Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2010, 23:37   #11
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Słysząc oskarżenia dzikoklanyty, Bartolomeo na chwilę stracił mowę. Zresztą, wcześniejsze słowa wiedźmiarza też były nie lada zaskoczeniem. Oby miał jakieś dowody na ich poparcie, bo teraz będą potrzebowali bez mała interwencji Przodków, żeby wyjść z tego bez walki.

Tak czy siak, słowa Hadiego były groźne. Rzecznik czuł wśród swoich ludzi zwątpienie i strach. Ba! Czuł je w samym sobie. Ten obcy... bił od niego autorytet. To było nienaturalne, kiedy o tym teraz pomyślał. Ale tak bezczelny i otwarty atak na Azariasza? Chyba zbyt pewnie się poczuł. Trzeba szybko reagować, nie pozwolić, żeby strach pozostałych zawładnął ich sercami.

- Drogi panie!- zakrzyknął Hanzyta, zrywając się na równe nogi. Akcent sugerował, jak drogi jest mu ten „pan”- Nie mogę pozwolić, nawet gościowi i posłowi, na tak ordynarną potwarz! Te amulety mamy nie od kogo innego, ale od Azariasza, któregoś sam przed chwilą nazwał wielkim człowiekiem. Amulety te nie są niczym mniej, jak symbolem lojalności człowiekowi, któremu wszyscy tutaj, nawet Ty, jeśliś prawdziwie Wolnym Człowiekiem i wrogiem Ciemności i Cesarza, zawdzięczamy wolność i życie! Kimże Ty jesteś, by rzucać takie oskarżenia? Czyż nie siedzi tu z nami inkwizytor, który niezbicie wykazał, że Elizjum wolne jest od splugawionych sług Ciemności?- przez całą przemowę, mimo gwałtownej gestykulacji, Bartolomeo starał się nie zbliżać dłońmi do rękojeści rapiera, by nie dać wojownikom Hadiego pretekstu do ataku. I tak wyglądali jak dzikie zwierzęta szykujące się do skoku.

„No, Urielu, lepiej, byś nie rzucał słów na wiatr”

- Chciałbym też, abyś uświadomił sobie, że oskarżanie mojego przyjaciela Uriela, czy wiedźmiarzy Unii jako całości, boli mnie, nas, Unitów, może bardziej, niż chciałeś, aby zabolało. Ponadto, czuję się w obowiązku sprawdzenia słów mego przyjaciela. Dlatego proszę Cię, Abdulu Hadi z Bractwa Czerwonego Sierpa, abyś uchylił rąbka tajemnicy i pokazał nam, co masz w owym tobołku. A jeśli faktycznie jest to dziecko, czy nie sądzisz, że lepiej byłoby, abyś przekazał je na ręce służącej mego drogiego kuzyna, panny Mesaliny z Juliuszy, która na pewno dobrze się nim zajmie do rana. A przyznasz chyba, że rozmowy dorosłych przy ognisku to nie miejsca dla maleństwa.

Mesalina była dziewczyną trochę młodszą od Julii, zabraną przez Tyberiusza zapewne jako specjalistka od tkanin, gdyż tym zajmowała się na co dzień. Bartolomeo miał tylko nadzieję, że jej twarz nie zdradzała w tym momencie zbyt wielkiego lęku. Bo że dziewczyna się bała, nie miał wątpliwości. Sam się bał.

„No, szanowny pośle. Ja mówię: Sprawdzam”
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 09-03-2010, 18:29   #12
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Słowa Abdula Hadiego podziałały na młodego hanzytę jak płachta na byka. Nigdy nie potwierdził się żaden zarzut wysuwany przeciwko Azariaszowi i Bartolomeo wiedział, że te i podobne oskarżenia wypowiadają ludzie albo zawistni albo splugawienie Ciemnością, którzy pragną wymazać wielkie czyny Ojca Ocalenia.
Wszak to jeden z niewielu ludzi, którzy samotnie stanął naprzeciw wielkiej potędze Ciemności i wygrał.
Hadi patrzył ze stoickim spokojem na wzburzenie posła Elizjum. Gwałtowna gestykulacja i ostre słowa nie robiły na dzikoklanycie wrażenia. A przynajmniej jego twarz nie zdradzała jego emocji czy myśli.
Co innego stojący za nim wojownicy. Widać było, że ich mięśnie napięły się gwałtownie, a dłonie skrzyżowane dotychczas na piersiach, powędrowały na pasy. Było to wyraźne ostrzeżenie dla Bartolomeo, by uważał na słowa oraz znak, że w każdej chwili są oni gotowi do walki.
Żadne jednak z słów posła Elizjum nie wywołało, choćby grymasu na twarzy nieznajomego. Gdy wybrzmiały przemowa Bartolomeo, nocne niebo przeszyła ogromna błyskawica.
- Grzmisz pośle i oburzasz się na moje zachowanie, a przecież nie zrobiłem nic, czym mógłbym was urazić lub objawić się wam jako sługa demona. To twój towarzysz kipi z nienawiści i zarzuca mi plugawe czyny. I to on mnie obraża, posła wolnego klanu, bo dowodów żadnych na potwierdzenie swoich tez nie ma.
Trzymaj więc nerwy na wodzy szanowny pośle, bo twoje butne zachowanie nie robi na mnie żadnego wrażenie, a jedynie rozdrażnia moich braci. Nie przeraża nas, ani twoja liczna świta, ani ani wasze pełne nienawiści słowa. Odpuść, więc sobie te puste groźby.
Milczący dotychczas Gromosław chciał zabrać głos, gdyż poczuł się osobiście dotknięty przytykiem dzikoklanyty, ale ten uciszył go zwykłym gestem uniesionej ręki i kontynuował.
- Nie po to jednak zawitaliśmy do was, by karmić nasze szable waszą krwią.
W drodze jesteśmy, a widząc obóz chcieliśmy prosić o gościnę i nocleg. Pogoda nie sprzyja poszukiwaniom dogodnego miejsca na nocleg i tylko wasz obóz może zapewnić nam bezpieczne przetrwanie nocy. Nadal zależy mi na waszej gościnie, więc by okazać moją dobrą wolą pokażę wam, kogo tulę do piesi. Choć to ani nie wasza sprawa, ani nie wasz problem.
Hadi ostrożnie zaczął odwijać misterną konstrukcję becika. Oczy wszystkich zebranych skupiły się w tym jednym punkcie. Nieludzka wręcz ciekawość przepełniała serca elizejczyków.


Bartolomeo Juliusz
Hanzyta czuł na przemian wściekłość, bezsilność i ulgę. Słowa, pewność siebie a wręcz buta dzikoklanyty bardzo go denerwowała. Trzymał swoje emocje na wodzy na tyle na ile tylko był w stanie, nie mógł jednak dopuścić do puszczenia płazem takiej zniewagi. I choć zdawał sobie sprawę, że nie powinien się aż tak bardzo unosić, sprzeciwił się obelgom Abdula Hadiego w bardzo ostry sposób. Być może popadł w zbytni dramatyzm, ale było za późno, by czegokolwiek żałować. Pokazał być może tym samym swoją bezradność i odsłonił czuły punkt, ale czy miał inne wyjście.
A może doszły do głosu głęboko ukryte wątpliwości, które zawsze w sobie tłumił?
Nie! Azariasz jest człowiekiem bez skazy! Udowodniono to już nie raz i jakieś puste słowa dzikoklanyty, tego nie zmienią.
Bartolomeo wiedział, że musi zrobić wszystko by uniknąć rozlewu krwi. Nikomu nie przyniesie to korzyści, ale jeśli Uriel miał rację i Hadi nosi w sobie znamię splugawienia ich obowiązkiem wobec klanu, Omamu i wszystkich Wolnych Rodzin, będzie zabicie go i nie będzie wtedy możliwości pertraktacji.

