Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2010, 17:59   #505
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Wt, 16 X 2007, Peryferia NY, 11:45

Grad kul z wnętrza, niepewność sytuacji. Z tyłu ktoś odpala vana. Chaos. Yue pot spływał po czole, plecach, spociły się dłonie, adrenalina dała kopa jej koncentracji, zmęczenie upośledzało celność.
Chciała się wychylić i wyeliminować chociaż jednego napastnika.

<<Na śmierć nigdy nie jest za późno.>>

Wujek jak zawsze musiał dodać swoje trzy grosze. Yue zacisnęła zęby. Van przebił się przez ogrodzenie i ruszył z piskiem opon. „Żyć i umrzeć bez żalu, oto moja jedyna religia.” Wycelowała w opony i wypróżniła cały magazynek. Kątem oka zauważyła, że Chris w zakrwawionej koszuli leży pod resztką płotu, jednocześnie van wylądował po kilku koziołkach w rowie. Kierowca, jeśli żył, to raczej szybko się z resztek samochodu nie wydostanie.

<<Gdybyście przestrzegali procedur, nigdy by do tego nie doszło. Bardzo dobrze się prowadzisz siostrzenico, drugi dzień pracy w policji, a Twój partner już jest niedysponowany. Zawsze uważałem, że przynosisz pecha.>>

Azjatka bardzo się ucieszyła, że posiłki nadjechały. Wylegitymowała się, kiedy wraz z dwoma policjantami przenosili Chrisa do karetki. Odprowadziła ją wzrokiem, kiedy odjeżdżała na sygnale.

A potem znów wszystko zakryły płomienie. Yue włożyła dłonie do kieszeni i oparła się o maskę swojego BMW. Wzięła kolejny pasek gumy do ust. Już ostatni. Ręce jej się trzęsły. Przymknęła na moment powieki. Rozluźniła się na moment. Chwila bezmyślnego zawieszenia. Wystarczy kilka minut i ponownie zajmie się robotą.

Wt, 16 X 2007, Peryferia NY, 12:05

Rozmasowała sobie kark i rozejrzała się po okolicy – najpierw ruszyła do vana. Dopytała o to, czy mężczyzna żyje, zabrała jego komórkę, zajrzała z mundurowymi na tył samochodu. Kiedy już strażacy usunęli wszystkie zarzewia ognia, przeszła się po pogorzelisku. Już czuła na grzbiecie tą ilość papierków, jaką będzie musiała jeszcze dzisiaj wypełnić.

Trzymała w ręku, komórkę, jak już wiedziała, trupa. Wszyscy trzej arabowie nie żyli. Pozostał przy życiu tylko jeden terrorysta... i urna skryta gdzieś w NY. Tykająca magiczna bomba.
W samochodzie były ubrania robocze, jakieś książki, przewodniki po NY...i broń. Kilkanaście rosyjskich kałasznikowów, parę kilo materiałów wybuchowych, granaty. Skąd oni to wzięli?

Najgorsze było to, że na to pytanie było kilka odpowiedzi. W USA łatwo było zdobyć broń, zbyt łatwo. Były też plany. Wymagały one co prawda, dokładniejszego przejrzenia. Ale już widać było, że terroryści planują większą akcję ...kilkunastoosobową akcję na terenie jakiegoś dużego budynku.

Sam telefon zawierał cztery numery i był modelem z górnej półki. Modelem zabezpieczonym przed podsłuchem i wykryciem sygnału.

Ogień (wstępne badania strażaków wykazały, że wybuch był spowodowany wyciekiem gazu z instalacji gazowej. Terrorysta odkręcił zapewne kurek kuchenki i poczekał aż ulatniający się gaz wypełni kuchnię. A potem wystarczyła iskra) niestety strawił doszczętnie cały dom, w tym i ciała dwóch terrorystów. Ciężko będzie ich rozpoznać.

Yue zerknęła na zegarek. Była głodna.

Zabrała ze sobą, po uprzednim podpisaniu pokwitowania u „drużynowego” Pavlicek, książki, przewodniki i komórkę. Przegrzebała się też przez stroje robocze, które należały do pracowników CNN niższego stopnia (sprzątacze, elektrycy, ekipa techniczna). Powoli sytuacja zaczynała się zarysowywać...

Wt, 16 X 2007, Stołówka na Uniwersytecie, 13:00

Yue dojechała bez większych problemów do Uniwersytetu. Z trudem znalazła miejsce na parkingu, wysiadła z samochodu i usiadła na rozgrzanej masce. Ważyła przez moment komórkę w dłoni, a potem wybrała numer do Yoshiego.

- Hej Yue! – radosny, matowy głos odpowiedział jej po drugim sygnale.
- Cześć. – starała się, by jej zmęczenie nie było aż tak słyszalne w jej głosie.
- Jak żyjesz?
- Powoli, ale intensywnie.
– odparła wpatrując się niebo. Tyłek jej się zagrzał. – A co u Ciebie?
Szczerze mówiąc, nie interesowało jej to wcale.

<<Oszukuj się dalej. Niezależnie jak głęboko zakopiesz swoje uczucia, ja i tak je widzę.>>

- Powoli, ale intensywnie.
– zaśmiał się. – Zdobyłem już dla ciebie samochód. To jaki chcesz kolor lakieru?
- Czarny.

Prychnął wesoło.
- Wiedziałem.
- Muszę lecieć. Mam spotkanie.
- Do zobaczenia.


Przez kolejne 10 minut zorientowała się, gdzie znajduje się gabinet dr Holland. Zabrała z samochodu hałdę książek i skierowała się do stołówki. Zajęła sama cały jeden stolik. Kupiła sobie obiad. Jadła powoli, przeglądając każdą książkę strona po stronie. Sprawdzała, czy nie ma jakichś zakładek czy tomy nie otwierają się same. Na mapkach zaznaczona była czerwonym markerem siedziba rozgłosni telewizyjnej CNN w Nowym Yorku. Yue odsunęła od siebie tackę z jedzeniem. Straciła apetyt. Zostawiła wszystko na stoliku i wyszła na patio. Wybrała numer do komisariatu, a potem wewnętrzny do porucznik Logan.
- Dzień dobry pani porucznik. Z tej strony detektyw Shen-Men. Właśnie odkryłam cel, jaki obrali terroryści od tej zagubionej urny z ifrytem. To rozgłośni telewizyjna CNN. Teraz pewnie się to zmieni. Postanowiłam poinformować panią porucznik teraz, zanim złożę popołudniu raport.
- Rozumiem. Dobra robota. Powiadomię Pavlicek, by założyła stały monitoring na ten budynek. Tak dla pewności.-
odparła szybko Daria Logan.
- Dziękuję.

Azjatka wróciła do stołówki, zebrała książki, wrzuciła je do samochodu i ruszyła na spotkanie z dr Holland.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline