Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 17:30   #33
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Shihase bardzo długo w pamięci zachował libację w jakiej przyszło mu uczestniczyć. Ściślej mówiąc końcówkę imprezy… czyli bieg nago po Seireitei. Oczywiście słowa Sory: „…tylko wiesz, po wszystkich dywizjach, żeby nikt przypadkiem tego nie przegapił.” zignorował. Chciał to mieć za sobą najszybciej jak się dało no i oczywiście nie byłby rad gdyby widziało go zbyt wielu shinigami…. Z tego względu bardziej przypominało to kluczenie między ciemnymi uliczkami niż bieg. Upewniał się co najmniej pięć razy, że nikogo w pobliżu nie ma nim wychodził zza rogu. Zajęło mu to na tyle dużo czasu by Sora mogła pomyśleć, że biedny Shihase nie dość, że odwiedził wszystkie dywizje to jeszcze zatrzymał się w każdym baraku w celach nieznanych na kilka dobrych chwil.

Niestety nie był doskonały i nie zdołał wszystkich oczu uniknąć. Miał jedynie nadzieję, że owe osoby wezmą to za zwidy lub nie dojrzały jego twarzy. W końcu wrócił do siedziby jedenastego oddziału po swoje rzeczy i szybko udał się do siebie…. Gdyby był mniej pijany to zapewne miałby problemy z tak otwartym wejściem, ale szczęście w nieszczęściu obyło się bez aż tak widocznego zakłopotania bo o całkowitym jego braku nie można było mówić.

Był pewien, że kiedyś to zdarzenie zostanie mu wypomniane. Myślał o innych shinigami… nie spodziewał się, że będzie to jego własna katana. Zdarzenie to miało miejsce kilka dni po tym jak dane mu było treningami z Renji’m. Shihase jak zwykle położył się spać i…

Znalazłł się na polanie, wokół była tylko zielona trawa i mrok nocy.


Niemal od razu usłyszał za swoimi plecami głos, rozpoznał go natychmiast. Kiedy słyszał go ostatnio był chłodny, teraz brzmiał… jakby był czymś rozbawiony.

- Witaj Shihase –powiedziała radośnie dziewczyna-

Shinigami odwrócił się i przyjrzał uważnie swojemu zanpakutou. Wyglądała tak samo jak poprzednio z tą różnicą, że nie opierała o ramie nad wyraz wielkiej kosy, a na jej ustach widniał szeroki uśmiech. Nie domyślał się czego zwiastunem może być jej dobry humor. W przypadku tej katany mogło to być wszystko: śmierć, tortury lub jeszcze gorsze rzeczy wchodziły w grę, przynajmniej tak myślał… ale nie znał jej jeszcze na tyle by to dokładnie stwierdzić. W sumie to w ogóle jej jeszcze nie znał.

- Witaj witaj –zmrużył oczy- co Ty taka radosna? Ktoś umarł? –rozejrzał się- Czemu to miejsce jest inne? Bardzo różni się od tego, w którym się pierwszy raz spotkaliśmy.
- Oh Twoje żarty zawsze potrafiły mnie rozbawić –roześmiała się- to miejsce będzie się zmieniać w zależności od mojego nastroju, mojego i Twojego. Teraz jak zapewne widać różni się on od tego w jakim poprzednio byłam.
- Żarty? Zawsze? Pierwszy raz słyszysz ode mnie coś takiego, a w zasadzie to nawet nie był żart. –odpowiedział zachowując kamienną twarz- Odpowiednikiem Twojego dobrego humoru jest nocna polana? Niezłe masz upodobania.
- Oh mój drogi, wiem, że to nie był żart, staram się rozluźnić Cię nieco. –uwagę na temat upodobań puściła mimo uszu i podeszła do niego bliżej- Moim zdaniem powinieneś częściej sięgać po sake, robisz po niej zdecydowanie… ciekawe rzeczy –uśmiechnęła się wrednie-

Shihase najpierw zamrugał kilka razy, a potem zaczerwienił.

