Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 18:57   #17
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Ruszył, mijał obskurne blokowiska, ziejące chłodem i przemocą. Wciąż jeszcze nie mógł pogodzić się ze stratą przyjaciela... właściwie dwóch jeśli liczyć Saszę.

"A może to ta twoja paranoja...dostrzegasz rzeczy których nie ma... jak z tym twoim zdjęciem w wiadomościach..." - Jan próbował usprawiedliwić Jacka na wszelkie sposoby, " Może był zajebany? - nie... nie kłamałby, nie wymyślałby bzdur o sekretarce... Czy Jacek mógł mnie zdradzić?"- zastanawiał się Jan

Co gorsza, odpowiedź po wizycie spędzonej u niego mogła być - wyłącznie twierdząca, przynajmniej dla Jana. Wiedział, że Jacek mógłby mieć co najmniej dwa powody do zdrady i tylko jeden do nie zrobienia jej. Czy przyjaźń mogła jednak przeważyć nad pieniędzmi i miłością?

Jan domyślał się że Śruba jest zazdrosny o Martynę, o to że to Jan spędza z nią codziennie wiele godzin... i nawet nie potrafi tego wykorzystać. O to, że Martyna poszła za Janem miast zostać przy Jacku i zajmować się... no właśnie czym? Jan zupełnie nie wyobrażał sobie Martyny w tym całym burdelu...

"Tak naprawdę drogi przyjacielu ja już wiem że coś knułeś...tylko jeszcze nie wiem co... Czemu miałbym się nie widzieć z Martyną? ... Czemu tak bardzo zależało Ci na tym, że zaryzykowałeś wpadkę ujawnienia się... Czy Martynie coś grozi, czy raczej ja teraz ściągnę na nią niebezpieczeństwo?"

Jan już wiedział, że co by nie było musi iść pod prąd, dopóki wszystko się nie uspokoi, nie wyjaśni. Martyna była kluczem, coś tez mówiło Janowi, że Śruba ma powody aby nie dopuścić do spotkanie tej dwójki... Jan najbardziej obawiał się tego, że wisi już nad nim czapa, a Śruba wiedząc o tym, odciągał go od Martyny...

I jeszcze ten Sasza... nie mógł być całkiem niewinny, skoro go odbili... ciekawe kto? Pewnie jakaś ruska czy azjatycka mafia z którą współpracował... Czyżby Polfarma nie była aż tak silna? Czyżby można było jej uciec?


Jan dopiero teraz odczuł ulgę, że to nie firma planuje na niego zamach... Co prawda świadomość, ze robi to jego najlepszy kumpel " Kurwa, on zbyt dużo o mnie wie..." nie była jakoś mocno pocieszająca, lecz to w Polfarmie Jan zawsze pokładał nadzieję, to w niej widział siłę, a przy swoich umiejętnościach i kontaktach w firmie , potrafił czasem przełamać paraliżujący lęk i co nieco wskórać.

Zresztą służba ochrony i tak musiałaby dokładnie sprawdzić zawiadomienie pracownika...szczególnie o pozycja Jana, czy też przy podejrzeniu o szpiegostwo... a czy tak nie czuł się Jan? Dom czy Martyna... - Dojechał w końcu do skrzyżowania, na którym musiał podjąć decyzję, skręcił w prawo na East Mont Avene, prosto do Martyny.

Wiedział, że powinien się przebrać, wykąpać , odświeżyć a nie przyjeżdżać śmierdzący i wystraszony jak zarzynane ciele. Nie bał się już tak bardzo intrygi firmy, ale Jacka...zaczynał się realnie obawiać i wiedział, że tylko Martyna będzie w stanie cokolwiek od niego wyciągnąć. Ona będzie wiedziała co zrobić...

Musiał z nią porozmawiać, na spokojnie, nie w domu, ani w żadnym z wymienionych wcześniej u Jacka lokali... Miał zamiar zdać się na ślepy los, traf i zatrzymać się w lokalu który po prostu wpadnie mu w oko -" I pieprzyć garniaki czy korpy, skoro to nie moja korporacja mnie ściga, to takich miejsc nie muszę się obawiać... Ale wcześniej spotkanie..."

Doszedł do recepcji w której młody azjata nie rozpoznał Jana, ten pamiętał go z wcześniejszej wizyty, ale recepcjonista był niemal jeden, a gości przewijało się wielu. Jak zwykle przy recepcji pracownik przed zadaniem jakichkolwiek pytań wyciągnął rękę w stronę Jana, ten wyciągnął portfel i podał dokument.


- Ja do Pani Martyny z pokoju numer cztery tysiące trzysta siedemdziesiąt... Jan... Jan Nowicki...

" Już i tak nie ma co ściemniać...są kamery a jak ustalą że podaję fałszywe dane, będą podejrzliwi... tu musisz grać dobrego pracownika..."

-Nazwisko Pani Martyny?

-Błach - odpowiedział Jan

-Proszę poczekać. <Dobry wieczór, recepcja. Gość do pani - Recepcjonista przez chwile rozmawiał z Martyną po czym otworzył elektrycznie blokowane drzwi do windy i pozwolił Janowi wejść do środka " Sprytny system - pomyślał " wiedząc, że nieproszeni goście zostana unieruchomieni w windzie zanim dojadą pod cel.

Jan zapukał... właściwie nie zdążył, Martyna otworzyła drzwi jak tylko podszedł...

- Cześć - uśmiechnął się słabo w progu, nie wyglądało to za dobrze, ani uśmiech, ani spojrzenie, nie mówiąc już o reszcie wymiętego ubioru, dwudniowej już brodzie i ogólnym wymarnowaniu. Nawet lekko czerwone ślepia zdradzały, że też nie są w najlepszej kondycji. - Naprawdę dobrze cie widzieć, ale nie przyszedłem tu na gadki szmatki... przynajmniej nie tu, Choć pojedziemy do Adison Club , bo tetra hydro Jacka - potasy wymagają omówienia...

Oczywiście nie zamierzał jechać ani do Adison Club, ani tez mówić cokolwiek o tetra potasach. Chodziło o zakomunikowanie potrzeby rozmowy...i najlepiej tak, aby i firma myślała, że porządni jej pracownicy, grzecznie nawet po pracy dyskutują o robocie. Dałaby im medal gdyby była tego pewna - Jan był o tym przekonany...

- No... no dobrze, daj mi chwilę. Wejdziesz? -Martyna była chyba pod wrażeniem stanu Jana bo nie zadawała jak zazwyczaj szczegółowych pytań, wyszła do sypialni Jana zapraszając gestem do środka.

- Jasne - Jan wkroczył do środka rozglądając się po schludnie urządzonym mieszkanku... teraz, przy niej czuł się głupio, że w ogóle tu przyjerzdżał i wciągał... nawet sam nie wiedział jeszcze w co. Duża część nerwów jednak zeszła, jakby sama obecność Martyny sprawiała, że nie miał już czego się lękać...

-Usiądź sobie, tymi telefonami przerwałeś mi toaletę. -wytłumaczyła zdawkowo przechodząc pomiędzy łazienką a sypialnią- Zaraz możemy wychodzić, pięć minutek..

" Czemu się z tego tłumaczy... jakby próbowała kryć Jacka? A może go nie kryje..." zastanawiał się w duchu.

Jan rozsiadł się na kanapie próbując ogarnąć nerwy, po chwili jednak przypomniał sobie o jednej z rzeczy którą miał przekazać, przeleciał przez kanały docierając do wiadomości i cofnął na czas podawania wcześniejszych, cyfrowy zapis danych i możliwość odtwarzania wcześniejszych programów była jedną z jego ulubionych udogodnień techniki, dzięki temu żaden program naukowy nie uciekał mu z zasięgu ręki...jak niegdyś.

Musiał ją zabrać w jakieś spokojne miejsce i co prawda gotów był zadać się na wybór Martyny, ale pod warunkiem że nie będzie prowadził w żadne z dwóch wcześniejszych miejsc...Poza tym i tak wolał zdać się na przypadek, wiedząc jak schematy firmy mają problem z radzeniem sobie z "przypadkowatością" pracowników. " Jeśli ja do ostatniej chwili nie będę wiedział gdzie jadę, inni też nie będą..."

-Gotowa -uśmiechnęła się kokieteryjnie- to gdzie Jan zaprasza? -wyglądała świetnie,

-Wyglądasz ślicznie - Jan ze swoim wyglądem poczuł się tym głupiej, zmienił więc temat - Chodź, zobaczysz po drodze..., acha zobacz o co mi chodziło - włączył jej play przewiniętej i zatrzymanej wiadomości z Saszą na czele... starał się uważnie zaobserwować jej reakcję, jej pierwszą reakcję.

Był zdezorientowany. Kobieta siedząca obok niego na wypoczynku przed wielkim ekranem na ścianie była zdruzgotana nagraniem, schowała twarz w dłonie.

-To Sasza... znasz..., jak to się stało? Co się stało? -zadawała pytania patrząc na Jana z nadzieją na wyjaśnienia.

-Choć pojedziemy, - rozglądając się po pokoju dodał - to przecież nic takiego, nic czym my mielibyśmy się zajmować, choć pogadamy o protonach, wiesz jak mało czasu mamy w pracy i jeśli mamy podgonić projekty to musimy to zrobić poza... a w klubie najlepiej się dyskutuje - powiedział spoglądając w jej oczy, dobrze wiedziała, musiała wiedzieć , że nie chodzi mu o rozmowę o pracy... zresztą z protonami ostatnio niewiele mieli do czynienia, co gorsza Jan zdawał sobie sprawę, że jej reakcja była nadmiernie ... emocjonalna, jakby znała Saszę o wiele lepiej niż Jan podejrzewał, myślał , że nie znała go wcale... Jego obawy na nowo zaczęły się potęgować, ale wiedział już nie nie jest to na nie odpowiednie miejsce...

Nawet nie wiedział gdzie dotarli, bo zdał się na przypadek, na szczęście lokal z zewnątrz nie wyglądał źle...nie było co się zastanawiać, pozostawały jeszcze tylko kwestie bezpieczeństwa...

Po wyłączeniu komórek, Jan wyciągnął swój śróbowkręt, aby wyszukać podczepionych innych elektrycznych urządzeń. Włączone komórki uniemożliwiały to nadając zbyt silny sygnał, ale po wyłączeniu... mogli się upewnić czy nie mają podsłuchów...

