Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2010, 20:43   #22
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zadowolona była z "zapoznawczego wieczorka", jak go ładnie nazywała w swojej główce. Wydarzenia mijającego dnia pędziły z szybkością galopującego rumaka, a sytuacja zmieniała się co chwilę. Najpierw spadek, potem statek, chybocząca się łupinka, mająca spędzić na morzu dużo ponad miesiąc czasu! Przerażało ją to, chyba zbyt często przerażały ją rzeczy nieznane, a ta była z nich najgorsza. Nie będzie mogła prawie korzystać ze swojej mocy, czyli czegoś co znała. Skupiona na tej myśli nie była aktywna przez większość dnia, odzywając się tylko wtedy, gdy ją pytano. Dobrze, że nie była jedyną kobietą, Marie nadrabiała entuzjazmem i skupiała na sobie uwagę wszystkich pozostałych, pozwalając Megarze bardziej przyswoić zmiany. Były zbyt gwałtowne. Stresowały ją i zamykały w sobie. Pozostali spadkobiercy na pewno już ją uważali za mruka. Ale przecież nie musieli się nawzajem kochać, na początku tej wędrówki ku mitycznemu celowi, określonemu kilkoma słowami na pergaminie. Będą jeszcze mieli czas się poznać.

Najwyraźniej większość była innego zdania, rozmawiając dość dużo i zadając pytania. Przecież nie mogła ich ignorować. Zgodziła się oczywiście sprzedać konia, na którym zupełnie jej nie zależało, stara chabeta nie nadawała się prawie do niczego. Ale gdy Alto wręczył jej za niego więcej, niż sama zapłaciła, popatrzyła na niego poważnie. Co on musiał powiedzieć kupcowi! Ona sama przepłaciła, nie znając się na zwierzętach. Oddała mu jedną z monet, wciskając wdłoń ze wzrokiem tak zdecydowanym, że nie mógł nie wziąć, nie narażając się na gniew czarodziejki. Nie była taka jak Marie, nie tryskała humorem. Uśmiechnęła się dopiero wtedy, gdy schował pieniądz.
- Dziękuję, mi by się tego nie udało sprzedać przez cały dekadzień.
Okazywali się dobrze dobraną grupą. Zróżnicowaną. Zdecydowaną, zwłaszcza, gdy patrzyło się na olbrzyma, który wyraźnie przejmował dowodzenie. To dobrze, podobała się jej jego pewność, a w razie niebezpieczeństwa najpewniej docenią ją wszyscy. Inni, może prócz cichego jak ona sama Roberta, również stanowili ciekawą mieszankę, a rycerskość Brana ujmowała za serce. Jeśli była prawdziwa.

No właśnie, a potem był ten wieczorek. Na początku nie była do tego przekonana, tak mniej więcej do połowy pierwszego kielicha z pysznym pitnym miodem. Złoty trunek znikał w ustach Megary, której oczy zaczynały świecić się coraz radośniej, znacznie mniej podejrzliwie zerkając na towarzyszy zasiadających przy tym samym stole. Nagle okazało się, że są całkiem sympatyczni, ładni, mili i chętnie z nimi by się zaprzyjaźniła. Alkohol znosiła raczej słabo, ale miód był taki cudowny! Całe jej ciało zrobiło się cieplejsze, aż poprawiała ubranie, bezwiednie pokazując jeszcze więcej dekoltu. A gdy Marie zaproponowała opowiadanie o sobie, nawet się nie zawahała. Który to był kielich? Trzeci? To chyba będzie jej ulubiony trunek. Jej głos zyskał lekką chrypkę, stając się zmysłowym, gdy mówiła. Cały efekt niweczył troszkę plączący się język.
- Megara Ravenrock. Dziwne nazwisko, z którego dumna nie jestem, nie myślcie sobie! Ale pewien lord i jego zameczek na północnym zachodzie zwykł się tak zwać, a jako, że ten cholernik ojcem mym był, to i mnie zmuszono, bym go używała. Do tak zwanej rodziny nie wracam i zamiaru nie mam!
Była lekko wstawiona, więc poniewczasie zorientowała się, że mówi za głośno. Ściszyła głos.
- Mam dwadzieścia trzy lata i tak, jestem wiedźmą, chociaż wolę określenie: czarodziejka. Takie jak ja bywają wiedźmami, bo tak jest prościej i wyglądem chyba pasuję do tego słowa. Związana jestem z ziemią i skałą, z nich czerpię swoją moc.
Przyjrzała się Myszy, rozważając jej słodkie słowa i piękne wierszyki. To było zaraźliwe, odpowiedzi w podobnym stylu oparła się z trudem.
- Żaba raczej nie, ale jeśli bym nad tobą popracowała, byłaby z ciebie piękna skałka.
Roześmiała się, szczerze. Ale nie ukrywajmy, dzięki wypitemu trunkowi. Bo następnego dnia znów nie była rozmowna. Za to miała kaca. Okropna rzecz.

***

Ubrała się inaczej. Zakupiła ubranie męskie, w tym luźne spodnie i tunikę, które to zasłaniały prawie doskonale jej kobiece walory. Na statku było bardzo wielu obcych mężczyzn, którzy będą na morzu przez wiele czasu, a ona nie chciała im dawać powodów do interesowania się jej osobą. Oczywiście wciąż były to brązowo-czarne kolory, a dodatkowo związała jeszcze włosy w warkocz i zrobiła skrzywioną minę, która to z kolei musiała być prawdziwa. Trochę maskowała jej strach, gdy po bardzo dla niej wąskim trapie wchodziła na pokład.
Z ulgą przyjęła zarzącenie Wulfa i szybko znalazła się w małej koi, ściskając woreczek z brudną ziemią. Czemu tak strasznie kołysało? Przecież nawet nie wypłynęli! Zbladła całkiem i na pokład przez pierwsze dwa dni nie wychodziła, a nawet nie przychodziła, by jeść. Jeśli znalazła się na pokładzie to po to, by wymiotować. Albo próbować to robić, gdy już nie miała czym. Morze było takie okropne! Dopiero po dwóch dobach zaczęło jej to przechodzić, pozostawiając tylko strach. Prawie w ogóle nie czuła swojej mocy!

Tego wieczora, kiedy Marie poprosiła ją o pomoc, było już trochę lepiej. Wciąż blada, ale chociaż nie biegała co chwilę na pokład i nie wychylała się za burtę. Wzięła od bardki oba przedmioty i położyła je delikatnie. Potem wzięła grudkę ziemi i rozgniotła ją palcami, mrucząc słowa zaklęcia. Moc zbierała się powoli, ale do tego co robiła, nie potrzebowała jej wiele, tylko małą odrobinkę, którą mogła spokojnie zaczerpać z woreczka, który wzięła ze sobą z miasta. Moc przyszła chwilę potem, wypełniając małe pomieszczenie i całą Megarę. To było to! Od razu poczuła się lepiej, a żołądek uspokoił się zupełnie. Czemu nie pomyślała o tym wcześniej? Spojrzała na przedmioty. Cytrę od razu zignorowała, ale szal mienił się magiczną mocą. Już chciała przestać się koncentrować, gdy dojrzała coś jeszcze.
- Marie, co masz w kieszeni?
Gdy dziewczyna wyciągnęła chusteczkę, tę samą, którą Bran dał jej jeszcze w przed wyruszeniem, Meg roześmiała się, przerywając tym samym własną koncentrację.
- Szal ma w sobie magię. A także... ta chusteczka. Najwyraźniej jest znacznie więcej warta niż można by przypuszczać. Widziałam takie, wychowując się na zamku. Bran jest rycerzem, więc musiał dostać ją od jakiejś panny, na turnieju, zostając jej wybrankiem. Przynajmniej na czas turnieju. Jeśli mi ją zostawisz, to rano spróbuję się dowiedzieć jakie właściwości mają te przedmioty.

Mysz zostawiła oba kawałki materiału. Identyfikacja była trudniejszym czarem, na dodatek długotrwałym, a z taką niewielką ilością mocy i możliwości, jakimi dysponowała Megara, sam proces trwał od świtu aż do południa, kiedy to wreszcie udało się dowiedzieć wszystkiego, czego mogła. Posypywała szal i chusteczkę drobinkami ziemi, kreśląc przy tym powolne znaki w powietrzu, cały czas czując przepływającą przez nią magię. Nie miała tu innej możliwości, toteż materiał pobrudził się nieco. Magia na pewno nie pozwoli pozostać brudowi na tej tkaninie. Bardka okazała się mieć bardzo ciekawe przedmioty. Poszła, by ją odnaleźć i odciągnąć gdzieś na bok, oddając oba skrawki materiału.
- Szal będzie cię chronić przed zimnem, znacznie zmniejszając jego skutki. Zarówno te magiczne jak i zwyczajne. Będziesz mi go pożyczać w zimie?
Czarodziejka uśmiechnęła się, miała znacznie lepszy humor odkąd przestała dokuczać jej morska choroba.
- Chusteczka zaś wzmacnia... umysł. Łatwiej z nią oprzeć się urokom, nie tylko magicznym, a także czarom. Nie jest to potężny przedmiot, ale na pewno bardzo cenny.
Nie powiedziała Myszy, że warto by było oddać ją Branowi. To już jej wybór i jej moralność. A sama Megara wyszła nawet na pokład, wystawiając bladą twarz na słońce i przyglądając się ćwiczącym mężczyznom.
 
Lady jest offline