Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 16:52   #17
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Henry odzyskał przytomność widząc zaniepokojone spojrzenie pielęgniarki. Kask leżał z boku a szyja piekła jak diabli.
- No dzięki Bogu, jak się czujesz możesz oddychać coś cię boli?
Grad pytań pielęgniarki zaskoczył Henrego, wciąż był w szoku i z trudem łapał powietrze przez obolałe gardło.
- Niiehe - niemal wycharczał, z trudem bowiem mógł cokolwiek powiedzieć.
Pielęgniarka nie dała jednak się przekonać i zaciągnęła Henrego do swej izby. tam naświetliła mu oczy i poddała ogólnemu badaniu próbując przy okazji dociec co się stało.
- Niie whriem
Odpowiadał jak z automatu i mimo że pielęgniarka zupełnie w to nie wierzyła, cóż mogła zrobić?
- Dhosthane zwolnhienie? zapytał wkurwiony i bezsilny na dźwięk swojego głosu.
- Najchętniej to posłałabym Cię do szpitala, ale wiem że się sam nie zgłosisz, masz wolne na tydzień, co nie oznacza że masz nie przychodzić na zajęcia... zwolniony jesteś wyłącznie z odpytywania - po chwili dodała skrobiąc coś na zwolnieniu - wyraźnie napisałam

Henry niepocieszony, przyjął zwolnienie, gdy usłyszał o tygodniu myślał, że dostał przedwczesne ferie, szybko jednak zapał opadł gdy usłyszał że to jedynie zwolnienie z odpowiadania " Cóż dobre i to..."

Nie wrócił jednak do klasy, wymknął się ze szkoły upokorzony i wkurwiony.
" Jak mogłem się tak mu dać załatwić... Wyraźnie go zlekceważyłem myśląc, że to tylko osiłek, skubaniec na pewno coś ćwiczył, nie ma bata. Założył dźwignię, wyrwał się z mojej... poza tym był szybki, a ja nie dość zdeterminowany... i to wszystko przez tą głupią blondynę..."

Wsiadł na motor, niemal sycząc przy zapinaniu kasku, cieszył się że nie został przeszukany, za paczę fajek może i nie miał by draki, ale za to co w niej...
Pojechał poza miasto, musiał odreagować, przemyśleć sprawę, uspokoić się. Wiedział, że nie ma co wracać wcześniej do domu, wyłączył tez komórkę na kilka godzin. Nie miał zamiaru słuchać bzdurnych pytań od rozczuleń poprzez wyrazy gniewu czy poparcia... Sam musiał to z sobą załatwić, nie z Robertem, z sobą.

Siedząc na górce i obserwując teren, nie zwracając uwagi na burzowe niemal chmury a wręcz podziwiając je, wyciągnął jointa i odpalił.
Musiał odnaleźć przyczynę wkurwienia, w sobie a nie gdzie indziej, a zdenerwowany był strasznie, niemal się telepał z bezsilnej złości. Wiedział, że musi sobie zadać jedno właściwe pytanie, aby się uspokoić.
"A czego ty Henry tak właściwie oczekiwałeś, że się nie spełniło i że jesteś wkurwiony???"
"Zwycięstwa, chyba... gdybym wygrał nie byłbym tak wpieniony... kurwa i jeszcze tyle błędów... oczekiwałem po sobie więcej w konfrontacji, że będę lepiej walczył...to spaprane atemi...i dźwignie... na chuj mi było się siłować z tym zapaśnikiem...będzie trzeba mieć na to uwagę, następnym razem...wyłamać mu palce czy co..."
Henry obawiał się że dojdzie do następnego razu, na to wskazywała logika zachowania Roberta, widział wielokrotnie jak ten buduje swoją reputację, starannie zastraszając lub gnębiąc każdego oportunistę. A do tego dochodziła Kate - dziewczyna Roberta.. " Jak mógł nie zareagować??"
Henry jednak nie zwykł oszukiwać sam siebie, wiedział , że konfrontacja była nieunikniona, tyle że niechcący ja przyśpieszył. Jego ostrożność kazała mu się przygotować na najgorsze, nie wiedział czy traktowanie Kate jak powietrze pomoże, ale wiedział, że gdyby nie wystarczyło musi być przygotowany, bo inaczej Rob nie da mu spokoju do końca tej zasranej budy.

Nie zamierzał się odtąd poruszać po szkole bez krzyżaka w kieszeni. Był motocyklistą, mógł zabrać narzędzie z sobą ze zwykłego roztargnienia... nie mógł tez sobie ponownie pozwolić na stawienie Robertowi czoła z gołymi rękami. " Mogłem wykorzystać kask pasażera... - pomyślał jeszcze rozgoryczony na nowo odtwarzając w myślach walkę, szukał swoich błędów, analizował przeciwnika, aby kolejnym razem nie dać się podejść. Wiedział, że walka nie była tak skazana na przegraną, jak mogło się to innym wydawać, miał co najmniej kilka momentów przewagi, które niedostatecznie wykorzystał. Przeciwnik zaskoczył go swą znajomością sztuk walki... a to czyniło dużą różnicę.

Przy okazji obmyślił tez strój na imprezę Hallowyn... "Gandalf z niby różdżką, a tak naprawdę ukrytym, zaostrzonym bokenem, będzie stanowił idealną linię obrony..." Henry dopiero po kilku godzinach, gdy już niemal zaczynało padać zdecydował się na powrót do domu. Rodzice na szczęście nie byli o niczym poinformowani, chyba szkoła założyła że poszkodowany sam opowie rodzicom... Henry nie zamierzał się im jednak z niczego tłumaczyć. Włączył komórkę dopiero gdy znalazł się w swym pokoju, szybko zmienił bluzkę na golf, smarując wcześniej szyję maścią, zgodnie z przykazaniem pielęgniarki.
"Taki wstyd... w sumie gorszy byłby chyba, gdyby nie stanął do walki... Robert zacząłby po mnie jechać i albo bym wtedy próbował wyjść z twarzą...albo straciłbym całkowicie szacunek, nawet chyba sam do siebie"
Nie zamierzał się załamywać z powodu bójki, miał śrubokręt krzyżakowy i solennie sobie obiecał, że nie zawaha się go użyć w obronie życia... a walka z Robertem, rzeczywiście należała do tej kategorii walk, nawet gdy walczył z gołymi rękami z jako tako opancerzonym przeciwnikiem - czyli Henrym
"Kask na hallowyn mógłby nie być taki głupi, już raz się przydał... muszę coś wykombinować, aby jakoś to pasowało..."
Tymczasem zabrał się za grę , próbując choć na parę godzin zapomnieć o porannym upokorzeniu.
 
Eliasz jest offline