- Przepraszam, że wyciągnąłem cie z domu i zabrałem w to... sam nie wiem jakie miejsce. ( realnie nie wiedział zdając się bowiem w wyborze zupełnie na przypadek) Jednak sama widziałaś co działo się dziś w pracy... powiedz, w jakiej sprawie przyszedł ten w garniturze do naszego biura?
-To był jakiś menadżer z... działu genetyki... ale... to nie mogło mieć nic wspólnego z tym co się stało. Pogubił się w korytarzach w naszym skrzydle, a miał pilną sprawę do Romanowskiego... to go pokierowałam i wyszedł.
- I ... co masz z tym wspólnego? Tylko nie ściemniaj proszę, "Jak by to coś mogło zmienić durniu..." - Jan wiedział, że niepotrzebnie dodał drugie zdanie, ale było już za późno, padło.
- Z czym? zapytała Martyna albo świetnie udając zdziwioną, albo autentycznie nie mając pojęcia o spisku, w którego byli samym środku według Jana.
- Nie z czym tylko z kim... i właściwie z czym też, wiesz o czym mówię, o Saszy. Czy... czy ty z nim współpracowałaś? Wiem... wiem, że nie powinienem o to pytać, ale jeśli tak jest to chcę Ci pomóc... bo nie wygląda to wesoło. Martynko, wiesz że nie jesteś dla mnie tylko koleżanką z pracy, wybacz jeśli do tej pory nie poświęcałem Ci wystarczająco czasu, czy uwagi... Bałem się że gdy Wielki Brat zauważy będzie chciał nas rozdzielić, kurcze nawet nie wiem czy po tym jak Cię dziś wyrwałem nie nabierze podejrzeń - uśmiechnął się sam nie wiedząc, czy po prostu dawno już nie popadł w paranoję... ale coś mu mówiło że nie i że słusznie zrobił się ostrożny.
-Jak to czy nad czymś pracowaliśmy? Sasza był twoim kolegą, czasami bywał u nas w lab.4, poza tym rozmawialiście wielokrotnie na stołówce. Przecież to ty mnie przedstawiłeś Saszy.
I jak to "nie jestem dla ciebie tylko koleżanką z pracy"? To kim w takim razie? -zapytała nie zdradzając Janowi kierunku jej emocji.
Uświadomił też sobie, że nawet gdyby Martyna chciała go uchronić nie mówiąc mu co kombinuje... niewiele by to dało, dla bezpieczeństwa firma zajęłaby się i nim, zatrzymanie go w miejscu pracy czy w domu, nie stanowiło dla nich problemu... Jej pytanie jednak całkowicie go zaskoczyło...nie był przygotowany na taką rozmowę zabierając ją z domu...
-I jaki to ma związek z nami, chyba nie pracowaliśmy nad niczym z jego działem... prawda? Widziałeś wiadomości, wiesz coś o jego szpiegostwie?
- Więc czemu właściwie się tak przejęłaś? - zapytał badawczo
-Sam fakt, że go znam.. i ten nagłówek pod jego zdjęciem w TV... w końcu kolegowaliście się, a to co się stało -musisz przyznać- to coś co raczej nie zdarza się na co dzień.
Jan nie łyknął tego, jej emocje w domu zdawały mu się zbyt silne, dodatkowo zasłonięte dłońmi... jakby skrywające jeszcze większe emocje... Kobiety potrafiły tak dobrze kłamać...
- A co z tym przeszukaniem w naszym biurze? Przecież mają tam kamery, wiedzieliby gdyby szef działu tam był...
-Z jakim przeszukaniem? O czym ty w ogóle mówisz?
- O tym wielkim w garniturze który niby szukał szefa projektów.
-Mówiłam już, że szukał biura Romanowskiego. Jan, ochłoń. Co ty w ogóle sugerujesz, myślisz, że ja wiem więcej niż ty? Bo jeśli tak to grubo się mylisz. -patrzyła na niego gniewnie, z niedowierzaniem, że mógł chociaż przypuścić, że ona knuje przeciw niemu z korporacją. Po tym wszystkim czego razem dokonali kiwając kierowników na dodatkowe fundusze, wiedziała o nim tyle samo co on o niej, ale nic nigdy nie wskazywało, że któreś z nich można by porównać z tym o co media oskarżały Saszę.
- Nie, myślałem, że chcesz mi coś powiedzieć, przez to... może rzeczywiście jestem zbyt zdenerwowany... po prostu zbyt wiele rzeczy dzieje się na raz... Poza tym - dodał, nieco się odprężając zamawiając przy okazji sobie colę a Martynie drinka, - poza tym miałem wrażenie że i tak chcesz o czymś ze mną pogadać... i to w sumie nie od dziś. Może głupio wyszło...ale skoro już tu jesteśmy, może warto to wykorzystać. Sama widzisz że ten rygor w pracy mnie wykańcza... I poza tym ten Sasza, zdenerwowałem się wiesz, pochwycili go na moich oczach, gdy wychodziłem. Rzucili nim o ziemię jakby był jakimś zbirem czy coś... I jeszcze im uciekł, wyobrażasz sobie? Musiał chyba faktycznie być szpiegiem.. i ktoś mu pomógł. Firma wie o naszych znajomościach, to wystarczy by mieć nas na celowniku... Uznałem, że warto abyś wiedziała.
-W końcu zaczynasz mówić rozsądnie, mogłeś zacząć od tego i zaoszczędziłbyś całej tej sceny sobie i mnie. Chcę stąd wyjść po tym drinku... -mówiła dość poważnie gdy kelner podawał napoje uśmiechając się chamsko pod nosem.
- Przepraszam... - to wszystko co mógł powiedzieć, no bo i jak mógł jej wytłumaczyć, że nie dowierza w wersje z menadżerem poszukującym Romanowskiego, ani w to że nie była ciut bardziej zaangażowana w relacje z Saszą niż okazywała. Do tego była kobietą... potrafiła doskonale wczuć się w rozmówcę i skutecznie ominęła wszystkie zastawione przeszkody... ale czy aby na pewno skutecznie?

Jan podwiózł ja do domu i pożegnał, oboje nie mieli sobie wiele do powiedzenia, albo raczej mieli, ale nikt nie chciał się odezwać.
Gdy John wrócił wreszcie do swojego lokum myślał że zapadnie się pod ziemię. Zastanawiał się czy znajduje się na granicy szaleństwa i całe to niebezpieczeństwo to jego wymysł, czy też istotnie wszyscy coś knują za jego plecami?
"Jacek miał dość czasu by zadzwonić do Martyny i wyjaśnić jej wszystko...a Sasza? Czy nie było, że kogoś zamordował? Czy może strażnicy zwyczajnie zrzucili winę na zbiega po nieudanym zatrzymaniu..." John niepokoił się o zabitego - mógł to być kolejny z jego znajomych, przyjaciół, a nie chciał już tracić żadnych, mając wrażenie, że ci którzy są najbliżej, powoli, lecz nieustannie oddalają się od niego.

Wziął gorący prysznic i płożył się spać, na więcej nie miał już siły, musiał dać odpocząć skołowanym myślą.

" Menadżer z działu genetyki... przecież Sasza pracował w genetyce" - olśniło go nim mroczny sen pochłoną świadomość.
 
Eliasz jest offline