Jak wielką ulgę poczuł hanzyta, gdy Hadi po wielu buńczucznych słowach, zdecydował się jednak pokazać co skrywa w tobołku.
Gdy oczom posła ukazało się małe, kilkumiesięczne dziecko, nie potrafił ukryć zdziwienie. Poczuł jednocześnie radość i spokój. Oznaczało to dwie rzeczy. Po pierwsze prawdopodobnie uda się uniknąć bezsensownej walki, a po drugi Uriel mylił się. Bartolomeo sam nie wiedział, czy to dobrze wróżby czy źle.
Jedynie krwista plama na policzku dziecka psuła cały obraz sytuacji.
Słowa wyjaśnienia jakie po chwili udzielił Hadi, uspokoiły jednak Bartolomeo zupełnie.


Uriel Azrael
- Wielka pycha wypełnia sługi Ciemności - pomyślał wiedźmiarz.
Zgadzało się to z tym wszystkim czego przez lata uczył go Azariasz. Każdemu słudze zła wydaje się, że jest lepszy od całej reszty ludzkości.
Uriel patrzył pewnie w pozbawioną emocji twarz dzikoklanyty. Jego tyrada pełna świętego oburzenia i gróźb, nie robiła na Urielu wrażenia. W chwili zagrożenia każdy się puszy i pokazuje mięśnie.
Wiedźmiarz przygotowany był już do walki, ale właśnie wtedy nastąpił przełom. Abdul Hadi w geście, jak to nazwał dobrej woli, odsłonił swojego koszmarnego oseska.
- Czyżby był, aż tak bezczelny?

- To niemożliwe! - krzyczały myśli wiedźmiarza.
Dziecko, które pokazał dzikoklanyta wyglądało całkowicie normalnie.
- To niemożliwe, żebym się mylił!
Uriel spojrzał jeszcze raz na zawinięte w becik dziecko. Kilkumiesięczny niemowlak był wyraźnie ospały i niemrawy, ale to nie dowodziło w żaden sposób tego że jego ciało zamieszkuje demon.
Jedynie krwista plama na policzku dziecka mogła przemawiać za teorią wiedźmiarza. Szybkie wyjaśnienia Hadiego rozwiały jednak resztkę wątpliwości.
Uriel spojrzał na swoich kompanów. Wyglądało na to, że wszyscy uwierzyli w słowa dzikoklanyty. Ich spojrzenia mówiły tylko jedno:
- Jak mogłeś się tak pomylić Urielu Azrael? Oskarżyć bezpodstawnie, niewinnego człowieka! Wstyd!
Nawet Uriel musiał przyznać, że historia dzikoklanyty brzmiała wiarygodnie. Nie musiał daleko szukać, by wiedzieć że nie każda choroba jest oznaką splugawienia i poddaństwa Ciemności.
Coś jednak nie dawało mu spokoju i pozostawiło widoczną rysę na nieskazitelnym obrazie Abdula Hadiego. Nie mógł jednak na razie otwarcie podzielić się z innymi swoimi wątpliwościami.


- To mój syn Nazir - powiedział Hadi, gdy odsłonił częściowo dziecko z becików.
Oczy wszystkich wpatrywały się w małego. Dziecko było wyraźnie osłabione i zmęczone. Nie przejawiało żadnej prawie aktywności, tak charakterystycznej dla niemowlaków.
- On jest ciężko chory. - powiedział ze smutkiem dzikoklanyta - Żaden z naszych zielarzy, ani znachorów nie potrafi mu pomóc. Dlatego też zabrałem go ze sobą na tę wyprawę. Liczę na to, że w tak dużym mieście jak Saint Petegliano, znajdę kogoś kto będzie potrafił uzdrowić mojego syna. Słyszałem, że na ślub dona zjedzie wiele osobistości i wielkich ludzi stepu. Może któryś z nich udzieli mi pomocy.
Wszyscy ze zrozumieniem i ze smutkiem pokiwali głową nad tragedią dzikoklanyty. Każdy członek Elizjum wiedział jak wielkim nieszczęściem jest choroba. Wielu elizejczyków zabrały z tego świata, choroby na które nie było lekarstwa. Teraz nawet Ojciec Ocalenia od miesięcy zmaga się z jedną z nich i nikt nie potrafi mu pomóc.
- Choroba nęka go od dnia narodzin - kontynuował Hadi - Jego matka zmarła przy porodzie i dlatego nie ma jej ze mną. Rozumiecie teraz moją sytuację.
Nieznajomy zawiesił i przez chwilę wydawało się, że zacznie płakać. Opanował się i patrząc na Bartolomeo rzekł:
- Mam nadzieję, że udowodniłem swoją niewinność szanowny pośle i wierzę, że nie dopuścisz więcej do tego, aby ktokolwiek spotwarzał mnie bezkarnie.
Jeszcze raz więc proszę, byś zgodnie z obyczajem stepu udzielił mi gościny na tę noc.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 13-03-2010, 17:12   #13
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Rozczarowanie, jeśli dopadło Wiedźmiarza to nie było widoczne, maska zakrywała wszystko, emocję i zaskoczenie. Nawet głos był zniekształcony i jednostajnie metaliczny.

- Mylisz się wędrowcze z nieznanego ludu z nienazwanych ziem, to kim jesteś i jakie są Twoje zamiary interesować nas powinno przede wszystkim. Wiele jest zbłąkanych duchów na stepie, a niewiele pośród nich życzy dobrze ludziom. I każdy z nich może twierdzić, że jest posłem wolnego klanu z zapomnianych krain.
- Pozwól zatem, że opowiem ci o jednym z nich, o zbłąkanej duszy, która pojawia się późną porą w obozach podróżnych, czasem samotnie czasem w orszaku. Mami podróżnych słowami o swym tragicznym losie, albo też łamię ich wolę mocami ciemności, bowiem zna sekret wzbudzania strachu i wymuszania posłuszeństwa pośród tych co nie zahartowali się w walce z Ciemnością. Gdy nieświadomi udzielą schronienia istocie, we śnie wysysa z nich życie.
- historia ta choć na pozór kierowana do Abdula, to więcej pytań rodziła w umysłach członków karawany.
- I oto tej nocy w naszym obozie pojawia się przybysz, który stroszy pióra posła, choć nie ma ani zaproszenia, ani listu uwierzytelniającego, ani żadnego dowodu na potwierdzenie tego kim jest. Niby prosi o gościnę, naprawdę jednak jej żąda, i straszy swoimi siepaczami, i oskarża Ojca Azariasza o konszachty z Ciemnością, i w tajemny sposób odkrywa powołanie człowieka widząc jedynie maskę i kirys. A przede wszystkim oburza się z każdym pytaniem o jego osobę. Znamiona twej winy nie są dla każdego widoczne, lecz pewne jest że wiele masz do ukrycia. A musisz wiedzieć, że mój Zakon nie spocznie póki nie pozna tajemnic.
- Dlatego jeśli zależy zależy ci na gościnie, to pohamuj emocję. Bo dotąd tylko ty grzmisz i się oburzasz, i obrażasz naszego dobrodzieja. A słowa twe same są gwałtem na prawie stepu, na które tak chętnie się powołujesz. Dlatego nim nasycisz swój głód, będziesz musiał znosić nasze pytania, póki nie zyskamy pewności, że nic złego nie wyniknie z tej gościny. A wiedz, że dwóch jest posłów Elizjum i dwóch musi być przekonanych o czystości twego serca. Wytłumacz nam zatem, za czego sprawą Twój skarb nie potrzebuję mamki jak każde inne osierocone niemowlę? I czemu obeznany z stepem lud zapuścił się w podróż bez własnych namiotów? A może jest was wielu, którzy ukrywają się przed naszym wzrokiem? Jakie jest imię tego, który nauczył cię tajemnic Ciemności? Jakim sposobem znasz Azariasza i don Lorenzo, samemu będąc nieznanym? I czemu boisz się oddać swój skarb w ręce Messaliny? Skoro bowiem nie ufasz nam na tyle by powierzyć swój sekret w ręce kobiety, czemu masz dość zaufania by dzielić jeden nocleg?


Uriel zdawał się nie ulegać osobowości podróżnego, nawet opowieść o chorym dziecku nie poruszyła go, a raczej była źródłem kolejnych wątpliwości. Zadawał pytania z determinacją i nieustępliwością inkwizytora, który akurat był tej nocy niezwykle małomówny. Nawet to, że część zebranych uwierzyła przybyszowi i mogła mieć za złe podejrzliwość nie przeszkadzało wiedźmiarzowi. Szamani zawsze działali poza schematem powszechnych zachowań, a ostatecznie ich jedynym wiernym towarzyszem było własne Nemezis.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 13-03-2010 o 18:34.
behemot jest offline  
Stary 14-03-2010, 21:21   #14
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Sytuacja wymknęła się spod kontroli. To było pewne. Zresztą, ciężko powiedzieć, czy w którymkolwiek momencie się tam znajdowała.
Najpierw oskarżenie rzekomego posła, które wzburzyło krew nawet w Barcie, potem jego opowieść o biednym, chorym synku, która, bądźmy szczerzy, przekonała Hanzytę i zbiła go z tropu.
A teraz jeszcze opowieść Uriela. Skąd Ciemność bierze pomysły na takie potworności? Ale efekt był dobry- teraz rozmowa wymknęła się z kontroli nie tylko młodemu rzecznikowi, ale i dzikoklanycie. Nie pokazał tego po sobie, ale na pewno Bartolomeo wyrwał się spod jego uroku. I, co prawda, jego dziecko było jeszcze bardziej tajemnicze niż przedtem, ale jedno wiedział.

- Szanowny pośle- usiadł z powrotem na swoim miejscu, przywracając wyraz spokoju na twarzy- zarówno ja, jak i mój przyjaciel, powiedzieliśmy wiele gwałtownych słów, z których część może- akcent padł na to słowo- nie mieć pokrycia w rzeczywistości. Jednak wszyscy tu jesteśmy świadkami, że bez ogródek zarzuciłeś nam, że te oto amulety- złapał swój w rękę i wyciągną trochę w stronę Abdula, jakby chciał mu go dokładniej pokazać- symbolizują służbę Ciemności. Jak wie prawie każdy na Stepie, te amulety są oznakami naszej służby dla Azariasza, wiedźmiarza, zwanego nie bez powodu Ojcem Ocalenia. Rzuciłeś bardzo konkretne oskarżenie i każdy Hanzyta powie Ci, że w tym momencie kończy się miejsce na gładkie słówka- nie było to łatwe, ale Bartolomeo zachowywał spokojny, niemal przyjazny ton i odpowiedni wyraz twarzy.

- Albo zatem odwołasz swoje słowa, a wtedy możemy rozmawiać o gościnie, albo je podtrzymasz, ale wtedy, wybacz moją ciekawość, czy naprawdę zamierzasz nocować w naszym namiocie? Co jednak sami mamy pomyśleć o człowieku, który chce nocować z poddanymi demonów? Czy może jednak źle Cię zrozumieliśmy? Może Twoje oskarżenie skierowane było w kogoś innego?

Poważnie, Bartolomeo nie wiedział, co zrobić z kwestią dziecka. Niewinna ofiara, czy może złowrogi upiór?

„To nie dylemat na moją głowę. Niech tylko Abdul odstąpi trochę pola w dyskusji, poproszę na bok Uriela i Rostowa i zobaczę, co oni myślą. To oni powinni znać się na takich mrocznych sprawkach. Namiot ma akurat dość wygodny przedsionek, spokojnie tam sobie porozmawiamy”- planował jeszcze, czekając na, zapewne ciętą, ripostę dzikoklanyty.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 15-03-2010, 11:12   #15
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Uriel Azrael i Bartolomeo Juliusz
Nieprzerwane strugi deszczu ciągle uderzały w wyschniętą stepową ziemią. Silne podmuchy wiatry wydymały ściany namiotu upodabniając go do balonu, który lada chwila miał się oderwać od ziemi.
Atmosfera wewnątrz była równie zimna i napięta co pogoda. Pozory gościnności prysły zastąpione przez nieufność i podejrzliwość, które zagościły w sercach.
Prości siepacze stojący za Gromosławem niewiele rozumieli z tej jakże poważnej dysputy, która toczyła się na ich oczach i wywoływała takie emocje. Dla nich sprawa nie potrzebnie się komplikowała i pragnęliby zakończyła się jak najszybciej. Czas na sen uciekał, a przed nimi były jeszcze kilkugodzinne warty.
Argumenty dzikoklanyty o chorym dziecku trafiły co prawda do serc wojowników, ale głęboko skrywana nieufność do każdego obcego dawała o sobie znać. Cieszyli się, że to nie oni muszą podjąć decyzję. Niezależnie jednak od tego co się stanie, jedno było pewne: trzeba będzie mieć na oku tego obcego.


Dzikoklanyta w spokoju wysłuchał słów obu posłów Elizjum. Mowa wiedźmiarza mimo, że na pozór spokojna miała jednak w sobie moc. Uriel gdzieś w głębi poczuł, że w bitwie o duszę swoich towarzyszy odniósł małe zwycięstwo. Prawdopodobnie tylko on miał świadomość, że Adbul wzmocnił swoje argumenty siłą zakazanej sztuki Dominacji Ducha. Sztuka ta choć znana wiedźmiarzom Wolnych Rodzin, nie była przez nich akceptowana w kontaktach pomiędzy wolnymi ludźmi.
Powszechnie zaakceptowano użycie tej umiejętności tylko do walki z duchami i upiorami Bezmiaru. Dzikoklanyta nie miał obowiązku przestrzegać praw i obyczajów Unii. jednak jako gość powinien. To, że obcy posłużył się zakazaną wiedzę, świadczyło dobitnie na jego nie korzyść.
Na szczęście opowieść Uriela przebiła się przez czarny woal przymusu jaki roztoczył wokół świty poselskiej Elizjum, Abdul Hadi.
Jedna trafna opowieść pozwolił mu przebić się do ich serc i otworzyć im oczy na tego podejrzanego człowieka.
Gromosław siedzący obok wiedźmiarza, przez całą historię kiwał potakująco głową, jakby i on wiedział o demonach zaklętych w ciałach martwych dzieci.
Milczący Vito spojrzał znad swojej księgi i posłał Urielowi przyjazne spojrzenie.
Wiedźmiarz poczuł, że nie jest już sam. Na powrót członkowie Elizjum byli razem i czarcie sztuki Hadiego i zniszczyły ich jedności.
Uriel miał tylko wątpliwości co do przemowy Bartolomeo.
- Czy aby nie jest za bardzo pobłażliwy? - zastanawiał się.
Wiedział jednak, że zarówno pochodzenie jak i profesja wypaliły na młodym Juliuszu piętno i nie jako obligowały go do tak asekuracyjnego i dyplomatycznego zachowania.


