jeszcze ma materiały wybuchowe?

Rozejrzał się po Gwardzistach, zauważając ich spowolnione ruchy i otępienie. Wychodził stres i zmęczenie, ale też brak węglowodanów i wody! A powolny ganger to bardzo-już-niedługo-zupełnie-martwy ganger!
- Kiedy się zatrzymacie, napijcie się i zjedzcie cokolwiek, byle kalorycznego!


[post wspólny, powstał przy współdziałaniu Romulusa, Nightcrawlera i Araksa]
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 14-03-2010, 11:35   #89
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Posłany przez Ventrisa pocisk zamieszał nieco w nacierającej bandzie orków, zabijając kilku parszywych Xenos, ale cała grupa, ogarnięta morderczym szałem, nie zwróciła na wybuch większej uwagi. Zbliżała się coraz szybciej do przypartych do gruzowiska Gwardzistów. Jasne stało się, że jedynie szybka decyzja uratuje ich przed całkowitą zagładą. Żołnierze, przerażeni i wykończeni trwającą pół dnia walką byli już gotowi do rzucenia się w labirynt wąskich uliczek Emberiene, gdy "Golem" wydał zupełnie inny rozkaz.

Gwardziści, po chwili konsternacji, rozpoczęli wspinaczkę. Najpierw szła grupa prowadzona przez Kausa, osłaniana przez sierżanta i jego ludzi. Gdy nasi bohaterowie wspięli się na szczyt rumowiska, sytuacja odwróciła się. Wystawieni na ostrzał zielonoskórych, Kaus, Iran, Dekares i Carl próbowali odpędzić laserowym ogniem nacierających orków. Niestety, dysponowali zbyt małą siłą ognia, by choćby spowolnić napastników, przez co ci dostali się tuż pod rumowisko. Na szczęście, już niemal wszyscy żołnierze przedostali się na drugą stronę. Został już tylko jeden Gwardzista. Był w połowie gruzowiska, jego towarzysze podawali mu już ręce, aby pomóc we wspinaczce, gdy jeden z Xenos złapał go za nogę. Żołnierz spojrzał z przerażeniem i błaganiem na swoich kompanów, którzy ciągnęli z całych sił za wyciągnięte ręce kolegi. Jednak wysiłek okazał się daremny - kilku innych zielonoskórych pochwyciło swoimi potężnymi łapskami nieszczęsnego człowieka. Po chwili desperacko walczący o życie towarzysza żołnierze usłyszeli donośne chrupnięcie, a trzymany przez nich człowiek nagle zwiotczał i upadł. To jeden z orków wbił tasak w plecy swojej ofiary.

