Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 22:59   #19
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Jak zwykle zaspałem, bo jakże mogłem inaczej. To zasypianie weszło mi już w rutynę. Wszystko tak samo. Zakładanie spodni w pośpiechu. Płatki na mleku. Echhh. Złapałem szybko torbę, wrzuciłem kanapki, które zrobiłem sobie wieczorem i wybiegłem na dwór zamykając drzwi pustego mieszkania na klucz. Szlag by to czemu zawsze ja. Jeszcze ta zasrana pogoda, zaczęło znowu lać. Zarzuciłem sobie torbę nad głowę i pobiegłem przez las do szkoły. Tym razem dotarłem na później niż wczoraj. Mijała już pierwsza lekcja. Wolałem przeczekać na korytarzu. W końcu dzwonek zadzwonił i korytarze zalały tłumy nastolatków. Udałem się do swojej szafki. Spotkałem przy niej grupkę ochoczo gadających dziewczyn. Jak zwykle olałem je, w głowie miałem od dłuższego czasu tylko jedną. Jedni z nich jednak tego nie wytrzymała i podbiła do mnie.
- Hejka!
Bożeee, jaki piskliwy miała głos. Zamknąłem drzwiczki i spojrzałem na nią. Nawet ładna, ale widać, że typowa blondi. Obojętnie spytałem.
- Co jest?
Uśmiechnęła się i z miną plotkarki, której udało się dostarczyć świeżego newsa wybełkotała poprzez gumę do żucia.
- Ten twój kumpel, Henry. Dostał niezłe baty od Roberta, wiesz tego przystojniaka co z nim chodzisz na historię i co chodzi z tą laską Kate McCall. Nieźle mu nakopał, chłopak wylądował u pielęgniarki. Głupi frajer podrywał jego dziewczynę.
Z początku nie dotarł do mnie jej natrętny bełkot. Po krótkiej kalkulacji jej słów jednak zrozumiałem o co chodzi. Panicznym pędem udałem się ku pokojowi szpitalnemu. Za sobą słyszałem tylko głupi śmiech tych plotkarek. Jak ja nienawidziłem tej szkoły. Dzwonek już zadzwonił jednak olałem zajęcia. W biegu wydawało mi się że minąłem Kate wychodzącą właśnie od pielęgniarki. Nie miałem jednak czasu teraz na to. Wpadłem pędem do małego pokoiku. Zasypałem pielęgniarkę setką pytań i nim otrzymałem odpowiedzi wyszedłem nie odnajdując wzrokiem kumpla. Musiał już wyjść, albo trafił do szpitala. Kurwa! Nie pokój przerodził się teraz w złość. Ogromną złość. Usiadłem na korytarzu i próbowałem na trzeźwo pomyśleć. Jednak z każdą próbą uspokojenia się, złość urosła do ogromnych rozmiarów i w końcu wybuchłem. Nagle z przemyśleń wyrwał mnie dzwonek.


Była przerwa między trzecią a czwartą lekcją. Boby aż na całą godzinę stracił poczucie czasu. Dobrze wiedział gdzie szukać Roberta. Szybkim krokiem udał się do rogu "palaczy". Tam zazwyczaj przesiadywał ze swoimi kumplami i jarał szlugi. Gdy tam dotarł nie rozczarował się, zastał go wraz ze swoimi dwoma koleżkami. Podszedł do niego i pyrgnął go obydwiema rękoma w klatkę piersiową i niemalże krzyknął.
- Po zajęciach na tyłach boiska, śmieciu!
Robert zauważył Bobiego i uśmiechnął się złośliwie. Kiedy ten ośmielił się go dotknąć zaciągnął się mocno i wypuścił dym prosto w jego twarz.
- Człowieku, Henry ma farta że umiem trzymać język za zębami inaczej oboje mielibyśmy przypał u dyra. Na boisku nie ma opcji, pójdziemy w bloki dwie przecznice stąd. Po lekcjach, gnoju.
Boby uśmiechnął się i na odchodnym krzyknął.
- Lepiej żebyś tam był!
Ruszył po woli niezwykle wkurzony na postawę swojego obiektu nienawiści. Wszedł na zajęcia, jednak w ogóle nie potrafił się na nich skupić, cała jego uwaga skupiona była na przyjacielu i ustawce na którą sam się skazał. Po zajęciach udał się prosto na umuwione miejsce i oczekiwał Roberta. Z nerwów sam zapalił, choć nie robił tego nałogowo, musiał się od stresować.