Abdul Hadi spojrzał w oczy Uriela skryte za maską i trwał tak przez chwilę. Wiedźmiarz poczuł zimny dreszcz na plecach. W tej jednej sekundzie czuł się tak jakby mierzył się ze swoją Nemezis, demonem wystawionym przez Ciemność. Sam nie wiedział, czy to po prostu zwykły strach przed tajemniczym obcym, czy też jego kolejna sztuka.
Hadi przeniósł wzrok na hanzytę i rzekł:
- Czcigodny pośle, naprawdę nie rozumiem powodów twego rozdrażnienia. Żadne moje słowo, czyn czy gest, nie miały na celu obrażenie kogokolwiek z was. Szanuje klan Elizjum, gdyż podobnie jak my walczycie z Ciemnością w każdym jej przejawie. Także wasz nieobecny tu przywódca, Azariasz, jest uważany przeze mnie jak i mój lud, za wielkiego człowieka, godnego szacunku i uznania.
Musisz jednak wiedzieć, że wiele plotek krąży po stepie. Być może plugawych, złośliwych i przede wszystkim nie prawdziwych, ale w każdej plotce jest ziarnko prawdy. Moim błędem było, że wspomniałem wam o tym, gdyż nie mam całkowitej pewności, co do moich przypuszczeń. Jednak moim obowiązkiem, jako wolnego człowieka było ostrzec was przed grożącym wam niebezpieczeństwem.
Amulet, który nosicie na szyi przypomina mi wisior jak nosił jeden z ebonickich pułkowników z którym przyszło mi się zmierzyć wiele lat temu. Był to znak jego poddaństwa okrutnemu demonowi.
Wy, a być może także Azariasz nie wiecie, jakie jest znaczenie tego amuletu.
W porywie uzasadnionego gniewu wykorzystałem tę wiedzę do oskarżenia was. Zapewnia jednak, że nie miałem złych zamiarów. Chciałem się jedynie bronić przed niesłusznymi oskarżeniami waszego towarzysza.
Hadi przerwał na chwilę, by wziąć łyk gorącej herbaty. Znad czarki, którą trzymał w dłoniach unosiły się słup kłębiącej się pary. Dzikoklanyta zmoczył usta, po czym kontynuował, spoglądając teraz na Uriela:
- Czcigodny pośle - zaczął uroczyście - z wielką przyjemnością odpowiem na wszystkie twoje pytania i będę je cierpliwie znosił, gdyż masz takie prawo, by dowiedzieć się kogo wpuszczasz pod swój dach. Jednak na pewno nie odpowiem na pytania wypowiadane takim tonem i przeplatane ukrytymi inwektywami i nieuzasadnionymi pomówieniami.
Hadi nie spuszczał wzroku z wiedźmiarza. Wyglądało to tak jakby próbował dostrzec jego oblicze skryte pod maską.
- Jestem posłem klanu, który zajmuje ziemie wam najwyraźniej nieznane. Nie świadczy to jednak o tym, że te ziemie nie istnieją. Jestem posłem tak jak i wy i słowo ma dla mnie wielką wartość. I tylko słowo wystarczy, by potwierdzić moją tożsamość.
Nasz klan rządzi się troszkę innymi zasadami. Decydujący głos w sprawach ważnych dla klanu ma rada starszych, a ja jestem jednym z jej przedstawicieli. Zostałem wysłany, by reprezentować klan na ślubie don Lorenzo.
Nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby o mnie poświadczyć. Zapewniam jednak was, że gdy spotkamy się na ślubie dona, zobaczycie jak dobre relacje łączą nasze klany.
Przykro mi, że ktoś taki jak ty Urielu Azrael, oskarża mnie o splugawienie mimo, że przecież udowodniłem chorobę mojego dziecka. Przykro mi, że w to nie wierzysz i niczym głupi prostak w każdej chorobie widzisz dzieło Ciemności.
Właśnie takie zachowanie jest powodem braku mamki dla mojego syna. Żadna kobieta z mojego klanu nie miała odwagi, by karmić chore dziecko. Strach przed zarażeniem był większy niż chęć niesienia pomocy. Poza tym Nazir i tak je strasznie mało. Dręcząca go choroba nie pozwala mu normalnie funkcjonować.
Widać było, że wyznanie prawdy przychodzi Abdulowi z trudem i każde kolejne słowo bardzo dużo go kosztuje. Uriel zdawał sobie sprawę, że przemowa Hadiego przekonuje jego towarzyszy.
Nie to jednak było powodem, że wiedźmiarz poczuł się bardzo nieswojo. Na szczęście maska skrywała jego oblicze i wszystkie targające nim emocje i nikt nie spostrzegł wątpliwości Uriela.
Wspomnienie chorego brata powróciło nagle i uderzył z całą mocą. Uriel przypomniał sobie wypowiadane głośno pytania członków Elizjum, czy aby rodzina Azrael nie jest splugawiona. Wtedy tylko Azariasz stanął w ich obronie i wyjaśnił wszystkim, że to zwykła choroba nie mająca nic wspólnego z Ciemnością. Przypomniał sobie cierpiącego Ojca Ocalenia, który od miesięcy nie rusza się z łóżka.
Czy on także jest splugawiony?
Hadi wziął kolejny łyk herbaty i odstawił czarkę na ziemię.
- Wybaczcie także drodzy elizejczycy, ale nie oddam mojego syna pod opiekę nikogo z was, choćby to była najtroskliwsza kobieta na świecie. Musicie zrozumieć, że tylko ja potrafię się nim opiekować i tylko przy mnie czuje się bezpieczny.
Mam nadzieję, że moje wyjaśnienia rozwiały wszystkie wasze wątpliwości. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na waszą decyzję. Nie mam nic więcej do dodania na temat mojej osoby.
Z radością spędziłbym noc w bezpiecznym i suchym miejscu, ale jeśli nie będzie mi to dane pogodzę się z losem.
Czekam więc szanowni posłowie na waszą decyzję.
Hadi zakończył swoją przemowę niskim pokłonem w stronę wszystkich zebranych.


