Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 12:14   #13
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Było popołudnie, gdy wreszcie pozbierali się i ubrali, odprężeni i zrelaksowani, chociaż wciąż pachnący seksem i potem. Mark pocałował ją jeszcze raz, wyraźnie rad niezwykle z takiego a nie innego obrotu sprawy.
-Miałem wątpliwości przed przyjazdem do Vixen, ale jak widzę ten przyjazd może nawet odmienić mój nudny los!
Zaśmiał się, dosiadając wierzchowca.
-Teraz zrobimy to bardziej klasycznie. Karczma już powinna być otwarta, ja stawiam! Wio!
Popędził konia, najpierw do zajazdu Anzelma, gdzie i tak musieli wierzchowce zostawić. Potem mogli udać się pieszo do gospody, z której wabiły i korciły zapachy prawdziwego jedzenia, a nie syfu, który podawano w miejscu ich zakwaterowania. Alez zgodnie z obietnicą, stawiał nie tylko piwo, ale i obiad, który pochłaniali we dwójkę z zachłannością głodzonych. Dopiero potem oboje mogli rozsiąść się wygodniej, a Markowi jeszcze bardziej rozwiązał się język.

-Wiele o mnie nie wiesz, czas to trochę zmienić. W Wyzimie mnie matka na świat wydała, stąd czasem miana takiego używam. Ale ojciec mój dobrze był postawiony, tytuł szlachecki miał i włości niedaleko miasta, to i ja nazwisko po nim otrzymałem. Braci miałem ponoć dwóch, starszych i siostrę jedną. Nie mam pojęcia gdzie są teraz, uprzedzając. A rodziców pochłonęła wojenna zawierucha, najpierw ojca, który na wojnę poszedł, potem matkę. Wyjechałem z nią jeszcze i z rodzeństwem na północ, do dalszego kuzynostwa, gdzie przez kilka lat się jakoś uchowałem, ale zaraza przyszła, tom rodzicielkę i jednego z braci pochował w ziemi. Włości były spalone, a jedyne czego uczyli mnie dobrze, to robić mieczem, to nauczyli i wykopali za drzwi kilka lat temu. Nie żałuję, tam nie czekało na mnie nic dobrego, zwłaszcza, gdy mieli już pewność, że z rodziny Alezów tylko my zostaliśmy. Ja zatrudniłem się u jakiegoś kupca, a potem poszło, rodzeństwo zaś bardziej uparte było, wracając do Wyzimy. Może i coś im się udało odzyskać, nie wiem. Świat sparszywiał po przejściu Nilfgaardu, tegom pewien, to i siedzenie na ziemi, którą za chwilę mogą ci spalić, nie wydaje się rozsądne. Wolę proste życie, do tego się przyzwyczaiłem. A wygód nie zdążyłem posmakować, to i lepiej dla mnie wyszło.
Wzruszył ramionami i wzniósł kufel.
-Wypić trzeba, ale nie za to co było, a za to co będzie. Bo na moje to będzie dobrze.
Łyknął solidnie, a wieczór mijał spokojnie, może poza chwilą, gdy pojawił się wielkolud, Zmełką zwany, który ukopcony jeszcze, zaraz po wyjściu z kopalni, napitku i bitki szukał, obrażając i prowokując nowo przyjezdnych. Mark nawet spełnił jego prośbę i dopiero po kilku dłuższych chwilach, z nowymi siniakami, obaj wrócili do stołu, na który gwałtowny, acz poczciwy górnik zamówił garniec gorzałki, bo przeca nic złego nie chciał, a rozrywki jeno. Nawet nie zauważyli, kiedy nadeszła noc.

Mocno wstawieni wrócili do zajazdu, w którym po pewnych dziennych przejściach, mogli wynajmować obecnie tylko jeden pokój ze sporym łóżkiem, oszczędzając i grzejąc się wzajemnie przy okazji. Oboje jednak w czubie mieli za mocno, by nocne igraszki praktykować, toteż w sen mocny zapadli, z którego wydawało się, że przed późnym porankiem nic nie mogłoby ich wybudzić...

“Była noc, spoglądałaś przez szpary w ogrodzeniu, obserwując młodą, piękną kobietę zbierającą jakieś rośliny. Nagle z nieba zaczęły spadać kruki, jeden po drugim! Chciałaś krzyczeć, ostrzec kobietę, ale nie mogłaś, ktoś cię przytrzymywał. Kruki były wszędzie dookoła niej, siadały jej na ramiona, dłonie, widziałaś jak kobieta delikatnie gładzi ich skrzydła. To miejsce też było znajome, dobrze widać było stąd świątynię. Obróciłaś się do tyłu i widziałaś dłoń, która zatrzymała krzyk w twoich ustach, dłoń niemłodej już kobiety, którą widziałaś poprzedniej nocy.”

Obudził ich krzyk. Świt jeszcze nie nastał, a niebo ledwo granatowe się robiło, w Vixen jednak jasno było jak w dzień niemal. Jasno i gorąco, a ciemny dym buchał zza okna. Poderwali się, przypadając do okna. Pożar! Ale to nie ich zajazd się palił, co wcale zagrożenia nie zmniejszało. Kolejny budynek przy drodze, piętrowa drewniana konstrukcja, do połowy już niemal w ogniu było, a iskry sypały się wszędzie, dolatując i do "Zajazdu Mistrza Anzelma". Po płonącym budynkiem było już sporo ludzi, biegających z wiadrami we wszystkie niemal strony. A Arina zobaczyła ruch na górnym piętrze, może twarz przerażoną. W środku wciąż byli ludzie! Ale budynek płonął już, płonął już mocno. Mark pociągnął ją za ramię, zakładając czym prędzej koszulę.
-Chodź, musimy pomóc! Nie może się rozprzestrzenić!
 
Sekal jest offline