Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 22:08   #224
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sytuacja całkowicie wymykała się z czyjejkolwiek kontroli. Dwie ścierające się grupy walczyły bez wytchnienia.
Wrogi mag słaniał się na nogach...cięte rany zadane mu przez Sabrie krwawiły obficie, a kolejne strzały Rogera wbijające się w jego korpus, tylko pogłębiały ten stan. Ale mimo to stał, mimo to miał zamiar walczyć. Jakiś nieludzki upór, siła woli przekraczająca ból i zmęczenie nadal trzymały go w pionie. Nadal zamierzał walczyć.

Dru podniosła się na nogi i chwiejąc się zaczęła mamrotać pod nosem kolejną modlitwę do Gonda. I po chwili od rozwścieczonej gnomki ruszyła falą kakofonia dźwięków uderzając w żywiołaka. Dru chyba lubiła hałaśliwe zaklęcia. Fala dźwiękowa uderzyła w stwora, który chyba nie polubił tego ataku. Teu przejął lampę od Lilawandera i ruszył biegiem do przodu, a obok niego jego chowaniec.
I jasne światło latarni odpędziło głosy z głów obu dziewczyn, oraz uwolniło od wyczerpującego wpływu tego miejsca. Vraidem pognał w kierunku wojowniczki, by wesprzeć ją w boju z szalonym magiem.

Sabrie odpędzała myśli w jeden jedyny sposób jaki znała. Zastępowała je innymi, zastępowała je oddaniem dla sprawy, zastępowała je obowiązkiem, zastępowała je powodem dla którego zakładała codziennie ten pancerz "wiary w Helma". Pierwszy, drugi, trzeci...nawałnica ciosów zabarwiła purpurą krwi, szaty maga...Bez odpoczynku, bez wytchnienia cios za ciosem. Aż czarownik padł martwy z pękniętą czaszką, wieloma ranami ciętymi. Był już martwy.
Żywiołak zaślepiony furią wystrzelił strumieniem ognia z brzucha prosto w Sabrie, ta jednak nie zdołała się zepchnąć jak Teu, a i osłona przed żywiołami rzucona przez Dru zniwelowała większość obrażeń.
- Helmie dopomóż nam – te słowa wypowiadał Lilawander tuż przed śmiercią maga. I Helm rzeczywiście pomógł. Mieczem swej wyznawczyni rozwiązał problem maga. I jak tu nie wierzyć w boską (acz pośrednią) interwencję? Zmiana celu nastąpiła w ułamku sekundy. Główne uderzenie błyskawicy trafiło dziwacznego żywiołaka, pośrednie przetoczyło się pogrodowym potworze. A resztę dokończył Vraidem atakując pazurami wspartymi magią cienia. Ognisty stwór rozpadł się na drobne ogniki, które po chwili znikły.

Poraniona drużyna mogła ogłosić zwycięstwo... Ale co dalej?
Dziewczynka żyła i miała się dobrze. Może dzięki temu, że szalony mag zawiesił na jej szyi na sznurku pierścień, w którego zdobiący go wzór wkomponowany był napis Keliana.
Głównym skarbem, poza paroma magicznymi drobiazgami, oraz dziwnymi proszkami w saszetkach, było oczywiście księga czarów owego maga. Oprócz zaklęć, w tym niektórych bardzo dziwnych, zawierała historię tego miejsca...zapewne najbliższą prawdy.

Azathor był w niej opisany jako istota równa potęgom piekielnym. Jako demon – bóg Odległej Dziedziny. Ale jego potędze dorównywało jego szaleństwo i głupota.
Wedle informacji z księgi Azathor miał zawsze niewielki subtelny wpływ na Toril, jednak tępota jego nie pozwalała mu wykorzystać tego faktu. Przed wiekami jednak część jego ciała przedostała się do Torilu i skrystalizowała się w postaci szafiru zwanego Okiem Bluźnierstwa. Przez nie Azathor mógł rozsiewać obłęd i przez nie mógł być przywołany. Co prawda nie potrafił istnieć w Faerunie dłużej niż przez kilka godzin. Ale sama manifestacja zmieniała obszar wielu kilometrów, rozsiewając chaos i splugawienie.

