Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 14:39   #2
Elthian
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
"Może wreszcie przydarzy się ubić coś większego... Te płotki na treningach tylko mnie nudziły..." - mamrotał w myślach jasnowłosy młodzieniec.

Zaiste, treningi były dla niego samą nudą, testy wytrzymałościowe wywarły na nim najwyżej drobną oznakę zniesmaczenia, szkolenie w walce kończyło się zwykle ostrą naganą instruktora za "zbyt duże użycie siły".
Tak, nikt nie chciał ćwiczyć razem z pół-demonem, nie potrafił kontrolować swych sił, gdyby nie interwencja nauczyciela zapewne niejeden uczeń ćwiczący z Savarielem padłby od uderzenia Sanctusem. Sanctus zaś był jego bronią, gigantycznym, zdobnym mieczem z demonicznymi runami wykutymi na szerokim ostrzu jak i samej rękojeści. Prezentował się wspaniale na okrytych ciemnoturkusowym, skórzanym płaszczem plecach młodzieńca.

Pierwszych słów egzaminatora pół-demon absolutnie nie słuchał, ruszyło go jedynie końcowe "Savariel, do środka.". Sylwetka młodzieńca zniknęła w migoczących barwach portalu.

Ogarnęła go ciemność i wszech obecne, niezrozumiałe szepty. Kroczył przed siebie a przestrzeń wypełniał dźwięk kroków, do czasu gdy tunel przepełnił, niczym nadchodząca fala, płacz dziecka. To, że Savariel przyspieszył kroku nie świadczyło o jego dobroduszności, ale o arogancji, nie mógł się doczekać starcia z demoniczną istotą.

Dobiegł do zwykłych drewnianych drzwi. Szpary między skrzydłem a framugą przepełnione były jaskrawym światłem. Wszedł do środka, po czym zorientował się, że drzwi za nim już nie ma. Tymczasem pokój zaczął się rozświetlać. Był ciemny, lecz widoczny. Niebieskie ściany, zaś na suficie pozawieszane świecące gwiazdki i księżyce. Podłoga, czysta, zabawki uporządkowane. Przy wygodnym łóżku stała czarna, barczysta postać. Czerwony blask jej oczu uniemożliwił Savarielowi przyjrzenie się bliżej wyglądowi demona.

- Ha,ha. Wreszcie jesteś. Oczekiwałem Ciebie.

Uciekł, zniknął za kolejnymi drzwiami, łowca ruszył za nim, lecz wpadł jedynie w kolejny korytarz. Śmiech demona jeszcze przez chwilę nosiło echo, potem wszystko zamarło, spadła nań ciemność.

I nastała Światłość...

Owalna sala rozjaśniała blaskiem zawieszonych wysoko płomieniu. Wyglądała dość mrocznie, jednak widok ten nie przeraził pół-demona. Stał naprzeciw siebie i wpatrywał się w oczy sobowtóra.

Dłoń łowcy powoli dążyła ku górze, klon robił to samo. W końcu skórzana rękawiczka otarła się o rękojeść Sanctusa.

BÅ‚ysk!


Sanctus

Czubki obu mieczy uderzyły o siebie, sylwetki walczących były identyczne.

Strzał!


Rose & Santi - dwa długolufowe pistolety

Oboje odskoczyli, oboje wystrzelili, oba pociski uderzyły o siebie w miejscu gdzie jeszcze niedawno stykały się dwa oręża.

Dystans się zwiększył.

- Ooo tak! Na to właśnie czekałem! Czas zacząć zabawę! - głos zawsze pewnego siebie łowcy rozległ się po sali po czym wyskoczył do ataku Sanctusem w asyście Róży.

Miecze błyskały, pociski się zderzały, a iskry rozświetlały całą salę. Obaj wojownicy ścierali się u ziemi, jak i w powietrzu. Odskakiwali od ścian, miotali kulami, cięli ostrzami.

- I tak jesteś jedynie marną podróbką! - wykrzyknął Savariel w chwili gdy dystans między walczącymi ponownie się zwiększył.

Ruszyli do ofensywy ponownie. Młodzieniec biegł naprzeciw klona z obydwoma pistoletami w rękach. Gdy doskoczyli do siebie wykonał kontrę przeciw atakowi wręcz klona, odepchnął go, loty obydwu się skrzyżowały, odwracając dłoń z wyciągniętą bronią łowca wystrzelił dwa pociski.

Lecz klon umiał walczyć tak dobrze jak on. Bez problemu wygiął swe ciało w locie tak, że pociski minęły go o dobre kilak centymetrów. Oboje ponownie ustawili się do ataku opierając nogi na ziemi.

Kolejne błyski i kolejne strzały. Świst oręża i brzęk ścierających się naboi. Savariel próbował różnych sztuczek, tuż przed atakiem klona wyskakiwał ku górze i opadając ciął mieczem, wykonywał własne kontry, wycofywał się by zaraz uderzyć, ostrzelał przeciwnika, a za chwilę wykonywał ślizg ze skierowanym naprzeciw ostrzem.

Nic nie znaczące minuty mijały, a walka dłużyła się. Była tak samo wyrównana jak na początku.

- "Jesteś słaby... Nie umiesz dostrzec własnych słabości by móc pokonać swojego przeciwnika..." - przepowiadał w głowie Savariela wcielony weń demon. On sam nawet nie pomyślał, że to mogą być wskazówki od wcielonego diabła.
 
Elthian jest offline