Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2010, 11:12   #15
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Uriel Azrael i Bartolomeo Juliusz
Nieprzerwane strugi deszczu ciągle uderzały w wyschniętą stepową ziemią. Silne podmuchy wiatry wydymały ściany namiotu upodabniając go do balonu, który lada chwila miał się oderwać od ziemi.
Atmosfera wewnątrz była równie zimna i napięta co pogoda. Pozory gościnności prysły zastąpione przez nieufność i podejrzliwość, które zagościły w sercach.
Prości siepacze stojący za Gromosławem niewiele rozumieli z tej jakże poważnej dysputy, która toczyła się na ich oczach i wywoływała takie emocje. Dla nich sprawa nie potrzebnie się komplikowała i pragnęliby zakończyła się jak najszybciej. Czas na sen uciekał, a przed nimi były jeszcze kilkugodzinne warty.
Argumenty dzikoklanyty o chorym dziecku trafiły co prawda do serc wojowników, ale głęboko skrywana nieufność do każdego obcego dawała o sobie znać. Cieszyli się, że to nie oni muszą podjąć decyzję. Niezależnie jednak od tego co się stanie, jedno było pewne: trzeba będzie mieć na oku tego obcego.


Dzikoklanyta w spokoju wysłuchał słów obu posłów Elizjum. Mowa wiedźmiarza mimo, że na pozór spokojna miała jednak w sobie moc. Uriel gdzieś w głębi poczuł, że w bitwie o duszę swoich towarzyszy odniósł małe zwycięstwo. Prawdopodobnie tylko on miał świadomość, że Adbul wzmocnił swoje argumenty siłą zakazanej sztuki Dominacji Ducha. Sztuka ta choć znana wiedźmiarzom Wolnych Rodzin, nie była przez nich akceptowana w kontaktach pomiędzy wolnymi ludźmi.
Powszechnie zaakceptowano użycie tej umiejętności tylko do walki z duchami i upiorami Bezmiaru. Dzikoklanyta nie miał obowiązku przestrzegać praw i obyczajów Unii. jednak jako gość powinien. To, że obcy posłużył się zakazaną wiedzę, świadczyło dobitnie na jego nie korzyść.
Na szczęście opowieść Uriela przebiła się przez czarny woal przymusu jaki roztoczył wokół świty poselskiej Elizjum, Abdul Hadi.
Jedna trafna opowieść pozwolił mu przebić się do ich serc i otworzyć im oczy na tego podejrzanego człowieka.
Gromosław siedzący obok wiedźmiarza, przez całą historię kiwał potakująco głową, jakby i on wiedział o demonach zaklętych w ciałach martwych dzieci.
Milczący Vito spojrzał znad swojej księgi i posłał Urielowi przyjazne spojrzenie.
Wiedźmiarz poczuł, że nie jest już sam. Na powrót członkowie Elizjum byli razem i czarcie sztuki Hadiego i zniszczyły ich jedności.
Uriel miał tylko wątpliwości co do przemowy Bartolomeo.
- Czy aby nie jest za bardzo pobłażliwy? - zastanawiał się.
Wiedział jednak, że zarówno pochodzenie jak i profesja wypaliły na młodym Juliuszu piętno i nie jako obligowały go do tak asekuracyjnego i dyplomatycznego zachowania.


Abdul Hadi spojrzał w oczy Uriela skryte za maską i trwał tak przez chwilę. Wiedźmiarz poczuł zimny dreszcz na plecach. W tej jednej sekundzie czuł się tak jakby mierzył się ze swoją Nemezis, demonem wystawionym przez Ciemność. Sam nie wiedział, czy to po prostu zwykły strach przed tajemniczym obcym, czy też jego kolejna sztuka.
Hadi przeniósł wzrok na hanzytę i rzekł:
- Czcigodny pośle, naprawdę nie rozumiem powodów twego rozdrażnienia. Żadne moje słowo, czyn czy gest, nie miały na celu obrażenie kogokolwiek z was. Szanuje klan Elizjum, gdyż podobnie jak my walczycie z Ciemnością w każdym jej przejawie. Także wasz nieobecny tu przywódca, Azariasz, jest uważany przeze mnie jak i mój lud, za wielkiego człowieka, godnego szacunku i uznania.
