Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 12:05   #272
Whiter
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Stojąc tak przy zgromadzeniu, obserwował i nasłuchiwał rozkazy wydawane przez dowódce ekspedycji. Każdy dostał jakiś przydział, nawet nasz zdziwiony pół ork. Nie zdziwiło go to, że dostał jakąś prace. Zdziwiło go to, że miał szkolić ludzi do walki. Na znak, że przyjął do wiadomości co ma zrobić, kiwnął głową, z trudem ukrywając uśmieszek. Różnica miedzy znanym im dobrze wojownikiem, a berserkerem jest ogromna. Wzruszywszy ramionami opuścił towarzystwo kierując się w stronę marynarzy. Ludzie widząc, że idzie z powrotem poderwali się z piasku. Bynajmniej ci, których wcześniej starał się szkolić.

- Dobra panienki. Przyznano mi zaszczyt szkolenia was w boju, co na mój gust jest dosyć ryzykowne. Dnia następnego o poranku rozpoczynamy szkolenie. Dzisiaj pomyślcie o waszych bliskich - obserwując kontem oka miny marynarzy, doszedł do wniosku, że ich morale są białe jak nowe prześcieradło. Albo zbliżają się do tego stopnia. Trzeba działać

-Powiedziano mi, że mieczem machać nie umiecie, albo robicie to słabo. Obrazą by było dla mnie, jak to była by prawda. Może i macie swoje ale, że rozkazywać wam będzie mieszaniec, ale mnie to wisi obojętnym prykiem - uśmiechnął się, widząc zainteresowanie wśród "wojaków"

- Połowa mnie nadal jest jeszcze człowiekiem, wiec nie zjem was... tak nagle.

Spojrzał milcząc po wszystkich, który byli w jego otoczeniu. Duży, mali, pulchni, chudzi. Wszelakiej budowy i maści.

-Na ostatek, który będzie początkiem naszej pracy. Nie myślcie sobie, że w nocy będę się wylegiwał w domu, razem z wielce wielmożnymi panami - wskazał na osadę - Będę sypiał, jadł, trenował razem z wami, dopóki z garści miecz nam nie wypadnie.

***

Dzień ten imał się już ku końcowi. Słońce ustępowało pola księżycowi, który swym srebrzystym blaskiem rozjaśniał noc. Siadł przy ognisku, rozpalonym przez marynarzy. Siedzieli tak w kilku, rozmawiając coś o jedzeniu. Nie bawiąc się w "Czy mogę się dosiąść" siadł miedzy nimi. Ci, najwidoczniej zaskoczeni, ustąpili mu miejsca przy ogniu, nie wiedząc co powiedzieć. Po kilku chwilach milczenia, pozostali wznowili rozmowę

-Ernes, ja ci mówię, cienko może być z naszymi zapasami jedzenia. Jak czegoś nie wykombinujemy, to zjem kogoś z naszych - uśmiechnął się kwaśno. Ten, z którym rozmawiał uśmiechnął się łapiąc kawał

-Wiem, wiem... Coś się wymyśli. Ciekawi mnie, co siedzi w tym lesie. Może jest tam coś do upolowania, albo coś co nas upoluje... nie wiem co mnie targneło na tą podróż, ale lepsze to, niż siedzenie w domu z bachorami.

-Ta, raczej tak. Jak tam twoja baba się trzyma przebolała twoją decyzje?

-Musiała przeboleć - powiedział przygnębiony -Nie miałem wyboru. Pieniądz, to pieniądz. Musze wyżywić dzieci.

Pół ork czując odpowiedni momeny, postanowił wejść do rozmowy.

-Ile masz dzieci, przyjacielu?


Mężczyzna spojrzał się zdziwiony, w stronę mieszańca. Przez chwile myślał, czy warto odpowiadać, lecz zignorowanie kogoś takiego może przyczynić się do czegoś złego w niedalekiej przyszłości.

-Dwoje synów i córkę - odpowiedział w końcu. Barbarzyńca przytaknął głową, rozumiejąc jego sytuację

-Nie martw się, jeszcze zobaczysz swą rodzinę. Wszyscy wdepnęliśmy w jedno gówno, z którego trzeba wyjść godnie i jak najlepiej, czyż nie?

-Tak... - powiedziała zgodnie część z siedzących przy ogniu

-Wiec sprawa, by tak się stało jest prosta. Musimy być dwa razy czujniejsi i dwa razy lepsi, niż to, co może czekać nas w tym buszu. Dam wam pierwszą rade, jaką kiedyś dostałem od czcigodnego szamana. Szanuj swego towarzysz, który kiedyś w niedoli będzie stał przy tobie ramie w ramie, albowiem on skróci twoje męki, albo zostawi cie samego. Wierz w niego, albowiem bóg nie pomoże ci tak szybko, jak silne ramie wspierane odwagą kamrata. Co dwa miecze, to obalony przeciwnik, to wy żyjecie - zamilkł zdziwiony, jak wszyscy słuchali słów starego szamana. Co dziwne, przyszło jeszcze kilku od innych ognisk. Uśmiechnął się dumnie, po czym dodał

-Pierwszą warte biorę ja. Wyznaczcie od siebie jeszcze kilku, by wypełnić straże. Najlepiej 3. Miłych snów, panienki - kończąc odszedł od obozowiska czujnie wpatrując się w las. Siadł na piasku, zakładając nogę na nogę, i kładąc miecz na udach. Zamknął oczy, wsłuchując się w naturę...

***

Ranek, był taki, jakiego spodziewać się nie mogli. Pół ork ustawił ich w szeregu. Na ramieniu miał długie na 2m skrawki liny. Nieopodal niego, leżały patyki, długości miecza jednoręcznego. Bitie stanął przed nimi, bacznie obserwując ich twarze.

-Zobaczmy, jak potraficie machać kozikiem - wypowiedź przerwał mu stłumiony śmiech z szeregu. Machnął ręką w stronę ludzi, rechocząc krótkim śmiechem- Tym zbereźniku możesz powojować z babą, albo mężem, chyba że o czymś nie wiemy ? Dobra. Dobrać się w pary!

Chwile potem, ludzie jak na komendę dobrali się dwójkami. Pół ork rzucił po jednej linie na każdą parę, po czym odrzekł

-Macie związać sobie swoją noge, z nogą towarzysza. Nie obchodzi mnie jak, ale ma to być.

Zdezorientowani ludzie wiązali liny chaotycznie, co wzburzało w nim gniew. Po kilku chwilach, kiedy wszystko było już zawiązane, przeszedł się miedzy mini, rozdając każdemu po jednym z drągów. Odszedł na pewną odległość gdzie przysiadł jak ostatniej nocy i wydał chwilowo jedno z ostatnich poleceń.

-Walczyć kurwa miedzy sobą ! Każdy jest wrogiem, tylko ten z którym jesteście związani jest przyjacielem! Nie zabijać ! Ogłuszać !

I siedział tak oglądając chaos
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline