Siedzenie przy barze było, dla Mike'a, już nie tyle nużące, co po prostu bez produktywne, a na to nie mógł sobie pozwolić,
"Może się mnie wstydzą? Jacyś nieśmiali czy co.. A co mi tam." -wyjął prywatny telefon,
[klik] wiadomości > nowa wiadomość...
HEJ TOM. SZUKAM TANIEGO SKLEPU RTV.
ODEZWIJ SIE NA 012 92874755712
W WOLNEJ CHWILI. VOLT.
[klik] wyślij > pan # >wysłano...
Wysłał do Pana Płotka krótkiego tekstowca pewny że net w locie załapie o co mu chodzi, a skakanie z numeru firmowego na prywatny i odwrotnie dawało mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Dobrze wiedział, że jeśli ktoś na prawdę chciałby go dorwać to żadne zmiany numerów nic nie zmienią, z drugiej strony dla zwykłych botów inwigilacyjnych taki zabieg wprowadzał sporo zamieszania. Zresztą prędzej podejrzewałby, że to Hash jest namierzany niż on sam. Czekał na odpowiedź popijając drinka przy ladzie.
PDA w kieszeni Hasha piknęło ostrzegawczo i wyciągnął jednostkę. "Czy w tym mieście wszyscy gadają kodami?" - zastanawiał się czytając wiadomość... Choć w sumie niewielu potrafiło się schować tak w cyfrowym świecie, żeby nikt ich nie znalazł... Maszyna poszukała telefonu z którego wysłano wiadomość... Centrum, kuźwa w tym mieście było tylko centrum lub zadupie... Ściągnął jakąś reklamę i zedytował na szybko: "Restauracja "Głuchy Królik" poleca doskonałe fondue. W godzinie promocyjnej 10:30 - do każdego zamówienia "z płotkiem" mp7 gratis." Wysłał, a w zasadzie, serwer "Chicago Daily" wysłał. A co niech też pogłówkuje - uśmiechnął się. Sam mógł być w króliku nawet za niecałe pół godziny, ale bardziej pasowało mu spotkanie następnego dnia - teraz miał ciężki łeb i Pitera jako "bonus pack". Przy restauracji był zaułek, tam można było postać i poudawać bezdomnego. A to gdzie będą siedzieć się ustali, na miejscu...
Po chwili Wolter dostał reklamę restauracji "Głuchy królik.. 10:30..." -nawet nie śmiał marzyć o fondue na śniadanie, <kk> -odpowiedział szybko z prywatnego bezkrytycznie przyjmując, że reklama to jego dzieło i wrócił do rozmowy z uroczą Silly.
Rankiem następnego dnia Hash musiał trochę pobiegać. Lekarz z Pitrerem, spotkanie z Travisem i szybkie metro pod Głuchego... Kurwa, czego ludzie nie używają sieci?!? Wszyscy myślą, że osobiście jest lepiej i bezpieczniej... Zapewne, bo tysięcy kamer monitoringu to nikt nie ogląda... Jaaasne. Ale ponieważ on nie przepadał za tłumaczeniem czemu sieć jest bezpieczniejsza... Uf. Udało się. Do spotkania zostało parę minut, więc w zaułku udawał bezdomnego, który nigdy nie doczeka się na datki.
Rano, w końcu w luźniejszych ciuchach zamiast tej pieprzonej czarnej koperty, podjechał do firmy zmienić samochód. Mazursky chyba nie przejął się wypożyczeniem limo, nawet nie pofatygował się zostawić mu jakiejś pro-regulaminowej uwagi u Pani Caroline. Dosłownie w pięć minut spalił papierosa w garażu i odpiął prostownik, odłożył na miejsce i już swoją wyścigówką udał się pod wyznaczony adres. Przed "królikiem" o dziwo nie było wolnych miejsc,
"I dobrze" -zatrzymał się za pierwszym zakrętem i odpalił papierosa jeszcze w aucie. Powoli szedł w stronę spotu obserwując czy nikt nie obserwuje, sprawdzając czy nikt nie sprawdza, zerkając czy nikt nie zerka.