Niewiele myśląc, nie chcący podzielić losu kompana Gwardziści rzucili się do ucieczki główną ulicą Emberiene. Sama ulica była znacznie szersza niż odcinek przed zawalonym łukiem, co oznaczało, że więcej orków mogło szybciej gonić Gwardzistów Po kilku chwilach szaleńczego biegu w oddali dostrzegli zarys jakichś pojazdów. Po mniej więcej minucie wyraźnie rozpoznali te sylwetki jako imperialne Chimery. Z nowo rozbudzoną nadzieją postarali się na jeszcze jeden wysiłek. Zerwali się do sprintu, w samą porę, gdyż mogli już niemal poczuć oddech orków na plecach. W końcu, po niezwykle długich i bolesnych trzydziestu sekundach, dotarli do ustawionych w poprzek ulicy Chimer. Za maszynami stali nerwowo patrzący na zbliżającą się hordę orków. Widok powracającej ariergardy wyraźnie ich ucieszył. Kilku Gwardzistów zaczęło pytać o trudności powstałe podczas pilnowania tyłów, ale porucznik uciszył ich gestem. Spojrzał tylko na zziajanych, pokaleczonych żołnierzy, po czym przemówił:
- Dobra robota. Dzięki wam te ścierwa nie wzięły nas z kompletnego zaskoczenia. Teraz powinniśmy sobie z nimi poradzić.
Rzeczywiście, uważne przyjrzenie się nadbiegającym zielonoskórym pozwoliło stwierdzić, że nie byli oni całą oryginalną bandą. Najwidoczniej część Xenos nie przekroczyła gruzowiska. Teraz zostało nieco więcej niż trzydziestu zielonoskórych, w tym piętnastu orków. Gwardziści wycelowali już lasguny w nadbiegającą hordę, zaś Chimery - stojące teraz jedna przy drugiej - obróciły swoje wieżyczki w kierunku napastników. Porucznik spojrzał z aprobatą na swoich ludzi, a następnie wydał prosty, klarowny rozkaz:
- Strzelać bez rozkazu!
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 19-03-2010, 20:58   #90
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Koledzy, ratujcie, nie zostawiajcie...! - urwany wrzask Gwardzisty prześladował Kausa w trakcie szaleńczej ucieczki bulwarem. Nie zwracał uwagi na żelazisty smak krwi z policzka przygryzionego gdy zacisnął szczęki słysząc ten krzyk. Z zimnym, paskudnym zacięciem właściwym dla sług Boga-Maszyny obiecał sobie że Xenos zapłacą mu za to, za nieznanego mu Gwardzistę zabitego na stosie gruzu, za Delię, za innych Gwardzistów spalonych, rozerwanych, zastrzelonych i porąbanych na sztuki przy Murze.

Z ulgą powitał widok Chimer i żołnierzy skupionych przy nich. Ostatni wysiłek i rzężąc niczym zepsuty silnik Salamandry ganger zanurkował za węgieł budowli. Nie tracąc czasu sięgnął po manierkę i wlał w siebie połowę, co momentalnie spotęgowało pocenie się (i smród...) objuczonego i opancerzonego hivera. Wyrzucił z gniazda zasobnik z gazami będacymi amunicją dla melty i załadował do spawarki świeży. Złożył na piersi dłonie z rozczapierzonymi palcami w zębatkę, symbol Omnisjasza i wychylił się zza rogu, ściągnął mięśnie wokół teleoka przybliżając obraz szarżujących orkoidów.
- Dobra robota. Dzięki wam te ścierwa nie wzięły nas z kompletnego zaskoczenia. Teraz powinniśmy sobie z nimi poradzić. - słowa porucznika sprawiły że na chwilę obrócił się w stronę bubka.
- To następnym razem trzymajcie się w takiej odległości żeby nie stracić kontaktu ze strażą tylną! - odszczeknął porucznikowi, ignorując różnicę stopnia. Wiedział że sobie grabi ale miał to gdzieś, w ostateczności odstrzeli łby oficerowi i paru innym przed śmiercią jeśli będzie trzeba - hiverzy to najbardziej niepokorny i dumny ludek w Imperium...

Uśmiechnął się złowrogo do kumpli, szczerząc pieńki popsutych zębów. Agresywność gangera plus wsparcie ognia Chimer to ciut więcej niż sama agresywność gangera i humor momentalnie mu się poprawił gdy transportery obróciły wieże w kierunku zielonoskórej hałastry.
- Iran, Dekares, Carl i reszta, trzymajcie się blisko mnie! Strzelajcie w głowę i nie bawcie się w serie, nie ma sensu ich pieścić! Tym razem to my dokopiemy im do dupy!!! - wrzasnął przenikliwie, nie zwracając uwagi na to że najbliżsi mimo napięcia aż skrzywili się pod siłą jego głosu. Zacisnał zęby i wyłowił wzrokiem co większych przeciwników, by odstrzelić im nogi - łatwiej będzie ich wtedy wykończyć nawet lasgunami. Włączył spawarkę i nakierował ją na zmierzających prosto w huragan laserowego ognia orków, słysząc przez świst laserów odgłos ładowania się melty...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 19-03-2010 o 21:00.
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172