Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 21:18   #15
Toffis
 
Toffis's Avatar
 
Reputacja: 1 Toffis nie jest za bardzo znany
Minął tydzień równo od pamiętnego przyjęcia. Cóż to był za bal! Nie co dzień wataha wilkołaków w końcu wpada bez zapowiedzi by podkręcić trochę atmosferę. Nie co dzień też ktoś próbuje Cię zabić - choć nad tym można by jeszcze polemizować - ani nie wystawia Cię na salony jako swoisty symbol nowej polityki Camarilli. Mimo hucznego wejścia i jeszcze bardziej hucznego wyjścia nikt przez ostatnie siedem dni nie zgłosił w sprawie przyjęcia ani też w sprawie członkostwa Pani Salato we wcześniej wspomnianej sekcie. Czas leciał i zdawało się, że wszystko ucichło. Wampirzyca siedziała jak to miała w zwyczaju na wygodnym lekko starawym już fotelu. Kątem oka zauważała co chwila, że cienie w pomieszczeniu poruszają się nienaturalnie. Mogło się jej jednak tak tylko wydawać - w końcu jej sytuacje można by określić jako napiętą. Nikt z jej klanu nie pofatygował się jeszcze do niej w sprawie “plotek” o wstąpieniu do jednej z sekt a było pewne, że takie spotkanie nie byłoby przyjemne. W pewnym momencie z największego cienia w pomieszczeniu zaczął się wyłaniać mężczyzna. Włosy zaczesane do tyłu, koszula lekko rozpięta i bardzo droga marynarka. Alessa od razu rozpoznała mężczyznę - widziała już go wcześniej na ów pamiętnym przyjęciu.
-Pani Salato. Nawet nie wie Pani jak się musiałem naszukać by Panią znaleźć. - ukłonił się lekko -Noah Milberger. Bardzo mi miło. - w jego uśmiechu było coś co z całą pewnością nie da się określić jako miłe.
- Panie Milberger miło Pana widzieć zaprosiłabym Pana do środka ale widząc, że już to Pan uczynił nie pozostaje mi nic innego jak zaproponować coś do picia. - odpowiedziała Alessa z równie miłym uśmiechem.
-Dziękuję, ale pozwoli Pani że tym razem nie skorzystam. - zrobił krótką pauzę i rozejrzał się po pokoju zupełnie jakby chciał wywnioskować na podstawie jego wyglądu coś na temat jego właścicielki.
-Pozwoli Pani, że przejdę od razu do rzeczy. Za godzinę ma przyjechać do Pani wysłannik z Camarilli, który ma zastąpić Panią Carmen, która w jakże w nieszczęśliwym zbiegu okoliczności zakończyła swój żywot na pewnym przyjęciu… Zapewniam Panią, że ten Panna Carmen w porównaniu do tego osobnika będzie wyglądać jak aniołek. Znam go od kilkuset lat więc wiem o czym mówię. Niezbyt przyjemna persona. - usiadł w drugim fotelu krzyżując dłonie. - Mam dla Pani propozycję. Mogę Pani pomóc jeśli zgodzi się Pani ze mną współpracować. Nieoficjalnie rzecz jasna.
- Nieprzyjemne persony nie robią na mnie wrażenia jakoż taką personą również być potrafię. Więc Pan pozwoli, że zadam najpierw kilka pytań. Po pierwsze kto Pana przysłał, dlaczego akurat do mnie i całkowicie hipotetycznie na czym polegałaby ta pomoc? - na wszystko co święte tylu wysłanników do mnie i po co to wszystko? Chyba zdają sobie sprawę, że polityczne gierki mnie nie interesują.
-Kto mnie przysłał? Sam się przysłałem jeśli mam być szczery. Nawet sobie Pani nie zdaje sprawy jak bardzo wstąpienie do Camarilli wpłynęło na Pani status społeczny. W Elizjach to jeden z gorętszych tematów ostatnich nocy. Chcę Pani tego czy nie jest Pani teraz ważną personą i siedzi w samym centrum sieci polityki i wpływów. Gdyby nie to inaczej by mnie zresztą tutaj nie było. Mogę sprawić, że reszta Giovannich zostawi Panią w spokoju i przymknie na Panią oko. Właściwie już to robię więc odrzucenie mojej oferty to jak spuszczenie wściekłych głodnych psów ze smyczy kiedy jest się jednym łakomym kąskiem w zasięgu wzroku. - zrobił krótką przerwę jakby chciał by rozmówczyni przemyślała sobie każde wypowiedziane przez niego słowo. -W razie gdyby nasza współpraca została wykryta mogę też udzielić Pani bezpiecznego Azylu.
- Nadal jednak nie rozumiem skąd takie zainteresowanie moją osobą. Rozumiem, że wstąpienie do Camarilli wywołało wielkie echo ale wątpię, że na tyle duże by robić z tego jakąś aferę. Rozmawiają o mnie w Elizjach tydzień temu nikt nie miał nawet pojęcia o moim istnieniu. Nie jestem jakimś starym i potężnym wampirem. Co noc ktoś taki jak ja wstępuje do Camarilli bądź Sabatu i nikt nie robi z tego jakiejś wielkiej sprawy. Nie jestem w owej wspólnocie na jakiejś wysokiej pozycji. Ba nie mam żadnej nawet śmiem twierdzić. Więc pytam się ponownie co jest we mnie na tyle pasjonującego by wywołać takie poruszenie.
-Pasjonującego? Źle mnie Pani zrozumiała. To oczywiste, że ktoś bez przerwy wstępuje do sekt, ale Pani jest pierwszą niezależną od… setek jeśli nie tysiącleci która zgodziła się do jednej z nich wstąpić łamiąc przy tym jedną z najważniejszych zasad własnego klanu. Takie wydarzenie nie przechodzi bez echa… i jest początkiem ogniwa zmian, Wszyscy wyżej postawieni członkowie klanów mają istotny wpływ na politykę sekt. Pani jest jedyną Giovanni w Camarilli i niedługo się Pani przekona jak bardzo Pani się myli do swojej roli w tym wszystkich. Zanim jednak ta wielka machina ruszy ja wyciągam do Pani rękę oferując sojusz, którego korzyści już przedstawiłem.
- Jedynym? Mogę zapewnić oczywiście nieoficjalnie, że wielu członków mojej rodziny jest w jednej z sekt. No ale to nie moja sprawa by wciskać się w ich osobiste sprawy. Wracając do tematu nie powiem korzyści prezentowane przez Pana są kuszące jednak nie ma co pakować się na ślepo w niejasne sytuacje nieprawdaż. Mogłabym usłyszeć więcej o pana ofercie i mojej roli w całym tym zamieszaniu?
Noah uśmiechnął się i podał Salato pierścień o dość specyficznym wyglądzie.