"Wygląda schludnie..." - kolejny raz Pan Płotek wykazał się w jego oczach.
Hash zauważył zbliżającego się Majka i wyszedł z zaułka dając zarówno jemu czas na zauważenie siebie, jak i ewentualnie na zmianę lokalu... Królika znał tylko z informacji znajomego jakiegoś znajomego... Jak większość rzeczy w tym, mieście...
Mike zauważywszy "znajomego" krytycznie ocenił zagęszczenie ludzi w restauracji, wzrokiem przeczesał okolicę, 20 metrów dalej bar śniadaniowy "Piekarnik" wyglądał bardzo incognito. Net chyba zauważył bar bo ruszył w tamtym kierunku, Mike podążył szukając jeszcze jakiejś reakcji wśród niewielu o tej porze przechodniów. Po chwili siedzieli przy podłużnym, wysokim blacie obudowanym dookoła kolumny po środku lokalu. Nie wielkiego, może 80m2, i o jeszcze skromniejszej klienteli. Bar śniadaniowy sprawiał jednak wrażenie w miarę czystego, przynajmniej na tyle by nie obawiać się czegoś zjeść. Za ladą prosty robot obsługiwał klientów którzy zamówienia składali na wyświetlaczach dotykowych, a cyber-asystent przygotowywał na oczach klienta zamówienie i podawał gotowe życząc
"Smacznego i niech ten dzień będzie tak dobry jak śniadanie w Piekarniku". Obaj spojrzeli po sobie w duchu śmiejąc się z tej chyba jednej z nie wielu radosnych stron cybernetyzacji i globalizacji.
- Ciekawe gdyby w tym robocie zainstalować jakieś nowe części? - zaczął niby myśląc na głos Voltaire.
- Ale nie jakiś tani domowy bubel. Cena za jakość... Rozumiesz. - dodał po chwili nie wiedzieć czemu, aż sam się zdziwił. Jednak na te słowa # ledwie dostrzegalnie zareagował, co było jeszcze dziwniejsze. Nie chciał jednak psuć tego spotkania, w końcu obu sprowadzały tu sprawy ważniejsze niż dzieje hakera. Spojrzał na chłopaka popijając rogalika kawą z mlekiem i oczekując podjęcia tematu robota czy części.
- Zawsze jak się coś nowego do czegoś dołoży to wychodzą ciekawe efekty... - zaczął zupełnie bez wielkiego związku z czymkolwiek; wcześniejsza rozmowa z Travisem ciągle tkwiła w jego pamięci...
- Interesują cię bardziej części czy monter? - zapytał od niechcenia przegryzając kanapkę.
- Chciałbym podwójną kanapkę, monter+mody. - dodał półgębkiem.
- Może mój znajomy miałby części do tego typu telewizora, pewnie nie będzie to tanie - nietypowy model, części na zamówienie - nawet gdyby ktoś go słyszał to takich dilujących dzieciaków były setki
- zakład RTV, który by to naprawił też znam. Może nie jakoś dobrze znam, ale wygląda na profesjonalny zakład...
-Świetnie. - skomentował krótko
- podaj linka, - wyciągnął prywatny i położył na stole obok talerza. Hashowi rzuciło się w oczy logo bluetooth które zgasło po paru sekundach. Po chwili telefon zarejestrował połączenie i odebranie informacji. "Naprawa RTV +1-25485569-658". Haker wyciągnął rękę z kieszeni i wrócił do kanapki.
- Umów się telefonicznie na instalację tunera w telewizorze... - powiedział jakby nigdy nic
- wszyscy dbamy o swoją prywatność, zresztą przy zakładzie jest dość głośne towarzystwo i czasami... wynikają nieporozumienia przy nieumówionych wizytach... Jakaś listę potrzebnych, czy preferowanych części masz? Mogę czegoś poszukać...
- Nie, nie kłopocz się, chodzi mi tylko o dekoder i instalację... to już tam mi doradzą. - uciął delikatnie dając do zrozumienia, że to już zależy od skill'sów technika którego mu podał.