Ów klejnot stał się plagą małej osady, której przywódczynią była elfka o imieniu Keliana. Ona to poprosiła o pomoc maga o Elsimener. Razem stworzyli lampę pozwalającą zbliżyć bezpiecznie do Oka Bluźnierstwa, razem opracowali rytuał który miał uwięzić wpływ Oka w kamieniu. To ich zbliżyło...zakochali się.
Oko zostało zamknięte w posągu wykutym na kształt ukochanej Elsimenera, Keliany i zapieczętowane pierścieniem na niego założonym. Rozpoczęły się przygotowania do ślubu, na które jeden elf patrzył nieprzychylnym okiem. Sarvados, bo tak miał na imię, był zakochany w Kelianie i zanim zjawił się Elsimener miał nadzieję, iż to on zostanie jej wiecznym partnerem. Tak się jednak nie stało...więc w nocy zakradł się do ogrodu zdjął pierścień i przebudził Azathora, by udowodnić Kelianie, że jej wybranek nie jest tak biegły w magii, jak twierdzi. Przez zazdrość popełnił niewybaczalny błąd. Przeżył, ale zabił i ukochaną i rywala zmieniając twierdzę Elsimenera i całą okolicę w ruiny pełne szaleństwa i tworząc Ciemne Bagna. Niemniej sam posąg nadal był więzieniem, które choć ograniczał wpływ Oka, nie był w stanie go całkiem zdusić. Bez pierścienia, pieczęć była niepełna.

Jak skończył Sarvados, nie wiadomo. Co się stało z pierścieniem, nie wiadomo... Z notatek maga wynika, że szukał go po całym Faerunie starając się ubiec brata. Podobnie jak próbował zlokalizować sam Jaor’alain.
Oko tymczasem zdawało się nerwowo pulsować. Zapewne wyczuwając pierścień jak i lampę. Dwa wrogie mu przedmioty. Wszyscy wiedzieli, co trzeba zrobić. Czas to zakończyć.

Nie tylko na Bagnach sytuacja się uspokajała. Także w karczmie wszystko zmierzało do szczęśliwego finału. Rozeźlony druid mierzył nieprzychylnym spojrzeniem Kastusa, który próbował załagodzić sytuację. Niemniej żywa więźniarka nieco uspokoiła gniew Keldara. A kapłan wspomniał coś o polityce, Waterdeep i Silverymoon. Druid niewiele z tych mętnych wypowiedzi zrozumiał, ale na końcu rzekł.- Polityka...im dalej się od tego człek trzyma, tym lepiej.
Na razie więc sytuacja była unormowana, zwłaszcza, że mogąca ją zaostrzyć magini zajęta była „demolowaniem kuchni” w mizernych próbach przygotowania sobie posiłku.

Kastus zresztą, zaraz po wrzuceniu Serctiny do piwniczki i zabezpieczeniu piwniczki także udał się do kuchni.
- Co byś ty beze mnie zrobiła.- rzekł zaraz po wejściu, po czym szybko dodał nerwowym głosem.- Znaczy nie to, że niezaradna jesteś. To był żart.
Po czym podszedł do kuchni i rzekł.- Usiądź i czekaj. Nie jestem co prawda mistrzem kuchni, ale coś upichcić potrafię Sylphio.
Rzeczywiście Kastus nieźle radził sobie w kuchni, krojąc warzywa i smażąc mięsiwo. –Tak się składa, że kapłanki też się do gotowania nie garną. Ani Alison ani Dru nie umieją gotować. Więc ja się musiałem nauczyć.

Po chwili znad kuchni zaczął dobiegać aromat przyrządzanej potrawy.- Wiesz, czemu to całe profesjonalne podejście nie wychodzi tobie? Widzisz, ciężko nie wejść w relacje...bliskie relacje z ludźmi, z którymi dzielisz trudy wędrówki, z którymi ramię w ramię walczysz, z którymi spędzasz dnie i noce... i do których się odzywasz i poznajesz w rozmowach przy ognisku. Którzy stają się dla ciebie kimś więcej z czasem.
Postawił przed maginią usmażone mięsiwo, jajka i inne potrawy...


...a sam usiadł po drugiej stronie stolika z drugim talerzem jedzenia mówiąc.- Tym bardziej, gdy cię chęć przeżycia przygód wygnała na szlak. Poznawanie innych ludzi, to też przygoda.
Nalał jabłecznika do dwóch kubków i wzniósł swój ze słowami.- Więc za przygody!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-03-2010 o 10:47.
abishai jest offline