Musisz jednak wiedzieć, że wiele plotek krąży po stepie. Być może plugawych, złośliwych i przede wszystkim nie prawdziwych, ale w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Moim błędem było, że wspomniałem wam o tym, gdyż nie mam całkowitej pewności, co do moich przypuszczeń. Jednak moim obowiązkiem, jako wolnego człowieka było ostrzec was przed grożącym wam niebezpieczeństwem.
Amulet, który nosicie na szyi przypomina mi wisior jak nosił jeden z ebonickich pułkowników z którym przyszło mi się zmierzyć wiele lat temu. Był to znak jego poddaństwa okrutnemu demonowi.
Wy, a być może także Azariasz nie wiecie, jakie jest znaczenie tego amuletu.
W porywie uzasadnionego gniewu wykorzystałem tę wiedzę do oskarżenia was. Zapewnia jednak, że nie miałem złych zamiarów. Chciałem się jedynie bronić przed niesłusznymi oskarżeniami waszego towarzysza.
Hadi przerwał na chwilę, by wziąć łyk gorącej herbaty. Znad czarki, którą trzymał w dłoniach unosiły się słup kłębiącej się pary. Dzikoklanyta zmoczył usta, po czym kontynuował, spoglądając teraz na Uriela:
- Czcigodny pośle - zaczął uroczyście - z wielką przyjemnością odpowiem na wszystkie twoje pytania i będę je cierpliwie znosił, gdyż masz takie prawo, by dowiedzieć się kogo wpuszczasz pod swój dach. Jednak na pewno nie odpowiem na pytania wypowiadane takim tonem i przeplatane ukrytymi inwektywami i nieuzasadnionymi pomówieniami.
Hadi nie spuszczał wzroku z wiedźmiarza. Wyglądało to tak jakby próbował dostrzec jego oblicze skryte pod maską.
- Jestem posłem klanu, który zajmuje ziemie wam najwyraźniej nieznane. Nie świadczy to jednak o tym, że te ziemie nie istnieją. Jestem posłem tak jak i wy i słowo ma dla mnie wielką wartość. I tylko słowo wystarczy, by potwierdzić moją tożsamość.
Nasz klan rządzi się troszkę innymi zasadami. Decydujący głos w sprawach ważnych dla klanu ma rada starszych, a ja jestem jednym z jej przedstawicieli. Zostałem wysłany, by reprezentować klan na ślubie don Lorenzo.
Nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby o mnie poświadczyć. Zapewniam jednak was, że gdy spotkamy się na ślubie dona, zobaczycie jak dobre relacje łączą nasze klany.
Przykro mi, że ktoś taki jak ty Urielu Azrael, oskarża mnie o splugawienie mimo, że przecież udowodniłem chorobę mojego dziecka. Przykro mi, że w to nie wierzysz i niczym głupi prostak w każdej chorobie widzisz dzieło Ciemności.
Właśnie takie zachowanie jest powodem braku mamki dla mojego syna. Żadna kobieta z mojego klanu nie miała odwagi, by karmić chore dziecko. Strach przed zarażeniem był większy niż chęć niesienia pomocy. Poza tym Nazir i tak je strasznie mało. Dręcząca go choroba nie pozwala mu normalnie funkcjonować.
Widać było, że wyznanie prawdy przychodzi Abdulowi z trudem i każde kolejne słowo bardzo dużo go kosztuje. Uriel zdawał sobie sprawę, że przemowa Hadiego przekonuje jego towarzyszy.
Nie to jednak było powodem, że wiedźmiarz poczuł się bardzo nieswojo. Na szczęście maska skrywała jego oblicze i wszystkie targające nim emocje i nikt nie spostrzegł wątpliwości Uriela.
Wspomnienie chorego brata powróciło nagle i uderzył z całą mocą. Uriel przypomniał sobie wypowiadane głośno pytania członków Elizjum, czy aby rodzina Azrael nie jest splugawiona. Wtedy tylko Azariasz stanął w ich obronie i wyjaśnił wszystkim, że to zwykła choroba nie mająca nic wspólnego z Ciemnością. Przypomniał sobie cierpiącego Ojca Ocalenia, który od miesięcy nie rusza się z łóżka.
Czy on także jest splugawiony?
Hadi wziął kolejny łyk herbaty i odstawił czarkę na ziemię.
- Wybaczcie także drodzy elizejczycy, ale nie oddam mojego syna pod opiekę nikogo z was, choćby to była najtroskliwsza kobieta na świecie. Musicie zrozumieć, że tylko ja potrafię się nim opiekować i tylko przy mnie czuje się bezpieczny.