- Spoko. Wiesz już o naszym małym problemie? - zapytał z zupełnie innej beczki
- U naszego wspólnego znajomego w nocy wybuchł gaz. Stan można określić na krytyczny, ale leczą go najlepsi specjaliści z Cytadeli...
Mike zasłonił twarz rękoma oparłszy łokcie na blacie pomiędzy nimi.
"Że co?" - nie mógł uwierzyć w to co Pan Płotek od tak, przy okazji powiedział przy tym tak przyjemnym posiłku. Starał się tego nie zdradzać zasłaniając twarz, ale dosłownie zagotował się na te niusy.
"No nie wierzę.. w co znowu.. przecież dopiero.." -wczoraj wieczorem zastanawiał się co będzie z nim za tydzień, a dziś rano coś takiego?!
"...o nie, nie.. nie mam ochoty na kolejne miasto" - zdeterminował się na myśl o drugiej ucieczce ze szponów "złych".
"Jak mogli tak szybko ich namierzyć?! Dlaczego tylko medyk a nie Hash albo Vicious? No tak on dla nich pracuje to po co mają go porywać... chyba, że.. to on maczał w tym palce." -zastanawiał się nad dalszymi krokami w stronę "misji Oxide".
-Teraz bez pierdolenia i gadki szmatki. Mów szybko i wszystko, jeśli jesteśmy na widelcu to wolę wiedzieć co jest grane.
- W sumie wiem to też od jakichś dwu godzin. O wybuchu doniosły serwisy informacyjne, potem dowiedziałem się u kogo. Drugiej takiej wódeczki nie będzie. - głos Hash miał trochę przerażający, ze stoickim spokojem relacjonując zejście
- Po prostu uważam, że powinieneś wiedzieć... Na wszelki wypadek. Ja nie jestem przekonany czy wszyscy gramy tymi samymi kartami. A technicznie to ja Cię w tą partię wciągnąłem. W nocy ludzie prezydentowej wpadli do medyka, którego wprowadził Travis... Sprawa śmierdzi na kilometr, tylko sam nie wiem czym śmierdzi... Namiar na nowego techa mam tylko ja i teraz ty...
-Kurwa.. nawet dobrze nie zaczęliśmy. Chodź, przejdziemy się w stronę tej restauracji. - dopił kawę, a o rogaliku zdążył już zapomnieć to też drugiego i drugą kawę wziął na wynos.
Gdy opuścili lokal Mike wyciągnął tekturowy sześcian z kieszeni częstując Neta. Ruszyli powoli i ostrożnie przez ulicę.
- Myślisz, że chodziło o "naszą" sprawę z tym medykiem?
- Dzięki, nie kurzę. - uśmiechnął się i postawił kołnierz
- tego nie wiem, ale za dużo zbiegów okoliczności widzę w całym zajściu. Albo ktoś tutaj gra na dwa fronty, albo HGW co się dzieje...
-No fatalnie kurwa, falstart jak kulą w łeb. Informuj mnie na bieżąco, oczekuj tego samego - jeśli ci z Cytadeli na nas polują to mamy większe szanse. - przyłożył rękę do twarzy imitując telefon gdy Pan # zasugerował, że jedzie metrem.
- Spoko. Na razie - Hash skręcił w zejście podziemne do kolejki metra i wsiadł do pierwszego pociągu jaki przyjechał.
"Miło" - pomyślał gdy drzwi wagonu się zamykały -
"Mike mógł bezpiecznie i w miarę pewnie sprawdzić umiejętności i dostęp do części u doktorka. Sam chciał to załatwić więc - w sumie - nie będzie wielkiej draki, jak coś nie wypali. Test więc się odbędzie niejako przy okazji... Pieprzona sprawa z medykiem... Kurwa, Mike wydawał się zaskoczony, prawdę powiedziawszy nie sądził, aby miał on z tym coś wspólnego... Ale do cholery - tak naprawdę - każdy mógł mieć z tym coś wspólnego... Nawet Piter... Cholera."