Aron
Sylwetka samotnego wojownika odcinała się tle ciemniejącego niebie. Promienie zachodzącego słońca kładły długie cienie na wysokiej trawie porastającej step.
Aron ostrożnie zbliżał się w stronę legendarnych Wilczych Wzgórz, miejsca wielkiej bitwy sprzed trzydziestu lat. Jego bojowy jaszczur stawiał powoli krok za krokiem unosząc wysoko łeb i załapiąc w nozdrza przynoszone przez wiatr zapachy. Mimo upływu lat to miejsce nadal przytłaczało swoją atmosferą. Powietrze wokół było gęste i ciężkie
Żerca został wysłany przez posłów Elizjum z zadaniem zbadania terenów okalających miejsce wielkiej bitwy. Cała karawana miał zawitać tutaj by oddać cześć przodkom.
Aronowi wydawało się, że słyszy głosy poległych wojowników, ich bojowe okrzyki i jęki bólu. W uszach dzwoniło mu walenie wojenny bębnów i oddległe wrzaski demonów. W tym miejscu, gdzie przelane zostało tyle krwi wolnych ludzi, czuć w powietrzu było dziwną atmosferę. Żerca bacznie rozejrzała się wokół, ale nie widział nic co przykułoby jego odwagę.
Azariasz prosił ich, by w drodze do siedziby Familii odwiedzili miejsce dawnej bitwy i oddać cześć przodkom.
Aron pamiętał jak w poprzednich latach wizyta na wzgórzach była wielkim świętem dla klanu. Teraz w związku z chorobą Ojca Ocalenia, uroczystość została ograniczona do minimum. Żerca powoli wjeżdzał na najwyższe z trzech wzgórz, gdzie mieściła się kolumna upamiętniająca jednocześnie wszystkich poległych jak i wielki czyn Azariasza. To właśnie w tym miejscu stał, gdy zatrzymał uciekających przed ebonicką armią spanikowanych wojowników. W miejscu w którym uderzył kosturem, ocaleni wolni ludzie wznieśli pamiątkową kolumnę.


Aron wjechał na szczyt wzniesienia to co ujrzał przeraziło go. Nigdy nie spodziewał się że kiedyś w życiu zobaczy coś takiego.
Piętnastometrowa kamienna kolumna pokryta licznymi rytami i zapisami dziejów bitwy leżała przewrócona i potrzaskana. Części skalnego bloku leżały porozrzucane wokół. Żerca po prostu nie mógł uwierzyć w to co widzi.
Podjechał bliżej i poczuł na plecach dziwny chłodny powiew. Z obawą obrócił się za siebie, ale ujrzał jedynie ostatnie promienie zachodzącego słońca na odległymhoryzoncie.
Jednym susem zeskoczył z jaszczura i podszedł do obalonej kolumny. Wokół strzaskanych części leżały rozrzucane czaszki zwierząt, kości przewiązane kolorowymi wstążkami pokrytymi okultystycznymi znakami. Nie opodal żerca zobaczył ślady dwóch dużych ognisk. Trzy metrowej średnicy smoliste koła, świadczyły dobitnie o tym że jakiś czas temu odbył się tu jakiś bluźnierczy rytuał.
Dreszcz przerażenia przeszedł po plecach Arona. Czuł go zawsze, gdy musiał konfrontować się ze sługami Ciemności. To, że zaledwie dwa dni drogi od Elizjum pojawili się kultyści Ciemności było bardzo niepokojące. Na dodatek odważyli się zniszczyć symbol zwycięstwa Wolnych Rodzin nad armią Ebobintów. To był wyraźny symbol i wiadomość.
„Uważajcie! Jesteśmy tu!”
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 16-03-2010 o 21:38.
brody jest offline  
Stary 18-03-2010, 13:20   #16
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Spoglądął uważnie na horyzont, żegnając wzrokiem zachodzącą ognistą kulę. Robiło się ciemno, a do szczytu najważniejszego ze wzgórz, zostało mu jeszcze z pół mili. Gwizdnął przeciągle, poganiając zwierzaka do szybszej jazdy. Jaszczur zwinnie omijał skalne odłamki i korzenie drzew. Żerca był z niego bardzo zadowolony, dzięki niemu szybciej przebył dystans, który mu wyznaczono jako zadanie.

Wilcze Wzgórza, monumentalny świadek połączonego wysiłku Wolnych Rodzin.

Świadek śmierci wielu broniących honoru i czystości duszy ludzi wielu klanów.

Świadek chwili zwątpienia i paniki, kiedy okrutne demony ruszyły do ataku, pędzone
rozkazami ebionickich ciemiężców.

Świadek niezwykłej odwagi jednego człowieka i garstki tych, co się wokół niego skupili.

Świadek potężnej mocy wyzwolonej by zniszczyć najeźdźców Ciemności.

Wreszcie świadek Zwycięstwa, przynoszącego na wiele lat spokój znękanym Stepom.

*****


Pamiętał te chwile chwały i radości. Z każdym krokiem jaszczurzego wierzchowca przypominał sobie minione wspomnienia. Wyczerpującą aż do granic możliwości organizmu walkę, hart ducha i serca by wytrzymać ogrom pogardy i pychy nacierających demonicznych sług. Pamiętał jak krew spływała po jego muskularnym ciele, z wielu drobnych ran, z których każda była świadectwem odwagi. Wydawało mu się, że im bliżej szczytu najważniejszego wzgórza, tym wyraźniej w jego duszy grają wojenne bębny i odbijają się echem minionych lat bojowe okrzyki. Wspominał jak wielki zamęt i chaos go otaczały w tamtych chwilach, zgiełk bitwy jest nie do opisania. Nigdy już potem nie brał udziału w tak ogromnym i epickim starciu.

Zaraz po bitwie na Wilczych Wzgórzach wyruszył w podróż. Stracił wszystkich najbliższych, w zasadzie nie miał do czego wracać. Choć był jednym z nielicznych, którzy wytrwali u boku Azariasza i otaczano go powszechnym szacunkiem, nie potrafił znaleźć sobie miejsca w nowo budowanym Elizjum. Podróż była najlepszym rozwiązaniem, zresztą jako młody żerca z Zakonu, miał jeszcze wiele rzeczy do przyswojenia i wiele tajemnic do poznania. Wiele słabości swojej duszy do pokonania.

Teraz kiedy zbliżał się już do wieku podeszłego, zapragnął wrócić w rodzinne strony. Był jeszcze w dobrej kondycji fizycznej, ale pokorny człowiek nigdy nie wie kiedy nastąpi jego koniec. Przypominał teraz raczej starego wilka – samotnika, poznaczonego szramami z wielu walk, którego doświadczenie, spryt i ostrość kłów czynią niebezpiecznym przeciwnikiem.

Oficjalnie nie przystąpił do Gwardii swojego starego przyjaciela, nie nosił jej znaku. Choroba wielkiego przywódcy Wolnych Rodzin - Ojca Azariasza, przygnębiła go nieco. Wśród klanowych osobistości nie widział równie spektakularnego następcy, a Ciemność bardzo by się ucieszyła ze śmierci swojego adwersarza. Dlatego podświadomie wierzył, że podróż poselstwa, przyniesie ratunek, tak potrzebny schorowanemu Azariaszowi. Misja zwiadu była dla niego zaszczytem, a także dowodem na to, że jego wiek nie uczynił go jeszcze zniedołężniałym.


