Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 16:51   #222
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Sabrie z zimną satysfakcją poczuła, jak jej miecz zagłębia się w ciało maga. Jego wściekły wrzask oznajmił jej, że osiągnęła dodatkowy, niezaplanowany cel: czaromiot stracił swoją różdżkę - a sądząc z rozmiaru jego złości była ona zapewne niezwykle potężna. Jednak radość z ocalenia drużyny i siebie przed mocą magicznego przedmiotu została przyćmiona przez paraliżujące zimno przetaczające się po jej ciele jak zimowa nawałnica - tyle że owa nawałnica utworzona została z mrocznej, spaczonej magii. Wojowniczka zesztywniała, całą siłą woli przeciwstawiając się mocy brata Tarkwinusa. Miała co prawda odpowiednie leki, sęk w tym, że zapewne nie dożyłaby chwili ich podania.

Był jeszcze jeden problem, który odwracał jej uwagę od walki. Od kilkunastu sekund słyszała w głowie... coś: szepty, słowa, emocje... kuszące, zwodnicze, podstępne, podłe... Wszystko to buczało w jej głowie jak stado szerszeni, chcąc zagłuszyć to, co w niej już było: wiarę, pewność siebie, obowiązek... Jak fale przypływu przez umysł Sabrie przetaczały się fragmenty jej życia, te sytuacje w których zawiodła, nie podołała, mogła zrobić więcej, lepiej, inaczej... A na dnie tego wszystkiego leżała złość; złość do samej siebie, że się tak czuje, złość do innych za to, że od niej tyle wymagają, a ona nie może podołać... Wojowniczka poczuła, jak w gardle staje jej kula złożona z żalu i rozczarowania, jak wyciska z oczu łzy - łzy i ochotę, by zniszczyć tych, którzy byli owych łez powodem.

I wtedy usłyszała bolesny okrzyk gnomki. Tej samej gnomki, którą przyrzekała chronić... i którą chciała chronić nie dlatego, że płacono jej za to, czy dlatego że Drucilla stanowiła o przyszłości Marchii. Nie musiała być przyjacielem, towarzyszem, kamratem; podobnie jak i inni. Mogła być obcą osobą tak jak zakrwawione dziecko leżące na ziemi. Po prostu była - i była w niebezpieczeństwie. To wystarczyło.

- Rrraz - warknęła Sabrie wyprowadzając cios w stronę maga - Gdy obowiązek wzywa... Dwa! - sapnęła, wymierzając kolejny sztych - bez słowa ruszaj w bój Trrrrzy! - spięła mięśnie, przygotowując się do szarży - W imię Helma, Strażnika; Na straży dzielnie stój! - wybiła się z prawej nogi, z całych sił uderzając maga tarczą, stając się odepchnąć go jak najdalej od dziewczynki, najlepiej w stronę reszty ochroniarzy. Przez zęby w kółko cedziła dziecinną rymowankę - kretyński (z perspektywy czasu) wierszyk, którego uczono młodych wojowników, pacholęta ledwie, które na zakonnym podwórzu wymachiwały drewnianymi mieczami od chwili gdy tylko potrafiły je unieść. Raz - wymach, strofka - krok, dwa - wymach, strofka - krok - wojenny rytm, który od dziecka wbijano jej do głowy pozwalał skupić się na walce i odegnać natrętne podszepty mroku. Sabre wystarczyłoby co prawda przypomnieć sobie wizje wieśniaków i ich samych podczas przemarszu przez miasto, by odeszła jej ochota do poddania się chaosowi - ale na takie rozproszenie uwagi w trakcie ataku dziewczyna nie mogła sobie pozwolić.
 
Sayane jest offline