- Wwidziałaś? Przecież zostawiłem Cię razem z innymi rzeczami! -zdecydowanie był zakłopotany-
- Zostawiłeś miecz, mnie nie możesz zostawić, jestem w Tobie. Nie widzę wyraźnie wszystkiego, ale akurat wtedy było w Tobie tyle emocji… ciężko było tego nie widzieć-odsłoniła w uśmiechu równe zęby-
- Czekaj… tego? TEGO? Nie…
- Tak, tego –roześmiała się głośno- musisz to częściej robić, rzadko mam okazję obejrzeć nagiego mężczyznę-podeszła bliżej i otarła się o niego zalotnie- Nigdy swego miecza do łaźni nie zabrałeś-zrobiła zmartwioną minę- więc nie mogłam… od razu uprzedzę pytanie. Nic wtedy nie widzę, myślisz o pierdołach, ale tamtego razu to było co innego –obejrzała go od góry do dołu uśmiechając się drapieżnie-
- Zwariowałaś?!-Shihase był czerwony jak burak po same uszy- Jesteś moim mieczem do cholery! Wariatka-odsunął się jak oparzony, a raczej zawstydzony-
- Oh jaki Ty nieśmiały jesteś –włożyła opuszek palca do ust i zaczęła się do niego zbliżać na co Shihase odpowiedział cofaniem się- Jestem mieczem to prawda, ale także jestem kobietą, mam swoje potrzeby.

Shinigami nadal się cofał, zrobiło mu się bardzo gorąco… po chwili stracił dziewczynę z oczu. Następnym co poczuł było uderzenie w klatkę piersiową, po którym wylądował na plecach. A Reigen usiadła na nim okrakiem, nachyliła się nad nim i powiedziała cicho.

- Ja jestem śmiercią, śmierć jest nieunikniona, dopadnie Cię choćbyś nie wiem jak się starał. Uciekałeś, nie chciałeś tego, co to dało? –w jej rękach zmaterializowała się kosa, którą zrobiła niewielkie nacięcie na dłoni, zlizała krew, uśmiechnęła drapieżnie i odskoczyła od leżącego shinigami-

- Było całkiem zabawnie mój mistrzu. –spojrzała na niego poważnie i zniknęła-

W głowie Shihase kołatała się tylko jedna myśl „I weź tu zrozum kobiety…

***

Dzień podobny był do dnia, wypełniony obowiązkami. W końcu został wezwany pod oblicze samego głównodowodzącego, Shihase zastanawiał się nad powodem tego nagłego wydarzenia. Przecież w oczy się nie rzucał, nic nie zrobił, nikomu nie zaszkodził… przecież nie mogło chodzić o jego bieg wokół Seireitei… szybko wyrzucił tę myśl z głowy.

Zaskoczony był nieco, że wezwani zostali wszyscy jego znajomi z akademii „Podejrzana sprawa”. Jego podejrzenia potwierdziły się: świat ludzi? Tajemniczy fenomen? Akurat wybrano ich? Coś tu śmierdziało i to napewno nie żaden z obecnych shinigami… chyba.

Mimo wszystko cieszył się z tego, że odwiedzi świat żywych. Jego Zanpakutou z pewnością podzielało tę ekscytacją choć kto wie z jakich powodów… „Ta baba jest zdolna do wszystkiego” po ostatniej wizycie w świecie wewnętrznym przekonał się o tym bardzo dobrze. Z pewnością jednak nie raz go jeszcze zaskoczy…

***

Pierwszy podmuch wiatru, pierwszy oddech w świecie żywych, czuł się wspaniale. Gdzieś w dole widać było miasto mimo późnej pory tętniące życiem. Ciekaw był wszystkich tajemnic jakie mogły być tam skrywane.


Jego wpatrywanie się w barwny krajobraz zostało przerwane przez rozmowę towarzyszy. Odwrócił się w ich stronę i słuchał.

- Sora, muszę przyznać, że częściowo się z Tobą zgadzam. Dwójki by były całkiem dobre, ale… no właśnie, ale. Jeśli przeciwnik byłby zorganizowany to z pewnością zaatakowałby najsłabszą drużynę swoją najmocniejszą bronią. Nie wątpię, że Ty byś sobie poradziła, ale musimy rozpatrzyć sprawę pod kątem całej drużyny. Czwórki utrudnią mu atak, a że są wolniejsze… coś za coś. Lepiej mieć wolniejsze czwórki niż dwójki tylko dlatego, że reszta już nie żyje. Takie jest moje zdanie.

Po skończonych dyskusjach udali się w kierunku bazy wypadowej. Shinigami uważnie obserwował okolicę, starał się skorzystać jak najwięcej biorąc pod uwagę to gdzie się znajduje. Chata jak chata, jakby trzeba było mieszkałby i w jaskini, nie miało to znaczenia. Kiedy weszli do środka coś przykuło jego uwagę, a mianowicie płaski ekran zawieszony na ścianie. Przyjął sztuczną duszę od Itsukiego, schował ją do kieszeni i udał w stronę telewizora. W pobliżu znalazł pilota i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Tym co przypadkowo włączył były wiadomości.

 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 14-03-2010 o 19:32.
Bronthion jest offline