*****


Widok jaki zastał na szczycie Wzgórza, sprawił, że jego sponiewierana walkami z Ciemnością dusza, zawyła z gniewu i złości. Potężna, wykonana z czarnego kamienia kolumna, upamiętniająca wielkie zwycięstwo i bohaterstwo tysięcy, leżała strzaskana w pył. Skalne odłamki walały się wszędzie potęgując złowrogie odczucia. Wokół miejsca gdzie stał pomnik, walały czaszki zwierząt i strzaskane resztki kości, przewiązane różnokolorowymi wstęgami z okultystycznymi znakami. Trzy wielkie okręgi spalonej ziemi, zaznaczone dokładnie czernią sadzy i smoły, dopełniały obrazu mrocznego rytuału jaki miał tu miejsce. Dreszcz niebezpieczeństwa przebiegł po kręgosłupie Arona, zeskoczył z siodła wyciągając jedno z długich ostrzy, pewnie ściskając katanę ruszył między skalne załomy, badając znalezione ślady.


Jego umysł starał sobie przypomnieć całą wiedzę o plugawych sztuczkach Ciemności jaką zgromadził przez lata z nią zmagania się. Znalezione resztki rytuału i ciężka aura zła, mówiły mu, że został tu odprawiony niezwykle mroczny rytuał, podczas którego poświęcono życie wielu istot żywych, w tym na pewno także kilka ludzkich. Rytuał miał na celu przyzwanie potężnego demona, którego niszczycielskim dziełem było zniszczenie pomnika zwycięstwa. Musiała być to istota naprawdę ogromnej mocy. Aron wyczuwał, że dusze poległych przodków, pilnujące miejsca swojej śmierci zostały z tej okolicy wygnane, przez manifestację wściekłości i nienawiści potwora. Był to cios o wiele bardziej bolesny, niźli fizyczne zniszczenie kolumny. W klindze co raz bardziej rosła wściekłość z powodu bezsilności. Miejsce zostało trwale splugawione i tylko interwencja egzorcystów i śniacych, pozwoliłaby przywrócić miejscu dawną świetność.

„Ciemność jest wszędzie, jest jak wielogłowy potwór. Na miejsce jednego zniszczonego łba, wyrastają dwa nowe, ale naszą rzeczą jest walczyć. Inaczej porzucimy nasz honor i cześć.” - przypomniał sobie jak przez mgłę słowa swojego ojca i twarz, którą ledwie pamiętał.

*****


Słońce już prawie zaszło, a czarne chmury na nieboskłonie zwiastowały rychłą ulewę. W takich ciemnościach, ciężko mu było odkryć w jakim kierunku podążyli kultyści. Przywołał swego wierzchowca i ufny w jego dobry węch, nakazał mu podążać za tropem. Jaszczur spuścił głowę ku ziemi i pewnie ruszył za śladami. Udało im się ujechać może ze ćwierć mili, kiedy zaczął padać deszcz i trop się urywał. Ślady prowadziły w kierunku ziem Familii.

To mogło znaczyć wszystko… albo nic…

Skierował swojego jaszczura w przeciwnym kierunku, ku trasie, jaką podążała karawana poselska. Musiał jak najszybciej zameldować posłom o tym co odkrył, a także jak najszybciej powiadomić Elizjum.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 18-03-2010, 23:35   #17
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Niebezpieczne to plotki, szanowny pośle- Bartolomeo zwrócił się do Abdula- I ciekaw byłbym, kto je rozpowszechnia. Mam nadzieję, że Elizjum nie ma w Twoich stronach sławy klanu czcicieli demonów? Ale o tym możemy porozmawiać innym razem. Co zaś do gościny- młody Juliusz zamyślił się na chwilę- Mam nadzieję, że zrozumiesz, że będziemy chcieli wymienić zdania na osobności. Sam zauważyłeś, nigdy dość ostrożności w tych niespokojnych czasach. Oczywiście- dodał, podnosząc się i chwytając kapelusz- nie będziemy wyganiali dziecka na deszcz. Panie Rostow, Urielu, Julio, chodźcie, proszę, ze mną, do przedsionka.

Nie było to zbyt subtelne zagranie, ale chyba i tak nie zostaną już z Abdulem przyjaciółmi. Zresztą, nie wiedział jeszcze, czy politycznie dużo by zyskali na przymierzu z Bractwem Czerwonego Sierpa. Miał też nadzieję, że jego towarzysze nie będą zbyt zdziwieni propozycją wyjścia z namiotu.

- Julio, dla Ciebie mam zadanie specjalne- zwrócił się do dziewczyny, gdy tylko opadła za nimi zasłona, odgradzająca wnętrze. W przedsionku było dość sucho, a deszcz bębniący o materiał namiotu zagłuszał wszystko, co działo się w środku jak i to, co działo się na zewnątrz- Na wszelki wypadek, musimy wiedzieć, czy gdzieś za wzgórzami nie czai się kolejnych dziesięciu siepaczy Czerwonego Sierpa. Sprawdź to.