Mam nadzieję, że moje wyjaśnienia rozwiały wszystkie wasze wątpliwości. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na waszą decyzję. Nie mam nic więcej do dodania na temat mojej osoby.
Z radością spędziłbym noc w bezpiecznym i suchym miejscu, ale jeśli nie będzie mi to dane pogodzę się z losem.
Czekam więc szanowni posłowie na waszą decyzję.
Hadi zakończył swoją przemowę niskim pokłonem w stronę wszystkich zebranych.


Aron
Sylwetka samotnego wojownika odcinała się tle ciemniejącego niebie. Promienie zachodzącego słońca kładły długie cienie na wysokiej trawie porastającej step.
Aron ostrożnie zbliżał się w stronę legendarnych Wilczych Wzgórz, miejsca wielkiej bitwy sprzed trzydziestu lat. Jego bojowy jaszczur stawiał powoli krok za krokiem unosząc wysoko łeb i załapiąc w nozdrza przynoszone przez wiatr zapachy. Mimo upływu lat to miejsce nadal przytłaczało swoją atmosferą. Powietrze wokół było gęste i ciężkie
Żerca został wysłany przez posłów Elizjum z zadaniem zbadania terenów okalających miejsce wielkiej bitwy. Cała karawana miał zawitać tutaj by oddać cześć przodkom.
Aronowi wydawało się, że słyszy głosy poległych wojowników, ich bojowe okrzyki i jęki bólu. W uszach dzwoniło mu walenie wojenny bębnów i oddległe wrzaski demonów. W tym miejscu, gdzie przelane zostało tyle krwi wolnych ludzi, czuć w powietrzu było dziwną atmosferę. Żerca bacznie rozejrzała się wokół, ale nie widział nic co przykułoby jego odwagę.
Azariasz prosił ich, by w drodze do siedziby Familii odwiedzili miejsce dawnej bitwy i oddać cześć przodkom.
Aron pamiętał jak w poprzednich latach wizyta na wzgórzach była wielkim świętem dla klanu. Teraz w związku z chorobą Ojca Ocalenia, uroczystość została ograniczona do minimum. Żerca powoli wjeżdzał na najwyższe z trzech wzgórz, gdzie mieściła się kolumna upamiętniająca jednocześnie wszystkich poległych jak i wielki czyn Azariasza. To właśnie w tym miejscu stał, gdy zatrzymał uciekających przed ebonicką armią spanikowanych wojowników. W miejscu w którym uderzył kosturem, ocaleni wolni ludzie wznieśli pamiątkową kolumnę.


Aron wjechał na szczyt wzniesienia to co ujrzał przeraziło go. Nigdy nie spodziewał się że kiedyś w życiu zobaczy coś takiego.
Piętnastometrowa kamienna kolumna pokryta licznymi rytami i zapisami dziejów bitwy leżała przewrócona i potrzaskana. Części skalnego bloku leżały porozrzucane wokół. Żerca po prostu nie mógł uwierzyć w to co widzi.
Podjechał bliżej i poczuł na plecach dziwny chłodny powiew. Z obawą obrócił się za siebie, ale ujrzał jedynie ostatnie promienie zachodzącego słońca na odległymhoryzoncie.
Jednym susem zeskoczył z jaszczura i podszedł do obalonej kolumny. Wokół strzaskanych części leżały rozrzucane czaszki zwierząt, kości przewiązane kolorowymi wstążkami pokrytymi okultystycznymi znakami. Nie opodal żerca zobaczył ślady dwóch dużych ognisk. Trzy metrowej średnicy smoliste koła, świadczyły dobitnie o tym że jakiś czas temu odbył się tu jakiś bluźnierczy rytuał.
Dreszcz przerażenia przeszedł po plecach Arona. Czuł go zawsze, gdy musiał konfrontować się ze sługami Ciemności. To, że zaledwie dwa dni drogi od Elizjum pojawili się kultyści Ciemności było bardzo niepokojące. Na dodatek odważyli się zniszczyć symbol zwycięstwa Wolnych Rodzin nad armią Ebobintów. To był wyraźny symbol i wiadomość.
„Uważajcie! Jesteśmy tu!”
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 16-03-2010 o 21:38.
brody jest offline