Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2010, 10:05   #34
Token
 
Token's Avatar
 
Reputacja: 1 Token ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumnyToken ma z czego być dumny
Trwał krótką chwilę w milczeniu. Nie czuł, że czynił źle przystając na propozycję spotkania. Do tego wszak musiało dojść. Brak było w nim też obaw, czy to wobec niej – znacznie starszej i potężniejszej, czy też jej towarzyszy. Z konieczności i nawyku pozostawał jednak nieustannie uważny. Bo choć walki w istocie się nie spodziewał, to i nie negował możliwej konieczności sięgnięcia po tą samą broń, która go tu przywiodła. Został wciągnięty w coś czego starał się uniknąć. W takich chwilach nawet oczywisty fakt, że neutralność nie ma prawa bytu, nie zmniejszał ilości myśli, które rodziły się w chwili zrozumienia swego położenia. Ledwie zeszłej nocy to jego własny klan pchał go w objęcia Zwierząt, owej wszystko biegnie w przeciwnym kierunku. Z odrazą i pogardą przyjmował ich kłamstwa, polityczne gierki. Mierzyli go swą własną miarą, którą on sam odrzucił dawno temu.

- Miecz ten otrzymałem od mej matki Pauli – przemówił w końcu, a mówił jak żołnierz, powoli, konkretnie, umiejętnie tuszując wszelkie emocje. Czuł, że właśnie tak powinno być. - Miało to miejsce w Paryżu, zaraz po tym jak zakończyliśmy naszą wędrówkę po wschodniej Europie. Nigdy przed moim przybyciem do Hiszpanii przed trzydziestoma pięcioma laty, nie gościłem w tych stronach. Jeśli pytasz mnie zatem, czy spoglądasz na broń, która przepadła wraz z Sokołem. Przykro mi, lecz nie posiadam takiej wiedzy. Przynajmniej na razie.
- Paula - Cykada powtórzyła wolno za Dantem. - A nazwisko?
- Montego.

Cykada skrzywiła pełne usta, założyła nogę na nogę i zdawać by się mogło, że całą uwagę poświęciła cholewie buta.

- Za dużo imion. Zbyt wiele twarzy. Wszyscy z czasem przestajemy pamiętać, które było pierwsze i prawdziwe. Krab!

Kapitan przerwał szeptaną rozmowę z córką, podszedł do rozmawiających. Skinął lekko Dantemu, pogłębiając ukłon przed Cykadą. Podśmiewujący się i żartujący Gangrele, z twarzami które tknęła dzikość, młodziki noszący znamiona gwałtownej natury i posiwiałe wilki morskie, nagle zamilkli. W ciszy rozbrzmiał zgrzyt metalu o metal. Morze Szczurów bawił się kolczastą kulą na łańcuchu. Ktoś znowu zachichotał.

- Cisza! - warknęła Cykada, w jej oczach błysnęło coś okrutnego. Morze Szczurów znieruchomiał niczym żona Lota. Śmiech urwał się jak ucięty nożem. Nawet Krab skurczył ramiona. Bali się jej gniewu. Kochali ją - ale przede wszystkim się bali.
- Krab, Paula Montego. Mówi ci coś?

Kapitan rzucił na Dantego niespokojne spojrzenie, pokręcił przecząco głową.

- Za wiele imion - odprawiła gestem przybocznego. - Kiedy ostatni raz widziałeś matkę?
- 12 listopada 1478 roku - zaciśnięte zęby sprawiły, że jego słowa były ledwie słyszalne. Ogarniała go wściekłość i gdyby nie przerastająca ją jedynie rozpacz wywołana wspomnieniem tamtej tragicznej nocy. Bruk Ferrolu dawno pokryłaby krew. - Prócz pamięci, której pozbawia mnie czas, został mi jedynie ten miecz. Dlatego też nie mogę go oddać.

Poruszyła się lekko, nozdrza zadrgały jej niespokojnie, przez usta przemknął cień uśmiechu.

- A cóż się stało z twoją matką? - drążyła bezlitośnie.
- Czy jeśli powiem, że przyszło nam dzielić ten sam smutek, będzie to odpowiedź, która cię zadowoli? - Rzucił krótkie spojrzenie każdemu z obecnych i ponownie powrócił do siedzącej obok Cykady. - Została zamordowana, tak jak i twój syn.

Parsknęła krótkim, nieprzyjemnym śmiechem.

- Kolejny, który chce ze mną wspólnoty... kolejny, który myli się w przesłankach. Smutek? Zamordowany? Mój pomiot padł w równej walce, zginął jak mężczyzna i choć w tym jednym mnie nie zawiódł. Oczywiście, był moim synem. Moim jedynym potomkiem, Sorel, i pomszczę jego śmierć. W odróżnieniu od ciebie, mi niepotrzebna wiedza, kto zatłukł mego bękarta. Bo widzisz, Sorel, ja pójdę w wąwozy - Cykada uśmiechnęła się drapieżnie. - I zabiję ich wszystkich. Co do nogi ich wytłukę, twych braci klanowych, a z ich skór każę zrobić kapę na łoże. I nie będzie we mnie smutku, Zeloto, tylko gniew. Nie wytrzeszczaj tak oczu, nigdy na wojnie nie byłeś?

Wstała, i Dante powstał za nią. Dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo jest niska. Sięgała mu ledwie do piersi.

- A teraz, Sorel - jej głos nie dopuszczał sprzeciwu - podasz mi ramię, i pójdziemy do księcia. Wejdziemy do domu Damaso ramię w ramię, i zamkniemy usta ujadającym kundlom. Nie będę się z tobą szarpać o kawał żelaza. Tym bardziej, że doskonale pamiętam, że mój pomiot kazał niegdyś wykonać dwa miecze. I był dość przebiegły, by utrzymać w tajemnicy tożsamość osoby, dla której było przeznaczone drugie ostrze.

Wyciągnęła rękę i postukała paznokciem w obrączkę na palcu Dantego.

- Nie było cię tu, kiedy pokonaliśmy Malafrenę, ale już zostałeś w to zamieszany. Twoja matka zginęła już po tym, jak obaliliśmy księcia i przerwaliśmy rytuał. Tak samo mój pomiot. Stoimy po przeciwległych stronach, Sorel, i nic nas nie łączy prócz tego jednego pytania: dlaczego? Dlaczego musieli zginąć? Zemsta jest słodka, Zeloto. Ale ważniejsze od niej są odpowiedzi.

Tym samym ruszyli. Dante w istocie daleki był od Ferrolu, po którym kroczyło jego ciało, pochłonęły go rozmyślania. Wiedział, że to nie miejsce i czas by zadawać więcej pytań. Choć rytuał, o którym wspomniała Cykada momentalnie przykuł jego uwagę, zdecydował, że musi jeszcze poczekać. W istocie więcej uwagi poświęcił bowiem jej samej. Gdy pierwszy raz zagościł w tym mieście, wiele o niej słyszał. W tym czasie zdawała mu się silna na podobieństwo jego własnej matki. Teraz była zaś bliższa słowom Custodia. Niczym bezbronne dziecko skryte za sztucznym złudzeniem tego, co dawno minęło.
 
__________________
And then ...
Token jest offline