- Panowie- odwrócił się do pozostałych- ten cały Abdul jest irytujący, owszem. Arogancki i złośliwy. Ale, póki co, nie wiemy nic pewnego. Oprócz tego, że jest przeczulony na punkcie wiedźmiarzy. Dlatego pytam się was, czy możemy w jakiś sposób go sprawdzić? A może już wiecie coś, o czym ja nie wiem? Opowieść o demonicznych dzieciach prawdziwie chwyta za serce, ale czy możemy jej dowieść? Sami wiecie, jak to będzie wyglądało, jeśli wyrzucimy ich niesłusznie na deszcz, a potem, w Latarni, będą się na nas skarżyć. Z drugiej strony, jeśli oprzemy się podstępnym mamieniom Ciemności – zawiesił głos, nie kończąc tego zdania.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 22-03-2010, 18:43   #18
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Uriel w milczeniu wyszedł z namiotu, po drodze tylko posyłając Abdulowi krótkie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć, że nawet nieobecny będzie miał na niego oko. Wysłuchał wątpliwości Bartolomeo i po chwili zamyślenia odpowiedział:
- Grzechem tego, który karze się nazywać Abdulem, nie jest pycha czy arogancja, lecz korzystanie z tajemnych mocy przeciw nam. Przypomnijcie sobie chwilę gdy rozpoznał wiedźmiarza i inkwizytora, a przecież nie mógł mieć pewności. Używa on mocy umysłu, by manipulować ludźmi, czułem jego starania choć przodkowie ochronili mą wolę. Te same sekrety pozwalają mu wyciągnąć nasze lęki. Fałszywe opowieści nie wzięły się z stepu, lecz z naszych własnych lęków, powstałych z krążących w Elizjum plotek. - Uriel wyrażał tę samą nieograniczoną wiarę w winę Abdula co w namiocie.
- Wedle wiedzy mi danej demon mieszka w ciele dziecka, przemienia je z czasem w szkaradną formę. Jak dotąd znamiona ominęły twarz, lecz kto cierpliwie szuka ten w końcu odnajdzie prawdę. By poznać naturę podróżnika, musimy zbadać dziecko i poszukać na jego ciele znamion upiora. Jak dotąd widzieliśmy tylko fragment skóry, zaś demon może ukrywać się głębiej.
- Zły duch spija siły z śpiących, nie zabija, choć nigdy nie można mieć pewności. Nie znam uroków by się przed nim ochronić. Jedynym pewnym sposobem jest wydalenie ich z obozu.
- Wiedźmiarz najwyraźniej nie przejmował się dyplomatycznym aspektem całego wydarzenia, a los biednego wędrowca moknącego na deszczu niewiele go obchodził.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 23-03-2010, 20:11   #19
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Bartolomeo Juliusz i Uriel Azrael
W ciasnym przedsionku klanowego namiotu było o wiele chłodniej niż wewnątrz. Wiatr przenikał do szpiku kości, a wilgoć unosząca się w powietrzu osiadała na szatach posłów.
Młody hanzyta nie zważając na wszelkie protokoły dyplomatyczne i zasady stepu zostawił gościa i udał się na klanową naradę. Nie miał jednak innego wyjścia. Sprawa wyglądała na tyle poważnie, że omówienie tematu było nieuniknione.
Bartolomeo w krótkich słowach przedstawił swoje stanowisko. I teraz czekał na głosy dwóch pozostałych uczestników polowej narady.
Wiedźmiarz skryty za rytualną maską pozostał tak samo nieprzejednanym jak w towarzystwie dzikoklanyty. Dla niego sprawa była oczywista i nie było tutaj miejsca na dyskusję. On ze sługą demona nie ma o czym debatować.
Dałmat słuchał z uwagą słów obu posłów.
- Jesteśmy w trudnej sytuacji – zaczął spokojnie inkwizytor – Zawitał do nas gość, obcy człowiek, z nieznanych nam ziem. Zachodzi wobec niego duże podejrzenie, że o ile nie konszachtuje z Ciemnością, to co najmniej jej sprzyja. Nie wydawajmy jednak pochopnych wyroków. Niestety nie mamy możliwości, by jeszcze w jakikolwiek inny sposób go sprawdzać i przepytać. To co mogliśmy zostało uczynione. Abdul Hadi jest arogancki i butny, to prawda. Cecha ta jest charakterystyczna dla wszystkich dzikich klanów, które uważają się za lepszych od nas, gdyż jak mawiają są niezależni i wolni od wszelkich wpływów.
To co mówi Uriel znajduje poparcie także w mojej wiedzy na temat sług Ciemności. Ja sam nie spotkałem się nigdy z Dziecięciem Śmierci. Słyszałem jednak o nim nie raz. W przypadku Hadiego nie mamy żadnych dowodów na to, że ciało jego syna zamieszkuje demon. Nie mamy możliwości, ani powodów by przeprowadzać wnikliwy proces. To gość i przysługują mu wszelkie prawa z tym związane.
Nie wyczułem też, aby Hadi próbował manipulować naszymi umysłami. To ty Urielu jesteś specjalistą w tej dziedzinie i nie wątpię w twoje słowa. I to co mówisz jest kolejnym powód, by głęboko się zastanowić nad przyjęciem go pod nasz dach.
Musimy jednak pamiętać, że to co bierzemy za przejaw działania Ciemności, równie dobrze może być zwykłą chorobą. Znamy wiele takich przypadków. Najróżniejsze schorzenia przypominały opętanie i na pierwszy rzut oko wyglądały jak sprawka demonów.
Poza tym w naszym przypadku dochodzi też aspekt dyplomatyczny. Wiem Urielu, że te sprawy w ogóle cię nie interesują. Musisz być jednak świadom, że gdy wyrzucimy Hadiego i jego ludzi z naszego namiotu, na ślubie dona będziemy walczyć z plotką, że Elizjum nie przestrzega obyczajów step. I zapewniam cię, że na nic zdadzą się nasze wyjaśnienia, że podejrzewaliśmy Hadiego o splugawienie. A wręcz przeciwnie takie słowa tylko jeszcze bardziej zniechęcą do nas potencjalnych sojuszników. A nie możemy zamykać sobie drogi na sojusze i współpracę z nimi klanami, nawet tymi spoza Unii.
Moim zdaniem powinniśmy przyjąć Hadiego, ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze twój kuzyn – inkwizytor spojrzał na Bartolomeo – ma zapewne w swoich bagażach dodatkowy namiot, którego pewnie tylko przez lenistwo jego sług nie został jeszcze rozbił. Umieścilibyśmy Hadiego i jego obstawę w tym dodatkowym namiocie. Trzeba również ustanowić dyskretną dodatkową straż, która całą noc obserwowałaby poczynania dzikoklanyty. Musi to być ktoś kto jest obeznany ze sztuczkami Ciemności i komu niestraszne spojrzeć w jej plugawe oblicze. Myślę oczywiście o Gromosława i wiem, że on nie odmówi całonocnej warty w tych okolicznościach.
Zarówno wydalenie Hadiego jak i ewentualne otwarte oskarżenie o konszachty z Ciemnością byłoby, o moim zdaniem wielkim błędem.
Ostateczne decyzja zależy oczywiście od was drodzy posłowie, to wam Azariasz przekazał swoją władzę.
Dałmat zakończył przemową głębokim ukłonem w stronę posłów.
- Zostawiam więc was samych, byście mogli w spokoju podjąć decyzję, która będzie dobra dla klanu. Niech mądrość przodków was prowadzi.
Inkwizytor wrócił do namiotu, a dwaj młodzi posłowie zostali sami. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Hanzyta i rytualista, dyplomata i wiedźmiarz. Czy to przypadek, że Azariasz wybrał tak skrajne postawy i charaktery do reprezentowania Elizjum. Dla obu jasne było, że muszą się jakoś w tej sprawie porozumieć. I choć obaj patrzyli na sprawę Hadiego całkowicie odmiennie ich decyzja musiała być jednogłośna.


Aron „Klinga”
Aron był wściekły. Tym bardziej, że jego złość nie mogła znaleźć nigdzie ujścia. Nie było przeciwnika z którym mógłby się zmierzyć i siłą swoich mięśnie i stalowym ostrzem pokazać swój gniew. Kultyście, kimkolwiek byli, podnieśli rękę na symbol niezależności i zwycięstwa Wolnych Rodzin nad sługami Cesarza. Żerca czuł, że nadchodzące dni, a tym sam ślub dona, przyniosą ze sobą ważne i niepokojące wydarzenia. To, że ślady sług Ciemności prowadziły w kierunku miasta założonego przez Familię, nie wróżyło nic dobrego.

Deszcz jaki nagle spadł z nieba w przeciągu kilku chwil, przemoczył szaty żercy. Bojowy jaszczur także nie był zadowolony z takiej pogody. Prychał i warczał, kręcąc łbem na wszystkie strony. Ciemność nocy rozjaśniały tylko pojedyncze błyski piorunów na odległym horyzoncie. Aron zmusił jaszczura do szybszego biegu. Czas w obecnej chwili miał kluczowe znaczenie. Posłowie muszą się dowiedzieć, co się stało na Wilczych Wzgórzach i podjąć odpowiednie kroki. Aron czuł dziwny niepokój w sercu. Im więcej o tym myślał, tym bardziej był przerażony potęgą osób, które podniosły rękę na symbol tak ważny dla Wolnych Rodzin. Owszem wokół Elizjum spotykało się różne plugawe stwory i zwierzęta, nawet w samych kopalniach klanu. Jednak od dawna nikt nie widział w okolicy żadnych sług Ciemności czy Cesarza. Oznaczało to, że trzeba zwiększyć czujność i uważać na wszystko wokół.