Robert wrócił na lekcje. Notatki robił za niego jakiś ziomek z pierwszej ławki. Nie zamierzał zabierać ze sobą kumpli, ale naciskali więc się zgodził. Po zajęciach ruszył na umówione miejsce myśląc o wieczorze z Kate bardziej niż o ustawce z kumplem Harry'ego. W zasadzie nie chciał tej walki, poprzednia wywarła na nim odpowiednie piętno. Ale miał nadzieję że dzisiejsze popołudnie wszystko załatwi. Przy koszu zobaczył palącego fajka Boba. - Ty, kończmy ten cyrk. Mam dosyć użerania się z takimi jak Wy. Wolałem zgodę, ale skoro nalegasz, nie Jestem tchórzem.
- Zgodę frajerze? Ludzie z przed szkoły widzieli jak rzuciłeś się na niego pierwszy! Komu chcesz wcisnąć to swoje pieprzenie?
Boby wyrzucił fajka i stanął trzymając gardę. Czekał na ruch Roberta, nigdy pierwszy nie atakował.
- Henry dobierał się do Kate. Ale obecnie mnie to wali. Mogę spuścić Ci wpierdol, potem pogadać.
Robert trzymając gardę podbiegł do Boba i nim ten spróbował coś zrobić z całej siły kopnął go w łydkę. Boby nie spodziewał się aż takiej szybkości. Ciso spadł na niego szybciej niż przypuszczał. Robert wykorzystał słabość przeciwnika i zaatakował raz jeszcze kopiąc w łydkę. Próbował zwyciężyć analogicznie do walki z Henrym. Boby dostał drugi już raz w tą samą łydkę, poczuł okropny ból i mimo woli kucnął, spróbował jednak naprawić błąd i prawą nogą która go nie bolała spróbował podciąć Roberta. Niestety ból w nodze natychmiast przeszkodził mu w tej czynności. Robert dostał w nogę, lekko się zgiął, lecz natychmiast skontrował prawym sierpowym celując w nos przeciwnika. Swym ciosem przeciął jednak powietrze. Spróbował raz jeszcze sierpowym uderzyć przeciwnika w twarz. Boby dostał prosto w twarz i momentalnie zalał się krwią. Zamroczyło go na chwilkę. Szybko wstał i odskoczył do tyłu wycierając zakrwawione usta o rękaw. Był wściekły. Nic dziwnego że Henry przegrał. Koleś był cholernie silny. Na razie cała jego zemsta obrała zupełnie inny obrót. Dostał trzy razu sam raz ledwie zahaczając o jego nogę. Spróbował jeszcze raz. Podbiegł do Roberta i spróbował ciosu kolankiem w brzuch z dobiciem łokcia w bark. Słabo pamiętał nauki z Mhuai Tai ale miał nadzieje że to coś da. Robert był w ofensywie. Nie zamierzał oddać tego zwycięstwa, wykonał szybkie dwa kroki i spróbował raz jeszcze uderzyć gościa w twarz. Tym razem, prosto w nos. Już miał uderzyć Bobiego w twarz lecz w tym samym momencie ten trafił go kolanem w brzuch, na szczęście gośc juz krwawił i cios nie był mocny. Robert nie zamierzał odstąpić, nie teraz. Porzucił defensywę i raz jeszcze spróbował ataku, lewym sierpowym. Liczył na to, że będzie szybszy. Widząc ruch chłopaka Boby szybko posłał swój łokieć na jego bark. Dylan dostał. Bardzo mocno dostał. Robert trafił Bobiego w nos. Zamachnął się raz jeszcze i tym razem zamierzał zgasić przeciwnikowi światło. Zgasił.

Cios za ciosem obrywałem leżąc bezbronnie na chodniku. Robert wpadł w jakąś furię. Po woli zacząłem przestawać ból, potem czucie w dłoniach, nogach w końcu na całym ciele. Świat owiała czarna mgiełka i po woli traciłem świadomość. Ośmieszyłem się. Yeap, mój błąd nie doceniłem wroga, a teraz robiłem za worek treningowy. Za piątym uderzeniem odleciałem. Sam nie wiem gdzie, ale błagałem Henry’ego żeby mi wybaczył klęskę.
 

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 14-03-2010 o 23:32.
Tasselhof jest offline