-Wystarczy, że będzie go Pani nosić przez cały czas kiedy wychodzi Pani na miasto, że tak się wyrażę. O nic więcej nie proszę i niczego więcej ze swojej strony nie wymagam.
Alessa obejrzała dokładnie pierścień.
- Musi mi Pan wybaczyć ale jakoś noszenie pierścienia o nieznanym działaniu i przesłaniu niezbyt zapisuje się jako bezpieczne w moim mniemaniu. Jakieś dodatkowe informacje byłyby mile widziane.
-Jak Pani pewnie się domyśliła ten pierścień posiada pewne niezwykłe właściwości. Tak długo jak go Pani nosi będzie Pani w stanie nawiązać ze mną kontakt telepatyczny. Chcę by informowała mnie Pani na bierząco o działaniach Camarilli. Jeśli się Pani niczego nie dowie nie będzie mnie Pani po prostu informować. To chyba dość dobra oferta w zamian za powstrzymanie gniewu Pani klanu nie sądzi Pani? - Noah wydawał się mieć w tej chwili bardzo dobry humor. Widocznie był bardzo ciekaw ostatecznej odpowiedzi rozmówczyni. Co chwila zerkał na zegarek jakby wiedział kiedy nowy "szef" Salato się ma pojawić.
- Hmmm... a czemu miałaby służyć wiedza, która Pan uzyska? Nie wybaczyłabym sobie przecież gdyby przekazane informacje pomagały w czymś czemu jestem całkowicie przeciwna.
Alessa zauważyła jak jej rozmówca patrzy na zegarek. Ciekawe co by się stało gdyby doszło do spotkania owych postaci. Miała nadzieję, że krew będzie łatwo schodzić z dywanu. Noah nagle się podniósł i poprawił marynarkę ruszając w stronę najbliższego większego cienia.
-Obawiam się, że czas już na mnie. Odpowiadając na Pani pytanie wiedza ta jest na mój prywatny użytek. Jak się Pani przekona pewnie dość niedługo sam jestem dość zamieszany w politykę a tam każdy strzęp informacji to potężna broń. Jeśli przyjmuje Pani moją ofertę proszę założyć pierścień w ciągu najbliższej godziny a ja będę o tym wiedział. Jeśli nie to cóż... miło było Panią poznać Panno Salato. - ukłonił się po czym zniknął rozpływając się niczym cienista masa. Przez chwilę panowała cisza, która została przerwana przez jadący samochód który zatrzymał się pod lokum.
Alessa obróciła pierścień kilka razy po czym wrzuciła go do szuflady w łazience. Rozmowa z wysłannikiem Camarilli nie powinna trwać dłużej niż godzinę. A jeśli nawet to żadna strata i tak nie miała zamiaru pakować się w większą liczbę intryg i półprawd. Za godzinę wszystko się wyjaśni. Usiadła w wygodnym aczkolwiek nieco podstarzałym fotelu z książką w ręce i czekała na odgłos pukania do drzwi.
 
__________________
"Okay, you two grab some scalpels and settle this like doctors."

Ostatnio edytowane przez Toffis : 14-03-2010 o 22:57.
Toffis jest offline