Odległy obóz poselstwa Aron dostrzegł z wysokiego wzgórza. Jego serce napełniła radość i spokój, gdy ujrzał namioty i powiewający sztandar Elizjum. Nagle usłyszał za sobą kobiecy głos:
- Witaj Aronie.
Młoda przepatrywaczka Julia już nie raz zaskoczyła starego weteran. To tylko potwierdzało jak wielkim talentem dysponuje technoklanytka.
- Szybko wróciłeś – dodała.
- Tak – odparł Aron – i nie mam wcale dobrych wieści.
Ja też – odparła przepatrywaczka – Mamy podejrzanego gościa w obozie. Posłowie toczą zażartą dyskusję, czy udzielić mu noclegu.
Julia w krótkich, żołnierskich wręcz słowach wyjaśniła żercy istotę sprawy. Szybkiego raportowania kobieta nauczyła się przebywając ciągle w towarzystwie soldackich siepaczy, którzy zawsze starają się przekazać jak najwięcej treści przy użyciu minimum słów.
Arona zaniepokoiły wieści z obozu. Na dodatek nie był to koniec złych nowin tej nocy.
- Bartolomeo wysłał mnie z zadaniem przeszukania terenu wokół obozu, czy aby gdzieś nie czają się jeszcze jacyś jego wojownicy. - podjęła po chwili - Tych co prawda nie zauważyłam, ale spójrz na tamto wzgórze.
Julia gestem ręki wskazała oddalony o około trzysta metrów pagórek. W pierwszej chwili Aron nie dostrzegł nic co w jakiś sposób przykułoby jego uwagę. W mroku próbował wypatrzeć jakiś cień lub sylwetkę.
- Nisko, przy samym gruncie – podpowiedziała przepatrywaczka – w tych krzakach jałowca..
Dopiero po słowach dziewczyny żerca dostrzegł to co ją zaniepokoiło. W mroku przy samej ziemi błyszczały krwistoczerwonym blaskiem dwa punkty.
Czyżby ślepia?
- Nie wiem co to może być – rzekła już ciszej przepatrywaczka, jakby obawiała się by to coś jej nie usłyszało – Miałam już wracać do obozu po jakiegoś siepacza, ale zauważyłam że jedziesz. Wiesz może co to jest?
Żerca nie miał pewności, ale miał jak najgorsze przeczucia.
Plugawy rytuał na Wilczym Wzgórzu, podejrzany nocny gość w obozie, a teraz jeszcze jakaś bestia czająca się w mroku.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 31-03-2010, 00:07   #20
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Aron postanowił, że pomoże Julii. Młoda przepatrywaczka, nie raz już pokazała swój kunszt, więc i tym razem nie mogła się mylić. Przywiązał wodze jaszczura do palika nieopodal namiotów i ruszył z przepatrywaczką, nie witając się nawet z posłami. Ci sami chyba, jeszcze nie wiedzieli o jego powrocie, dość nieoczekiwanym zresztą.
Julia postanowiła, że zajdą szpiega z dwóch stron. Aron wybrał wschodnią część wzgórza, a Julia zachodnią. Stary żerca musiał przykładać się bardziej do poruszania się w ciemności, w końcu nie dysponował takim talentem do skradania się jak dziewczyna z Hanzy, a i lata nie były już te…
Wydawało mu się, że na szczyt dostał się pierwszy, ruszył ostrożnie z bronią wyciągniętą do użycia w kierunku miejsca, gdzie znajdował się przeciwnik. Mały, kwadratowy kształt z ruchomą głową i dwoma czerwonymi ślepiami na niej, poruszył się. Wyjechał z krzewów w stronę Arona, nie okazujac jakichś wrogich zamiarów. Jego głowa wirowała wokół własnej osi omiatając teren czerwonymi ślepiami. To była maszyna, czyli coś czegoś ie Aron tu kompletnie nei spodziewał, zawahał się chwilę i to był błąd… którego później nie mógł sobie wybaczyć. Gwizd bojowy Julii usłyszał za późno, szpieg-maszyna oddalał się z prędkością uniemożliwiajacą złapanie.
Z krzewów wyszła zdenerwowana przepatrywaczka:
- Dlaczego dałeś mu uciec?
- Nie dąłem, po prostu się zawahałem,a potem było już za późno – próbował się wytłumaczyć żerca, który omal nie spłonął ze wstydu i hańby, że pozwolił szpiegowi uciec.
- To był szpieg, a teraz podąża wprost do swojego pana. Tylko co tu robi maszyna?
- Może to wysłannik kultystów Wielkiego K? – zadumał się Aron.
- Kultyści K? Tutaj? – Julia wydawała się być naprawdę przestraszona – Mam nadzieję, że to nie prawda, Zło tak blisko bram Elizjum?
- Julio, Ciemność tylko czeka, aż uśpimy swoją czujność, by zaatakować w miejscu i czasie, który nam wyda się najmniej prawdopodobny,
- Racja Aronie, niemniej jednak, musimy donieść posłom, że byliśmy szpiegowani.
- Prawda, mam tylko prośbę – Aron zawahał się na chwilę, chowając miecz do pochwy – nie wspominaj, o mojej chwili słabości w obozie… przysięgam, że zmyję tę hańbę jaką się okryłem dzisiejszego wieczoru.
- To nie tylko twoja wina Aronie – przepatrywaczka ze smutkiem zwiesiła głowę – to coś podążało za nami już dłuższy czas, a ja tego nie wypatrzyłam, jestem może jeszcze bardziej winna. Przeszukam jeszcze to miejsce, a potem wracajmy do obozu.
Żerca przypatrywał się jak Julia metr po metrze okrąża i bada miejsce, skąd byli obserwowani. Po chwili pochyliła się nad czymś i gwizdnęła na Arona. Wskazała palcem na małą, metalową kostkę, leżącą na ziemi, w miejscu, gdzie spotkali szpiega. Po chwili namysłu, doszli do wniosku, że zostawią kostkę, przysyłając tutaj z obozu kogoś, kto się na tym lepiej zna. Robot był szpiegiem, na pewno nie zostawił im nic dobrego, wiec istniało duże prawdopodobieństwo, że mogła to być pułapka.
******

Posłów Aron spotkał stojących w przedsionku największego z namiotów. Podszedł do nich i skłonił się Urielowi i Bartolomeo. Wiedźmiarza znał bardziej, niż młodego hanzytę. Zdał im relację ze straszliwego widoku, jaki zastał na Wilczym Wzgórzu, w miejscu poświęconym pamięci dawnych bohaterów. Opisał dokładnie wszystko co widział, a także co odkrył podczas badania miejsca rytuału. Wspomniał, o możliwości uzdrowienia świętego miejsca, spod wpływu Ciemności, oraz przekazał informację na temat kierunku, w którym udali się kultyści Ciemności.
Potem przekazał zebranym drugą złą wiadomości, opowiadając o mechanicznym szpiegu, którego spotkali na wzgórzu i o tajemniczym przedmiocie, który pozostawił uciekając przed nim i Julią. Skończył swój raport słowami:
- Przodkowie wiedzą, że wieści te przynoszę sam nimi mocno zgnębiony. Radzić nam przyszło, co robić dalej. Zarówno, ze sprawą bezczeszczenia miejsca pamięci jak i z tym tajemniczym szpiegiem, a Julia wspomniała, że mam trzeci kłopot na głowie w postaci dzikoklanyty. Jakie macie wobec niego podejrzenia? Sprzyja On Ciemności wiedźmiarzu? – zakończył patrzac na Uriela.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172